sobota, 19 grudnia 2015

Część 102


Zaskoczeni? Bo ja bardzo! Dzień Dobry moi myli, co tam u was? Dodać post po roku, to jest dopiero dziwne uczucie, ale ważne że żyje! Dzień 19 grudnia, jako święto międzynarodowego zdziwienia, jak miło.
Szczerze, dostałam wczoraj takiej dziwnej weny. Nie umiem tego opisać, ale przeczytałam jakieś 20 rozdziałów do tyłu, by wiedzieć gdzie dojechałam z akcją i bum! jest rozdział :D

*Z punktu widzenia Kendalla*

Nie do końca wiem co się dzieje. W pewnym momencie wszyscy byli trzeźwi, teraz to wygląda jak impreza przewyższająca projekt X!
- Vai, zostaw tą kolumnę! To nie Logan! – usłyszałem głos mojej dziewczyny.
- Wygląda jak Logan, to nie Logan? Gdzie jest Logan! – niebieska zaczęła panicznie rozglądać się po Sali.
- Ja mam na imię Logan, zostanę twoją niewiastą, o piękna nieznajoma – ukłonił się przed nią Logan. Dziewczyna zignorowała go zupełnie, zostawiając samego przy kolumnie.
- Jak to możliwe że tak się spili? – z śmiechem objąłem moją blond piękność.
- Też się spiłeś, nie zapominaj o tym – dodała Jenny lekko dźgając go w bok. Pary młodej nie widziałem od kiedy Sylwia leżała na parkiecie. Nawet rodzice przesadzili z alkoholem, rozumiem że trzeba świętować ślub dzieci, ale są jakieś granice. Za kilka dni, wyjeżdżamy w trasę półroczną. Więc, dlaczego nie wyszaleć się zawczasu?
- Kto nie skacze ten za Tuskiem! – Violette krzyknęła do mikrofonu, w ten sposób cała sala zaczęła skakać. Niby polityk Polski, a wszyscy go znają!
- Widzieliście gdzieś moją żonę? Zgubiłem ją! – objął mnie grzywacz.
- Bez tych miłości, masz żonę, ja mam dziewczynę – zaśmiałem się patrząc na jego spity wzrok.
- Ja chciałem się tylko do ciebie potulić. Tęsknie za nią – wydawał się przybity. Postanowiliśmy jej poszukać, przecież nie mogła zniknąć na swoim weselu.

*Z punktu widzenia Pati*

Nadszedł ten dzień… Obawiałam się go, ale wreszcie trzeba podjąć jakąś decyzję. Nie jestem już dzieckiem, nie jestem już tą samą osobą co kiedyś… dorosłam.
- Carlos, możemy porozmawiać? – szepnęłam do niego w trakcie zabawy. Zdziwił się, że jako pierwsza się do niego odezwałam. Wyszliśmy na zewnątrz, aby nikt nam nie mógł przeszkadzać.
- Gdzie ty byłaś przez cały ten czas!? Pati, martwiłem się o ciebie, proszę nie uciekaj mi już tak – chciał mnie przytulić. Odsunęłam się od niego, wyraźnie zbijając go z tropu.
- Posłuchaj, chce abyśmy zróbmy sobie przerwę, zgoda? – spojrzałam na niego przybita. Przez chwile Latynos nic nie powiedział, wpatrując się we mnie, jakbym żartowała.
- Przerwę? – powtórzył, upewniając się, czy tylko nie za dużo wypił.
- Nikt ci pewnie nie podał powodu czemu wyjechałam. Całowałeś się z Kingą. Pomimo tego bólu, wiedziałam że to nie twoja wina. Chce tylko powiedzieć, że ja muszę to przemyśleć. Ty jesteś doskonałym chłopakiem, nie zasługuje na kogoś takiego jak ty. Taka przerwa dobrze nam zrobi, przepraszam.  To nie znaczy że chce z tobą zerwać, chociaż… zastanawiam się czy ten związek ma jakikolwiek sens Carlos – spojrzałam w dół. To była ostatnia rzecz jaką chciałam mówić, ale taka jest prawda, nie chce go oszukiwać.
- Pati, ty zwirowałaś do reszty?! Jak to mówisz że chcesz przerwy? Mamy dziecko, zrozum to że cię kocham, nie chce cię zostawiać! – podniósł głos.
- Nie zauważyłeś że to się psuje? Wybacz, ale to będzie dobre rozwiązanie – odpowiedziałam mu spokojnie.
- Chwila, chwila, chwila… co? – przy nas znikąd pojawiła się czerwona – jak odejść!? Pati masz raka?! – przytuliła się wystraszona.
- Nie mam raka, chce zrobić przerwę w związku – próbowałam się od niej uwolnić.
- Nie odchodź Pati… Kocham cię – teraz wtulił się we mnie Carlos, zaczynając płakać. Tylko tego brakowało, proszę niech on nie płacze!
- Dużo się zdarzyło, możecie uważać to za głupotę, ale potrzebuje tego – sama byłam bliska płaczu. Wiedziałam że to będzie trudne, nie wiedziałam że tak bardzo.
- Patuś, będę na ciebie czekać – słowa które najbardziej mnie zdziwiły, wypowiedziane przez mojego chłopaka – na was czekać – położył rękę na moim brzuchu – tylko, przed wyjazdem daj mi odpowiedź – na moich ustach złożył pocałunek.
- Nowa para młoda! Mamy zwycięzców! – Sylwia zaczęła rzucać ryżem, skąd ona miała ryż tutaj?!
- Tutaj jesteś kotek! – teraz pojawił się grzywacz, mocno łapiąc Sylwie – gdzie uciekasz? Chcesz mnie zostawić moja żonko?
- Nie musicie tego tak podkreślać – odezwałam się równo z Carlosem.
- Też chodźcie fochacze! Będą oczepiny, będzie się działo! – siłą James zaciągną nas do środka, gdzie nadal panował chaos.
- Zapraszam wszystkich panów na środek Sali! Oczywiście kawalerów! Pan młody będzie rzucać muszką! – organizator zabaw odezwał się w głośnikach. Wszyscy mężczyźni, chyba mogę ich tak nazwać, udali się na środek Sali.

*Z punktu widzenia Logana*

- Do mnie rzuć, będę panem młodym! – usłyszałem podnietę Kanedalla, który stał obok mnie.
- Ja będę z Vai, bo Vai mnie kocha, a ona kocha mnie – z uśmiechem i zwycięską miną, spojrzałem na niego.
- Musze udowodnić Pati że ją kocham! – Latynos z łzami w oczach, gotowy do walki, nawet do zabicia, czekał aż grzywacz żuci muszkę.
- Zaczynam Się ich bać – odezwała się Jenny oglądając ich.
- Trójka zdesperowanych kolesi, próbuje zdobyć muszkę, aby zostać panem młodym… Piękny widok – zaśmiała się brunetka, oglądając ich. Nastała cisza. Z głośników wydobyła się radosna muzyka, a my zaczęliśmy kręcić się w kółku, gdzie stał James. Adrenalina podskoczyła do góry, atmosfera na Sali była napięta, wszyscy chcieli wygrać! Gdy tylko muzyka ucichła, James wyrzucił muszkę za siebie. To był ten czas, ta chwila! Wszyscy rzucili się na ową muszkę. Nie odbyło się bez ofiar, które upadły na ziemię, sam dostałem z łokcia w brzuch, wszyscy zaczęli się szarpać i bić!
- Mam ją! – Kendall z zakrwawionym nosem, trzymał ją w rękach, radośnie machając – widzisz Jenny? Jestem zajebisty!
- Ty krwawisz idioto! – powiedziała wystraszona.
- Przepraszam Pati, chciałem wygrać dla nas, byłbym najlepszym mężem na świecie, przepraszam, przepraszam – gdy tylko się odwróciłem, Carlos klękał przed brunetką i płakał załamany.
- Tak, tak, spróbuj złapać welon za chwile – Pati poklepała go po głowie delikatnie z uśmiechem.
- Logan ty cioto, co to miało być! – teraz krzyk mojej dziewczyny. Wiem że ją zawiodłem, przykro mi.
- Ale żyje chociaż! – pokiwałem jej z uśmiechem – moja ty seksowna bestio
- Mój tygrysek – zaśmiała się zawstydzona i schowała się za Jenny, która na siłę próbowała wepchnąć Kendallowi chusteczki do nosa.
- Zapraszam teraz wszystkie wolne dziewczyny, oraz pannę młodą na środek! – znów odezwał się organizator.
- Ja jestem szybka! – pokiwała mu Vai z śmiechem.
- Zobaczymy jak złapiesz welon – Sylwia bujała się na parkiecie, tańcząc solówkę z welonem. Chyba kiedyś widziałem coś podobnego.
- Dawaj siostro, złapie każdy welon – uśmiechnęła się cwano Vai.
- Słucham Violette? Welon będzie tylko mój – stanęła koło niej Jenny. Miała minę jakby chciała ją zabić. W końcu, walczą o jej chłopaka!
- Przegraj Vai! – zacząłem do niej krzyczeć. Nie dam jej wygrać ślubu z Kendallem! Nigdy w życiu. Z tego co widziałem, Pati nie brała udziału, gdyż Carlos jej tam nie puścił. Głupi, mogłem zrobić to samo. Welon poleciał do góry, a dziewczyny rzuciły się na siebie. Teraz już wiem jak to wyglądało w naszym wykonaniu.
- Jestem panną młodą! – właśnie wtedy niebieska trzymała welon w ręce.
- Mamy nową parę młodą! Gratulacje! – wszyscy zaczęli klaskać, a ja stałem bez ruchu razem z Jenny. Kendall z Violette?... To najbardziej nieprawdopodobna para tego wieczoru.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

2 lata!


Wielka mowa… czas na wielką mowę. Jeszcze nawet nie wiem co wam powiedzieć! Dobra, będę spontaniczna i napisze wszystko co wymyślę, bez zmieniania, bez czytania tego… tak jakbym do was mówiła na żywo.
MINĘŁY 2 LATA! Nic dodać, nic ująć… po prostu blog istnieje od 2 lat (i 4 dni). Aż brak słów, kiedy to 1 sierpnia, wstałam z łóżka, spojrzałam na komórkę i powiedziałam do siebie „dziewczyno, minęły już 2 lata”. Miałam ochotę płakać, płakać ze szczęścia, że miałam szansę spotkać przez ten czas tak wspaniałe osoby, utrzymywać z nimi kontakt, oraz spotkać się na żywo. Niedawno widziałam taki genialny cytat w Internecie „marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia”. Doszłam do wniosku, że gdybym się nie ogarnęła, nigdy nie zaczęłabym pisać bloga. Moje życie nie byłoby takie same… dlatego chce wam powiedzieć tylko kilka rzeczy.
Nie bójcie się robić rzeczy, których nie jesteście pewni. Możliwe że dzięki temu, sprawicie że ten czas, będzie najpiękniejszą chwilą w waszym życiu. Nie bójcie się zmian, które mogą wydawać się złe, jednak sprawią, że zamienisz się w niesamowitego człowieka! Odbiegam trochę od tematu tych 2 lat, ale taka prawda. Dzięki pisaniu tutaj, wylewaniu swoich myśli, pomysłów, przeżyć, nigdy nie stałabym się taką osobą jaką teraz jestem. Dzięki waszemu wsparciu otwarłam się na świat i zaczęłam jeszcze bardziej cieszyć się życiem. Wcześniej byłam jakaś zamknięta w sobie… teraz nie boje się podejmować decyzji, nawet jeśli są głupie oraz mówić to co myślę. Człowiek uczy się na własnych błędach.
Głupio to zabrzmi, ale nabrałam większego szacunku do literatury. Początki na blogu były ciężkie. Pisanie było torturą, a czytanie jeszcze większą. Jednak, zaczęłam to robić. Może to dzięki temu, że zaczęłam czytać książki, a może dzięki szkoleniu się w pisaniu bloga, nabrałam takiej dziwnej chęci, pisania i wymyślania opowiadań. Pamiętam jeszcze, jak moja nauczycielka Polskiego w gimnazjum, pochwaliła mnie za pomysł na powieść kiedy pisaliśmy prace klasową. Nawet w tym roku spróbowałam swoich sił, wygrałam szkolny konkurs literacki.
Dziękuje za te spędzone lata z wami, że zawsze mogłam z kimś pogadać, oraz że cały czas mogę być Rusher i należeć do tej wspaniałej rodziny. Jestem wam wdzięczna, ponieważ mam wrażenie, że gdy upadałam, podawaliście mi dłoń mówiąc: „Wszystko będzie dobrze”. Podarowaliście mi nowe życie, dlatego chce jak najdłużej z wami być na tym blogu, pisać opowiadania i dobrze się bawić. Ostatnio cały czas oglądam anime, czytam mangi i zaniedbałam bloga, jednak cały czas będę się starać poświęcać czas, aby nabrać weny i dodać następny rozdział.
Dziękuje
~~~~~~~~~~
Teraz coś od współprowadzącej… przed wami… Sylwietta! 

Yoł pipolee!! :D W tą gorącą noc … wait jest jasno! A więc w tej goracy dzień!
V- upalny!
Dobra! Cokolwiek to jest! Pisze wam iż mineły 2 lata odkąd zawarłam związek małżeński z ta oto osóbką! PatiPena! Od tych 2 lat jestesmy w szczęśliwym związku małżeńskim i pielęgnujemy nasze życie seksualne odrobiną hardcoru i sadomasochismu.
V- … tobie od tego szukania się przewody we łbie przegrzały!
Sory xd Szukam mieszkanka bo ide na studia w pażdzierniku! Tak! Yupikajej! Wszyscy się cieszą! A ja nie! W kazdym bądz razie … jako współzałożyciel tego bloga ciesze się że w tych dwóch latach przebił wejściami mojego bloga! :D
V- nie kłam!
No dobra, nie ciesze xd Ale jestem dumna że tyle razy wbiliście tu :D Pamiętam ile walczyliśmy o tego bloga i też to że wiele razy znikał nam z ekranów bo został wyrzucony. Jednak dalej jest! Działa! Pimpuje! Wiosłuje!
V- Expecto patronumuje!
Dokładnie! :D A i jeszcze jedno … PATI SPRĘŻ DUPE BO CHCE KOLEJNY ROZDZIAŁ! I NOC POSLUBNĄ! DAJ PRZYNAJMNIEJ POPRACOWAC MOJEJ FANTAZJI!! XD
V- … to przez ta pogode xd
Także tego … pozdrawiam wszystkie Patonators (xd) i Goldiers! :D Haha i Sylwiettanobis! … fu Sylwiettabbies xd hahah Sylwier … wiem! Silver! Hahaha tak się nazywaja moi fani! :D
V- … KOCHAM KFC! :D … tak na koniec xd

czwartek, 31 lipca 2014

Część 101



*Z punktu widzenia Vai*

 Nawet nie zauważyłam, kiedy wszyscy zaczęli gratulować Jamsowi i Sylwii, kiedy był pierwszy taniec a goście mieli łzy w oczach. Wszystko tak szybko minęło, że już siedzieliśmy przy stole i piliśmy alkohol. Oczywiście ta pora oznacza, że będę mieć swoje 5 minut na tej imprezie. Będzie się działo, Sylwia tego nigdy nie zapomni. Poszłam na scenę, pożyczyłam mikrofon i wróciłam na swoje miejsce obok siostry.
- Jak się bawicie ludzie?! – krzyknęłam do mikrofonu, gdy usłyszałam wiwaty – te krzyki! Wy też nie wierzycie że Sylwia wreszcie znalazła chłopaka? Ja mam nadal wrażenie że to jakiś sen, obudzę się i zobaczę moją siostrę załamaną, że jeszcze nie ma chłopaka i jest taka samotna – zaśmiałam się – te wspomnienia są piękne. Jeśli chodzi o wspomnienia, mam pewnie pokaz slajdów z życia naszej ukochanej dwójki – spojrzałam w stronę rodziców – mamo, tato… radzę wam się przygotować na szok, jak zobaczycie co wasza córka wyprawiała – znowu śmiech – no to jedziemy! – zabrałam pilot i włączyłam slajdy, które wyświetlały się na ścianie.
- Vai zabije cię! – Sylwia próbowała zabrać mi pilot, ale jej się nie udało.
- Tutaj jest malutka Sylwia, która jak zawsze krzyczała na cały głos i śliniła się – usłyszałam na Sali śmiech – ale to nie wszystko! Tutaj jest z kotem, i następnym kotem, i następnym – przełączyłam chyba z 10 zdjęć, gdzie Sylwia miała na rękach kota – siostra już wiedziała, ze będzie starą panną – znowu przełączyłam zdjęcie – tutaj Sylwia w wieku 5 lat, pomalowała się kosmetykami mamy, założyła szpilki, stanik na głowie i udawała księżniczkę, płaska była, więc gdzieś stanik musiała mieć – uśmiechnęłam się zadziornie.
- Fajnie tak wygląda – zaśmiała się Jenny.
- Może i fajnie, jednak później – znowu przełączyłam – całowała każdą ścianę, przez co jak widzicie było pełno szminki w domu, a potem – znowu przełączyłam – pomalowała kota farbą, na zielono – i znowu śmiech na Sali.
- Byłam mała, to nie śmieszne – Sylwia założyła rękę na rękę wkurzona, widzą ze nawet James się śmieje.
- Pan młody nie był lepszy, mój szwagier… jak to pięknie brzmi, również nie był takim grzecznym dzieckiem. Na początek, kiedy był mały to nie miał włosów! – pokazałam następne zdjęcie – to nie przeróbka, potem w wieku 6 lat, zgolił sobie brwi, mówiąc że one są niepotrzebne.
- James kosmita – szturchną go Kendall.
- To jeszcze nie wszystko, nasz mały grzywacz, uznawał zasadę, że jeśli umyje włosy w płynie do naczyń, albo do prania, to włosy będą piękne, silne i urosną szybciej! – powiedziałam radośnie.
- Najwyraźniej zadziałało – powiedział dumnie James.
- Od razu ci mózg wyprało – dodał rozbawiony Logan.
- Myślicie że ta para, od samego początku miała piękne jak z bajki… to nie prawda! Początek był jak w każdym programie telewizyjnym o związkach… czyli zaczęło się zdradą. Cwana Sylwia odbiła chłopaka swojej przyjaciółce, przez co James prawie został zabity. Ale dzięki temu, narodziły się nowe związki. Ta dwójka miała wzloty i upadki, jednak każdy ich dzień wyglądał tak – przełączyłam slajd – tutaj widzimy jak kochasie poprawiają włosy, a tutaj jak się całują. Teraz najciekawsze! Tak było cały czas! Jak się nie całowali, to poprawiali włosy… i codziennie to samo – klepnęłam siostrę w ramie – dla odmiany chodzili do łóżka – na Sali znowu wszyscy zaczęli się śmiać.
- Co ja ci takiego zrobiłam? – spytała załamana Sylwia.
- To taki prezent ode mnie – uśmiechnęłam się – pewnego dnia, na rejsie statkiem, James tak był pijany, że postanowił się oświadczyn naszej Sylwii. Pomimo wielkiej dawki alkoholu, wymyślił romantyczny nastrój, aby narzeczona mu się oddała… i znowu do łóżka. Biedni chłopacy nie mieli później gdzie spać… to było takie straszne – poprawiłam włosy.
- Nie byłem pijany! – oburzył się James.
- Pomimo ich niekończącej się miłości, działy się inne rzeczy w domu… dokładnie to imprezy! Tutaj krótki pokaz wszystkich zdjęć Sylwii i Jamsa, którzy byli kompletnie pijani – przełączyłam kilka zdjęć. Widząc roześmianych ludzi, oraz załamaną parę młodą, aż lepiej mi się na sercu robiło. Jednak nie mogłam tak cały czas ich upokarzać, nie zniszczę im wesela. Kiwnęłam głową do Logana, który od razu wstał, zgasił światła i zrobił łagodną atmosferę.
- Pomimo ich wybryków, cały czas pokazywali nam jak bardzo można kochać drugą osobę, oraz każdy zasługuje na miłość. Są wzorową parą, która się rozumie, kocha i szanuje… teraz będą wzorowym małżeństwem i wierze, że będą ze sobą do końca życia, a nawet dłużej. Życzę wam dużo szczęścia, i to nie tylko ja, ale i każda osoba która z nami mieszka. Powiem to tylko raz… jestem z was dumna i kocham was – wszyscy zaczęli klaskać, nawet niektóre osoby się wzruszyły.
- Violette! – Sylwia i James uwiesili mi się na szyi i zaczęli dusić. Czerwona się rozryczała jak dziecko, znowu debil zepsuł dobie makijaż.
- Teraz ja coś dodam razem z Jenny – Pati zabrała ode mnie mikrofon – jako osoba, która przyznaje się że uciekłam od was, nawet nie kiwnęłam palcem w przygotowania, cieszę się że mogę tutaj być. Nie żałuje tego, co się stało w przeszłości, liczy się teraźniejszość i przyszłość – podała mikrofon blondynce.
- Nie jestem z wami długo, nawet nie do końca rozumiem co się działo przez ten czas kiedy mnie nie było, ale zdążyłam was pokochać… i liczę na dzieci! Dużo, dużo dzieci! – zaśmiała się.
- Właśnie – Pati na chwile jeszcze ukradła mikrofon – jako osoba która lubi upić ludzi, kieliszki w dłoń, butelki obok siebie i zaraz złożymy kilka toastów za które wypijemy! Tym razem muszę zadowolić się zwyczajną wodą, nie chce aby dziecko potem było pijane – chwyciła kieliszek z wodą – toast za to, aby Sylwia wytrzymała z głupotą Jamsa, a James z charakterem Sylwii… nie chce za tydzień rozwodu – zaśmiała się – zdrowie! – wszyscy przechylili kieliszki i wypili wódę do dna. Mikrofon powędrował do Jenny, która siedziała obok.
- Życzę wam, aby zwykły lakier do włosów, nie wywołał III wojny światowej w naszym domu – i znowu wszyscy piją. Mam nadzieje że jak tyle wypijemy pod rząd, to nie skończy nam się wódka. Następna byłam ja, nie jestem pewna co wymyślić, ale coś spróbuje.
- Jeśli któryś z was zdradzi, to go zamorduje… dlatego życzę wam, abyście nie mieli takich głupich pomysłów, jak na was przystało. Zdrowie! – wypiłam następny kieliszek, przez co czułam że długo nie pociągnę dzisiaj. Potem był Logan, który albo mi się zdawało, albo już był pijany.
- Dużo, dużo, dużo seksu, abyście wreszcie się ogarnęli, przeprowadzili się i nie krzyczeli tak głośno w łóżku. Wiemy już Sylwia że lubisz na ostro – myślałam ze z śmiechu zaraz umrę. Jednak był pijany! Teraz to wstyd jego na ślub zapraszać.
- Co tu wam życzyć – zastanowił się Kendall – dzieci! Macie mieć dużo dzieci, ale żeby nie były takie jak wy… inaczej mają przechlapane w życiu. Zdrowie! – przestałam teraz liczyć kieliszki. Mi i Jenny musi teraz Pati nalewać, ponieważ nie mogę do niego trafić.
- Nie sądziłem że tak szybko weźmiecie ślub, chociaż wszyscy mówią że będzie niedługo rozwód –zaczął Carlos.
- Szybciej tato! Chcemy wpić! – krzyknęłam do Carlosa.
- Życzę wam, abyście się nigdy nie kłócili, oraz jak najdłużej żyli. Zdrowie! – z łatwością wchodziły mi następne kieliszki. Po Carlosie, byli jeszcze rodzice, najbliższa rodzina i przyjaciele. Doszło do tego, że na samym początku wesela wszyscy się spili… prawie wszyscy.
- Widzę że jesteś z siebie zadowolona… wszyscy pijani, a ty nas upiłaś, niewdzięcznico – próbowałam wskazać na Pati która cały czas piła wtedy wodę.
- To nie moja wina że woda nie może upić, to wasza wina – zaśmiała się – lubię jak jesteście pijani, to słodkie – wyszczerzyła się.
- Tak tęskniłam za tobą! – uwiesiła jej się na szyi Jenny – gdzie byłaś?! Co robiłaś?! Jak mogłaś nas zastawić!
- Pati jak wy wyrosłaś! Tak szybko rośniesz! – z drugiej strony pojawił się Kendall i też dusił Pati. Oni się idealni dobrali…
- Też tęskniłam, ale dusicie mnie! – próbowała się uwolnić. Pomogłam jej, przeganiając ich na parkiet gdzie wszyscy tańczyli. Sama zostałam zaproszona do tańca przez jakiegoś chłopaka, kiedy tylko zobaczyłam jak Pati i Carlos gdzieś wychodzą.
- Wszystko dobrze Sylwia? – usłyszałam głos Jamsa. Odwróciłam się i zobaczyłam jak moja siostra leży na parkiecie. Piękny widok!
- Żyje, żyje! Jest dobrze! – udało jej się wstać – co się śmiejesz Vai?
- Pijak – wystawiłam jej język.
- Sama jesteś pijakiem! – przytuliła się do mnie, przez co razem wylądowaliśmy na podłodze. Takiego wesela jeszcze świat nie widział!

sobota, 19 kwietnia 2014

Walentynki takie normalne... - 80.000 wejść!

Już dawno, dawno, dawno temu miałam tyle wejść... i zaraz znowu wstawie coś z tej okazji. Jednak nie chce zostawiać tej sumy bez żadnej jednorazówki czy niespodzianki.
W tamtym roku dodałam coś na walentynki, ale było takie... dziwne xD W tym roku, napisałam coś, ale tego nie wstawiłam na bloga... więc... na święta, nacieszcie się walentynkami!
Właśnie!
Wesołych Świąt i mokrego lanego poniedziałku ludzie! ♥



- Odkładamy karteczki, koniec czasu – powiedziała Pani opierając się o swoje biurko. Nasza przecudowna nauczycielka od biologii, na dzień dobry zrobiła nam niezapowiedziany test. Już czuje że te walentynki będą pechowe.
- Sylwia, co jest w 5 zadaniu? – usłyszałam głos Vai. Odwróciłam się i zobaczyłam jak niebieska próbuje cokolwiek spisać od czerwonej. Natomiast Sylwia co chwilę dźgała ją długopisem, aby przestała wpatrywać się jej w kartkę.
- Pani Violette. Myśli Pani że nie widać, ani nie słychać jak próbujesz ściągnąć pracę od Sylwii – nauczycielka nagle pojawiła się koło dziewczyn. Szybko wróciłam do swojej kartki, podpisałam trochę nieczytelnie i odłożyłam na bok.
- Chciałam pożyczyć tylko długopis – broniła się niebieska.
- Dostajesz negatywną ocenę, bez możliwości poprawy – nauczycielka, dosłownie wyrwała jej kartkę z rąk, po czym zaczęła zbierać prace od reszty.
- Dobrze ci tak – Sylwia wystawiła jej język dumna.
- Nie łatwiej było przepisywać z zeszytu, jak ja to robiłam? – odwróciła się do nich Jenny.
- Dlaczego ja o tym nie pomyślałam – wkurzona Vai zaczęła pakować zeszyty do torby jak cała klasa. Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, wszystkie wyszłyśmy z klasy.
- Niedobrze mi przez te walentynki – Vai rozejrzała się po korytarzu. Wszędzie wisiały serca, były dekoracje walentynkowe, oraz chodziły zakochane pary po szkole.
- To będzie mój najgorszy dzień w życiu – szepnęła Sylwia opierając się o ścianę – dostałam 1
- Ciekawe, który pierwszy zaprosi mnie na randkę – zastanowiła się Vai, ignorując załamanie nerwowe czerwonej.
- Właśnie Pati, czemu siedzisz tak cicho? – szturchnęła mnie Jenny.
- Czuje, że przydarzy się coś dzisiaj złego – rozejrzałam się dookoła. Jedyne co zobaczyłam to Karolinę i Lucasa którzy rozmawiali przy oknie, później widziałam inne zakochane pary.
- Nie przejmuj się tak, ktoś cię pokocha – poklepała mnie po głowie dziewczyna.
- Zostaniesz starą panną z kotem – uśmiechnęła się bezczelnie Vai. Wolałam się już nie odzywać, tylko dalej rozglądałam się po korytarzu. Właśnie wtedy moją uwagę przykuł James, kierujący się w moją stronę z bukietem róż.
- Pati… - stanął przede mną – mogłabyś się odsunąć, mam sprawę do Sylwii
- Jesteś taki miły – ukradłam mu jedną róże i odsunęłam się.
- Sylwia! To dla ciebie – chłopak podarował jej bukiet róż – mam nadzieje że dzisiaj wyjdziesz ze mną na walentynkową randkę – uśmiechną się szeroko.
- Dostałam szmatę z biologii – szepnęła nadal załamana, opierając głowę o ścianę.
- Nie lubi cię – Vai uderzyła go w plecy – szukaj innej, tak głupiej i naiwnej
- Właśnie Vai. Noah i Logan cię poszukują – zaśmiał się cwano, widząc zaskoczoną minę niebieskiej.
- Sylwia chyba nie usłyszała – Jenny szybko podeszła do czerwonej – James zaprasza cię na randkę! – krzyknęła jej prosto do ucha.
- Że… James? – szybko się wyprostowała i otworzyła szeroko oczy – mówisz poważnie? Ty… i… ja? – wskazała na niego, potem na siebie i zrobiła się cała czerwona – razem?
- Oczywiście jeśli chcesz iść ze mną – wzruszył ramionami – jeśli tak to napiszę ci w wiadomości o której po ciebie wpadnę – widząc jej szczęśliwą minę, cicho się zaśmiał i nas opuścił. Sylwia długo nie mogła wyjść z szoku.
- Zgadnij kto to – za Jenny pojawił się Kendall, który zasłonił jej oczy dłońmi i cicho szepną do ucha.
- Następna ofiara przyszła – wskazała na niego Vai  – nigdzie moich ofiar nie widzę
- Ja nawet nie mam swoich ofiar – zastanowiłam się – czeka mnie maraton romansów dzisiaj! Raz się żyje!
- To Johnny, Carlos, Logan, Noah, Louis, Adam, Max, Zack? – Jenny zaczęła wymieniać chłopaków z którymi się przyjaźnimy w szkole, jednak ani razu nie trafiła.
- Jaki Zack? Mamy w szkole jakiegoś Zack’a?  – Vai nie mogła wytrzymać z śmiechu.
- Naprawdę nie domyśliłaś się że to ja? – Kendall zabrał swoje dłonie smutny.
- Przepraszam – zaśmiała się niewinnie dziewczyna – zapomniałam że jeszcze ty mi zostałeś
- To chętnie ci o siebie przypomnę, dzisiaj na kolacji – uklękną przed nią, po czym pocałował w dłoń – dzisiaj o 18:00 i nie chce słyszeć odmowy – mrugną do niej i odszedł jakby nic się nie stało. Tym razem zaskoczył nas wszystkie, Jenny musiała oprzeć się o ścianę aby nie zemdleć.
- Pati, chyba przyjdę do ciebie na ten maraton – szepnęła Vai nadal zaskoczona wpatrując się w miejsce gdzie przed chwilą stał Kendall.
- Jasne. Zapraszam – kiwnęłam głową, po czym spojrzałam w prawo. Właśnie w moją stronę kierował się Carlos, po czym odwróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Zayn’a. Ciekawe dlaczego akurat oni, w tym samym momencie, tego dnia, oraz w tą samą stronę idą. Zrobiłam krok do przodu, aby nie było takiej samej akcji jak z Jamesem, jednak oni zatrzymali się przy mnie… źle to widzę.
- Zostań moją walentynką – powiedzieli jednocześnie, kierując słowa do mnie. Otworzyłam szeroko oczy, spoglądając raz na jednego, a raz na drugiego. Chłopacy popatrzeli na siebie wkurzeni.
- Będzie się działo – Vai pociągnęła mnie do siebie – uważaj bo jeszcze ciebie pobiją
- Pobiją? – otworzyłam jeszcze szerzej oczy.
- Ona pójdzie ze mną – powiedział spokojnie Carlos.
- Po moim trupie – założył rękę na rękę Zayn – Pati pójdzie ze mną
- Jesteś za głupi dla niej – cicho się zaśmiał latynos.
- Za to nie jestem ciotą jak ty – wystawił mu język po czym zaczął się śmiać na cały głos.
- Czekajcie – stanęłam pomiędzy ich – jesteście przyjaciółmi z jednej klasy, nie będziecie się kłócić – założyłam rękę na rękę – spędzam walentynki sama, ewentualnie z Vai – wskazałam na niebieską  która nam pomachała – możliwe że pójdę na spacer, ponieważ ma być parada. Ale nie z wami – spojrzałam wrogo na nich, po czym pewna siebie odeszłam koło Sylwii i Jenny.
- To oznacza wojnę – powiedział oschle Carlos.
- Zniszczę cię – dodał Zayn. Wymienili się wrogimi spojrzeniami, po czym każdy z nich odszedł w innym kierunku. Nie chce wybierać między nimi, zwłaszcza że nie umiałabym tego zrobić.
- Spokojnie Pati, nie zostawię cię – poklepała mnie po ramieniu Vai, po czym spojrzała w komórkę odczytując sms którego właśnie dostała – jednak cię zostawię – kiwnęła głową z śmiechem.
- Który do ciebie napisał? – jęknęłam przybita.
- Logan napisał że ma dla mnie niespodziankę – pomachała komórką – tylko Noah jeszcze nie przyszedł z czekoladkami. Myślałam że na historii coś zjem – schowała telefon.
- Coś mi się zdaje że będę mieć męczący dzień – oparłam się o ścianę – ziemia do Sylwii i Jenny – potrzęsłam nimi leciutko – to tylko randki
- Ogarnijcie się! – Vai uderzyła każdą z liścia, po czym wpatrywała się w nie jakby nic się nie stało.
- Idiotka! – krzyknęły jednocześnie do niebieskiej, nagle budząc się z transu.
*Z punktu widzenia Vai*
Nareszcie skończyły się lekcje! Jestem wściekła na Logana, tak samo jak na Noah. Od rana nie widziałam żadnego z nich. Jak tylko spotkam któregoś, to zamorduje.
- Vai nie myśl tyle, bo mózg ci się przegrzeje – zaśmiała się Jenny.
- A ona ma mózg? – spytała Sylwia, kiedy oberwała ode mnie z ręki w głowę.
- Cicho – przymrużyłam oczy, wpatrując się na dziewczyny wściekła – myślę jak zabić pewne osoby
- Właśnie jeden z nich tutaj idzie – Pati wskazała przed siebie. Uśmiechnięty Noah, kierował się w naszą stronę z bukietem róż, oraz bombonierką w kształcie serca. Jestem ciekawa jakie ma wytłumaczenie.
- Dla mojej różyczki – podarował mi prezenty – najlepszego z okazji Walentynek
- Po co mi róże? – podniosłam zdziwiona brew wpatrując się w róże – bombonierkę możesz dać, głodna jestem
- Ja chętnie zabiorę róże! Będę mieć ich więcej – koło nas pojawiła się Sylwia, która z uśmiechem zabrała róże, po czym uciekła.
- Spóźniłeś się Noah – otwarłam pudełko i zaczęłam jeść – Logan napisał do mnie wcześniej – wzruszyłam ramionami.
- Wcześniej? – otworzył szeroko oczy – ale wybierasz mnie… prawda?
- Zastanowię się – ominęłam go razem z dziewczynami, po czym konturowałyśmy drogę do domu.
- Wredna jesteś – powiedziała po chwili Jenny.
- Wiem o tym – uśmiechnęłam się szatańsko.
- Podzieliłabyś się chociaż czekoladkami – pojawiła się przy mnie Pati, która próbowała sięgnąć po czekoladkę. Szybko uderzyłam ją w dłoń i odsunęłam od siebie.
- Sama znajdź chłopaka który kupi ci czekoladki – wystawiłam jej język. Nie spodziewałam się tego, że po moich słowach, pojawią się przed nami Carlos i Zayn z czekoladkami. Cały czas, któryś skorcił wzrokiem drugiego, albo go popchnął.
- Może teraz wybierzesz któregoś? – spytał Carlos.
- Wiadomo że mnie wybierze, po prostu nie chce sprawić abyś płakał – ciemnowłosy poklepał go po głowie z śmiechem.
- Możecie nam wreszcie zejść z oczu? Żadnego z was nie zabierze, jesteście idiotami – założyłam rękę na rękę wkurzona.
- Właśnie Vai, mam list dla ciebie, od Logana – Carlos wyciągnął jakąś kartkę z kieszeni, po czym podszedł do mnie i mi ją podał.
- To Logan umie pisać? I to listy? – zdziwiła się Sylwia.
- Dobra Pati, nic nie widzi więc możesz wybrać mnie – szepną do niej Zayn, jednak na tyle głośno że każdy go usłyszał.
- To się nie liczy! – powiedział Carlos, spoglądając na niego wkurzony.
- Dosyć tego – podeszłam do nich, po czym zabrałam czekoladki – zejdźcie mi z oczu, teraz – przymrużyłam oczy, przez co posłuszna dwójka szybko uciekła.
- Nie wiem co robić! – warknęła Pati, odwracając się w naszą stronę cała czerwona – mam mętlik w głowie przez nich – zabrała ode mnie jakieś czekoladki i zaczęła jeść.
- Ty lepiej opowiadaj co chce Logan! – spojrzała na list zaciekawiona Sylwia.
- Może jakiś wiersz. Chociaż Logan romantyk to jest jak przeciwieństwo – zastanowiła się Jenny.
- To nie wasza sprawa – odsunęłam się od nich – wrócę później do domu – pokręciłam głową po czym skierowałam się w zupełnie inną stronę. Otworzyłam kopertę, po czym zobaczyłam jakąś mapkę, oraz numerki w poszczególnych punktach. Temu idiocie się chyba nudzi… jednak z ciekawości może sprawdzę te miejsca.
*Z punktu widzenia Sylwii*
Tak jak kazał James, tak zrobiłam. Napisałam do niego sms, że chętnie z nim gdzieś pójdę. Zostawiając Pati samą w domu, pokierowałam się z nim prosto do kina. Na szczęście wybrał horror „Krwawe Walentynki”.
- Ten film… wcale nie jest… straszny – szepną do mnie James.
- Ponieważ to są dopiero reklamy – zaśmiałam się. W kinie były same pary, nie można było zobaczyć samotnej osoby. Wszyscy wtuleni w siebie, czekający aż seans filmowy się zacznie.
- Pamiętaj, zawsze w czasie filmu możesz się przytulić. Obronię cię – poruszał znacząco brwiami, przez co aż zrobiło mi się gorąco.
- Dzięki – leciutko się uśmiechnęłam, po czym spojrzałam w ekran. Właśnie zaczyna się horror! Poczułam nagle jak James złapał mnie za rękę. Okropnie się trząsł… czyżby bał się horrorów?
- Nie bój się Sylwia, to tylko film – powiedział nerwowo, próbując zerkać na ekran.
- Ja się nie boje – dodałam spoglądając na niego – na pewno wszystko dobrze?
- Jest świetnie – kiwną głową, właśnie wtedy w filmie rozniósł się krzyk, przez co wystraszony chłopak mocno się do mnie przytulił.
- Nie bój się – poklepałam go po głowie, jednak przy następnym krzyku sama się wystraszyłam i przytuliłam do niego.
- Siema, co robicie? – nagle za nami pojawiła się Vai. Razem z Jamesem zaczęliśmy krzyczeć na całe kino, oraz rozsypaliśmy popcorn na rząd przed nami.
- Vai! Nie strasz nas idiotko! – spojrzałam na nią przerażona.
- Zamknijcie się, niektórzy tu film oglądają – zmierzył mnie wzrokiem jakiś mężczyzna cały od popcornu, po czym wrócił do filmu.
- Czego tu chcesz Vai? – James szybko się ogarnął.
- Więc szukam… klucza – Vai spojrzała na jakąś kartkę, po czym zbliżyła się do mnie, sięgnęła do mojej torebki i wyciągnęła jakiś mały, złoty kluczyk – ciekawe jak Logan go tam ukrył
- Idź stąd – przymrużyłam oczy.
- Całuj ją James, całuj – zaśmiała się – widać że brakuje jej miłości – poklepała go po głowie po czym zniknęła nam z oczu. Westchnęłam głośno, po czym znowu zaczęłam oglądać film razem z Jamesem film.
*Z punktu widzenia Jenny*
Kendall zabrał mnie na romantyczną kolacje do najlepszej restauracji w mieście. Słyszałam że już od miesiąca nie można zarezerwować stolika na ten dzień. Widocznie bardzo mu zależało aby tutaj przyjść.
- Nie musiałeś mnie aż tutaj zabierać – powiedziałam wchodząc do środka.
- Chce abyś zapamiętała ten dzień jak najlepiej – złapał mnie za rękę, po czym zostaliśmy przywitani przez kelnera, który wskazał nam stolik i nas do niego zaprowadził. Kendall odsunął moje krzesło, abym mogła usiąść, i sam usiadł się naprzeciwko mnie.
- Jest tutaj cudnie – oparłam łokciami o stół, po czym zaczęłam wpatrywać się w chłopaka uśmiechnięta.
- Dla ciebie wszystko – odwzajemnił to, po czym zrobiłam się cała czerwona.
- Jenny! Kendall! – usłyszałam swoje imię. Spojrzałam w prawo po czym zobaczyłam Lili i Mike którzy siedzieli kilka centymetrów od naszego stolika. Jak to możliwe że nie widziałam ich wcześniej.
- Lili, dawno cię nie widziałam – pomachałam jej – nie spodziewałam się was, w takim miejscu
- Ty mi nic nie powiedziałaś że kręcisz z Kendallem. Jestem z ciebie taka dumna – myślałam że po jej słowach zapadnę się cała pod ziemię.
- Nie przejmuj się Jenny, ona tylko żartowała – chłopak próbował mnie trochę uspokoić.
- Prawdziwy mężczyzna – usłyszałam głos Josha.  Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam go, kawałek dalej razem z Kingą. Później widziałam Jonnego z Natalią, nawet Lucas i Karolinę.
- Cała szkoła tutaj przyszła? – rozejrzałam się po restauracji. Zamurowało mnie to.
- Chociaż będzie weselej – dodał również zaskoczony Kendall.
- Jasne. Zwłaszcza jak będą wtrącać się w każde zdanie, ponieważ będą wszystko słyszeć – kiwnęłam głową.
- Pomożemy ci w randce tylko – zaśmiała się Lili.
- Nie staraj się nawet mała, jesteś za słaba dla niego – Kinga spojrzała w moją stronę znacząco.
- Zostaw ją, zajmij się lepiej Josh’em – zacisnęła pięści Lili.
- Gdzie jest moje jedzenie?! Umieram z głodu – Lucas położył się na stoliku załamany.
- To nie znaczy że chciałem cię zaprosić, ale skoro nalegałaś – Johnny speszony spojrzał w inną stronę.
- Wcale cię o nic nie prosiłam – Natalia zrobiła dokładnie to samo co on. Wymieniłam się znaczącym spojrzeniem z Kendall’em, po czym oboje spojrzeliśmy na talerz. Coś mi się zdaje że ta randka będzie katastrofą.
*Z punktu widzenia Pati*
Dziewczyny zostawiły mnie samą, świętując Walentynki. Postanowiłam i tak pójść na ten mały festyn z okazji tego dnia. Ma być wesołe miasteczko, fajerwerki, po prostu wielka impreza. Usłyszałam nagle hałas, było już ciemno, a ja szłam sama przez park. Wystraszona spojrzałam w tą stronę, po czym poczułam czyjś oddech na karku.
- Cześć Pati – usłyszałam znajomy głos, odwróciłam się i zobaczyłam latynosa.
- Co tutaj robisz? Wystraszyłeś mnie – odetchnęłam z ulgą.
- Właśnie idę na paradę. Tak samo ja ty, prawda? To świetnie się składa, możemy iść razem – uśmiechną się do mnie promiennie.
- Czy aby na pewno nie idziesz na nią, dlatego że w szkole mówiłam że chce iść? – założyłam rękę na rękę, podnosząc jedną brew do góry.
- Nie wiem o czym mówisz – podrapał się po głowie nerwowo – lepiej chodźmy
- No dobrze – wydało mi się to wszystko podejrzane, jednak poszłam z nim – mam nadzieje że nie jesteś zły za tą akcje w szkole, no i po szkole – spojrzałam w podłogę – po prostu ciężko byłoby mi wybrać któregoś… z was – odwróciłam głowę, i dopiero wtedy zorientowałam się że idę sama. Mam nadzieje że nie mam już halucynacji przez to wszystko.
- Co za zbieg okoliczności, baby – nagle ktoś objął mnie ramieniem. Spojrzałam na tą osobę, i był to Zayn.
- Ty też jesteś halucynacją? – miałam wystraszony wyraz twarzy.
- Ja jestem prawdziwy, księżniczko – wystawił mi język – niebezpiecznie tak samej chodzić po parku – zaczął mnie prowadzić w stronę parady. Byłam tak zaskoczona że nie miałam nawet siły się o nic pytać, ani temu opierać.
- Zayn! – usłyszałam krzyk Carlosa. Przed nami stał latynos, cały poszarpany, w liściach, oraz miał na sobie jeszcze sznurki.
- Co tam robiłeś Carlos? Nie spodziewałem się ciebie tutaj – chłopak skorcił go wzrokiem – możesz nas nie śledzić?
- A ty możesz mnie w krzakach nie związywać!? – Carlos bardzo się wkurzył na niego. Ich kłótnie przerwała Vai, która z drzewa spadła prosto na latynosa.
- Mam ten cholerny klucz! – uśmiechnęła się – dzięki Carlos za lądowanie – podniosła się – powodzenia Pati, spadam stąd – podeszła do mnie, uderzyła w ramie i zniknęła z moich oczu. To była dopiero dziwna akcja.
- Jesteście okropni  - odsunęłam się od Zayn’a – mówiłam że macie się nie kłócić – przewróciłam oczami po czym sama pokierowałam się na paradę, omijając umierającego Carlosa. Wkurzyli mnie.
*Z punktu widzenia Sylwii*
Po filmie, chociaż mało co z niego pamiętam, ponieważ cały czas zasłaniałam oczy, postanowiliśmy udać się na spacer po parku. Co chwile można było minąć jakieś zakochane pary, oraz ozdoby walentynkowe. Było po prostu bardzo romantycznie.
- Wybacz Sylwia – szepną po chwili James. Przybity cały czas wpatrywał się w podłogę.
- Ale o co chodzi? – spojrzałam na niego dziwnie.
- Chciałem zrobić na tobie wrażenie, ale z tym horrorem to był niewypał – chwycił mnie delikatnie za rękę. Zarumieniłam się i cicho zaśmiałam.
- Nic się nie stało… - zaczęłam, kiedy rozdzieliła nas wkurzona Pati – Pati! Co ty robisz?!
- Czuje jakby mi miała głowa zaraz wybuchnąć, przepraszam – nerwowo zaczęła znowu iść w przeciwną stronę.
- Więc wracając do twoich przeprosin, to przecież nic… - próbowałam znowu skończyć to zdanie gdy usłyszałam krzyk. Spojrzałam pod nogi i okazało się że nadepnęłam Carlos’a.
- Jak ty chodzisz? – spojrzał na mnie wkurzony, po czym szybko wstał, ścierając kurz.
- On się dobrze czuje? – James wskazał na latynosa.
- On nigdy dobrze się nie czuje – pojawił się koło nas Zayn – a skoro nie jest zdolny do chodzenia, to na razie! – wystawił nam język po czym uciekł.
- Zostaw Pati w spokoju! – Carlos nagle odzyskał siły, po czym z bólem zaczął gonić Zayna.
- Nie chce wiedzieć co tam się stało – pokręciłam przecząco głową, trochę zmieszana.
- Nigdy się tego nie dowiemy – ruszyliśmy znowu w Jamesem przed siebie, nadal trzymając się za ręce. Może doczekam się aż on wykona jakiś krok. Zawsze można iść do jego domu na chwile.
- Jak było na filmie? – za nami pojawiła się Vai, po czym mocno uderzyła w plecy z śmiechem.
- Ile razy jeszcze nam przeszkodzisz!? Śledzisz nas? – podniosłam zdziwiona brew.
- Nie interesuj się co robie. Potrzebuje kluczyków – niebieska wyciągnęła z kaptura Jamesa następny kluczyk – zamorduje Logana za to
- Więc po co to robisz? – spytał James.
- Chce wiedzieć co dla mnie przygotował – pokręciła głową – jesteście idiotami, idealnie się dobraliście – zaśmiała się, po czym tak szybko zniknęła, jak szybko się pojawiła.
- Ciekawy jestem kto jeszcze nam przeszkodzi – załamał się James – to miał być wieczór tylko we dwoje
- Można było się tego spodziewać - wzruszyłam ramionami – nie przejmuj się tak, jest świetnie – leciutko się do niego przytuliłam.
- Sylwia może… przejdziemy się w stronę mojego domu? – szepną mi do ucha chłopak.
- Czytasz mi w myślach – zaśmiałam się cicho, po czym poszliśmy przed siebie.
*Z punktu widzenia Jenny*
- Zaraz rozwalę tą restaurację! Gdzie moje jedzenie?! – znowu usłyszałam krzyki Lucasa.
- Musisz najpierw coś zamówić – jęknęła Karolina  trochę podenerwowana.
- Tą sukienkę to w jakimś lumpeksie znalazłaś? – zaśmiała się bezczelnie Kinga, kierując te słowa do Lili.
- Twoja wygląda jakbyś wyciągnęła ją z śmietnika – odpowiedziała jej, po czym znowu zaczęła słodko wpatrywać się w Mike.
- Bo miłość to prawdziwy mężczyzna – krzykną Josh.
- Jest ciekawie, prawda Jenny? – Kendall spojrzał na mnie załamany.
- Oczywiście. To najlepsza kolacja w życiu – uśmiechnęłam się sztucznie po czym wróciłam do jedzenia spaghetti, tak samo jak chłopak.
- Mogłabyś mnie nie kopać? – po chwili przestał jeść.
- Przecież cię nie kopie – po czym poczułam ból w nodze. Spojrzałam pod stolik, gdzie siedziała Vai próbująca coś odklęć spod stołu.
- Macie coś do jedzenia? – spytała niebieska.
- Co tutaj robisz? – powiedzieliśmy jednocześnie.
- Nie widać? Śledzę was – wystawiła nam język, po czym udało jej się odkleić tą rzecz – nareszcie!
- Następna co przyszła zniszczyć nam randkę – załamałam się.
- I tak jest zniszczona – wyszła spod stołu, zabrała ode mnie łyka szampana i kawałek pieczywa.
- Twoja jest niby lepsza? – podniósł cwano brew Kendall.
- Nie widać? – zaśmiała się po czym opuściła szybko restauracje. Naprawdę byłam zaskoczona tym wszystkim, na szczęście chłopak to wyczuł i chwycił mnie za rękę.
- Gdzie jest moje jedzenie?! – znowu krzykną Lucas na całą restauracje.
- Musisz najpierw coś zamówić idioto! – uderzyła go w głowę Karolina. Wtedy romantyczny, oraz magiczny nastrój prysną… i znowu się załamałam.
*Z punktu widzenia Pati*
Udało mi się dostać do wesołego miasteczka. Może i wszystko było związane z parami, ale nie przejmowałam się tym. Od razu miałam zamiar wejść na wszystkie kolejki, po czym później iść na długo wyczekiwaną paradę. Naprawdę było bardzo dużo ludzi, aż los chciał abym na kogoś wpadła.
- Księżniczka! Może chcesz waty cukrowej? – już domyśliłam się o kogo chodzi. Spojrzałam na niego na początku przepraszająco, później jednak trochę zła.
- Dziękuje – zabrałam watę i zaczęłam ją jeść – znowu macie zamiar się bić?
- Spróbujemy się opanować – koło niego pojawił się Carlos z colą, którą mi podał – przepraszamy za wcześniejsze zachowanie
- Skoro już cię spotkaliśmy, to może przejedziesz się ze mną tunelem miłości? – Zayn przybliżył się do mnie.
- Za blisko stoisz – Carlos odsuną go ode mnie – pojedzie ze mną – złapał mnie za jedną rękę, a Zayn za drugą. Właśnie tak siłą zaciągnęli mnie w kierunku tunelu.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł – szepnęłam cały czas czerwona. W łódce, zmusili mnie do siedzenia na środku, a sami cały czas się szarpali. Poczułam się jak poszkodowana!
- Jesteście gotowi? – operator dźwigni spojrzał na nas dziwnie, widząc parę 3-osobową.
- Ja chyba mam chorobę morską, wybaczcie – udało mi się wyjść z łódki w ostatniej chwili. Zanim chłopacy ogarnęli że mnie nie ma, łódka dawno ruszyła. Zaczęłam się śmiać na cały głos, już widzę ich miny jak będzie po wszystkim.
Czekałam na nich chwilę, po czym łódka się zatrzymała, a z niej wyszli chłopacy, mieli zmieszane miny, byli wkurzeni, rozczarowani, oraz zaskoczeni. Nic tylko płakać z śmiechu.
- Jak było? – wytarła łzę, próbując trochę powstrzymać się od śmiechu.
- Nikomu o tym nie mów – wskazał na mnie Carlos.
- Nigdy o tym nie wspominaj – dodał Zayn. Widać że aż dreszcze im przeszły po ciele, cieszę się że ja nie musiałam płynąc tą łódką.
- Ile misiów! – zachwycona spojrzałam na nagrody, w tych grach w wesołych miasteczkach.
- Wygram ci takiego – objął mnie ciemnowłosy.
- Prędzej mi się uda – przymrużył oczy Carlos, wykupił kilka rzutów i razem z Zayn’em zrobili „wojnę” kto więcej razy wygra.
- Dawaj ten kluczyk! – usłyszałam krzyk Vai, która próbowała od właściciela jednej z budek wymusić nagrodę.
- Musisz najpierw zbić wszystkie puszki – powiedział trochę wystraszony.
- Vai, nudzi ci się znowu? – stanęłam przy niej.
- Gram w to już piąty raz a ten idiota nie chce dać mi nagrody! Tylko jedna puszka mi została! – warknęła wkurzona.
- Musisz zbić… wszystkie – właściciel prawie dostał zawału, kiedy niebieska uderzyła z całej siły w blat – proszę – podał jej kluczyk, po czym się schował.
- Nareszcie mam wszystkie! – podniosła rękę do góry szczęśliwa i uciekła.
- Zignorowała mnie… - szepnęłam do siebie smutna. Kiedy tylko się odwróciłam zobaczyłam chłopaków. Każdy z nich mógł mieć po 10 maskotek, które mi podarowali. Jednak pod wpływem ciężaru, upadłam na ziemię.
- I co zrobiłeś?! – jednocześnie krzyknęli na siebie i zaczęli się szarpać.
- Wiecie co? – podniosłam się, jakoś udało mi się zabrać te zabawki zła, po czym przybliżyłam się do nich – wkurzyliście mnie już. Idę do domu – przymrużyłam oczy po czym odeszłam pewna siebie.
*Z punktu widzenia Vai*
Logan kazał szukać mi z 10 małych kluczyków. Cały dzień męczyłam się aby je znaleźć, jednak nareszcie mi się udało! Mapka pokierowała mnie do jakiegoś sklepu, gdzie właściciel wymienił te kluczyki, na jeden duży, oraz dał następną mapę. Znudzona już tym wszystkim, zabrałam klucz, otworzyłam następną mapę i próbowałam znaleźć miejsce do którego mnie prowadziła. Jednak… był to dom chłopaków.  Nie pukając do drzwi, weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać. Żadnego z nich nie widziałam, jedyne co mnie zaskoczyło, to zapalone światła oraz strzałki na ziemi. Zamknęłam drzwi, po czym poszłam za kreskami które prowadziły mnie do pokoju Logana. Próbowałam otworzyć drzwi, jednak były zamknięte. Wtedy zabrałam klucz, po czym weszłam do środka i… kompletnie mnie zamurowało. Logan leżał na łóżku, przywiązany był do niego linami. Do tego był nagi, jedynie przykryty kocem, wokół niego leżały płatki róż, oraz zapalone świece na szafce. Momentalnie wszystko zaczęło zamazywać mi się w oczach, prawie bym zemdlała!
- Jestem cały twój – uśmiechną się do mnie znacząco, po czym cicho zamruczał.
- Dobrze się czujesz? – otworzyłam szeroko oczy i głośno przełknęłam ślinę.
- Chodź do mnie, zabawimy się – przygryzł dolną wargę, przez co jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie.
- Skoro dajesz takie propozycje – usiadłam na łóżku, zniżyłam się nad jego twarzą, prawie go całując… jednak po chwili się wyprostowałam trzymając jego portfel w rękach, który leżał na szafce obok – kazałeś mi cały dzień biegać za kluczykami, przez co jestem głodna – kiwnęłam głową i wstałam – pójdę coś zjeść, skoro jesteś cały mój, to zaczekasz
- Nie chodziło mi o to… No proszę, Vai – spojrzał na mnie błagalnie, po czym zaczął się szarpać – zostaw mój portfel
- Nie. Nie słucham się zboczeńców – założyłam rękę na rękę.
- Ani trochę nie chcesz spędzić ze mną nocy? – zdziwił się.
- Może trochę… ale jestem za bardzo głodna – chwile się zastanowiłam.
- Co do cholery… się tu dzieje? – za mną stała cała czerwona Sylwia i James, który widząc Logana, szybko zasłonił czerwonej oczy.
- Masz widownie – zaśmiałam się złowrogo.
- Vai nie zostawiaj mnie! – krzykną załamany Logan.
- Ja… ja już może pójdę… gdzieś – szepnęła Sylwia, po czym chwiejnym krokiem pokierowała się do wyjścia.
- Udanych walentynek mistrzu – pokiwałam Loganowi, po czym zrobiłam to samo co Sylwia, zostawiając go z Jamesem.
Razem z kuzynką doszłyśmy do domu… który cały był zapełniony misiami. Na kanapie siedziała wkurzona Pati, oraz załamana Jenny.
- Udane walentynki były? – spytała brunetka, widząc nas w drzwiach.
- Chyba mam zawał – szepnęła Sylwia – na pewno mam zawał – oparła się o ścianę czerwona – on był… i zostawiłam… z Jamesem – otworzyła szeroko oczy, po czym zjechała na ziemię.
- Możemy zamówić sobie kurczaki, Logan płaci – pomachałam portfelem.
- Już nigdy nie pójdę do restauracji, ani nie pokaże się w szkole – rozłożyła się na kanapie Jenny. Dowiedziałam się jak każda z nas spędziła walentynki, po czym mogę spokojnie powiedzieć że faceci nie powinni wymyślać randek. Na szczęście dzięki Loganowi, zamówiłyśmy kurczaki, kupiłyśmy piwo, i bawiłyśmy się jak na normalne walentynki przystało.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Część 100!

Więc... już 100 rozdziałów! To tak szybko minęło... a ja dopiero tutaj w akcji jestem! Może do 200 dobijemy... kto wie... no jak nie będziecie mnie mieć dosyć!
Zanim przejdziemy do rozdziału na tą piękną okazje... z którego jestem dumna *.* To zróbmy sobie statystyki!
Ehemmm... a skoro to chodzi o rozdziały, to omówimy statystyki rozdziałów. Są to 3 najbardziej popularne i najczęściej wychodzone! 

Dziękuje wam za te wejścia, których niedługo będzie 90tyś. Oraz za komentarze których niedługo będzie 2tyś ♥ Kocham was, i mam nadzieje że będę częściej pisać.
Bez przedłużania... rozdział dedykowany współzałożycielce, która też powinna w jakiś sposób świętować ten dzień!

22 sierpnia...

Moje serce jeszcze bardziej przyśpieszyło. Mam wrażenie że zaraz zemdleje, od nadmiaru emocji. Jeszcze 30 min… jestem tak blisko aby zmienić swoje życie na zawsze… jeszcze trochę, muszę wstrzymać. W myślach mam wszystkie te niesamowite chwile, związane tylko z NIM. Radość, szczęście, smutek, kłótnie… tym razem nawet złe wspomnienia sprawiają na mojej twarzy uśmiech. Chce już go ujrzeć, przytulić i nigdy więcej nie puścić. Zastanawiam się, czy to cokolwiek zmieni w naszych relacjach. Pewnie potraktujemy naszą przyszłość poważniej. Na początku trzeba przestać się kłócić o głupoty i przestać sobie dogryzać… cały czas zachowujemy się jak dzieci.
Wyszłam z auta, podnosząc delikatnie moją suknie do góry, aby jej nie pobrudzić. Wiatr od razu zaczął torturować moją ułożoną fryzurę, a moim oczom ukazała się przepiękna złota plaża i błękitny ocean. Słońce powoli znikało z nieba, tworząc przepiękny zachód słońca. Właśnie w tym momencie poczułam, że jestem w stanie zrobić wszystko. Że jestem w stanie pójść tam, i zacząć nowy rozdział w moim życiu z moim ukochanym.
- Kochanie, jestem z ciebie dumny – pojawił się przy mnie mój tata.
- Denerwuje się – wzrok skierowałam w stronę czerwonego dywanu, oraz całej ceremonii.
- Dasz radę. Idź tam, i bądź szczęśliwa – na twarzy mojego taty zauważyłam delikatny uśmiech, spojrzałam w jego zaszklone oczy i zrozumiałam, że dla nich też ten dzień jest wyjątkowy. Właśnie dzisiaj, są światkami jak ich młodsza córka, zakłada swoją rodzinę.
- Tato… ty płaczesz? – spytałam łamiącym głosem. Sama na ten widok poczułam, jakbym miała się rozpłakać jak małe dziecko.
- Kocham cię Sylwuś – objął moją twarz dłońmi, i delikatnie przyłożył swoje usta na moje czoło. Zaczęłam się jeszcze bardziej denerwować gdy usłyszałam marsz weselny… już czas. Razem z tatą, przez czerwony dywan, szliśmy prosto w stronę gości, księdza, świadków… i pana młodego. Gdy tylko zobaczyłam Jamsa, poczułam jak serce mi przyśpiesza, jak nogi robią mi się jak z waty. Na mój widok najwidoczniej się zdziwił, ponieważ pożerał mnie wzrokiem i delikatnie otworzył usta. Widziałam wszystkich… rodzinę moją i Jamsa, przyjaciół, druhny… no prawie wszystkich. Gdy tylko dotarłam do niego, od razu spletliśmy swoje dłonie, wpatrzeni w siebie.
- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem małżeńskim, tych dwoje młodych ludzi – zaczął ksiądz. Podczas przemowy nie wiedziałam co robić. Czy patrzeć na zdenerwowanego Jamsa, czy na wzruszonych gości, czy na przysypiającą Vai za mną, oraz Jenny która ją podtrzymywała aby nie zasnęła. Chociaż Carlos, Logan i Kendall też nie byli nic lepsi. Jeden wzruszony, drugi zamyślony, a ostatni cieszył się jak głupi.
- Chcecie coś powiedzieć przed przysięgą? – spytał nas ksiądz, wyrywają mnie z zamyślenia.
- Ja mogę – James odebrał od księdza mikrofon – chce powiedzieć ci, oraz wszystkim zgromadzonym, co naprawdę dla mnie znaczysz. Kocham cię najbardziej na świecie i nie chce tego zmieniać. Jesteś moją jedyną i bez ciebie nie mógłbym istnieć.

Jedna łza… potem druga i trzecia… aż po policzkach spłynęły mi strumienie. Jego słowa tak trafiły w moje serce… że… nie umiem nawet wyrazić jak bardzo mnie zaskoczył. Tak bardzo mnie kocha, tak bardzo się postarał. Grzywacz widząc moje łzy szczęścia, z uśmiechem położył dłonie na moich policzkach, i otarł delikatnie łzy kciukami.
- Czas na obrączki – powiedział ksiądz spoglądając na Vai… która spała.
- Vai! Obrączki – szepnęła Jenny szturchając ją.
- Co? – przebudziła się niebieska – cholera… na ślubie jestem – zaśmiała się – gdzie ja mam obrączki – zaczęła szukać – patrzcie, mam nawet sukienkę i kwiaty
- I zepsuła tak romantyczną chwilę – załamałam się.
- Mogło być zawsze gorzej – James próbował mnie pocieszyć.
- Ludzie… ja mam obrączki – pojawił się przy nas Logan, trzymając poduszkę z złotymi obrączkami. Goście się załamali psychicznie widząc to, co właśnie odwalaliśmy. Kątem oka, przed przysięgą rzuciła mi się w oczy pewna osoba która siedziała w końcowym rzędzie. Pati wróciła!
- Ja, James Maslow, biorę sobie Ciebie… Sylwietto Goldie za żonę, i ślubuje Ci miłość, wierność, i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci – zaczął James – Sylwia przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – powiedział brunet do mikrofonu, wsuwając pierścionek na mój palec.
-
Ja, Sylwietta Goldie, biorę sobie Ciebie… James’a Maslow’a za męża, i ślubuje Ci miłość, wierność, i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci – chwyciłam za pierścionek - James przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – zrobiłam dokładnie to samo co wcześniej grzywacz. Właśnie wtedy, usłyszałam płacz mojej mamy, Kendalla i wielu innych osób, które były cały czas ze mną w tej ważniej chwili.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować Pannę Młodą – ksiądz zwrócił się do Jamsa, który słysząc te słowa, bez namysłu przybliżył się do mnie, i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Usłyszałam brawa, krzyki, radość, wiwaty… jakby był jakiś mecz piłki nożnej. Paparazzi, które dostało się na plaże, od razu robiło zdjęcia… po prostu chaos!
- Teraz zapraszamy wszystkich na imprezę w namiocie! – James krzykną do mikrofonu, po czym zwinnie zabrał mnie na ręce i zaprowadził w stronę namiotu.
- Umiem chodzić – powiedziałam oburzona.
- Jako że jesteś teraz moją żoną, nie dam ci się przemęczać – pocałował mnie krótko, pokazując wszystkie ząbki.
- Gratuluje! Rzucajmy ryżem! – za nami biegła Vai, rzucając w nas ryżem z śmiechem… po chwili dołączyła do niej reszta.
- Tylko nie w włosy! – krzyknęliśmy razem, po chwili zaczęliśmy się śmiać jak idioci. Teraz tylko impreza, noc poślubna… i reszta życia z moim mężem.