Dzień dobry... wiecie co? Jest +30.000 wejść na tym blogu!!! Lili cały dzień dzisiaj tłumaczę że jest 300.000 wejść ale ok xD Dziękuje wam za to wszystko, nigdy nie sądziłam ze aż tak daleko dojdę a dzięki wam to się udało!!!
Ogólnie zaczęłam krzyczeć jak już było kilka wejść więcej... do tego wczoraj pobiłam największy rekord na blogu! Nie pobije już go... na pewno mi się nie uda xD Wczoraj dzięki 4funTv czego sie nie spodziewałam ale bardzo dziękuje wam :* Więc dzięki temu że dali link do mojego bloga to miałam 667 wejść! MEGA WIELKIE DZIĘKI LUDZIE ZA WCHODZENIE NA TEGO BLOGA! ♥
Akcja #BTRComeToPoland która odbyła się wczoraj przeszła całkiem dobrze... tylko nie trafiliśmy czasowo a szkoda. Tak bardzo wkurzyłam się na limit że zrobiłam pewną rzecz której nie żałuje... znaczy moja i Julii prywatna akcja zacznie się dopiero w poniedziałek o 16:00 więc trzymać kciuki xD
Chce właśnie podziękować wszystkim którzy tak dzielnie pomagali w tej akcji! Było nas dużo i daleko zaszliśmy! ♥
Nie wiedziałam co dodać a z pisaniem mam ostatnie coś ciężko więc oto moja stara jednorazówka którą napisałam kiedyś xD Jest to moja pierwsza fantastyczna jednorazówka wiec najlepiej nie wyszła xD Postaram się obiecuje! Miłego czytania tego długiego litania... "Animal Planet" PS. Przypominam o tym że wczoraj był dodany 66 część :D
Akcja #BTRComeToPoland która odbyła się wczoraj przeszła całkiem dobrze... tylko nie trafiliśmy czasowo a szkoda. Tak bardzo wkurzyłam się na limit że zrobiłam pewną rzecz której nie żałuje... znaczy moja i Julii prywatna akcja zacznie się dopiero w poniedziałek o 16:00 więc trzymać kciuki xD
Chce właśnie podziękować wszystkim którzy tak dzielnie pomagali w tej akcji! Było nas dużo i daleko zaszliśmy! ♥
Nie wiedziałam co dodać a z pisaniem mam ostatnie coś ciężko więc oto moja stara jednorazówka którą napisałam kiedyś xD Jest to moja pierwsza fantastyczna jednorazówka wiec najlepiej nie wyszła xD Postaram się obiecuje! Miłego czytania tego długiego litania... "Animal Planet" PS. Przypominam o tym że wczoraj był dodany 66 część :D
Jednorazówka fantastyczna wiec się nie śmiać xD Inspiracja
to chyba Avatar i rozdział Sylwii… zwłaszcza ten filmik xDDD. Zapraszam!!! :D
----------------------------
----------------------------
Każdy człowiek ma swojego duchowego przewodnika. Zwierzę
które odzwierciedla daną osobę. Gdyby tak zamienić się w swoje zwierze?
W piękną zimową noc życie ósemki osób zmieniło się na zawsze… Matka natura wybrała ich na ważną misje. Niebezpieczeństwo, miłość, zabawa… może i nawet śmierć.
- Mamy dane tych osób które będą się nadawać – powiedział jeden z skrzatów. Matka natura która siedziała w podziemiach poszukiwała idealnych osób, które pomogą jej w walce.
- Przenieście ich w noc lasu… zajmę się nimi – odpowiedziała Matka Natura.
W piękną zimową noc życie ósemki osób zmieniło się na zawsze… Matka natura wybrała ich na ważną misje. Niebezpieczeństwo, miłość, zabawa… może i nawet śmierć.
- Mamy dane tych osób które będą się nadawać – powiedział jeden z skrzatów. Matka natura która siedziała w podziemiach poszukiwała idealnych osób, które pomogą jej w walce.
- Przenieście ich w noc lasu… zajmę się nimi – odpowiedziała Matka Natura.
*Z punktu widzenia
Logana*
Poczułem straszny ból głowy i zimno. Otworzyłem oczy i
rozejrzałem się zdziwiony… byłem w lesie! Jak ja się tu znalazłem?! Wstałem
jednak coś mi nie pasowało… stoję na 4 łapach… łapach?! Jestem wilkiem!!! Jak
to możliwe?!
- Znowu sen… więcej nie chodzę na żadne imprezy… - warknąłem i zacząłem się oglądać. Mogę mówić… to jest niesamowite. Wystraszony próbując się wydostać z lasu poszedłem przed siebie.
- Hallo! Jest tu ktoś?! Ludzie pomocy! – usłyszałem głos jakieś dziewczyny. Pewnie ktoś się tu zgubił… Schowałem się za drzewem aby jej nie wystraszyć.
- Głupie łapy… ja się pytam czemu wyglądam jak debil – dziewczyna zaczęła mówić sama do siebie i wtedy zobaczyłem lisa… trochę dziwnego lisa. Miała 3 ogony, cała biała, taka jak z bajki… Wyszedłem z ukrycia wtedy lis mnie zauważył.
- Matko wilk! Znam… eeee… karate! Taaa dużo zrobię – zakopała się w śniegu.
- Nawet jeśli jesteś biała to cie widać… tyłu nie schowałaś – zaśmiałem się.
- Ty mówisz… To nie normalne u wilków – otrzepała się i podeszła do mnie.
- Powiem ci coś ale się nie śmiej… jestem człowiekiem! Obudziłem się w tym lesie jako wilk! – spojrzałem przerażony na nią.
- Ty też? – zapytała zdziwiona.
- No to siedzimy w tym razem… miło Logan jestem, więcej nie pije – podałem jej łapę a ona w nią uderzyła z śmiechem.
- Dajemy na ogony – zaśmiała się i uderzyła mnie z ogona w pysk – sorka Logan xD Jestem Pati
- Słyszę ludzi słyszę ludzi! – usłyszeliśmy inną osobę i wtedy znikąd pojawił się kojot… dobra naprawdę więcej nie pije!
- Matko kojot! –krzyknęliśmy z Pati i schowaliśmy się w śniegu.
- Wilk! Lis!... ej czytałem kiedyś taką książkę… albo o psie i lisie – zastanowił się kojot a my na niego spojrzeliśmy.
- Też człowiek, obudziłeś się w lesie jako kojot, nie ogarniasz nic – zapytała Pati.
- Ehem… - pokiwał głową robią dziwna minę.
- Jestem Logan a lis to Pati… - podałem łapię kojotowi – i nie wal z ogona…
- Kendall miło mi – jęknął – co się tu dzieje?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałem. To jest dziwne ze jestem wilkiem… i nie jestem jedyny. Coś się musiało stać tylko nie wiadomo co.
- Znowu sen… więcej nie chodzę na żadne imprezy… - warknąłem i zacząłem się oglądać. Mogę mówić… to jest niesamowite. Wystraszony próbując się wydostać z lasu poszedłem przed siebie.
- Hallo! Jest tu ktoś?! Ludzie pomocy! – usłyszałem głos jakieś dziewczyny. Pewnie ktoś się tu zgubił… Schowałem się za drzewem aby jej nie wystraszyć.
- Głupie łapy… ja się pytam czemu wyglądam jak debil – dziewczyna zaczęła mówić sama do siebie i wtedy zobaczyłem lisa… trochę dziwnego lisa. Miała 3 ogony, cała biała, taka jak z bajki… Wyszedłem z ukrycia wtedy lis mnie zauważył.
- Matko wilk! Znam… eeee… karate! Taaa dużo zrobię – zakopała się w śniegu.
- Nawet jeśli jesteś biała to cie widać… tyłu nie schowałaś – zaśmiałem się.
- Ty mówisz… To nie normalne u wilków – otrzepała się i podeszła do mnie.
- Powiem ci coś ale się nie śmiej… jestem człowiekiem! Obudziłem się w tym lesie jako wilk! – spojrzałem przerażony na nią.
- Ty też? – zapytała zdziwiona.
- No to siedzimy w tym razem… miło Logan jestem, więcej nie pije – podałem jej łapę a ona w nią uderzyła z śmiechem.
- Dajemy na ogony – zaśmiała się i uderzyła mnie z ogona w pysk – sorka Logan xD Jestem Pati
- Słyszę ludzi słyszę ludzi! – usłyszeliśmy inną osobę i wtedy znikąd pojawił się kojot… dobra naprawdę więcej nie pije!
- Matko kojot! –krzyknęliśmy z Pati i schowaliśmy się w śniegu.
- Wilk! Lis!... ej czytałem kiedyś taką książkę… albo o psie i lisie – zastanowił się kojot a my na niego spojrzeliśmy.
- Też człowiek, obudziłeś się w lesie jako kojot, nie ogarniasz nic – zapytała Pati.
- Ehem… - pokiwał głową robią dziwna minę.
- Jestem Logan a lis to Pati… - podałem łapię kojotowi – i nie wal z ogona…
- Kendall miło mi – jęknął – co się tu dzieje?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałem. To jest dziwne ze jestem wilkiem… i nie jestem jedyny. Coś się musiało stać tylko nie wiadomo co.
*Z punktu widzenia
Angel*
Przewracałam się z jednego boku na drugi nie wiedząc co
zrobić. Jakoś nie wygodnie mi na tym łóżku. Zrezygnowana otworzyłam oczy gdy
zauważyłam że jestem jakieś 50m nad ziemia! W gnieździe! Co ja tu robię?!
Siedziałam na jakieś skale a niżej był ogromny las… wystraszona cofnęłam się i potknęłam
o jakiegoś ptaka… czerwonego ptaka.
- Proszę nie budź się… proszę – szepnęłam wystraszona kiedy zauważyłam pióra… i szpony. Rozstawiłam ręce a zamiast nich były skrzydła! Jestem orłem!!!!
- Oddawaj to… - szepnął ten dziwny ptak machając szponami. Wystraszyłam się ponieważ zaczął świecić na czerwono… jakby się palił!
- Człowieku! Znaczy… ptaku.. czy czym tam jesteś… palisz się! – walnęłam go a on przestraszony spadł z gniazda lecąc w dół. Zniknął gdzieś w chmurach… Nie mówicie ze go zabiłam!
Wtedy zobaczyłam płomienną strzałę która leciała w górę. To był ten ptak… wygląda jak feniks… ale one przecież nie istnieją.
- Wow – szepnęłam patrząc na płonącego ptaka który wylądował w gnieździe koło mnie.
- Jak to możliwe ze ja latam?! – krzyknął zdziwiony i trochę wystraszony.
- Chociaż się nie palisz – zaśmiałam się niewinnie – cześć jestem Angel – uśmiechnęłam się. Pewnie to dziwnie wyglądało skoro jestem orłem.
- Fajne imię… ja to Carlos – wymachiwał skrzydłami i uderzył się kilka razy w dziób – to nie sen…
- Powinnam leżeć w łóżku i spać a nie być orłem! – rozstawiłam skrzydła.
- Ty chociaż się nie palisz… moi rodzice mnie zabiją widząc że jestem ptako-czymś – powiedział Carlos.
- Trzeba coś zrobić – zaczęłam – przecież nie możemy zostać ptakami!
- Może jakby zlecieć do lasku i poprosić kogoś o pomoc – jęknął Carlos patrząc w dół.
- Żeby nas myśliwi pozastrzelali! Teraz jest sezon na łowy… do tego kto ci uwierzy że jesteśmy ludźmi… - spojrzałam na niego.
- Masz jakiś lepszy pomysł?
- …nie? – zaśmiałam się niewinnie patrząc w dół - lecimy?
- Zaczynaj – powiedział i popchnął mnie, wtedy spadłam i leciałam w dół. Rozłożyłam skrzydła i wzniosłam się w górę.
- Zamorduje cię! – pogroziłam mu na co on wyleciał z gniazda i razem polecieliśmy prosto w stronę wodospadu.
- Proszę nie budź się… proszę – szepnęłam wystraszona kiedy zauważyłam pióra… i szpony. Rozstawiłam ręce a zamiast nich były skrzydła! Jestem orłem!!!!
- Oddawaj to… - szepnął ten dziwny ptak machając szponami. Wystraszyłam się ponieważ zaczął świecić na czerwono… jakby się palił!
- Człowieku! Znaczy… ptaku.. czy czym tam jesteś… palisz się! – walnęłam go a on przestraszony spadł z gniazda lecąc w dół. Zniknął gdzieś w chmurach… Nie mówicie ze go zabiłam!
Wtedy zobaczyłam płomienną strzałę która leciała w górę. To był ten ptak… wygląda jak feniks… ale one przecież nie istnieją.
- Wow – szepnęłam patrząc na płonącego ptaka który wylądował w gnieździe koło mnie.
- Jak to możliwe ze ja latam?! – krzyknął zdziwiony i trochę wystraszony.
- Chociaż się nie palisz – zaśmiałam się niewinnie – cześć jestem Angel – uśmiechnęłam się. Pewnie to dziwnie wyglądało skoro jestem orłem.
- Fajne imię… ja to Carlos – wymachiwał skrzydłami i uderzył się kilka razy w dziób – to nie sen…
- Powinnam leżeć w łóżku i spać a nie być orłem! – rozstawiłam skrzydła.
- Ty chociaż się nie palisz… moi rodzice mnie zabiją widząc że jestem ptako-czymś – powiedział Carlos.
- Trzeba coś zrobić – zaczęłam – przecież nie możemy zostać ptakami!
- Może jakby zlecieć do lasku i poprosić kogoś o pomoc – jęknął Carlos patrząc w dół.
- Żeby nas myśliwi pozastrzelali! Teraz jest sezon na łowy… do tego kto ci uwierzy że jesteśmy ludźmi… - spojrzałam na niego.
- Masz jakiś lepszy pomysł?
- …nie? – zaśmiałam się niewinnie patrząc w dół - lecimy?
- Zaczynaj – powiedział i popchnął mnie, wtedy spadłam i leciałam w dół. Rozłożyłam skrzydła i wzniosłam się w górę.
- Zamorduje cię! – pogroziłam mu na co on wyleciał z gniazda i razem polecieliśmy prosto w stronę wodospadu.
*Z punktu widzenia
Sylwii*
Czuje że jestem mokra… nie mówcie ze moja kochana siostra
znowu wylała na mnie wiadro z wodą bo ją uduszę. Usłyszałam po chwili ryk.
- Vai zamknij mordę! – przekręciłam się i uderzyłam w coś. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam śnieg oraz skałę… w moim pokoju skała?
- To ty Sylwia? – usłyszałam Vai która zaczęła mnie cisnąć po brzuchu.
- Vai debilu nawet mi spać nie dasz! Dźgasz mnie w brzuch – spojrzałam na nią i zobaczyłam lamparta… chwila co?!
- Jestem kotem! Ty też! Jesteśmy kotami! – zaśmiała się i zaczęła skakać – jestem lampartem! Wraaaaau! – zawarczała tak ze aż ptaki spłoszyła xD
- Jak to możliwe – spojrzałam w rzekę która płynęła koło nas. Byłam panterą… taką słodziutką *O*
- Nie wiem jak ale to jest boskie! Jestem taka drapieżna – zaczęła się skradać i rzuciła się na śnieg.
- Nie przeraża cie to ze jesteśmy zwierzętami!? Wiesz to trochę dziwne bo… jesteśmy ludźmi! – opryskałam ją wodą i podeszłam. Usłyszeliśmy głośny ryk i naszym oczom ukazał się lew… o kurwa lew! D:
- Zjedz ją… jest drapieżna – szepnęłam pokazując łapą na Vai.
- Jesteśmy w dwie! I do tego lampart i pantera! Damy z nim radę! – ustawiła się w pozycji bojowej pewna siebie.
- Cześć dziewczyny… wiecie może czy nie ma tutaj jakiegoś lusterka? W ogóle grzywki nie widziałem od rana – zamruczał lew zarzucają grzywą. Matko boska jaki on słodki… i te jego oczy… aż miałam ochotę krzyczeć!
- Masz rzeczkę wiec patrz tam – jęknęła Vai – w ogóle jak ty gadasz?
- Może dlatego bo jestem człowiekiem – podszedł do rzeki i zaczął się oglądać – jestem James – uśmiechnął się do nas promiennie a mi aż łapy się ugięły.
- Czee…czeeeść… jesteeem… jeeestem… - nie mogłam wydusić żądnego słowa! Sparaliżowało mnie!
- Ja to Vai a to coś to moja siostra Sylwia… znalazłyśmy się tu rano jako kociaczki – ruszyła łapą niebieska… teraz już nie jest niebieska bo jest lampartem… dziwnie to wygląda.
- Śliczna pantera z ciebie – powiedział James do mnie a ja aż zamruczałam na co Vai tylko przewróciła oczami.
- Bez żadnych gwałtów godowych mi tu – zaśmiała się a ja rzuciłam się na nią.
- Dziewczyny spokojnie – lew odsunął mnie od Vai – trzeba jakoś się odczarować…
- Racja – zaczęłam się do niego łasić na co on tylko się szeroko uśmiechną.
- Chciałam tylko imprezę dzisiaj a dałeś mi gwałt typu Animal planet! – spojrzała w niebo Vai.
- Idziemy w głąb lasu to może coś lub kogoś znajdziemy – uśmiechnęłam się i zaczęłam iść przodem przed siebie.
- Twoja siostra seksownie rusza ogonem – zamruczał James do Vai… jak miło że to słyszałam ^^
- Gdzie się tam patrzysz zboczeńcu! – Vai popchnęła Jamsa który się wywalił w śnieg. Nie wierze że jesteśmy zwierzętami! Do tego ten James… mrrrr… eeee nie słyszeliście tego xD
- Vai zamknij mordę! – przekręciłam się i uderzyłam w coś. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam śnieg oraz skałę… w moim pokoju skała?
- To ty Sylwia? – usłyszałam Vai która zaczęła mnie cisnąć po brzuchu.
- Vai debilu nawet mi spać nie dasz! Dźgasz mnie w brzuch – spojrzałam na nią i zobaczyłam lamparta… chwila co?!
- Jestem kotem! Ty też! Jesteśmy kotami! – zaśmiała się i zaczęła skakać – jestem lampartem! Wraaaaau! – zawarczała tak ze aż ptaki spłoszyła xD
- Jak to możliwe – spojrzałam w rzekę która płynęła koło nas. Byłam panterą… taką słodziutką *O*
- Nie wiem jak ale to jest boskie! Jestem taka drapieżna – zaczęła się skradać i rzuciła się na śnieg.
- Nie przeraża cie to ze jesteśmy zwierzętami!? Wiesz to trochę dziwne bo… jesteśmy ludźmi! – opryskałam ją wodą i podeszłam. Usłyszeliśmy głośny ryk i naszym oczom ukazał się lew… o kurwa lew! D:
- Zjedz ją… jest drapieżna – szepnęłam pokazując łapą na Vai.
- Jesteśmy w dwie! I do tego lampart i pantera! Damy z nim radę! – ustawiła się w pozycji bojowej pewna siebie.
- Cześć dziewczyny… wiecie może czy nie ma tutaj jakiegoś lusterka? W ogóle grzywki nie widziałem od rana – zamruczał lew zarzucają grzywą. Matko boska jaki on słodki… i te jego oczy… aż miałam ochotę krzyczeć!
- Masz rzeczkę wiec patrz tam – jęknęła Vai – w ogóle jak ty gadasz?
- Może dlatego bo jestem człowiekiem – podszedł do rzeki i zaczął się oglądać – jestem James – uśmiechnął się do nas promiennie a mi aż łapy się ugięły.
- Czee…czeeeść… jesteeem… jeeestem… - nie mogłam wydusić żądnego słowa! Sparaliżowało mnie!
- Ja to Vai a to coś to moja siostra Sylwia… znalazłyśmy się tu rano jako kociaczki – ruszyła łapą niebieska… teraz już nie jest niebieska bo jest lampartem… dziwnie to wygląda.
- Śliczna pantera z ciebie – powiedział James do mnie a ja aż zamruczałam na co Vai tylko przewróciła oczami.
- Bez żadnych gwałtów godowych mi tu – zaśmiała się a ja rzuciłam się na nią.
- Dziewczyny spokojnie – lew odsunął mnie od Vai – trzeba jakoś się odczarować…
- Racja – zaczęłam się do niego łasić na co on tylko się szeroko uśmiechną.
- Chciałam tylko imprezę dzisiaj a dałeś mi gwałt typu Animal planet! – spojrzała w niebo Vai.
- Idziemy w głąb lasu to może coś lub kogoś znajdziemy – uśmiechnęłam się i zaczęłam iść przodem przed siebie.
- Twoja siostra seksownie rusza ogonem – zamruczał James do Vai… jak miło że to słyszałam ^^
- Gdzie się tam patrzysz zboczeńcu! – Vai popchnęła Jamsa który się wywalił w śnieg. Nie wierze że jesteśmy zwierzętami! Do tego ten James… mrrrr… eeee nie słyszeliście tego xD
*Z punktu widzenia
Kendalla*
- To jest she Wolf który ma na imię Logan! Kłaniajcie się
ludzie! – śpiewała Pati skacząc po kamieniach i w śniegu.
- Jestem chłopakiem! – warknął Logan.
- Udowodnij – spojrzała na niego.
- Nie wystarczy ci że ma na imię Logan? – zapytałem idąc za nimi.
- Mam coś czego nie masz… nie będę ci tłumaczyć – jęknął wykończony.
- Wiesz… mam 19 lat i się orientuje o co ci chodzi – zaśmiała się nadal idąc. To jest jakieś dziwne… Wczoraj jeszcze byłem z braćmi na imprezie a dzisiaj jestem kojotem i spotkałem lisa i wilka którzy też są ponoć ludźmi… Szczerze to fajnie ich poznać.
- Robi się już ciemno a nie widać końca… Rozbijmy gdzieś obóz czy coś – powiedział Logan. Faktycznie powoli zaczęło robić się ciemno. Znaleźliśmy jakąś jaskinie w którym jakimś cudem zrobiliśmy ognisko i leżeliśmy.
- A jeśli już na zawsze będziemy zwierzętami? – szepnęła Pati otulając się swoim ogonem.
- Musi być jakiś sposób aby się odmienić… Nie ma wyjścia – spojrzałem w ognisko.
- Skoro mamy dużo czasu to poznajmy się lepiej – zaczął Logan – dziewczyny mają pierwszeństwo
- Jestem Patrycja Majewska, z pochodzenia Polką. Mam 19 lat i mam zamiar iść na prawo do Los Angeles – uśmiechnęła się szeroko – ogólnie jestem miła, pomocna ale wkurzająca… uwielbiam się śmiać a kiedy jestem smutna to sprawia że czuje się jak idiota. Nie cierpię chamstwa chociaż czasami taka jestem, kocham żartować no i zawsze widzę jakieś „ale”, przeważnie mam inne zdanie od innym.
- Logan Henderson, mieszkam w Teksasie. Mam 23 lata i jestem przeważnie rozważny i mądry ale czasami mam głupie pomysły. Trochę nieśmiały jestem – powiedział po chwili Logan.
- Kendall Schmidt, z Kansas. Mam 22 lat i uwielbiam śpiewać oraz grać na gitarze. Czasami jestem spokojny, myślę realistycznie i mam 2 starszych braci – spojrzałem w ognisko i zamknąłem oczy. Chciałbym znowu być człowiekiem…
- Co to jest? – zapytała nagle Pati wychodząc z jaskini i patrząc na niebo.
- Pełnia jest?! – warknął Logan i wdrapał się na górę jaskini po czym zaczął wyć jak idiota.
- Możesz ciszej? – spojrzałem na niego zatykając łapami uszy.
- Nie chodzi o to… Spójrzcie na niebo – spojrzeliśmy i zobaczyliśmy czerwoną strzałę, trochę dziwne zjawisko.
- Logan zamknij się już! – krzyknąłem kiedy wilk zaczął wyć coraz głośniej.
- To nie moja wina! Musze to robić – zawył i po chwili usłyszeliśmy ryk… ryk lwa w środku lasu?!
- Boże – jęknęła Pati i szybko się schowała w jaskini. Musimy jakoś przeżyć tej nocy i modlić się ze nas coś nie zje…
- Jestem chłopakiem! – warknął Logan.
- Udowodnij – spojrzała na niego.
- Nie wystarczy ci że ma na imię Logan? – zapytałem idąc za nimi.
- Mam coś czego nie masz… nie będę ci tłumaczyć – jęknął wykończony.
- Wiesz… mam 19 lat i się orientuje o co ci chodzi – zaśmiała się nadal idąc. To jest jakieś dziwne… Wczoraj jeszcze byłem z braćmi na imprezie a dzisiaj jestem kojotem i spotkałem lisa i wilka którzy też są ponoć ludźmi… Szczerze to fajnie ich poznać.
- Robi się już ciemno a nie widać końca… Rozbijmy gdzieś obóz czy coś – powiedział Logan. Faktycznie powoli zaczęło robić się ciemno. Znaleźliśmy jakąś jaskinie w którym jakimś cudem zrobiliśmy ognisko i leżeliśmy.
- A jeśli już na zawsze będziemy zwierzętami? – szepnęła Pati otulając się swoim ogonem.
- Musi być jakiś sposób aby się odmienić… Nie ma wyjścia – spojrzałem w ognisko.
- Skoro mamy dużo czasu to poznajmy się lepiej – zaczął Logan – dziewczyny mają pierwszeństwo
- Jestem Patrycja Majewska, z pochodzenia Polką. Mam 19 lat i mam zamiar iść na prawo do Los Angeles – uśmiechnęła się szeroko – ogólnie jestem miła, pomocna ale wkurzająca… uwielbiam się śmiać a kiedy jestem smutna to sprawia że czuje się jak idiota. Nie cierpię chamstwa chociaż czasami taka jestem, kocham żartować no i zawsze widzę jakieś „ale”, przeważnie mam inne zdanie od innym.
- Logan Henderson, mieszkam w Teksasie. Mam 23 lata i jestem przeważnie rozważny i mądry ale czasami mam głupie pomysły. Trochę nieśmiały jestem – powiedział po chwili Logan.
- Kendall Schmidt, z Kansas. Mam 22 lat i uwielbiam śpiewać oraz grać na gitarze. Czasami jestem spokojny, myślę realistycznie i mam 2 starszych braci – spojrzałem w ognisko i zamknąłem oczy. Chciałbym znowu być człowiekiem…
- Co to jest? – zapytała nagle Pati wychodząc z jaskini i patrząc na niebo.
- Pełnia jest?! – warknął Logan i wdrapał się na górę jaskini po czym zaczął wyć jak idiota.
- Możesz ciszej? – spojrzałem na niego zatykając łapami uszy.
- Nie chodzi o to… Spójrzcie na niebo – spojrzeliśmy i zobaczyliśmy czerwoną strzałę, trochę dziwne zjawisko.
- Logan zamknij się już! – krzyknąłem kiedy wilk zaczął wyć coraz głośniej.
- To nie moja wina! Musze to robić – zawył i po chwili usłyszeliśmy ryk… ryk lwa w środku lasu?!
- Boże – jęknęła Pati i szybko się schowała w jaskini. Musimy jakoś przeżyć tej nocy i modlić się ze nas coś nie zje…
*Z punktu widzenia Vai*
Nadal dreptaliśmy szukając schronienia i pomocy. Pewnie
dziwny widok spotkać lamparta, panterę i lwa w środku lasu. Zmęczona położyłam
się na śniegu.
- Vai rusz dupę – popchnęła mnie Sylwia.
- Nie chce mi się… spać! – warknęłam zakrywając się śniegiem.
- Chcesz na tym zimnie leżeć? – podniósł brew James.
- Pragnęłam tego od zawsze – wystawiłam mu język i usłyszałam wycie wilka. Nie dziwie się jest pełnia.
- Tu są wilki? – zapytała trochę wystraszona Sylwia chowając się za Jamsem.
- Jak się zlękła – zaśmiałam się nadal leżąc.
- Wystraszę je… Spokojnie – powiedział grzywacz i warknął jak najgłośniej. Wilk przestał wyć a ja chyba ogłuchłam.
- Powaliło cię?! – krzyknęłam chowając głowę w śnieg.
- Co?! – powiedziała Sylwia.
- Co?! – spojrzałam na nią.
- Co mówisz? – zapytała.
- Co?!
- Ale o co chodzi?!
- Głuche jesteście… - usłyszałam Jamsa który się zaśmiał. Zaszliśmy na jakaś polankę gdzie nie było aż tak dużo śniegu. Położyłam się i spojrzałam w niebo. James leżał koło Sylwii tuląc ją swoim ciepłym futrem.
- Też bym chciała… Zimno mi – jęknęłam zmęczona.
- Masz pecha – wystawiła mi język Sylwia. Usłyszałam jakiś pisk… jakby ptaka. Ptaka phahaha… dobra powaga. Widziałam czerwoną strzałę która zbliżała się do nas. Wystraszona wstałam i poleciałam do tych kochasiów.
- Meteor! – wskazałam na niebo i wszyscy zaczęliśmy krzyczeć. Jednak wylądowały koło nas dwa ptaki. Jeden orzeł a drugi jakiś inny… czerwony który się palił! Wow *O*
- Lwy! – krzyknął orzeł.
- Wypraszam sobie jestem lampartem – przewróciłam oczami.
- Gadające! – odezwał się feniks.
- To też gada! Gadające ptaki! – krzyknęła Sylwia.
- Ta pantera przemówiła!
- I ten ptak też!
- Żyrafa! – warknęłam a oni dziwnie się na mnie spojrzeli.
- Gdzie? – zapytał James rozglądając się.
- Kim jesteście? Ludźmi? – spojrzałam na nich a ptaki pokręciły głową na „tak”. Zebraliśmy kilka gałęzi aby zrobić ognisko. Ten płonący ptak tak się rozpalił że na tym kawałku gdzie spaliśmy, śnieg się roztopił i było widać trawę. Też bym tak chciała! Usiedliśmy się przy ognisku.
- To w ogóle kim jesteście? – zapytałam patrząc na nich.
- Ja jestem Angel Kamińska, jestem z Polski. Często uciekam z domu ponieważ moi rodzice mnie irytują, chce studiować w Los Angeles. Mam 19 lat – powiedziała Angel jako pierwsza.
- Dobra teraz ja! – zaśmiał się feniks – Carlos Pena. Mieszkam w Columbii i mam 23 lata. Trochę taki walnięty i uwielbiam świetnie się bawić. Mówią że jestem trochę nadopiekuńczy ale jakoś mi to nie przeszkadza. Kocham swój kask który został w domu…
- Jak ja! – krzyknęłam – no kasków nie lubię ale jestem mega wariatką, kocham imprezy! Trochę taka walnięta ale to w sobie lubię… Ogólnie jestem Violette Goldie i jestem z Włoch. Ta pantera to moja siostra która jest o rok młodsza. Taaak mam aż 20 lat i mam niebieskie włosy których nie widać! No mam też piłę – wyszczerzyłam się – i zawsze chciałam być lampartem!
- Vai ty lepiej więcej nie gadaj bo już ci odbija… No niestety to moja durnowata siostra Vai, a ja jestem Sylwia Habińska, akurat ja urodziłam się w Polsce. Vai została w Włoszech aby się uczyć a ja mieszkałam z dziadkami. Ja mam nazwisko po mamie a ona po tacie. Mam małą obsesje na punkcie włosów, nie lubię horrorów bo są straszne, ale wariuje podobnie jak ta stara – wskazała na mnie z śmiechem.
- Ostatnia osoba czyli ja, James Maslow jestem z Nowego Yorku, mam 22 lata i chce zostać modelem. Kocham dbać o sobie, swoje włosy i chodzić na siłownie jak można. Można by stwierdzić że jestem flirciarzem – zaczął James.
- Masełkooo – zaśmiałam się patrząc na niego.
- Też lubisz grzyweczki? – Sylwii aż zabłysnęły oczy.
- No tak… Bardzo – uśmiechną się do niej. Matko grawitacja ich tak przyciąga jak nikogo. A ja tutaj sama… Proszę ja chce chłopaka!
- Vai rusz dupę – popchnęła mnie Sylwia.
- Nie chce mi się… spać! – warknęłam zakrywając się śniegiem.
- Chcesz na tym zimnie leżeć? – podniósł brew James.
- Pragnęłam tego od zawsze – wystawiłam mu język i usłyszałam wycie wilka. Nie dziwie się jest pełnia.
- Tu są wilki? – zapytała trochę wystraszona Sylwia chowając się za Jamsem.
- Jak się zlękła – zaśmiałam się nadal leżąc.
- Wystraszę je… Spokojnie – powiedział grzywacz i warknął jak najgłośniej. Wilk przestał wyć a ja chyba ogłuchłam.
- Powaliło cię?! – krzyknęłam chowając głowę w śnieg.
- Co?! – powiedziała Sylwia.
- Co?! – spojrzałam na nią.
- Co mówisz? – zapytała.
- Co?!
- Ale o co chodzi?!
- Głuche jesteście… - usłyszałam Jamsa który się zaśmiał. Zaszliśmy na jakaś polankę gdzie nie było aż tak dużo śniegu. Położyłam się i spojrzałam w niebo. James leżał koło Sylwii tuląc ją swoim ciepłym futrem.
- Też bym chciała… Zimno mi – jęknęłam zmęczona.
- Masz pecha – wystawiła mi język Sylwia. Usłyszałam jakiś pisk… jakby ptaka. Ptaka phahaha… dobra powaga. Widziałam czerwoną strzałę która zbliżała się do nas. Wystraszona wstałam i poleciałam do tych kochasiów.
- Meteor! – wskazałam na niebo i wszyscy zaczęliśmy krzyczeć. Jednak wylądowały koło nas dwa ptaki. Jeden orzeł a drugi jakiś inny… czerwony który się palił! Wow *O*
- Lwy! – krzyknął orzeł.
- Wypraszam sobie jestem lampartem – przewróciłam oczami.
- Gadające! – odezwał się feniks.
- To też gada! Gadające ptaki! – krzyknęła Sylwia.
- Ta pantera przemówiła!
- I ten ptak też!
- Żyrafa! – warknęłam a oni dziwnie się na mnie spojrzeli.
- Gdzie? – zapytał James rozglądając się.
- Kim jesteście? Ludźmi? – spojrzałam na nich a ptaki pokręciły głową na „tak”. Zebraliśmy kilka gałęzi aby zrobić ognisko. Ten płonący ptak tak się rozpalił że na tym kawałku gdzie spaliśmy, śnieg się roztopił i było widać trawę. Też bym tak chciała! Usiedliśmy się przy ognisku.
- To w ogóle kim jesteście? – zapytałam patrząc na nich.
- Ja jestem Angel Kamińska, jestem z Polski. Często uciekam z domu ponieważ moi rodzice mnie irytują, chce studiować w Los Angeles. Mam 19 lat – powiedziała Angel jako pierwsza.
- Dobra teraz ja! – zaśmiał się feniks – Carlos Pena. Mieszkam w Columbii i mam 23 lata. Trochę taki walnięty i uwielbiam świetnie się bawić. Mówią że jestem trochę nadopiekuńczy ale jakoś mi to nie przeszkadza. Kocham swój kask który został w domu…
- Jak ja! – krzyknęłam – no kasków nie lubię ale jestem mega wariatką, kocham imprezy! Trochę taka walnięta ale to w sobie lubię… Ogólnie jestem Violette Goldie i jestem z Włoch. Ta pantera to moja siostra która jest o rok młodsza. Taaak mam aż 20 lat i mam niebieskie włosy których nie widać! No mam też piłę – wyszczerzyłam się – i zawsze chciałam być lampartem!
- Vai ty lepiej więcej nie gadaj bo już ci odbija… No niestety to moja durnowata siostra Vai, a ja jestem Sylwia Habińska, akurat ja urodziłam się w Polsce. Vai została w Włoszech aby się uczyć a ja mieszkałam z dziadkami. Ja mam nazwisko po mamie a ona po tacie. Mam małą obsesje na punkcie włosów, nie lubię horrorów bo są straszne, ale wariuje podobnie jak ta stara – wskazała na mnie z śmiechem.
- Ostatnia osoba czyli ja, James Maslow jestem z Nowego Yorku, mam 22 lata i chce zostać modelem. Kocham dbać o sobie, swoje włosy i chodzić na siłownie jak można. Można by stwierdzić że jestem flirciarzem – zaczął James.
- Masełkooo – zaśmiałam się patrząc na niego.
- Też lubisz grzyweczki? – Sylwii aż zabłysnęły oczy.
- No tak… Bardzo – uśmiechną się do niej. Matko grawitacja ich tak przyciąga jak nikogo. A ja tutaj sama… Proszę ja chce chłopaka!
*Z punktu widzenia
Pati*
Wreszcie nastał świt… Nie wyspałam się za bardzo ponieważ
nocą dopiero dostałam energii jak nigdy. Zobaczyłam że chłopacy jeszcze śpią.
Ta akcja jest strasznie dziwna, jestem jakimś zmutowanym lisem! Oni chociaż są
jacyś normalni, a ja? Jak zwykle wyjątek… Przeciągnęłam się i wyszłam z
jaskini. Słońce dopiero wschodziło ale nadal było widać księżyc. Pewna siebie
podeszłam do rzeki gdzie była woda i zaczęłam pić. Pełnia księżyca a tak bardzo
mnie przyciągała… ciekawe dlaczego. Fajnie to wygląda kiedy księżyc i słońce są
widoczne w tym samym czasie na niebie… Chociaż to przeciwieństwa, jak ogień i
lód. Usłyszałam po chwili dziwny hałas, przestraszona zaczęłam się rozglądać
jednak nic nie widziałam za bardzo. Zamknęłam oczy próbując usłyszeć czy ktoś
nie idzie. Znowu ryk… to niemożliwe aby w lesie były tygrysy czy lwy!
Zobaczyłam tą samą strzałę która ukazała się na niebie w nocy. Tak fajnie się
na nią patrzało… niesamowita.
- Pati gdzie jesteś? – usłyszałam głos Kendalla. Szybko oderwałam się od patrzenia w niebo i pobiegłam w kierunku jaskini gdzie czekali już chłopacy.
- Co się stało? – zapytałam patrząc na nich.
- Ruszamy… Czuje ze zbliża się ktoś – szepnął Logan. Trochę wystraszona zaczęłam za nimi iść w głąb lasu. Ten śnieg był straszny… Z jednej strony przydaje się a z drugiej przeszkadza. Dotarliśmy na polane gdzie o dziwo była trawa, oraz tygrysy… Że jak?!
- Bez gwałtownych ruchów… Jak nas usłyszą to po nas… - szepnął Kendall odsuwając się od nas.
- Ale zajebisty wilk! – usłyszeliśmy lamparta który podniósł głowę i po chwili wszyscy na nas spojrzeli.
- To była wina Kendalla… On zaczął gadać! Udajmy nieżywych! – krzyknęłam przerażona.
- Żeby nas zjedli?! Jesteśmy ludźmi… znaczy zwierzętami na razie, nie jedzcie nas – mruknął Logan cofając się do tyłu.
- Ludzie?! To jak my! – zaśmiała się pantera.
- Jestem Vai – podszedł do nas lampart – miło poznać wilka, kojota i liska ^^
- Jestem Pati – powiedziałam – kojot to Kendall a wilk, Logan.
- Oooo super! – Vai szeroko się uśmiechnęła i spojrzała na Logana który odwzajemnił uśmiech. Tak słodko razem wyglądali.
- Ja jestem Sylwia, siostra tego czegoś a lew to James. Jeszcze jest Angel – wskazała na orła który do nas podleciał – Ej a gdzie Carlos?
- Poleciał gdzieś o wschodzie słońca – jęknął James.
- Cześć Angel – wyszczerzył się Kendall a dziewczyna czy tam orzeł zrobiła słodką minę. Teraz wszyscy się podrywają… Czuje się dziwnie, ale to jak zawsze.
- Wiecie w ogóle czemu jesteśmy zwierzyną? – zapytał James.
- Nic nie wiemy – wzruszył ramionami Logan.
- Kuźwa głodna jestem… - jęknęła Vai łapiąc się za brzuch.
- Możemy się rozdzielić i poszukać jakiegoś jedzenia – uśmiechnął się Kendall.
- To ja idę z Sylwią! – zaśmiał się James, leciutko się do niej przyłasił i poszli w głąb lasu.
- Zakochana para się znalazła… Idziemy razem Logan? – zapytała Vai robiąc minę smutnego kotka.
- Z tobą zawsze – odpowiedział i również oddalili się.
- Tak Kendall idź z Angel, zostawcie mnie samą, chętnie poczekam na was – uśmiechnęłam się do nich z znudzoną miną.
- …dzięki! – krzyknęli i pognali przed siebie.
- Taaak kocham być samotna, najlepsza rzecz na świecie – położyłam się na trawie patrząc w niebo. Może zaraz wrócą… taaa chciałabym.
- Pati gdzie jesteś? – usłyszałam głos Kendalla. Szybko oderwałam się od patrzenia w niebo i pobiegłam w kierunku jaskini gdzie czekali już chłopacy.
- Co się stało? – zapytałam patrząc na nich.
- Ruszamy… Czuje ze zbliża się ktoś – szepnął Logan. Trochę wystraszona zaczęłam za nimi iść w głąb lasu. Ten śnieg był straszny… Z jednej strony przydaje się a z drugiej przeszkadza. Dotarliśmy na polane gdzie o dziwo była trawa, oraz tygrysy… Że jak?!
- Bez gwałtownych ruchów… Jak nas usłyszą to po nas… - szepnął Kendall odsuwając się od nas.
- Ale zajebisty wilk! – usłyszeliśmy lamparta który podniósł głowę i po chwili wszyscy na nas spojrzeli.
- To była wina Kendalla… On zaczął gadać! Udajmy nieżywych! – krzyknęłam przerażona.
- Żeby nas zjedli?! Jesteśmy ludźmi… znaczy zwierzętami na razie, nie jedzcie nas – mruknął Logan cofając się do tyłu.
- Ludzie?! To jak my! – zaśmiała się pantera.
- Jestem Vai – podszedł do nas lampart – miło poznać wilka, kojota i liska ^^
- Jestem Pati – powiedziałam – kojot to Kendall a wilk, Logan.
- Oooo super! – Vai szeroko się uśmiechnęła i spojrzała na Logana który odwzajemnił uśmiech. Tak słodko razem wyglądali.
- Ja jestem Sylwia, siostra tego czegoś a lew to James. Jeszcze jest Angel – wskazała na orła który do nas podleciał – Ej a gdzie Carlos?
- Poleciał gdzieś o wschodzie słońca – jęknął James.
- Cześć Angel – wyszczerzył się Kendall a dziewczyna czy tam orzeł zrobiła słodką minę. Teraz wszyscy się podrywają… Czuje się dziwnie, ale to jak zawsze.
- Wiecie w ogóle czemu jesteśmy zwierzyną? – zapytał James.
- Nic nie wiemy – wzruszył ramionami Logan.
- Kuźwa głodna jestem… - jęknęła Vai łapiąc się za brzuch.
- Możemy się rozdzielić i poszukać jakiegoś jedzenia – uśmiechnął się Kendall.
- To ja idę z Sylwią! – zaśmiał się James, leciutko się do niej przyłasił i poszli w głąb lasu.
- Zakochana para się znalazła… Idziemy razem Logan? – zapytała Vai robiąc minę smutnego kotka.
- Z tobą zawsze – odpowiedział i również oddalili się.
- Tak Kendall idź z Angel, zostawcie mnie samą, chętnie poczekam na was – uśmiechnęłam się do nich z znudzoną miną.
- …dzięki! – krzyknęli i pognali przed siebie.
- Taaak kocham być samotna, najlepsza rzecz na świecie – położyłam się na trawie patrząc w niebo. Może zaraz wrócą… taaa chciałabym.
*Z punktu widzenia
Angel*
Razem z Kendallem szliśmy aby poszukać czegoś do jedzenia.
Jest zima wiec będzie ciężko cokolwiek znaleźć… Nasza ósemka wpadła w niezłe
kłopoty ale jak mamy sobie dać radę?! Nie wiemy czemu to się stało…
- Nic przez ten śnieg nie widać – jęknął Kendall idąc koło mnie.
- Wątpię ze coś tutaj znajdziemy – wzruszyłam skrzydłami.
- Chociaż możemy zebrać jakieś gałęzie na ognisko czy coś – zaśmiał się i zaczął kopać w śniegu aby coś znaleźć. Kendall jest strasznie słodki ^^
- Nie lepiej zabrać te z drzewa? – zapytałam wskazując na stare, wysuszone drzewo.
- Też tak można… Jesteś genialna Angel! – uśmiechnął się.
- Dzięki – zrobiło mi się tak ciepło w brzuchu. Jezu co ten chłopak ze mną robi! Leciutko uniosłam się do góry i dziobem urwałam kilka gałęzi. Chłopak usiadł na ziemi i popatrzał na mnie. Miałam wrażenie że zaraz zje mnie wzrokiem.
- Jeszcze ta po lewej! – krzyknął a ja z gracją zerwałam tą gałąź i wyładowałam.
- To było niesamowite – pozbierał gałęzie z uśmiechem. Matko chyba zaraz oszaleje! Nagle kojot stanął przy drzewie i zaczął się uważnie przysłuchiwać.
- Słyszysz to? – zapytał podnosząc głowę.
- Też cie kocham – zaśmiałam się i szybko ogarnęłam co on powiedział – znaczy… eeee… ale co słychać?
- Te odgłosy z drzewa, to dziwne – podeszłam do niego i przysłuchałam się. Jakby płacz jakiegoś dziecka… Co tam dziecko robi?!
- Trzeba tam wejść! Tylko jak – zastanowiłam i zauważyłam u góry wielką dziuple – wiem jak możemy to zrobić…
- Za wysoko abym tam wszedł – wzruszył łapami. Poleciałam do góry, chwyciłam go pazurami i podleciałam do dziupli. Chłopak wszedł do środka i usłyszałam tylko trzask. Matko a jak coś mu się stało!
- Kendall wszystko ok?! – zapytałam wystraszona.
- Coś tu jest na dole… Chodź! – usłyszałam go i niepewnie wleciałam do środka. Na samym dole był jakby tunel. Pełno światełek i nie było widać końca…
- Tu jest dziwnie – szepnęłam i chciałam wylecieć jednak za nami była ściana… jakbyśmy nie mogli wyjść.
- Nie bój się Angel – podszedł do mnie Kendall – jestem z tobą – przytulił się do mnie.
- Dobrze Kendall, spróbuje – uśmiechnęłam się leciutko. Usłyszeliśmy jakieś krzyki i kroki… te osoby zbliżały się do nas…
- Ktoś tu idzie – powiedział Kendall, stanął przede mną i zaczął warczeć – ochronie cię
- Mhm… - odsunęłam się tak ze opierałam się o ścianę. Kendall jest taki słodki że wolałby stracić życie za mnie… Czuje jakbym miała umrzeć z szczęścia! Nagle poczułam ze kreci mi się w głowie… i ciemność…
- Nic przez ten śnieg nie widać – jęknął Kendall idąc koło mnie.
- Wątpię ze coś tutaj znajdziemy – wzruszyłam skrzydłami.
- Chociaż możemy zebrać jakieś gałęzie na ognisko czy coś – zaśmiał się i zaczął kopać w śniegu aby coś znaleźć. Kendall jest strasznie słodki ^^
- Nie lepiej zabrać te z drzewa? – zapytałam wskazując na stare, wysuszone drzewo.
- Też tak można… Jesteś genialna Angel! – uśmiechnął się.
- Dzięki – zrobiło mi się tak ciepło w brzuchu. Jezu co ten chłopak ze mną robi! Leciutko uniosłam się do góry i dziobem urwałam kilka gałęzi. Chłopak usiadł na ziemi i popatrzał na mnie. Miałam wrażenie że zaraz zje mnie wzrokiem.
- Jeszcze ta po lewej! – krzyknął a ja z gracją zerwałam tą gałąź i wyładowałam.
- To było niesamowite – pozbierał gałęzie z uśmiechem. Matko chyba zaraz oszaleje! Nagle kojot stanął przy drzewie i zaczął się uważnie przysłuchiwać.
- Słyszysz to? – zapytał podnosząc głowę.
- Też cie kocham – zaśmiałam się i szybko ogarnęłam co on powiedział – znaczy… eeee… ale co słychać?
- Te odgłosy z drzewa, to dziwne – podeszłam do niego i przysłuchałam się. Jakby płacz jakiegoś dziecka… Co tam dziecko robi?!
- Trzeba tam wejść! Tylko jak – zastanowiłam i zauważyłam u góry wielką dziuple – wiem jak możemy to zrobić…
- Za wysoko abym tam wszedł – wzruszył łapami. Poleciałam do góry, chwyciłam go pazurami i podleciałam do dziupli. Chłopak wszedł do środka i usłyszałam tylko trzask. Matko a jak coś mu się stało!
- Kendall wszystko ok?! – zapytałam wystraszona.
- Coś tu jest na dole… Chodź! – usłyszałam go i niepewnie wleciałam do środka. Na samym dole był jakby tunel. Pełno światełek i nie było widać końca…
- Tu jest dziwnie – szepnęłam i chciałam wylecieć jednak za nami była ściana… jakbyśmy nie mogli wyjść.
- Nie bój się Angel – podszedł do mnie Kendall – jestem z tobą – przytulił się do mnie.
- Dobrze Kendall, spróbuje – uśmiechnęłam się leciutko. Usłyszeliśmy jakieś krzyki i kroki… te osoby zbliżały się do nas…
- Ktoś tu idzie – powiedział Kendall, stanął przede mną i zaczął warczeć – ochronie cię
- Mhm… - odsunęłam się tak ze opierałam się o ścianę. Kendall jest taki słodki że wolałby stracić życie za mnie… Czuje jakbym miała umrzeć z szczęścia! Nagle poczułam ze kreci mi się w głowie… i ciemność…
*Z punktu widzenia
Jamsa*
Szukaliśmy jakiegoś jedzenia już dość długo. Szczerze to ciężko
się skupić na szukaniu kiedy koło ciebie jest taka dziewczyna. Zbytnio nie
obchodziło mnie ze jej nie widziałem jako człowieka ale była słodka i miła…
głupio to zabrzmi ale chyba się zakochałem.
- To James… chcesz być modelem… czyli aż taki ładny jesteś? – zapytała słodko się uśmiechając.
- Inni mówią że tak, jestem boski – poruszałem brwiami.
- I strasznie skromny – przewróciła oczami i poszła przed siebie.
- Myślisz że jak się zmienimy w ludzi spotkamy się kiedyś? – podbiegłem do niej.
- Nie wiem… Boje się że wcale się nie odmienimy. Zostaniemy zwierzętami na zawsze – smutna spojrzała w podłogę – chciałabym wrócić do domu
- Obiecuje ci to że wrócisz – Sylwia spojrzała na mnie – nawet jeśli będę musiał cie zaprowadzić lub zginąć – uśmiechnąłem się leciutko.
- Jaki kochany jesteś – pisnęła i zaczęła się łasić. Spojrzeliśmy w oczy które zaczęły mnie hipnotyzować i zaczęliśmy się przybliżać kiedy nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki.
- Co to było? – rozejrzałem się.
- Nie wiem… to było straszne – pantera schowała się za mną. Zauważyłem że w krzakach zaczęło się coś ruszać. Cofnęliśmy się kawałek kiedy z nich wyskoczył mały, czarny królik.
- To tylko króliczek – zaśmiałem się.
- Oooo jaki słodziutki – podbiegła do niego Sylwia. Królik nagle zaczął się zamieniać w jakaś wielką, straszną bestie. Sylwia wystraszona cofnęła się i zaczęliśmy uciekać. Bestia nie poddając się goniła nas strasznie długo.
- James on chce nas zabić! – krzyknęła Sylwia omijając drzewa.
- Nie zrobi tego. Obronie cie – odpowiedziałem kiedy nagle razem wpadliśmy w jakaś dziurę. Usłyszałem śmiechy i jakieś głosy… nagle zasnąłem.
- To James… chcesz być modelem… czyli aż taki ładny jesteś? – zapytała słodko się uśmiechając.
- Inni mówią że tak, jestem boski – poruszałem brwiami.
- I strasznie skromny – przewróciła oczami i poszła przed siebie.
- Myślisz że jak się zmienimy w ludzi spotkamy się kiedyś? – podbiegłem do niej.
- Nie wiem… Boje się że wcale się nie odmienimy. Zostaniemy zwierzętami na zawsze – smutna spojrzała w podłogę – chciałabym wrócić do domu
- Obiecuje ci to że wrócisz – Sylwia spojrzała na mnie – nawet jeśli będę musiał cie zaprowadzić lub zginąć – uśmiechnąłem się leciutko.
- Jaki kochany jesteś – pisnęła i zaczęła się łasić. Spojrzeliśmy w oczy które zaczęły mnie hipnotyzować i zaczęliśmy się przybliżać kiedy nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki.
- Co to było? – rozejrzałem się.
- Nie wiem… to było straszne – pantera schowała się za mną. Zauważyłem że w krzakach zaczęło się coś ruszać. Cofnęliśmy się kawałek kiedy z nich wyskoczył mały, czarny królik.
- To tylko króliczek – zaśmiałem się.
- Oooo jaki słodziutki – podbiegła do niego Sylwia. Królik nagle zaczął się zamieniać w jakaś wielką, straszną bestie. Sylwia wystraszona cofnęła się i zaczęliśmy uciekać. Bestia nie poddając się goniła nas strasznie długo.
- James on chce nas zabić! – krzyknęła Sylwia omijając drzewa.
- Nie zrobi tego. Obronie cie – odpowiedziałem kiedy nagle razem wpadliśmy w jakaś dziurę. Usłyszałem śmiechy i jakieś głosy… nagle zasnąłem.
*Z punktu widzenia
Logana*
- Woda, woda, woda, woda… ooo woda! Kto by się tego
spodziewał – jęknęła Vai kiedy szliśmy wzdłuż rzeki.
- Vai musimy znaleźć coś aby przenieść wodę do obozowiska i kilka ryb złowić – spojrzałem na nią.
- Weź to nudne – przymrużyła oczy – jestem lampartem! Powinnam straszyć ludzi w mieście a nie bawić się w las
- Masz coś do zwierząt leśnych? – warknąłem.
- Jesteście małe i nie straszne. Ja jestem drapieżna i mogłabym cie zjeść gdybym tylko chciała… ale tego nie zrobię bo cie lubię – uśmiechnęła się. Ona mnie lubi? Tak lubi, lubi czy jak przyjaciela?
- Ciekawe… Serio mnie lubisz? – spojrzałem na nią.
- Kochany jesteś wiec tak – wystawiła mi język i szczęśliwa spojrzała w wodę – jaki słodki ze mnie kotek ^^
- Jestem ciekawy dlaczego my – stanąłem koło niej i patrzyłem w nasze odbicie.
- Jesteśmy zajebiści i dlatego – wyszczerzyła się – ale chciałam być piosenkarką i chyba nic z tego…
- Śpiewający lampart to nie jest głupi pomysł… mogłabyś zjeść antyfanów – wzruszyłem ramionami.
- Dawałabym autografy łapą i pofarbowała futro – wybuchła śmiechem – jesteś genialny
- Słyszałem to kilka razy – uśmiechnąłem się.
- Ciekawe co reszta robi, pewnie się gwałcą… - kiwnęła głową.
- Dlaczego uważasz że wszyscy są zboczeni? – podniosłem brew.
- Bo ja jestem zboczona wiec dlatego – powiedziała radosna. Ona chyba nigdy nie traci uśmiechu z twarzy… ciągle uśmiechnięta, szalona, zwariowana. Taka dziewczyna to jest skarb i większość by chciała taką mieć.
- Słuchaj Vai… ty masz chłopaka? – zapytałem niepewnie.
- Miałam… jakiś miesiąc temu ale wiesz, papa – zaśmiała się – był sztywny nawet nie lubił mnie za to jaka jestem… byłam abym się z nim pokazała i chciał mnie przelecieć
- Nie jesteś zła przez to? – spojrzałem na nią.
- Goniłam go z piłą tak kilka dni ale jak trafił do szpitala to stwierdziłam ze dam spokój bo znowu na policje mnie podadzą. Policjanci mieli by radochę jakby znowu mnie zobaczyli – zaśmiała się słodko.
- Policja? – otworzyłem szerzej oczy.
- Jestem niegrzeczną dziewczynką – uśmiechnęła się cwano – tam jest jakaś skrzynka – podbiegła do niej i próbowała otworzyć. W pewnym momencie coś wynurzyło się z wody i chwyciło ją za łapy wciągając do rzeki.
- Logan! – krzyknęła Vai próbując się wynurzyć. Bez zastanowienia wskoczyłem do wody i próbowałem ją uwolnić. Jakaś macka nie chciała ją puścić wiec ugryzłem potwora. Wynurzyliśmy się jednak prąd był za duży abyśmy mogli się wydostać.
- Na końcu jest wodospad! – krzyknąłem.
- Ja nie chce umierać!!! – Vai próbowała dostać się na brzeg jednak się nie udało. Chwyciłem ją za łapę i razem spaliśmy w dół rzeki.
- Vai musimy znaleźć coś aby przenieść wodę do obozowiska i kilka ryb złowić – spojrzałem na nią.
- Weź to nudne – przymrużyła oczy – jestem lampartem! Powinnam straszyć ludzi w mieście a nie bawić się w las
- Masz coś do zwierząt leśnych? – warknąłem.
- Jesteście małe i nie straszne. Ja jestem drapieżna i mogłabym cie zjeść gdybym tylko chciała… ale tego nie zrobię bo cie lubię – uśmiechnęła się. Ona mnie lubi? Tak lubi, lubi czy jak przyjaciela?
- Ciekawe… Serio mnie lubisz? – spojrzałem na nią.
- Kochany jesteś wiec tak – wystawiła mi język i szczęśliwa spojrzała w wodę – jaki słodki ze mnie kotek ^^
- Jestem ciekawy dlaczego my – stanąłem koło niej i patrzyłem w nasze odbicie.
- Jesteśmy zajebiści i dlatego – wyszczerzyła się – ale chciałam być piosenkarką i chyba nic z tego…
- Śpiewający lampart to nie jest głupi pomysł… mogłabyś zjeść antyfanów – wzruszyłem ramionami.
- Dawałabym autografy łapą i pofarbowała futro – wybuchła śmiechem – jesteś genialny
- Słyszałem to kilka razy – uśmiechnąłem się.
- Ciekawe co reszta robi, pewnie się gwałcą… - kiwnęła głową.
- Dlaczego uważasz że wszyscy są zboczeni? – podniosłem brew.
- Bo ja jestem zboczona wiec dlatego – powiedziała radosna. Ona chyba nigdy nie traci uśmiechu z twarzy… ciągle uśmiechnięta, szalona, zwariowana. Taka dziewczyna to jest skarb i większość by chciała taką mieć.
- Słuchaj Vai… ty masz chłopaka? – zapytałem niepewnie.
- Miałam… jakiś miesiąc temu ale wiesz, papa – zaśmiała się – był sztywny nawet nie lubił mnie za to jaka jestem… byłam abym się z nim pokazała i chciał mnie przelecieć
- Nie jesteś zła przez to? – spojrzałem na nią.
- Goniłam go z piłą tak kilka dni ale jak trafił do szpitala to stwierdziłam ze dam spokój bo znowu na policje mnie podadzą. Policjanci mieli by radochę jakby znowu mnie zobaczyli – zaśmiała się słodko.
- Policja? – otworzyłem szerzej oczy.
- Jestem niegrzeczną dziewczynką – uśmiechnęła się cwano – tam jest jakaś skrzynka – podbiegła do niej i próbowała otworzyć. W pewnym momencie coś wynurzyło się z wody i chwyciło ją za łapy wciągając do rzeki.
- Logan! – krzyknęła Vai próbując się wynurzyć. Bez zastanowienia wskoczyłem do wody i próbowałem ją uwolnić. Jakaś macka nie chciała ją puścić wiec ugryzłem potwora. Wynurzyliśmy się jednak prąd był za duży abyśmy mogli się wydostać.
- Na końcu jest wodospad! – krzyknąłem.
- Ja nie chce umierać!!! – Vai próbowała dostać się na brzeg jednak się nie udało. Chwyciłem ją za łapę i razem spaliśmy w dół rzeki.
*Z punktu widzenia Carlosa*
Rano poleciałem ogarnąć teren czy jest gdzieś tutaj jakieś
miasto. Niestety nic nie znalazłem tylko niekończący się las. Wylądowałem tam
gdzie mieliśmy obozowisko i zauważyłem ze nikogo nie ma… dziwne jak wstałem to
jeszcze wszyscy spali. Usłyszałem nagle jakiś szelest i oberwałem w głowę z
patyka.
- Odejdź bo… bo… kuźwa jestem lisem ciekawe co ja zrobię – warknął lis który chował się za drzewem.
- Widziałeś jakieś tygrysy, lwa i orła? – zapytałem podchodząc.
- Nie zbliżaj się… jesteś jakiś dziwny, palisz się i no boje się – pisnęła i zaczęła się cofać.
- Jestem Carlos i nic ci nie zrobię – zatrzymałem się – ty też nic nie lepsza masz 3 ogony
- Wypraszam sobie jakoś nie chciałam być zmutowanym lisem – podeszła do mnie niepewnie – jestem Pati… szukasz Jamsa, Sylwii, Vai i Angel?
- Widziałaś ich? – rozejrzałem się.
- Poszli z Loganem i Kendallem szukać jedzenia i picia jakiś czas temu, no i zostałam sama – przewróciła oczami – nie zastanawiasz się czemu jesteś feniksem?
- A ty ze zmutowanym lisem?
- Nawet mi nie przypominaj… jak zawsze inna od reszty i nie wiadomo czemu – jęknęła smutna.
- Pati nie martw się – chciałem ją przytulić ale momentalnie odskoczyliśmy od siebie.
- Ała poparzyłeś mnie! – zaczęła masować się po łapce.
- Dziwne tylko ciebie to zabolało jak cie dotknąłem – kiwnąłem głową – przepraszam…
- Nic się nie stało – machnęła łapką i wsadziła ją w śnieg – chociaż mi się cieplej zrobiło
- Na pewno wszystko ok? Wyglądasz jakbyś miała zemdleć – podszedłem do niej.
- Od rana tak mam nie przejmuj się, do tego jestem śpiąca. Nocą jakoś lepiej się czułam – zaśmiała się. Strasznie miła ta dziewczyna, no i słodka… tylko jestem ciekawy jak to możliwe że ją poparzyłem.
Gadaliśmy już dosyć długo bo było widać zachód słońca, dlaczego tamci jeszcze nie wrócili.
- Martwię się, zaraz będzie noc a ich nie ma – rozejrzała się Pati.
- Wrócą spokojnie – uśmiechnąłem się leciutko.
- Super to wygląda jak jest jednocześnie księżyc i słońce – powiedziała Pati patrząc na niebo. Słońce zachodziło a księżyc zaczął się pojawiać.
- Przeciwieństwa jak ogień i woda – wzruszyłem skrzydłami.
- Porwali ich! – krzyknęła nagle Pati a ja nie ogarnąłem o co chodzi.
- Ale kogo?! – spojrzałem na nią przestraszony.
- No resztę… gdzieś zabrali, porwali, no nie wiem! Wiem to po prostu… ja to czuje – zrobiła smutne oczy.
- Wierze ci – pokiwałem głową z uśmiechem – wiesz gdzie oni są?
- Chodź za mną! – machnęła ogonem i pobiegła przed siebie.
- Odejdź bo… bo… kuźwa jestem lisem ciekawe co ja zrobię – warknął lis który chował się za drzewem.
- Widziałeś jakieś tygrysy, lwa i orła? – zapytałem podchodząc.
- Nie zbliżaj się… jesteś jakiś dziwny, palisz się i no boje się – pisnęła i zaczęła się cofać.
- Jestem Carlos i nic ci nie zrobię – zatrzymałem się – ty też nic nie lepsza masz 3 ogony
- Wypraszam sobie jakoś nie chciałam być zmutowanym lisem – podeszła do mnie niepewnie – jestem Pati… szukasz Jamsa, Sylwii, Vai i Angel?
- Widziałaś ich? – rozejrzałem się.
- Poszli z Loganem i Kendallem szukać jedzenia i picia jakiś czas temu, no i zostałam sama – przewróciła oczami – nie zastanawiasz się czemu jesteś feniksem?
- A ty ze zmutowanym lisem?
- Nawet mi nie przypominaj… jak zawsze inna od reszty i nie wiadomo czemu – jęknęła smutna.
- Pati nie martw się – chciałem ją przytulić ale momentalnie odskoczyliśmy od siebie.
- Ała poparzyłeś mnie! – zaczęła masować się po łapce.
- Dziwne tylko ciebie to zabolało jak cie dotknąłem – kiwnąłem głową – przepraszam…
- Nic się nie stało – machnęła łapką i wsadziła ją w śnieg – chociaż mi się cieplej zrobiło
- Na pewno wszystko ok? Wyglądasz jakbyś miała zemdleć – podszedłem do niej.
- Od rana tak mam nie przejmuj się, do tego jestem śpiąca. Nocą jakoś lepiej się czułam – zaśmiała się. Strasznie miła ta dziewczyna, no i słodka… tylko jestem ciekawy jak to możliwe że ją poparzyłem.
Gadaliśmy już dosyć długo bo było widać zachód słońca, dlaczego tamci jeszcze nie wrócili.
- Martwię się, zaraz będzie noc a ich nie ma – rozejrzała się Pati.
- Wrócą spokojnie – uśmiechnąłem się leciutko.
- Super to wygląda jak jest jednocześnie księżyc i słońce – powiedziała Pati patrząc na niebo. Słońce zachodziło a księżyc zaczął się pojawiać.
- Przeciwieństwa jak ogień i woda – wzruszyłem skrzydłami.
- Porwali ich! – krzyknęła nagle Pati a ja nie ogarnąłem o co chodzi.
- Ale kogo?! – spojrzałem na nią przestraszony.
- No resztę… gdzieś zabrali, porwali, no nie wiem! Wiem to po prostu… ja to czuje – zrobiła smutne oczy.
- Wierze ci – pokiwałem głową z uśmiechem – wiesz gdzie oni są?
- Chodź za mną! – machnęła ogonem i pobiegła przed siebie.
*Z punktu widzenia
Pati*
Omijając drzewa dobiegłam do wielkiego wodospadu. Nie wiem
jak to się stało ale kiedy zamknęłam oczy poczułam ich energie… jakbym
wiedziała co z nimi jest.
- Są za wodospadem! – krzyknęłam do Carlosa który wylądował.
- Ale jak… - zaczął ale ja mu przerwałam.
- Jest tam jaskinia i tak się dostaniemy – pobiegłam dróżką za wodospad, dokładnie to samo zrobił Carlos. Nie myliłam się, jest tutaj jaskinia i długi tunel który prowadził do nikąd. Feniks zabłysnął mocnej oświetlając korytarz i szliśmy przed siebie.
- Myślisz że na końcu tego korytarza coś jest? – Carlos zapytał niepewnie.
- Ja jestem tego pewna – wzięłam głęboki wdech. Zobaczyłam na ścianach diamenty które oświecały całą drogę. Było tak niesamowicie że aż szkoda iść dalej. Doszliśmy do wielkiego pomieszczenia gdzie chodziły jakieś krasnale czy coś i latały wróżki. Dobra trzeba odstawić napoje energetyzujące.
- Ty widzisz to co ja? – szepnął Carlos.
- Myślałam ze mam halucynacje – jęknęłam i zobaczyłam resztę. Wszyscy spali a koło nich była jakaś kobieta. Miała długie brązowe włosy, zieloną suknie i była przepiękna.
- Carlos, Pati jesteście – uśmiechnęła się na nasz widok.
- No siema? – zdziwiona spojrzałam na nią.
- Kim ty jesteś? – zapytał Carlos.
- Jestem Matką Naturą, wezwałam was w ważnej sprawie – pstryknęła palcami i nagle tamci się obudzili. Trochę mnie to wszystko już przerasta.
- Gdzie ta woda?! – rozejrzała się Vai.
- Co się stało i gdzie my jesteśmy? – zapytał Kendall.
- Witam was w centrum przyrody. Tutaj mieszkam i dbam aby nasz świat funkcjonował jak powinien. Pilnuje lasów, zwierząt, wody no i pogody – Matka Natura zaczęła nas gdzieś prowadzić. Poszliśmy za nią do jakiegoś pomieszczenia gdzie był ogromny ekran.
- To tylko sen, to tylko sen – szepnęła Sylwia.
- Raczej to nie sen – pokręciła głową Angel.
- Przez przypadek nie zamieniliście się w zwierzęta – zaczęła kobieta.
- To ty prawda?! Zamieniłaś nas aby się nabijać! – krzyknęła zła Vai.
- Nie przesadzasz Vai? – zapytał James.
- Posłuchajcie mnie… od kiedy istnieje ziemia, wybierana jest grupa ludzi która razem ze mną pilnuje porządku. Wasi przodkowie również byli strażnikami i teraz nastała wasza kolej. Postacie w których jesteście odpowiadają waszemu charakterowi – wytłumaczyła nam Matka Natura – Kendall, jesteś miły jednak umiesz walczyć o swoje, nie dasz wyprowadzić się z równowagi… Angel, jesteś wolna i opanowana, jednak kiedy się wkurzysz umiesz rozszarpać inną osobę… Logan, mądry i szalony… bywasz rozważny jednak nie zawsze umiesz panować nad tym. Violette, agresywna, niebezpieczna, nie umiesz poddać się bez walki i zawsze walczysz o swoje do samego końca. James, zapatrzony w siebie, który dla innego umie zaryzykować własne życie. Sylwia, rozważna jednak też agresywna, często chcesz mieć racje i postarasz się aby tak było. Carlos, próbujesz być spokojny jednak umiesz wybuchnąć kiedy ktoś cie zdenerwuje. No i Pati która z pozoru wydaje się grzeczna i miła, jednak w ostateczności umie zrobić wszystko aby pomóc innemu – opisała nas. Szczerze te opisy pasowały do nas… lisy są chytre i przebiegłe jednak ja jestem innym lisem.
- Niby co my mamy robić? – podniosła brew Sylwia.
- Jeden z moich pomocników się zbuntował i chce zaatakować, zniszczyć cały świat. Spali lasy, zatopi miasta a pomoże mu jego armia zmutowanych zwierząt… - powiedziała.
- Brzmi to jak w jakieś durnej kreskówce – zaśmiała się Vai.
- Jak cie zabiją też będziesz się śmiała? – zapytał Kendall.
- No może nie ale… to jest dziwne przecież! Jakiś zbuntowany krasnal czy coś chce rozwalić ziemię – przewróciła oczami Vai.
- Są za wodospadem! – krzyknęłam do Carlosa który wylądował.
- Ale jak… - zaczął ale ja mu przerwałam.
- Jest tam jaskinia i tak się dostaniemy – pobiegłam dróżką za wodospad, dokładnie to samo zrobił Carlos. Nie myliłam się, jest tutaj jaskinia i długi tunel który prowadził do nikąd. Feniks zabłysnął mocnej oświetlając korytarz i szliśmy przed siebie.
- Myślisz że na końcu tego korytarza coś jest? – Carlos zapytał niepewnie.
- Ja jestem tego pewna – wzięłam głęboki wdech. Zobaczyłam na ścianach diamenty które oświecały całą drogę. Było tak niesamowicie że aż szkoda iść dalej. Doszliśmy do wielkiego pomieszczenia gdzie chodziły jakieś krasnale czy coś i latały wróżki. Dobra trzeba odstawić napoje energetyzujące.
- Ty widzisz to co ja? – szepnął Carlos.
- Myślałam ze mam halucynacje – jęknęłam i zobaczyłam resztę. Wszyscy spali a koło nich była jakaś kobieta. Miała długie brązowe włosy, zieloną suknie i była przepiękna.
- Carlos, Pati jesteście – uśmiechnęła się na nasz widok.
- No siema? – zdziwiona spojrzałam na nią.
- Kim ty jesteś? – zapytał Carlos.
- Jestem Matką Naturą, wezwałam was w ważnej sprawie – pstryknęła palcami i nagle tamci się obudzili. Trochę mnie to wszystko już przerasta.
- Gdzie ta woda?! – rozejrzała się Vai.
- Co się stało i gdzie my jesteśmy? – zapytał Kendall.
- Witam was w centrum przyrody. Tutaj mieszkam i dbam aby nasz świat funkcjonował jak powinien. Pilnuje lasów, zwierząt, wody no i pogody – Matka Natura zaczęła nas gdzieś prowadzić. Poszliśmy za nią do jakiegoś pomieszczenia gdzie był ogromny ekran.
- To tylko sen, to tylko sen – szepnęła Sylwia.
- Raczej to nie sen – pokręciła głową Angel.
- Przez przypadek nie zamieniliście się w zwierzęta – zaczęła kobieta.
- To ty prawda?! Zamieniłaś nas aby się nabijać! – krzyknęła zła Vai.
- Nie przesadzasz Vai? – zapytał James.
- Posłuchajcie mnie… od kiedy istnieje ziemia, wybierana jest grupa ludzi która razem ze mną pilnuje porządku. Wasi przodkowie również byli strażnikami i teraz nastała wasza kolej. Postacie w których jesteście odpowiadają waszemu charakterowi – wytłumaczyła nam Matka Natura – Kendall, jesteś miły jednak umiesz walczyć o swoje, nie dasz wyprowadzić się z równowagi… Angel, jesteś wolna i opanowana, jednak kiedy się wkurzysz umiesz rozszarpać inną osobę… Logan, mądry i szalony… bywasz rozważny jednak nie zawsze umiesz panować nad tym. Violette, agresywna, niebezpieczna, nie umiesz poddać się bez walki i zawsze walczysz o swoje do samego końca. James, zapatrzony w siebie, który dla innego umie zaryzykować własne życie. Sylwia, rozważna jednak też agresywna, często chcesz mieć racje i postarasz się aby tak było. Carlos, próbujesz być spokojny jednak umiesz wybuchnąć kiedy ktoś cie zdenerwuje. No i Pati która z pozoru wydaje się grzeczna i miła, jednak w ostateczności umie zrobić wszystko aby pomóc innemu – opisała nas. Szczerze te opisy pasowały do nas… lisy są chytre i przebiegłe jednak ja jestem innym lisem.
- Niby co my mamy robić? – podniosła brew Sylwia.
- Jeden z moich pomocników się zbuntował i chce zaatakować, zniszczyć cały świat. Spali lasy, zatopi miasta a pomoże mu jego armia zmutowanych zwierząt… - powiedziała.
- Brzmi to jak w jakieś durnej kreskówce – zaśmiała się Vai.
- Jak cie zabiją też będziesz się śmiała? – zapytał Kendall.
- No może nie ale… to jest dziwne przecież! Jakiś zbuntowany krasnal czy coś chce rozwalić ziemię – przewróciła oczami Vai.
*Z punktu widzenia
Sylwii*
To wszystko jest dziwne… bardzo dziwne. Jesteśmy zwierzętami
i mamy walczyć z złym charakterem… ograniczam bajki fantastyczne jak się
obudzę.
- Jego siedziba jest tutaj – wskazała na ekran a my zobaczyliśmy wielkie wzgórze… wystraszyłam się.
- Mamy tam iść? Sami? – zrobił wielkie oczy Logan.
- Boisz się? – zaśmiała się Vai.
- Nieeee… - pokiwał głową zdenerwowany.
- Jest to z 5 km na północ od nas, macie wejść do środka i zniszczyć go… nazwał się Zatruty Cień. Mógł się bardziej postarać ale ok – zaśmiała się Matka Natura.
- Wszystko ładnie, pięknie ale jak takie zwierzątka mają pokonać jakąś armię i tego ziomka ? – zapytała Pati.
- Niektórzy z was są waleczni jednak wy macie tajną broń – zaczęła – każdy z was ma swoją moc którą odkryje dopiero w odpowiednim momencie, musicie się nauczyć z niej korzystać – kiwnęła głową – a teraz wio wio pokonać złego gościa – wygnała nas z jaskini tak że znowu byliśmy w lesie. Jaka miła -.-
- Dobra damy radę – uśmiechnęła się Vai.
- Ehhh ludzie – obejrzałam się do tyłu - …to chyba będzie trudniejsze niż myśleliśmy – szepnęłam wskazując na wielką armie strasznych, czarnych zwierząt lądowych i powietrznych. Było ich z 10 razy więcej od nas! Zaczęła unosić się mgła i wszystko zrobiło się takie mroczne…
- Musimy go pokonać jakoś unikając tej armii – powiedział Carlos – ja z Angel polecimy w kierunku wzgórz a wy idźcie ocenić sytuacje na dole – dodał i uniósł się w powietrze odlatując z Angel.
- Uważajcie na siebie! – krzyknął Kendall patrząc w górę – no to idziemy – wziął głęboki oddech i poszedł przed siebie. Biedak martwi się o nią…
- Nie bój się Kendall, ona wróci – uśmiechnęłam się leciutko.
- Pokonamy złego ziomka i wrócimy do domu – zaczął iść koło mnie James.
- No i przestaniemy chlać i brać – zaśmiała się niebieska… ta znowu zaczyna xD
- Coś mi się wydaje Vai że to jednak prawda – powiedział Logan.
- Jakoś nie wierze – jęknęła.
- Jesteśmy zwierzętami i ty jeszcze nie wierzysz?! – spojrzałam na nią zaskoczona – eeee… gdzie jest Pati?
- Szła za… - odwrócił się James - …nami
- Dobra zgubiliśmy już jedną osobę – warknęłam zła. Jesteśmy chyba najgorszą bandą, jak mamy wygrać, nie nadajemy się.
- Ludzie! – podleciała do nas Angel – nie jesteśmy w stanie dojść do wzgórz niezauważeni, Kendall wskakuj na moje skrzydła polecimy w innym kierunku aby zmylili trop
- Tak jest – Kendall szybko wskoczył na jej plecy i odlecieli.
- Została teraz czwórka – wzięłam głęboki wdech.
- Vai uważaj! – krzyknął Logan kiedy Vai patrząc na nas prawie wpadła na drzewo jednak… ona przez nie przeszła O_O
- Ja ty…? – szepnął zdziwiony James.
- Ale co? – spytała niebieska która się cofnęła i siedziała w drzewie – przechodzę przez drzewa!!!
- Odkryła chyba swoją moc – zaśmiał się Logan.
- Ale super jestem przechodząca przez ściany! – zaśmiała się Vai skacząc wokół nas – zazdrośni co nie? ^^
- Nie – odpowiedzieliśmy chórem i poszliśmy przed siebie.
- Taaa jasne – wystawiła nam język. Szliśmy jeszcze kawałek kiedy nagle usłyszeliśmy ryki i wycie… z krzaków wyszły zwierzęta które miały czerwone oczy, z pysków leciała im piana i były nieźle wkurzone.
- Chyba chcą nas zabić – szepnęłam do nich.
- Chyba tak – odpowiedział mi zakłopotany James.
- Jego siedziba jest tutaj – wskazała na ekran a my zobaczyliśmy wielkie wzgórze… wystraszyłam się.
- Mamy tam iść? Sami? – zrobił wielkie oczy Logan.
- Boisz się? – zaśmiała się Vai.
- Nieeee… - pokiwał głową zdenerwowany.
- Jest to z 5 km na północ od nas, macie wejść do środka i zniszczyć go… nazwał się Zatruty Cień. Mógł się bardziej postarać ale ok – zaśmiała się Matka Natura.
- Wszystko ładnie, pięknie ale jak takie zwierzątka mają pokonać jakąś armię i tego ziomka ? – zapytała Pati.
- Niektórzy z was są waleczni jednak wy macie tajną broń – zaczęła – każdy z was ma swoją moc którą odkryje dopiero w odpowiednim momencie, musicie się nauczyć z niej korzystać – kiwnęła głową – a teraz wio wio pokonać złego gościa – wygnała nas z jaskini tak że znowu byliśmy w lesie. Jaka miła -.-
- Dobra damy radę – uśmiechnęła się Vai.
- Ehhh ludzie – obejrzałam się do tyłu - …to chyba będzie trudniejsze niż myśleliśmy – szepnęłam wskazując na wielką armie strasznych, czarnych zwierząt lądowych i powietrznych. Było ich z 10 razy więcej od nas! Zaczęła unosić się mgła i wszystko zrobiło się takie mroczne…
- Musimy go pokonać jakoś unikając tej armii – powiedział Carlos – ja z Angel polecimy w kierunku wzgórz a wy idźcie ocenić sytuacje na dole – dodał i uniósł się w powietrze odlatując z Angel.
- Uważajcie na siebie! – krzyknął Kendall patrząc w górę – no to idziemy – wziął głęboki oddech i poszedł przed siebie. Biedak martwi się o nią…
- Nie bój się Kendall, ona wróci – uśmiechnęłam się leciutko.
- Pokonamy złego ziomka i wrócimy do domu – zaczął iść koło mnie James.
- No i przestaniemy chlać i brać – zaśmiała się niebieska… ta znowu zaczyna xD
- Coś mi się wydaje Vai że to jednak prawda – powiedział Logan.
- Jakoś nie wierze – jęknęła.
- Jesteśmy zwierzętami i ty jeszcze nie wierzysz?! – spojrzałam na nią zaskoczona – eeee… gdzie jest Pati?
- Szła za… - odwrócił się James - …nami
- Dobra zgubiliśmy już jedną osobę – warknęłam zła. Jesteśmy chyba najgorszą bandą, jak mamy wygrać, nie nadajemy się.
- Ludzie! – podleciała do nas Angel – nie jesteśmy w stanie dojść do wzgórz niezauważeni, Kendall wskakuj na moje skrzydła polecimy w innym kierunku aby zmylili trop
- Tak jest – Kendall szybko wskoczył na jej plecy i odlecieli.
- Została teraz czwórka – wzięłam głęboki wdech.
- Vai uważaj! – krzyknął Logan kiedy Vai patrząc na nas prawie wpadła na drzewo jednak… ona przez nie przeszła O_O
- Ja ty…? – szepnął zdziwiony James.
- Ale co? – spytała niebieska która się cofnęła i siedziała w drzewie – przechodzę przez drzewa!!!
- Odkryła chyba swoją moc – zaśmiał się Logan.
- Ale super jestem przechodząca przez ściany! – zaśmiała się Vai skacząc wokół nas – zazdrośni co nie? ^^
- Nie – odpowiedzieliśmy chórem i poszliśmy przed siebie.
- Taaa jasne – wystawiła nam język. Szliśmy jeszcze kawałek kiedy nagle usłyszeliśmy ryki i wycie… z krzaków wyszły zwierzęta które miały czerwone oczy, z pysków leciała im piana i były nieźle wkurzone.
- Chyba chcą nas zabić – szepnęłam do nich.
- Chyba tak – odpowiedział mi zakłopotany James.
*Z punktu widzenia
Kendalla*
- Widzisz coś? – zapytała mnie Angel kiedy próbowałem
znaleźć jakąś bezpieczną ścieżkę.
- Nic… ale za nami są jakieś jastrzębie! – krzyknąłem patrząc do tyłu. Zbliżały się niesamowicie szybko i chciały nas rozszarpać.
- Nie damy rady uciec! – usłyszałem Angel która powoli zwalniała.
- Nie poddawaj się Angel! Dasz radę! Wierze w ciebie – uśmiechnąłem się i poczułem mocny wiatr. Dziewczyna przyśpieszyła jednak leciała tak szybko że prawie bym spadł z niej. W mgnieniu oka znaleźliśmy się przy wzgórzach!
- Jestem taka szybka? – zapytała zmęczona lądując.
- To było niesamowite! Leciałaś jak błyskawica! Jesteś superszybka! – zacząłem się do niej szczerzyć a ta się śmiała. Słodko się uśmiecha, tak niewinnie.
- No i tu jest ten ziomek… nazwa Pati się przyjęła – kiwnęła głową.
- Tylko jak wejść aby nas nie zauważyli – zacząłem się oglądać kiedy nagle jeden z tych ogromnych jastrzębi wylądował. Skrzydłem walną Angel która uderzyła plecami w ścianę i upadła. Ptak zaczął zbliżać się do mnie wkurzony. Cofałem się powoli jednak pewny siebie prześlizgnąłem się mu pomiędzy szponami i podleciałem do Angel. Była nieprzytomna…
- Angel obudź się! Proszę! – próbowałem ją obudzić jednak to nic nie dało. Do nas podleciały następne 2 jastrzębie które chciałby nas rozszarpać. Chciałem uratować dziewczynę wiec stanąłem przed nią i zacząłem szczekać. Jastrzębie nie dały się wystraszyć i coraz bardziej się zbliżały kiedy ja wkurzony szczeknąłem tak że wywołałem jakąś falę dźwiękową która zmiotła ptaki. Zdziwiony spojrzałem przed siebie… mam jakąś dziwną moc. Na szczęście jastrzębie odleciały a ja wiem jak obronić Angel, ona nadal nie chciała się obudzić i martwię się o nią. Usiadłem koło niej pilnując aby nikt więcej jej nie skrzywdził, mam nadzieje że reszta szybko przyjdzie.
- Nic… ale za nami są jakieś jastrzębie! – krzyknąłem patrząc do tyłu. Zbliżały się niesamowicie szybko i chciały nas rozszarpać.
- Nie damy rady uciec! – usłyszałem Angel która powoli zwalniała.
- Nie poddawaj się Angel! Dasz radę! Wierze w ciebie – uśmiechnąłem się i poczułem mocny wiatr. Dziewczyna przyśpieszyła jednak leciała tak szybko że prawie bym spadł z niej. W mgnieniu oka znaleźliśmy się przy wzgórzach!
- Jestem taka szybka? – zapytała zmęczona lądując.
- To było niesamowite! Leciałaś jak błyskawica! Jesteś superszybka! – zacząłem się do niej szczerzyć a ta się śmiała. Słodko się uśmiecha, tak niewinnie.
- No i tu jest ten ziomek… nazwa Pati się przyjęła – kiwnęła głową.
- Tylko jak wejść aby nas nie zauważyli – zacząłem się oglądać kiedy nagle jeden z tych ogromnych jastrzębi wylądował. Skrzydłem walną Angel która uderzyła plecami w ścianę i upadła. Ptak zaczął zbliżać się do mnie wkurzony. Cofałem się powoli jednak pewny siebie prześlizgnąłem się mu pomiędzy szponami i podleciałem do Angel. Była nieprzytomna…
- Angel obudź się! Proszę! – próbowałem ją obudzić jednak to nic nie dało. Do nas podleciały następne 2 jastrzębie które chciałby nas rozszarpać. Chciałem uratować dziewczynę wiec stanąłem przed nią i zacząłem szczekać. Jastrzębie nie dały się wystraszyć i coraz bardziej się zbliżały kiedy ja wkurzony szczeknąłem tak że wywołałem jakąś falę dźwiękową która zmiotła ptaki. Zdziwiony spojrzałem przed siebie… mam jakąś dziwną moc. Na szczęście jastrzębie odleciały a ja wiem jak obronić Angel, ona nadal nie chciała się obudzić i martwię się o nią. Usiadłem koło niej pilnując aby nikt więcej jej nie skrzywdził, mam nadzieje że reszta szybko przyjdzie.
*Z punktu widzenia
Pati*
- Sylwia! James! Vai! Kendall! Gdzie was wcięło?! –krzyknęłam
błądząc po lesie. Oddaliłam się
dosłownie na chwilę bo zapatrzałam się na widoki a oni nagle zniknęli… teraz
sama jak palec błąkam się po lesie szukając jakiejkolwiek pomocy.
- Jestem samaaaa! Potwory chodźcie zrobimy party hard! Proszę nudzi mi się! – krzyczałam tak nadal idąc przed siebie.
- A ja mogę być? – usłyszałam Carlosa który wylądował po chwili koło mnie. Jak tylko go usłyszałam to serce podeszło mi do gardła.
- Nie spodziewałam się tego – kiwnęłam łebkiem – zgubiłam gdzieś resztę…
- Ja rozdzieliłem się z Angel która poleciała z Kendallem aby zgubić armię powietrzną – wskazał na niebo i nagle w powietrze wzniosła się wielka kula ognia. Zrobiłam wielkie oczy i odsunęłam się kawałek od niego.
- Jak mnie zabijesz będę cie dręczyć w nocy – szepnęłam przerażona.
- Nie wiem jak to zrobiłem – spojrzał na mnie – tobie na pewno nic nie zrobię…
- Dobrze – uśmiechnęłam się leciutko – leć poszukaj reszty
- Na pewno? Nie chce cie zostawić – powiedział.
- Dam sobie radę – poszłam przed siebie a Carlos odleciał – chyba dam… - szepnęłam do siebie patrząc w niebo. Jestem małym, bezbronnym lisem który nawet nie ma jak się bronić. Do tego nie wiem nawet gdzie jestem. Usłyszałam że ktoś się do mnie zbliża, rozejrzałam się i zobaczyłam że banda zwierząt mnie otoczyła… wtedy zaczęłam się obawiać.
- Dobra… możecie mnie zostawić? – spytałam wystraszona. Potwory rzuciły się na mnie a ja z zamkniętymi oczami zaczęłam krzyczeć.
- Jestem samaaaa! Potwory chodźcie zrobimy party hard! Proszę nudzi mi się! – krzyczałam tak nadal idąc przed siebie.
- A ja mogę być? – usłyszałam Carlosa który wylądował po chwili koło mnie. Jak tylko go usłyszałam to serce podeszło mi do gardła.
- Nie spodziewałam się tego – kiwnęłam łebkiem – zgubiłam gdzieś resztę…
- Ja rozdzieliłem się z Angel która poleciała z Kendallem aby zgubić armię powietrzną – wskazał na niebo i nagle w powietrze wzniosła się wielka kula ognia. Zrobiłam wielkie oczy i odsunęłam się kawałek od niego.
- Jak mnie zabijesz będę cie dręczyć w nocy – szepnęłam przerażona.
- Nie wiem jak to zrobiłem – spojrzał na mnie – tobie na pewno nic nie zrobię…
- Dobrze – uśmiechnęłam się leciutko – leć poszukaj reszty
- Na pewno? Nie chce cie zostawić – powiedział.
- Dam sobie radę – poszłam przed siebie a Carlos odleciał – chyba dam… - szepnęłam do siebie patrząc w niebo. Jestem małym, bezbronnym lisem który nawet nie ma jak się bronić. Do tego nie wiem nawet gdzie jestem. Usłyszałam że ktoś się do mnie zbliża, rozejrzałam się i zobaczyłam że banda zwierząt mnie otoczyła… wtedy zaczęłam się obawiać.
- Dobra… możecie mnie zostawić? – spytałam wystraszona. Potwory rzuciły się na mnie a ja z zamkniętymi oczami zaczęłam krzyczeć.
*Z punktu widzenia
Jamsa*
Długo nie minęło a zwierzęta zaatakowały, jednak my nie
poddaliśmy się bez walki. Każdy z nas jako dzikie zwierze zaczęło odpędzać
potwory. Vai używając swojej mocy przechodziła przez drzewa i kamienie przez co
nieogarnięte zwierzęta traciły przytomność biegnąc za nią. Sylwii udawało się
jakoś odpędzać je, jednak to nie było takie proste.
- Nie damy rady! – krzyknąłem do dziewczyn… wtedy zauważyłem że nigdzie nie ma Sylwii! – gdzie jest Sylwia?!
- No przecież tu stoję – usłyszałem jej głos jednak nigdzie jej nie widziałem, nagle pojawiła się przede mną.
- Wow… byłaś niewidzialna! – powiedział Logan podbiegając do nas.
- Serio?! Ale super! – uśmiechnęła się szeroko.
- Biegnijmy w stronę wzgórz zanim pojawi się ich więcej – machnąłem łapą.
- Pomocy! – krzyknęła przestraszona Vai która była otoczona przez dzikie wilki – za dużo ich!
- Poczekaj! – pobiegł do niej Logan, przeskoczył nad zwierzętami i zaczął warczeć. Wilki miały się na nich rzucić kiedy jednak nie mogły się zbliżać… Logan groźnie spojrzał na kawałek ściętego drzewa które podniósł i rzucił w nie… jak on to zrobił?
- Latające drzewo? – szepnęła jeszcze wystraszona Vai.
- Widocznie mam moc telekinezy – zaśmiał się podchodząc z lampardzicą do nas.
- To idziemy! – ruszyła Sylwia a my za nią. Daleko nie biegliśmy bo już w oddali widzieliśmy wzgórza. Kiedy dobiegliśmy na miejsce zobaczyliśmy Kendalla i obok niego nieprzytomną Angel, trochę się wystraszyłem patrząc na to.
- Co się z nią stało? – zapytała troskliwie Sylwia podbiegając do niej.
- Uderzyła w ścianę i zemdlała… nie mogę jej obudzić… boje się – położył łebek na ziemi.
- Zobaczysz że będzie dobrze – uśmiechnęła się leciutko Vai.
- Nie rozumiecie tego! – wstał gwałtownie – ona musi przeżyć! Kocham ją! – powiedział załamany. Spojrzałem na Angel która otworzyła leciutko oczy.
- Kendall… - szepnęła.
- Żyjesz! – krzykną szczęśliwy siadając koło niej.
- Kocham słodkie happy endy – kiwnęła głową Sylwia – jak się tam dostaniemy…
- Może przejdę przez ścianę? – zaśmiała się niebieska i pobiegła sobie w stronę ściany przechodząc przez nią – jest tunel!
- Fajnie a jak my przejdziemy? – zapytał Logan.
- Może jest jakiś guzik czy coś… - podszedłem do skały i popukałem w nią a ona… się rozpadła. Mina Vai bezcenna xD
- Siłacz ^^ - pisnęła Sylwia słodko się uśmiechając.
- Angel dasz radę iść? – zapytał Kendall pomagając jej wstać.
- Spokojnie, dam radę – kiwnęła głową i razem weszliśmy do środka.
- Za miną to nie poczekacie! – krzyknął Carlos który przed chwilą przyleciał – Pati już dotarła?
- Nie widzieliśmy jej – odpowiedzieliśmy chórem. Od kiedy zniknęła nie było jej widać. Na samym końcu korytarza był a wielka komnata. Na samym środku była rzeka lawy i jedynie most przez który można było przejść.
- Kto pierwszy? – zapytała Sylwia wpatrując się w lawę.
- Ja pójdę – wziąłem głęboki wdech i weszłam na most. Carlos i Angel byli nade mną jakby most spadł. Na szczęście udało mi się przedostać na drugą stronę!
- Nie damy rady! – krzyknąłem do dziewczyn… wtedy zauważyłem że nigdzie nie ma Sylwii! – gdzie jest Sylwia?!
- No przecież tu stoję – usłyszałem jej głos jednak nigdzie jej nie widziałem, nagle pojawiła się przede mną.
- Wow… byłaś niewidzialna! – powiedział Logan podbiegając do nas.
- Serio?! Ale super! – uśmiechnęła się szeroko.
- Biegnijmy w stronę wzgórz zanim pojawi się ich więcej – machnąłem łapą.
- Pomocy! – krzyknęła przestraszona Vai która była otoczona przez dzikie wilki – za dużo ich!
- Poczekaj! – pobiegł do niej Logan, przeskoczył nad zwierzętami i zaczął warczeć. Wilki miały się na nich rzucić kiedy jednak nie mogły się zbliżać… Logan groźnie spojrzał na kawałek ściętego drzewa które podniósł i rzucił w nie… jak on to zrobił?
- Latające drzewo? – szepnęła jeszcze wystraszona Vai.
- Widocznie mam moc telekinezy – zaśmiał się podchodząc z lampardzicą do nas.
- To idziemy! – ruszyła Sylwia a my za nią. Daleko nie biegliśmy bo już w oddali widzieliśmy wzgórza. Kiedy dobiegliśmy na miejsce zobaczyliśmy Kendalla i obok niego nieprzytomną Angel, trochę się wystraszyłem patrząc na to.
- Co się z nią stało? – zapytała troskliwie Sylwia podbiegając do niej.
- Uderzyła w ścianę i zemdlała… nie mogę jej obudzić… boje się – położył łebek na ziemi.
- Zobaczysz że będzie dobrze – uśmiechnęła się leciutko Vai.
- Nie rozumiecie tego! – wstał gwałtownie – ona musi przeżyć! Kocham ją! – powiedział załamany. Spojrzałem na Angel która otworzyła leciutko oczy.
- Kendall… - szepnęła.
- Żyjesz! – krzykną szczęśliwy siadając koło niej.
- Kocham słodkie happy endy – kiwnęła głową Sylwia – jak się tam dostaniemy…
- Może przejdę przez ścianę? – zaśmiała się niebieska i pobiegła sobie w stronę ściany przechodząc przez nią – jest tunel!
- Fajnie a jak my przejdziemy? – zapytał Logan.
- Może jest jakiś guzik czy coś… - podszedłem do skały i popukałem w nią a ona… się rozpadła. Mina Vai bezcenna xD
- Siłacz ^^ - pisnęła Sylwia słodko się uśmiechając.
- Angel dasz radę iść? – zapytał Kendall pomagając jej wstać.
- Spokojnie, dam radę – kiwnęła głową i razem weszliśmy do środka.
- Za miną to nie poczekacie! – krzyknął Carlos który przed chwilą przyleciał – Pati już dotarła?
- Nie widzieliśmy jej – odpowiedzieliśmy chórem. Od kiedy zniknęła nie było jej widać. Na samym końcu korytarza był a wielka komnata. Na samym środku była rzeka lawy i jedynie most przez który można było przejść.
- Kto pierwszy? – zapytała Sylwia wpatrując się w lawę.
- Ja pójdę – wziąłem głęboki wdech i weszłam na most. Carlos i Angel byli nade mną jakby most spadł. Na szczęście udało mi się przedostać na drugą stronę!
*Z punktu widzenia Vai*
Widzieliśmy Jamsa który przedostał się na drugą stronę kiedy
nagle za nim pojawiła się jakaś postać. Nawet nie dotknął go udało mu się odepchnąć
lwa na drugą stronę. Jak on to zrobił?!
- Ja ci dam atakować Jamsa! – warknęła Sylwia i pobiegła tam. Cień podnosząc rękę do góry podniósł moją siostrę w powietrze rzucając ją o ścianę. Tak samo zrobił z Angel i Carlosem.
- Ehem Logan… - szepnęłam cofając się trochę do tyłu.
- Vai muszę ci coś powiedzieć zanim… coś się stanie – spojrzał na mnie wpatrując się w moje oczy.
- Tak? – zapytałam nieśmiałe.
- Ja cię… - zaczął kiedy uniósł się w powietrze – kocham! – krzyknął kiedy cień przyciągnął go do siebie i rzucił o ziemie.
- Ja ci dam pieprzony ziomku! Nie wolno ich krzywdzić! – zaczęłam biec próbując zrobić coś aby nie działał na mnie tymi siłami. Poczułam ból w szyi i nie mogłam oddychać, podniosłam się do góry i przyleciałam do niego. Wszyscy byli nieprzytomni i jako jedyna zostałam na polu walki.
- Zginiesz słoneczko – zaśmiał się ziomek i umieścił mnie nad lawą. To był chyba nasz koniec… Poznałam chłopaka który naprawdę mnie lubi, ale co mi po tym skoro spalę się w lawie jako lampart.
- Zostaw ją! – usłyszałam Pati która pojawiła się po drugiej stronie. Była poobijana i kulała na jedną łapę. Cień rzucił mną o ścianę, upadłam jednak nadal resztkami sił przyglądałam się temu.
- Została ostatnia, jak miło – uśmiechną się tajemniczo i ruszył rękę jednak Pati nadal stała. Z zdziwioną miną zaczął tak machać a Pati zaczęła biegnąć przez most do niego.
- Rozwalić most! – krzyknął ziomek a wtedy jastrzębie przegryzły sznury od mostu tak że Pati wisiała ledwo nad lawą.
- Pati nie! – podniosłam głowę jednak poczułam mocny ból. Pati puściła most w wtedy zawiał silny wiatr, w pewnym momencie zobaczyłam strzałę ognistą, był to Carlos! Lis upadł na niego i polecieli w górę.
- Nie poparzyłem cie? – zapytał Carlos.
- Dziwne ale nie… - uśmiechnęła się i wtedy polecieli w stronę cienia. Przyznam się ze on był trochę wkurzony bo zaświecił się na czarno i jednym ruchem sprawił ze mocno Pati i Carlos uderzyli w ścianę.
- To skoro mamy ich z głowy to możemy zając się resztą – zaśmiał się Zatruty Cień odwracając się.
- Nie skończyliśmy z tobą – szepnęła Pati leciutko się podnosząc.
- I co mi słodziutka zrobisz – jęknął patrząc na nią. Zagubiona spojrzała na nas, na Carlosa i spuściła łebek.
- Dasz radę Pati… - szepnęłam cichutko zwijając się z bólu. Pati nagle cała zabłysła na niebiesko… dobra moje słowa powodują dość dużą energię. Lis zaczął warczeć zbliżając się do cienia, rzuciła się na niego, położyła łapę na jego klatce piersiowej i zamknęła oczy. Zobaczyłam blask i nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Straszne wzgórze zamieniło się w górkę, lawa w rzekę. Wszystkie zwierzęta się odmieniły a my bez żadnych problemów mogliśmy wstać.
- Pati co mu zrobiłaś? – zapytałam się jej, chyba jako jedyna widziałam całą tą sytuacje.
- Nie wiem… chyba go zabiłam – szepnęła rozglądając się.
- Ludzie… co się z nami dzieje? – krzyknęła Sylwia oglądając swoje łapy. Zaczęliśmy robić się niewidzialni!
- Znikamy… my chyba znikamy! – powiedział wystraszony Logan.
- Spotkamy się kiedyś? – zapytała Angel.
- Musimy… - szepnęłam i wszystko zrobiło się ciemne.
- Ja ci dam atakować Jamsa! – warknęła Sylwia i pobiegła tam. Cień podnosząc rękę do góry podniósł moją siostrę w powietrze rzucając ją o ścianę. Tak samo zrobił z Angel i Carlosem.
- Ehem Logan… - szepnęłam cofając się trochę do tyłu.
- Vai muszę ci coś powiedzieć zanim… coś się stanie – spojrzał na mnie wpatrując się w moje oczy.
- Tak? – zapytałam nieśmiałe.
- Ja cię… - zaczął kiedy uniósł się w powietrze – kocham! – krzyknął kiedy cień przyciągnął go do siebie i rzucił o ziemie.
- Ja ci dam pieprzony ziomku! Nie wolno ich krzywdzić! – zaczęłam biec próbując zrobić coś aby nie działał na mnie tymi siłami. Poczułam ból w szyi i nie mogłam oddychać, podniosłam się do góry i przyleciałam do niego. Wszyscy byli nieprzytomni i jako jedyna zostałam na polu walki.
- Zginiesz słoneczko – zaśmiał się ziomek i umieścił mnie nad lawą. To był chyba nasz koniec… Poznałam chłopaka który naprawdę mnie lubi, ale co mi po tym skoro spalę się w lawie jako lampart.
- Zostaw ją! – usłyszałam Pati która pojawiła się po drugiej stronie. Była poobijana i kulała na jedną łapę. Cień rzucił mną o ścianę, upadłam jednak nadal resztkami sił przyglądałam się temu.
- Została ostatnia, jak miło – uśmiechną się tajemniczo i ruszył rękę jednak Pati nadal stała. Z zdziwioną miną zaczął tak machać a Pati zaczęła biegnąć przez most do niego.
- Rozwalić most! – krzyknął ziomek a wtedy jastrzębie przegryzły sznury od mostu tak że Pati wisiała ledwo nad lawą.
- Pati nie! – podniosłam głowę jednak poczułam mocny ból. Pati puściła most w wtedy zawiał silny wiatr, w pewnym momencie zobaczyłam strzałę ognistą, był to Carlos! Lis upadł na niego i polecieli w górę.
- Nie poparzyłem cie? – zapytał Carlos.
- Dziwne ale nie… - uśmiechnęła się i wtedy polecieli w stronę cienia. Przyznam się ze on był trochę wkurzony bo zaświecił się na czarno i jednym ruchem sprawił ze mocno Pati i Carlos uderzyli w ścianę.
- To skoro mamy ich z głowy to możemy zając się resztą – zaśmiał się Zatruty Cień odwracając się.
- Nie skończyliśmy z tobą – szepnęła Pati leciutko się podnosząc.
- I co mi słodziutka zrobisz – jęknął patrząc na nią. Zagubiona spojrzała na nas, na Carlosa i spuściła łebek.
- Dasz radę Pati… - szepnęłam cichutko zwijając się z bólu. Pati nagle cała zabłysła na niebiesko… dobra moje słowa powodują dość dużą energię. Lis zaczął warczeć zbliżając się do cienia, rzuciła się na niego, położyła łapę na jego klatce piersiowej i zamknęła oczy. Zobaczyłam blask i nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Straszne wzgórze zamieniło się w górkę, lawa w rzekę. Wszystkie zwierzęta się odmieniły a my bez żadnych problemów mogliśmy wstać.
- Pati co mu zrobiłaś? – zapytałam się jej, chyba jako jedyna widziałam całą tą sytuacje.
- Nie wiem… chyba go zabiłam – szepnęła rozglądając się.
- Ludzie… co się z nami dzieje? – krzyknęła Sylwia oglądając swoje łapy. Zaczęliśmy robić się niewidzialni!
- Znikamy… my chyba znikamy! – powiedział wystraszony Logan.
- Spotkamy się kiedyś? – zapytała Angel.
- Musimy… - szepnęłam i wszystko zrobiło się ciemne.
*Z punktu widzenia
Pati*
Otworzyłam oczy z krzykiem. Byłam w swoim łóżku, byłam
człowiekiem, wszystko było jak dawniej. Wstałam patrząc na ręce, miałam kilka
zadrapań jednak cos mi nie pasowało w tym wszystkim. Zabrałam pamiętnik mojej
prababci, ponieważ ponoć przodkowie też coś takiego przeżyli, i zaczęłam
czytać.
„W każdym miesiącu jest jeden dzień ważny
w moim życiu. Pełnia, która nie znika… zawsze jest z nami. Dzięki niej mogę być
sobą, w moim naturalnym środowisku, zawsze nocą. Zawsze pełnia powoduje zmianę”
Przeanalizowałam jeszcze raz słowa i spojrzałam na kalendarz. Następną pełnia jest 8 lipca. Jednak jakie miejsce jest idealne… las, park… może to być wszystko! Wtedy już będę w Los Angeles… nie mam pojęcia jak się z nimi spotkać.
*Miesiąc później*
Siedziałam na ławce w parku, była godzina 22:00 i co najważniejsze, był 8 lipca. Przez ostatnie dni codziennie śnił mi się ogromny park, ten słynny park w NY. Do tego widziałam resztę jako zwierzęta i oczywiście pełnie. Próbowałam się jeszcze czegoś dowiedzieć i udało się dzięki mojej prababci! Możemy zamieniać się w zwierzęta i korzystać z mocy w czasie pełni, jednak kiedy uda nam się ją opanować, z czasem będziemy mogli kiedy tylko chcemy.
Mijały minuty i nikogo nie widziałam, nawet nie wiem kogo mam się spodziewać. A jeśli tylko ja na to wpadłam i siedzę tutaj sama… Z zamyślenia wyrwał mnie pewien szatyn który usiadł na końcu ławki i patrzał w księżyc. Zmęczona chciałam już wstać kiedy chłopak zaczął wyć, szybko zasłonił usta i spojrzał na mnie.
- Logan? – szepnęłam niepewnie.
- Eeeee… Vai? – zapytał pełen nadziei.
- Chciałbyś, to ja Pati – wyszczerzyłam się, chłopak wstał i mocno mnie przytulił. Nie wierze ze znalazłam Logana! On ma dołeczki x3
- Po tobie spodziewałam się że będziesz mieć okulary i będziesz wyglądać jak kujon – przeanalizowałam go.
- Ja myślałem ze będziesz mieć blond włosy – zaśmiał się i jeszcze raz przytulił. Gadaliśmy chwilę kiedy wpadł na mnie jakiś blondyn. Na szczęście się nie wywaliłam bo Logan mnie chwycił.
- Widzieliście może orła? – zapytał rozglądając się w każdą stronę.
- Logan, to chyba jakiś wariat – szepnęłam do szatyna.
- Ja wariat?! Taaaa dzięki Pati – przewrócił oczami blondyn – to ja Kendall! – rozłożył ręce. Otworzyłam szeroko oczy i z piskiem go przytuliłam. Nie wierze że już następny!
- Co tutaj robicie? – zapytałam kiedy szliśmy po parku.
- Śnił mi się kilka razy ten park w czasie pełni – zaczął Kendall.
- Tobie też? – spojrzał zdziwiony Logan – ja mam od miesiąca takie sny, stwierdziłem że muszę tutaj przyjechać…
- To jest dziwne… mam nadzieje ze reszta też tutaj gdzieś jest – powiedziałam. Chodziliśmy już kilka minut po parku szukając jakiegoś tropu jednak nikt nie zwrócił jakiejkolwiek uwagi.
- Vai nie mamy czasu na kurczaki! – krzyknęła jakaś czerwono-włosa dziewczyna ciągnąc za sobą dziewczynę z niebieskimi pasemkami. Kolo nich szła jeszcze jakaś blondynka.
- Masz na imię Vai? – podeszłam do nich, spojrzały na mnie jak wariatkę a niebieska pokiwała głową – ty to Sylwia – wskazałam na czerwoną – i Angel?
- Skąd nasz znasz? – zapytały jednocześnie.
- Angel?! Kochanie to ty! – krzyknął Kendall tuląc się do blondynki. Ona chyba domyśliła się kto to jest i odwzajemniła uścisk.
- To jest James? – poruszała brwiami Sylwia wskazując na szatyna.
- Ehem… nie – pokiwał głową – to ja, Logan – pomachał im a Vai z piskiem rzuciła się na niego. Całkiem ciekawa reakcja muszę przyznać. Tamci nie chcieli się od siebie oderwać a ja z Sylwią stałyśmy jak takie idiotki xD
- Pati spójrz za siebie – pisnęła Sylwia a ja się odwróciłam. Zobaczyłam słodkiego bruneta z grzywką. Spojrzał w naszą stronę i z uśmiechem podszedł.
- Cześć dziewczyny jestem James, James Maslow – poruszał brwiami. Wiedziałam co się stanie i zasłoniłam uszy.
- Za 3..2..1… - Sylwia zaczęła piszczeć i rzuciła się na Jamsa tuląc go mocno – James poznaj Sylwie – zaśmiałam się.
- To wy?! – rozejrzał się i po chwili przytulił mocno Sylwie. Znaleźli się wszyscy… oprócz Carlosa. Tamci gadali ze sobą, tulili się i wyglądali na szczęśliwych. Stałam tak oparta o drzewo patrząc na nich z uśmiechem, co miałam robić? Słodko wszyscy wyglądali.
- Pati… spójrz za siebie – kiwnęła głową Sylwia śmiejąc się. Odwróciłam się znowu i zobaczyłam słodkiego Latynosa z bukietem róż. Niby nic niezwykłego ale jednak zobaczyłam coś dziwnego w tym chłopaku. Albo mi się zdawało albo on parował O_O
- Cześć Pati – uśmiechną się szeroko podchodząc do mnie. To był Carlos! Na 100% to był Carlos!
- Przyszedłeś! – krzyknęłam i przytuliłam go mocno.
- Musiałem przyjść – szepną podnosząc leciutko moją głowę. Długo nie musiałam czekać a chłopak mnie namiętnie pocałował x3 On jest kochany i mam nadzieje ze będę z nim do samego końca.
Od teraz tworzymy pary, oczywiście pomagamy Matce Naturze i uczymy się korzystać z mocy. Cieszę się że coś takiego nam się przetrawiło… teraz jestem szczęśliwa.
Przeanalizowałam jeszcze raz słowa i spojrzałam na kalendarz. Następną pełnia jest 8 lipca. Jednak jakie miejsce jest idealne… las, park… może to być wszystko! Wtedy już będę w Los Angeles… nie mam pojęcia jak się z nimi spotkać.
*Miesiąc później*
Siedziałam na ławce w parku, była godzina 22:00 i co najważniejsze, był 8 lipca. Przez ostatnie dni codziennie śnił mi się ogromny park, ten słynny park w NY. Do tego widziałam resztę jako zwierzęta i oczywiście pełnie. Próbowałam się jeszcze czegoś dowiedzieć i udało się dzięki mojej prababci! Możemy zamieniać się w zwierzęta i korzystać z mocy w czasie pełni, jednak kiedy uda nam się ją opanować, z czasem będziemy mogli kiedy tylko chcemy.
Mijały minuty i nikogo nie widziałam, nawet nie wiem kogo mam się spodziewać. A jeśli tylko ja na to wpadłam i siedzę tutaj sama… Z zamyślenia wyrwał mnie pewien szatyn który usiadł na końcu ławki i patrzał w księżyc. Zmęczona chciałam już wstać kiedy chłopak zaczął wyć, szybko zasłonił usta i spojrzał na mnie.
- Logan? – szepnęłam niepewnie.
- Eeeee… Vai? – zapytał pełen nadziei.
- Chciałbyś, to ja Pati – wyszczerzyłam się, chłopak wstał i mocno mnie przytulił. Nie wierze ze znalazłam Logana! On ma dołeczki x3
- Po tobie spodziewałam się że będziesz mieć okulary i będziesz wyglądać jak kujon – przeanalizowałam go.
- Ja myślałem ze będziesz mieć blond włosy – zaśmiał się i jeszcze raz przytulił. Gadaliśmy chwilę kiedy wpadł na mnie jakiś blondyn. Na szczęście się nie wywaliłam bo Logan mnie chwycił.
- Widzieliście może orła? – zapytał rozglądając się w każdą stronę.
- Logan, to chyba jakiś wariat – szepnęłam do szatyna.
- Ja wariat?! Taaaa dzięki Pati – przewrócił oczami blondyn – to ja Kendall! – rozłożył ręce. Otworzyłam szeroko oczy i z piskiem go przytuliłam. Nie wierze że już następny!
- Co tutaj robicie? – zapytałam kiedy szliśmy po parku.
- Śnił mi się kilka razy ten park w czasie pełni – zaczął Kendall.
- Tobie też? – spojrzał zdziwiony Logan – ja mam od miesiąca takie sny, stwierdziłem że muszę tutaj przyjechać…
- To jest dziwne… mam nadzieje ze reszta też tutaj gdzieś jest – powiedziałam. Chodziliśmy już kilka minut po parku szukając jakiegoś tropu jednak nikt nie zwrócił jakiejkolwiek uwagi.
- Vai nie mamy czasu na kurczaki! – krzyknęła jakaś czerwono-włosa dziewczyna ciągnąc za sobą dziewczynę z niebieskimi pasemkami. Kolo nich szła jeszcze jakaś blondynka.
- Masz na imię Vai? – podeszłam do nich, spojrzały na mnie jak wariatkę a niebieska pokiwała głową – ty to Sylwia – wskazałam na czerwoną – i Angel?
- Skąd nasz znasz? – zapytały jednocześnie.
- Angel?! Kochanie to ty! – krzyknął Kendall tuląc się do blondynki. Ona chyba domyśliła się kto to jest i odwzajemniła uścisk.
- To jest James? – poruszała brwiami Sylwia wskazując na szatyna.
- Ehem… nie – pokiwał głową – to ja, Logan – pomachał im a Vai z piskiem rzuciła się na niego. Całkiem ciekawa reakcja muszę przyznać. Tamci nie chcieli się od siebie oderwać a ja z Sylwią stałyśmy jak takie idiotki xD
- Pati spójrz za siebie – pisnęła Sylwia a ja się odwróciłam. Zobaczyłam słodkiego bruneta z grzywką. Spojrzał w naszą stronę i z uśmiechem podszedł.
- Cześć dziewczyny jestem James, James Maslow – poruszał brwiami. Wiedziałam co się stanie i zasłoniłam uszy.
- Za 3..2..1… - Sylwia zaczęła piszczeć i rzuciła się na Jamsa tuląc go mocno – James poznaj Sylwie – zaśmiałam się.
- To wy?! – rozejrzał się i po chwili przytulił mocno Sylwie. Znaleźli się wszyscy… oprócz Carlosa. Tamci gadali ze sobą, tulili się i wyglądali na szczęśliwych. Stałam tak oparta o drzewo patrząc na nich z uśmiechem, co miałam robić? Słodko wszyscy wyglądali.
- Pati… spójrz za siebie – kiwnęła głową Sylwia śmiejąc się. Odwróciłam się znowu i zobaczyłam słodkiego Latynosa z bukietem róż. Niby nic niezwykłego ale jednak zobaczyłam coś dziwnego w tym chłopaku. Albo mi się zdawało albo on parował O_O
- Cześć Pati – uśmiechną się szeroko podchodząc do mnie. To był Carlos! Na 100% to był Carlos!
- Przyszedłeś! – krzyknęłam i przytuliłam go mocno.
- Musiałem przyjść – szepną podnosząc leciutko moją głowę. Długo nie musiałam czekać a chłopak mnie namiętnie pocałował x3 On jest kochany i mam nadzieje ze będę z nim do samego końca.
Od teraz tworzymy pary, oczywiście pomagamy Matce Naturze i uczymy się korzystać z mocy. Cieszę się że coś takiego nam się przetrawiło… teraz jestem szczęśliwa.
Kurczak! Pod koniec się popłakałam! To takie wzruszające jest.... I exstra! Powinni nakręcić film oparty na tej jednorazówce! Zajebiste! Gratuluje tylu wejść i czekam nn ;**
OdpowiedzUsuńOooo x3333 Jakie to było słodkie ! :D Nie wiedziałam, że w taki cudny sposób to zakończysz ^^ Boże jak ja piszczę hahahah xD
OdpowiedzUsuńKocham Cię <3
Twoja Fanka <3
Ps. Gratuluje +30.000 wejść :)
Ciekawy pomysł na jednorazówkę. Genialny. Dawaj mi kolejną notkę. Szybko!
OdpowiedzUsuńŚwietna jednorazówka ^^ taka pomysłowa ^^ i ten koniec *OOO* aww... ^^ Chcę więcej takich
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne.. ;)
hahahahahahahahhahahahahahahahhaahhahahaahahahahahah Nie no ja cie kocham dziewczyno ty jesteś genialna xD ahahahhahahahahahaahhahahahahhahahahahahhahahahah Musisz mi powiedzieć skad ty bierzesz takie zajebiste pomysły xd James nawet jako zwierze mysli tylko o włosach xD
OdpowiedzUsuńP.S u mnie nn http://bigtimerushforeverlife.blogspot.com/2013/04/rozdzia-7.html
OdpowiedzUsuńGRATULUJĘ :D 30 tysięcy wejść :D jesteś the best :D O Animal Planet *O* Co ja mogę powiedzieć?? Jaram się tym i wyjarać nie mogę xd nie no na serio.A wiesz,że przy złych wilkach się darłam xd no logicznie xd i seryjnie,a raczej seryjnie xd
OdpowiedzUsuńTa babka jest dziwna,ale ma fajne zielone coś na głowie :D
Przy końcówce się rozkleiłam..Takie to super,że wszyscy się spotkali.I tak Logan + Vai nawet jako owłosione ssaki coś do siebie mają,ej! też chcę takie sny,moje są zboczone i Kendallowe xd Tak zboczone z Kendallem tak wiadomo jakie,ale to mój pusty zboczony łeb xDD matkooooooooo!!!!!!!!!!! Carlos z bukietem jest taki awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww!!! *___* Weźcie się kurde ożeńcie to nie będzie pisku xd Sorki xd ja ciągle piszczę więc będziecie smarkać ja będę piszczeć,będziecie jeść ja będę piszczeć,będziecie jeść rukolę ja będę piszczeć,Pati będzie rodzić ja będę piszczeć,Carlos będzie pierdział i bekać ja będę piszczeć xD Tak już mam i ten..Kupię sobie takie zwierzątka oczywicha nie te straszne,bo będę się bać xDD Jeszcze raz gratuluję kochana i czekam na więcej jednorazówek i rozdziałów i 40 tysięcy wejść :D Lub 35 tysięcy i ej pokonasz go z moją nudą w nocy xd
Całuski :*
Jakie słodkie sweet piękne tak ślicznie piszesz czekam na nn
OdpowiedzUsuńkochana, nominowałam cię znowu do Versatile : *
OdpowiedzUsuńwięcej informacji u nas [ http://kate-reachel-imagines.blogspot.com/ ] : )
30 tys. wejść? Gratki, Pati! Woohooo! Wooow xd teraz jest ich więcej, ale ja jak zwykle zmulam z komentowaniem xdd oooo! pozamieniali się w zwierzątka! Iiiip Loguś jest wilczkiem xd moim ulubionym zwierzątkiem xd Wilczki są śliczne ^^ i słooodkie xd
OdpowiedzUsuńCass: Tak, dopóki ci czegoś nie odgryzą -,-
Jess: Ale czego?
Cass: A jak myślisz?
Jess: O Matko! Chyba nie myślisz o...
Viv: Zboczeńce! Wszędzie zboczeńce! -,-
Pomijając zboczenie moich nienormalnych sióstr...
To jest takie zajebiste! Carlos jest feniksem *o* Jak Fawkes w Harrym Potterze xd feniksy są takie zajefajne! płoną i się nie spalają xddd
A Vai jest lampardem xd chyba tak to sie pisze xd a James to lew xd taki groźny, że wrauuu xd strzeżcie się jadalne zwierzątka! James was pożre na śniadanie xdddd
hahahahaha xd ta jednorazówka jest tak zajebisto-zajebiście zajebista, że aż mi już słów brakuje, więc a tym poprzestanę xd
czekam na kolejną xdddd
V- noo wreszcie usiadła i zacznie nadrabiać :D
OdpowiedzUsuńS- szkoda że tak leje i jest burza i mi się zdaje że za chwile jebnie i mi spali kompa ale okeeey xD przeżyje xD
V- ty tak xd komp nie xD
~~~~~~~~~~~~~~~~~
S- dobra .. .remember … to był Animal Planet i to wtedy kiedy zmieniliśmy się w zwierzątka *OO* eej to było boskie x3 takie zwierzaczki x3
V- ty znowu parodiowałaś hmmm Carlosa? To było wtedy jak leciał i ktoś leciał na jego grzbiecie xD
S- to była chyba Angel a na jej grzbiecie Kendall robił za pilota xD
V- chwila odświeżmy sb pamieć xd :
ja- lampart, Sylwia- pantera, James- lew, królowie dzikiej puszczy xd wraaauuu ^^
S- Logan-wilk, Pati- lis ten taki zmutowany z trzema ogonami xd , Kendall- kojot … tak to Kendall ujeżdzał Angel xD
V- szkoda ze Ang to orzeł a nie koń ale ok xD
S- eeh pamięć dobra bo krótka xD czee jeszcze był Carlos- feniks i Angel- orzeł … kogoś brakuje?
V- chyba nie xD zwierzyniec w komplecie xD
S- ok .. a więc spróbujmy sb przypomnieć co się działo … no że wszyscy się pozmieniali i nie wiedzieli jak … to już jest coś xD no ii taki nieogar wszyscy. I taki wystrach xD łii nowe słowo xd zapiszcie to sb xD
V- yy nie :P burza się nasila D: streszczaj się czerwonaa!!
S- aa więc jestem panterą … i lew się za mną ugania xD
V- patrzy na twój ogon … xD mrraaau jaaasne xd ogoon xD a to w jakich miesiącach się działo? Bo możliwe że wiesz … zwierzęta miały wtedy gody xD
S- przestań! Noo xD taaaak! Idziemy ratować świat! Tananananananaaaa!!!! Aaaageeeent P!!!!!
V- dubidubiduubaa dubidubiduuubaaa :D
S- awwwwwwwwwwwwww x333333333
V- oho podjarała się xd zobaczyła zdj jak chłopaki ściągają spodnie i nam odpłyneła w siną daaal xD
S- co?
V- co?
S- ale co?
V- ale jak to co?!
S- ale wtf?!
V- ale ftw?! XD
S- hahaha jak James warknął xD
V- jak James smarknął? XD
S- -.-''' my takie zoo idziemy sb przez las i przez to wszystko co nie pamietam xd
V- jesteśmy zwierzęta, choroba nas nęka!
Uwaga pipole, nadchodzą mole!
Nie dobra nie wysilam się, nie wyjdzie mi to xD
S- doobra to by było na tyle, lece do następnego rzdz :D ile ich mam do nadrobienia?
V- 4 xD
S- … wyrobie się!! xD PZDR ;* i oczywiscie jednorazówka boskaa :*