niedziela, 23 marca 2014

Część 99

...cześć? ^^ Nawet nie wiecie, jak ciężko cokolwiek napisać tutaj, po tak długiej przerwie. Wiem ze jesteście źli... przepraszam... ale pocieszę że to już 99 rozdział i niedługo będzie 100! Spróbuje go dodać wcześniej niż za 3 miesiące xD
Czytając tak ten rozdział, czuje że dawno nic nie pisałam. Będzie trzeba znowu popracować nad pisownią bo sztywnie brzmi... więc miłego czytania! 



Usiadłam nie do końca przytomna przy stole kuchennym, trzymając w jednej ręce list, a w drugiej kubek z gorącą czekoladą. Co to za list? Nic nadzwyczajnego, można się domyślić że to zaproszenie na wesele. Siedząc tutaj już któryś tydzień, miałam czas aby wszystko poukładać, przemyśleć… co najwidoczniej pogorszyło sprawę. Razem z listem przyszła suknia dla druhen, widocznie Sylwia ma cały czas nadzieje że tam będę.

- Dlaczego my nie dostałyśmy zaproszenia? – oburzyła się Karolina.
- Chciałoby się podrywać jakiś Amerykanów – poklepała ją po głowie Lili, mówiąc jednocześnie jak do dziecka.
- Ślub jest za tydzień, a jak widzicie… siedzę tutaj! – podniosłam wzrok na nie – chce tam być, ale jednocześnie będę musiała podjąć ważną decyzje
- Jeszcze ci nie przeszło? Ta ciąża robi ci z mózgu sieczkę – podirytowałam trochę Lili.
- Podjęłam już decyzje, ale muszę to zrealizować, a to jest trudniejsze – upiłam trochę gorącej czekolady.
- Radziłabym ci się pośpieszyć, ponieważ kilka dni po weselu wyjeżdżają w trasę – Karolina podała mi komórkę, gdzie była opisana cała trasa koncertowa. Nawet nie wiedziałam że ona będzie!
- Miło że mi o tym nie powiedzieli – uśmiechnęłam się sztucznie, po czym uświadamiając sobie ten fakt coraz bardziej, zaczęłam również coraz bardziej się wkurzać – czemu ja nic o tym nie wiem?! – z nagłego przypływu negatywnych emocji, rzuciłam kubkiem o podłogę.
- Następny kubek – powiedziała znudzona Lili.
- Nie denerwuj się tak Pati! Nie odbierałaś, więc nie mogli ci powiedzieć – próbowała mnie uspokoić czerwona.
- Racja. Nie mogli mi powiedzieć bo nie odzywałam się. Jestem jakimś potworem! – złość nagle zmieniła się w smutek, emocje przechodziły mi z taką łatwością jak nigdy.
- Tylko nie huśtawki nastroju! – wystraszone dziewczyny przytuliły się do siebie, wpatrując się na mnie z strachem.
- Niedobrze mi – szepnęłam nadal smutna.
- Co za piski z rana wydajecie? – po schodach zszedł Johnny, nadal trochę nieogarnięty bo dopiero co pewnie się obudził. Staną koło mnie wpatrując się w dziewczyny i poprawiając włosy.
- Pati jest nie… - zaczęła Karolina, kiedy w tym momencie w piękny sposób zwymiotowała na nogi Johnnego, wyprostowałam się, uderzyłam głową o stół i już tak leżałam - …dobrze – dokończyła to czerwona, z obrzydzeniem.
- Na następny raz Johnny, nie chodź na boso. Dobrze ci radzę – kiwnęła głową Lili. Johnny z niesamowitą szybkością, pojawił się w łazience. Oczywiście musiał po mnie posprzątać, ze względu na to że sama nie byłam w stanie. Czułam bóle wszystkich mięśni ciała, ledwo co mogłam się ruszyć, oraz cały czas miałam mdłości.
- Jeśli to są te całe objawy, kiedy się jest w ciąży… to ja już podziękuje – szepnęłam, podnosząc delikatnie głowę.
- Cały czas jesteśmy z tobą. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to wołaj – uśmiechnęła się promiennie Karolina.
- Chce czekoladę, albo pomidory… albo zjadłabym sobie stek – oparłam łokieć o stół, rozmyślając co dokładnie chciałabym dostać. Prawdopodobnie nie wymyślono jeszcze potrawy, która w tym momencie byłaby w stanie mnie zadowolić.
- Johnny! Skocz do sklepu po stek! – krzyknęła Lili.
- Po co mam skoczyć? – wychylił głowę przez drzwi – skąd ja mam zabrać stek?
- Może z sklepu? – spytała sarkastycznie blondynka, wstała i podeszła do niego – możesz dokupić od razu pomidory – zabrała z wieszaka moją czapkę z kocimi uszkami i założyła mu na głowę – galopuj po ten stek – klepnęła go w ramie.
- Czemu ja mam jej usługiwać? – przymrużył oczy.
- Ponieważ jesteś mężczyzną. Ucz się, bo kiedyś i ty będziesz mieć żonę w ciąży – kiwnęła głową.
- Chce herbatę malinową – spojrzałam błagalnie na Karolinę.
- Zaraz czegoś poszukam – szybko wstała z krzesła, podchodząc do jakiś szafek, sprawdzając czy nie ma jakiejkolwiek herbaty. W tym momencie, Johnny został dosłownie wyrzucony z domu przez moją ukochaną Lili, która wróciła z uśmiechem i próbowała pomóc Karolinie w szukaniu.
- Długo jeszcze? Ja chce herbatkę, potrzebuje jej do szczęścia – pomrugałam słodko oczami – wiecie że was kocham? Ale mnie brzuch boli… i mi zimno… albo nie, jednak mi ciepło
- Twoja herbata Pati – Karolina podstawiła mi przed nos, kubek z gorącą cieczą.
- To herbata? – przechyliłam głowę do przodu, wpatrując się w środek.
- Ta malinowa, którą chciałaś – stanęła koło czerwonej, Lili.
- Ale ja nie lubię malinowej herbaty, jest nie dobra – odsunęłam się od kubka – zbieście tą herbatę, zróbcie mi jakąś normalną… chcecie mnie otruć – powiedziałam z wyrzutem.
- Przed chwilą powiedziałaś ze chcesz herbatę malinową! – Karolina podniosła odrobinę głos.
- Ale już jej nie chce! – odwróciłam głowę w inną stronę – nie krzyczcie na mnie… ja nie chciałam – bez przyczyny, poczułam jak spływają mi łzy po policzku. To jest gorsze niż okres, o wiele gorsze.
- Już robimy ci herbatę! Tylko nie płacz! – krzyknęła spanikowana blondynka, i pobiegła szukać normalnej herbaty. Kiedy wreszcie otrzymałam, mój upragniony napój, w mieszkaniu pojawił się Johnny z torbami zakupów.
- Mam stek! Dużo steków, bardzo dużo – uśmiechną się szeroko.
- Ale ja jestem od dzisiaj wegetarianką i nie jem mięsa – zabrałam łyk herbaty.
- Że co? – spojrzał na mnie załamany – niepotrzebnie, biegłem do sklepu i to z samego rana? – upuścił reklamówki na ziemię.
- A pójdziesz mi po lody czekoladowe? Bardzo ładnie proszę – zrobiłam minkę smutnego szczeniaczka – wiesz że cię kocham
- Za chwile wrócę – Johnny zamkną oczy, zabrał kilka głębszych wdechów i spokojnie wyszedł z domu. Wszystko byłoby dobrze, gdybym nie usłyszała po chwili jego krzyku, z dużą dawką przekleństw.
- Biedak wykończy się psychicznie – westchnęła głośno Karolina.
- Idę po laptop – wstałam z miejsca, wchodząc na pierwszy, potem drugi stopień schodów. Aż z braku siły położyłam się na nich i tak leżałam.
- Pati, wszystko dobrze? – spojrzały na mnie dziewczyny.
- Nie mam siły chodzić, tak bardzo mi się nic nie chce – zaczęłam marudzić – głodna jestem, chce do Carlosa, oddajcie mi moje pieniądze z komunii!
- Jeśli masz się tak zachowywać codziennie przez kilka miesięcy, trafimy do psychiatryka – kiwnęła głową Lili.
- Jestem gruba… wyglądam jakbym zjadła piłkę – odsłoniłam swój brzuch, który powoli zaczął się zaokrąglać – albo jakbym miała tam arbuz… ooo! Chce arbuza! – powiedziałam uradowana – nie chce mieć arbuza w brzuchu, nie zmieszczę się w piżamę – nagle posmutniałam.
- Wróciłem do cholery! – Johnny trzasną drzwiami i od razu skierował wzrok na schody na których leżałam – co robisz?
- Zjadłam arbuza – pomrugałam szybko – masz arbuz?
- Miałem kupić arbuz? – otworzył szeroko oczy – żartujecie sobie?! Nie pójdę znowu do sklepu!
- Włączmy jej jakieś anime, niech ogłada i nie marudzi – podeszła do mnie Karolina – no wstawaj
- Wredni jesteście – podniosłam głowę i na czworakach zaczęłam wspinać się do góry, później doszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku.
- Teraz grzecznie będziesz leżeć, oraz dasz nam żyć – uśmiechnęła się sztucznie Lili, próbując zachować spokój.
- Jak wy się fajnie wkurzacie, aż miło popatrzeć – zaśmiałam się niewinnie.
- Ale my się nie wkurzamy Patuś – Johnny położył koło mnie laptop – oglądaj sobie co tylko chcesz – poklepał mnie po głowie, również próbując zachować spokój.
- Wykończyłaś ich psychicznie, w ciągu niecałych 2 godzin – powiedziała rozbawiona Karolina. Tak właśnie resztę dnia spędziłam na oglądaniu różnych filmów, na szczęście powoli mi to przechodziło. Teraz czeka mnie najtrudniejszy wybór, mam nadzieje że podejmę ten właściwy.