sobota, 27 lipca 2013

Część 81

Jak zapewnię wiecie jutro jadę na kolonie. Przez moją nieobecność będą dodane z 2 rozdziały + specjalna notka na rocznice bloga! Szkoda że spędzę ją na koloni... ale i tak będzie fajnie! :D
Jeśli będzie 50 tyś też pojawi sie jednorazówka... wiec zobaczy się xD Chwilowo kontrole nad blogiem przejmuje Sylwia xD Do niej jakieś ale xD
Widziałam wczoraj ostatni odc BTR... masakra! Przy piosence "We are" ryczałam xD Ogólnie ona jest taka smutna i ryczę na niej... ale tam to dowaliło xD
Gooorąco mi >.< Jutro ma być u nas 37C! a jedziemy autobusem! Jak zginę lub się spale zapraszam na pogrzeb!
To zapraszam na następny rozdział :*



Z strachem próbowałam się uwolnić, jednak to nic nie dało. Postać odwróciła mnie przodem do siebie, wtedy ujrzałam jakiegoś mężczyznę w starych poszarpanych ubraniach.
- Dziecko czego tu szukasz? – zapytał zachrypniętym głosem.
- Założyłam się i musiałam przyjść po jakąś rzecz z tego domu… a Pan? Co… co tu pan robi? – próbowałam cokolwiek powiedzieć ale byłam tak wystraszona że przychodziło mi to z trudnością.
- Mieszkam tutaj – uśmiechną się. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zobaczyłam kilka materacy, różne ubrania i wiele innych przedmiotów.
- Nie wiedziałam, przepraszam że tutaj przyszłam – zmieszana zaczęłam przepraszać mężczyznę. Rozumiem czemu może tu mieszkać, możliwe że jest bezdomnym i próbuje znaleźć jakieś miejsce aby się ochronić przed trudnymi warunkami jakie są w Włoszech.
- Nic się nie stało, ale uciekaj już – pognał mnie mężczyzna.
- Już, już – włożyłam do torby śrubokręt – dowidzenia i jeszcze raz przepraszam! – z uśmiechem pokierowałam się na schody a na samym końcu do wyjścia gdzie zobaczyłam spanikowanych przyjaciół. Na mój widok rzucili mi się na szyje i nie chcieli puścić.
- Pati ty żyjesz! – krzyknęła Sylwia szczęśliwa.
- Tylko poszłam do starego domu – wzruszyłam ramionami. W środku byłam taka wystraszona jak nigdy.
- To pokaż co przyniosłaś – uśmiechną się cwano Kendall.
- Proszę – wyciągnęłam z torby śrubokręt i pokazałam im zdjęcia – dałam sobie radę
- Wystraszyliśmy się kiedy straciliśmy z tobą łączność – kiwnęła głową Vai.
- Ale nic ci nie jest i to jest najważniejsze – dodała Jenny.
- Czyli możemy wracać do domu tak? – spytał James zwracając się do Logana.
- Tak – potwierdził i uciekliśmy do samochodu. Po Loganie żadnego trudnego wyzwania się nie spodziewam… mam nadzieje że nie będzie trudne.
*Z punktu widzenia Kendalla*
Nareszcie w domu! Nawet nie wyobrażacie sobie jaka męcząca może być taka wycieczka do Europy. Mamy czas wolny i można powoli się zastanawiać nad urodzinami Carlosa które będą już niedługo. Zostały tylko 3 zadania, chociaż coś czuje ze po wyzwaniu które wymyśliła Vai to Pati wymięknie. Miałem ogromną nadzieje że po tym horrorze nie wejdzie do piwnicy… chociaż ja byłbym w stanie też wejść.
- Nudzi mi się – z zamyślenia wyrwała mnie Vai, która rozkładała się na kanapie – Loguś co robimy?
- Nie wiem czy wszystko jest załatwione… - zastanowił się Logan – najwyżej coś się stanie
- Dzięki? – Pati podniosła zdziwiona brew – wszyscy są ostatnio przeciwko mnie
- Wcale że nie – Carlos cmokną ją w policzek.
- Nikt mnie nie lubi i wszyscy są wredni – zrobiła smutną minkę.
- Po prostu chcemy wygrać – rozstawiła ręce Vai – gdzie Państwo Maslow?
- Chyba poszli spać – powiedziałem ziewając.
- Chciałbyś aby spali – z góry przyszła do nas Jenny zasłaniając uszy – fajnie by było jakby spali
- Co za ludzie, gwałt 24/7 – przewróciła oczami niebieska z śmiechem.
- 24/seven uuuuuuu – zanuciliśmy z chłopakami. Nie ma to jak pośpiewać sobie nasze piosenki, a co najlepsze dziewczyny są Rusherkami, mimo że znają nasze piosenki, możemy z nimi śpiewać oraz wiedzą o każdej ważnej dla nas akcji.
- Wszystko załatwione – krzykną Logan patrząc w komórkę – możemy iść na moje zadanie!
- Jestem nieustraszona, nie mam już sił żeby się bać, wspinać, robić jakieś salta czy coś… wiec nawet jeśli będziesz bardzo chciał nie mam ochoty aby się poddać i tak zostanie – wskazała na niego brunetka.
- Chyba w tym przypadku mało masz do gadania – pokręcił głową Logan.
- Toooo idziemy! Chce się pośmiać! – podniosła do góry rękę Vai.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jesteśmy w zoo… jestem ciekawy co można wymyślić w tym miejscu. Ogólnie zostawiliśmy Jamsa i Sylwie którzy… nie chcieli kończyć „spania”. Weszliśmy do Terrarium gdzie były węże, żółwie oraz różne tropikalne zwierzęta.
- Jakie słodkie węże – pisnęła Pati patrząc do każdego pomieszczenia.
- Tak, tak, słodkie – przytuliła się do mnie Jenny wystraszona.
- Chciałabym takiego – przyjrzała się jednemu Vai który nagle uderzył w szybę. Niebieska odskoczyła z krzykiem.
- Nie lubi cię – zaśmiał się Carlos oglądając zwierzęta.
- Moje zadanie Pati polega na tym abyś siedziała 2 godziny w tym pomieszczeniu – Logan wskazał na ogromną wystawę za szybą. Były tam sztuczne drzewka, skały… tylko nie widzieliśmy co tam się znajduje.
- Mogę siedzieć z wieżami, oczywiście – uśmiechnęła się brunetka, weszła pewnie na wystawę, usiadła na kamieniu machając do nas. Trochę zdziwieniu usiedliśmy na krzesłach które były przyniesione, musieliśmy patrzeć na jej męczarnie.
- Pati – popukał kilka razy w szybę Logan – tu nie ma węży
- To niby co? – spytała kiedy właśnie po jej ręce chodził ogromny pająk! – Logan… nie mów że… proszę – zaczęła się cała trząść próbując zrzucić pająka.
- To wystawa z pająkami… jest ich kilka set, i to różnych gatunków – usiadł koło nas. Byłem w szoku… umarłbym z strachu gdybym tam siedział! Chyba najgorsze wyzwanie jakie może być na świecie!
- Logan nie przesadzasz? Ona tam zawału dostanie – odezwał się Carlos – wiesz ze panicznie boi się pająków
- Nie są jadowite, nic jej się nie stanie – wzruszył ramionami.
- Kim ty się stałeś przez Vai? – spojrzałem na niego zdziwiony.
- To nie moja wina! – fochneła się niebieska jedząc chipsy – będzie komedia – poruszała brwiami przyglądając się akcji. Czekają nas 2 długie godziny oglądania pająków… prędzej ja tutaj zemdleje z strachu.
*Z punktu widzenia Pati*
Minęło kilka minut a już mam ochotę uciec. Co chwilę chodzą po mnie jakieś gigantyczne pająki, boje się, zaraz zemdleje, mam wrażenie że mnie zjedzą a reszta patrzy na to i się śmieje! To ani trochę nie jest śmieszne!
- Ludzie ten pająk chyba mnie ugryzł! – krzyknęłam wskazując na jednego który siedział mi na ręce.
- One nie gryzą – powiedział spokojnie Logan.
- To co on niby robi! Ręka mnie zaczyna boleć – zepchnęłam go z piskiem i zaczęłam masować się po ręce.
- Może cie całuje – wzruszyła ramionami Vai.
- Nawet niech nie próbuje – warkną Carlos zakładając rękę na rękę.
- Tu jest okropnie… ja zemdleje i umrę – wstałam wystraszona, niestety głowa trafiła w ogromną pajęczynę – zbieście to! – próbowałam ją ściągnąć przez co znowu, trochę boleśnie usiadłam na kamieniu – chce wyjść!
- Poddajesz się? – spytał roześmiany Logan.
- Nigdy! Prędzej umrę! – założyłam rękę  na rękę.
- To miłego pożarcia przez pająki – dodała Vai pijąc sobie cole.
- Vai to nie śmieszne! To są pająki! Zrozum ją! – odezwał się Kendall przestając się kryć za Jenny.
- To tylko pająki… one nie są straszne – mruknęła blondynka.
- Może wreszcie przestanie są bać pająków dzięki nam – Vai kiwnęła dumne głową.
- Wiecie ze was słyszę co nie? – zirytowana próbowałam zachować powagę, jednak mi to nie wychodziło! Pierwszy raz w życiu tak się bałam… ten straszny dom to było nic! To jest milion razy straszniejsze!
- Masz fajnego kumpla – niebieska wybuchła śmiechem. Nie wiedząc o co jej chodzi spojrzałam w górę… pająk wielkości mojej pięści siedział na mojej głowie!
- Zbieście… go… proszę – zaczęłam się trząść gorzej niż jakbym dostała padaczki.
- On ci nic nie robi – powiedziała Jenny.
- Żyje… i to najgorsze – zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Nie mogę zemdleć bo przegram… chyba będę musiała się poddać, ja już nie dam rady.

sobota, 20 lipca 2013

Część 80

Cześć ludzie! :D Jak widzicie udało mi sie dodać nowy rozdział... ale tym razem mam kilka komunikatów.
Wyjeżdżam na kolonie! Wiec 28 lipca jadę na 2-tygodniową kolonie nad jezioro... nie będzie mnie ale zapiszę wcześniej rozdziały które opublikuje Sylwia. Będę miała trochę zaległości ale raczej dam sobie radę xd
Teraz życzę miłego czytania (rozdział nudny... sorka xD)



*Z punktu widzenia Sylwii*
Czułam się przez to wszystko potwornie, dobrze wiedziałam o co chodzi Pati. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, weszła przez nie brunetka patrząc na mnie smutno. Bałam się z nią gadać, jeśli się pokłócimy możemy na zawsze stracić naszą przyjaźń…
- Sylwia możemy pogadać? – usiadła koło mnie.
- Jeśli chcesz mnie zabić to droga wolna, pewnie mnie nienawidzisz – szepnęłam tuląc poduszkę.
- Co ty gadasz? Sylwia jest wszystko dobrze – przytuliła mnie mocno – z Jamsem wszystko wyjaśniłam
- To koniec? – zaszkliły mi się oczy. Byłam bliska tego aby się popłakać, czyli ze Pati wróciła do Jamsa a mnie zostawił… samą.
- Źle mnie zrozumiałaś. Byłam zazdrosna o was związek, ale już to sobie wyjaśniliśmy… musisz być szczęśliwa z swoim narzeczonym – puściła mi oczko zadziornie.
- Nie jesteś zła? – spytałam niedowierzając.
- Jesteś moją przyjaciółką! Przyjaźń jest najważniejsza – przytuliła mnie jeszcze mocniej – jest zgoda?
- Jak najbardziej – zaśmiałam się odwzajemniając uścisk. Po krótkim czasie mogłyśmy wyjść z pokoju w niesamowicie dobrych humorach. Nawet jeśli jutro wyjeżdżamy możemy się cieszyć z tego że się pogodziliśmy.
- Powiedzcie że wszystko dobrze? – spytał Kendall siedząc przy stole.
- Tak – odpowiedzieliśmy wszyscy razem. Spojrzałam na Jamsa z uśmiechem który odwzajemnił. Brakowało mi tego, jestem teraz pewna że na pewno wszystko potoczy się dobrze. Jesteśmy razem dość długo, przeżywaliśmy wzloty i upadki… ale to dobrze robi dla naszego związku.
- Skoro udało mi się pokonać wyzwanie Jamsa… to czekam na resztę – Pati założyła rękę na rękę.
- Nadal ci mało? – zaśmiała się niebieska.
- Wole mieć już za sobą wszystkie te wyzwania… no i do apteki bym musiała iść – pomyślała przez chwilę, ta niby po co do apteki.
- Można wiedzieć po co? – spytał Carlos podejrzliwie.
- Po tableteczki aby nie było chwilowo przyszłej mateczki – wystawiła mu język – na ciąże nie jestem gotowa… a zrobiłam ostatnio sporą przerwę
- Że… ze jak?! I nic mi nie powiedziałaś?! – Latynos otworzył szerzej oczy.
- Mamy takie szczęście ze następne zadanie jest tutaj… Znalazłem idealne miejsce – uśmiechną się złowrogo Kendall.
- Powiesz o co chodzi? – Jenny założyła rękę na rękę.
- Pojedziemy tam to zobaczycie… ale to dopiero jutro – klasną w ręce blondyn i podejrzanie gdzieś znikł.
- Trochę to straszne… po nim można spodziewać się przerażających rzeczy – szepnęłam tuląc się do Jamsa.
- Mam fajny pomysł… może będziemy oglądać horrory? – spytał James.
- Powaliło cie? – warknęłam na niego.
- James jesteś geniuszem! – w pokoju nagle pojawił się Kendall – maraton z horrorami!
- Świry z was – przewróciła oczami Jenny.
- Teraz to dopiero zauważyłaś? – zaśmiała się Vai siadając na kanapie – to co oglądamy?
- Może tak „Paranormal Activity 4”, ponoć najstraszniejsza część – dodał Logan siadają koło niej.
- Idę po popcorn! – krzyknęłam i pobiegłam do kuchni razem z dziewczynami. Nie lubię horrorów ale chyba taki straszny nie będzie. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z strachu prawie zemdlałam… nie żartuje! Był to najstraszniejszy film jaki widziałam i jeszcze się nie skończył! Wtulałam się cały czas w Jamsa który również ledwo oglądał… Nawet film wystraszył Violette. Co ciekawe cały film Pati z Kendallem się śmiali… nie rozumiem jak oni mogli się śmiać?! Rozglądałam się cały czas czy czasami u nas nie było coś podejrzanego…
- Dziwnie się to skończyło… jakieś czarownice ją zabiły – machnęła ręką Pati kiedy skończył się film – ale całkiem zabawny film
- Inne części są gorsze… ten jeszcze był całkiem straszny – powiedział Kendall wstając z kanapy – idziemy spać?
- Nigdzie się nie ruszam… - szepnęła Jenny tuląc się do poduszki.
- Jeśli ten dom też jest nawiedzony? – pisnęła Vai cała się trzęsąc.
- Uuuuu ale strasznie – zaśmiali się przybijając piątkę – dobranoc – powiedzieli równo i poszli do góry zostawiając nas samych. Dzisiaj nie zasnę… na pewno nie zasnę.
*Z punktu widzenia Pati*
Od dawna tak dobrze mi się nie spało… pewnie dlatego że byłam wykończona po tym ekstremalnym szlaku Jamsa. Reszta ludzi była wykończona, okazało się ze w nocy tylko ja z Kendallem spałam. To w końcu tylko film! Kiedy byłam mała cały czas oglądałam horrory… jakoś mi przeszło banie się ich. W tym momencie byliśmy w drodze gdzie miało odbyć się kolejne wyzwanie. Jestem ciekawa co może się tam wydarzyć…
- Jesteśmy na miejscu – zatrzymał się Kendall przed ogromnym, strasznym domem w lesie. Serce podeszło mi do gardła… nie wiedziałam co powiedzieć, było okropnie strasznie.
- Mam tam wejść? – nerwowo wyszłam z samochodu.
- Musisz dotrzeć do piwnicy i zabrać jakiś przedmiot który dowiedzie ze tam byłaś – podał mi małą słuchawkę – przez to będziesz nas słyszeć a my ciebie
- Kendall nie przesadzasz… to miejsce jest przerażające! Zwłaszcza po tym horrorze – szepnęła Jenny.
- To tylko dom – wskazała na niego Vai – co nie?
- Pewnie nawiedzony… od bardzo dawna – jęknęła Sylwia chowając się za Jamsem.
- Dam sobie radę, zobaczycie – uśmiecham się pewnie kierując się w stronę domu. Poczułam strach, pierwszy raz od dawna wystraszyłam się zwykłego domu… zaczęłam się obawiać że może na serio coś, lub ktoś mnie zaatakuje w tym domu. Weszłam do środka rozglądając się dookoła, wszędzie kurz i prześcieradła. Było widać ze od dawna tutaj nikt nie mieszka. Pierwsze co zrobiłam to próbowałam zaświecić światło, nie chciało działać. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam szukać wejścia do piwnicy.
- Pati słyszysz nas? – usłyszałam w słuchawce głos Kendalla.
- Słyszę was dobrze i wyraźnie – powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu.
- Widzisz jakieś duchy? – spytała zaciekawiona Vai.
- Jedynie stare obrazy – przyjrzałam się portretom, miałam wrażenie że przyglądały mi się.
- Powodzenia kochanie! Wierze w ciebie! – usłyszałam głos Latynosa.
- Dziękuje – uśmiechnęłam się szeroko.
- Jeśli umrzesz mogę zabrać twoje rzeczy? – powiedziała Jenny.
- Nawet nie próbuj! One są moje i koniec… - warknęłam zła.
- Będę się za ciebie modlić Pati – usłyszałam Sylwię.
- Dziękuje – przewróciłam oczami. Po chwili usłyszałam straszny szum w słuchawce, próbowałam się z nimi skontaktować, ale chyba straciłam sygnał. Zrezygnowana błądziłam po domu, cały czas miałam wrażenie że ktoś mnie śledzi… skoro ten dom jest opuszczony to niby kto? Kiedy wreszcie znalazłam schody do piwnicy, niepewnie chwyciłam za klamkę otwierając drzwi. Usłyszałam skrzypienie i zauważyłam pajęczyny, już chciałam krzyczeć ale w ostatniej chwili się opanowałam. Powoli zeszłam na dół próbując się nie wystraszyć, może i wydawało się ze na horrorach się nie boje, ale w rzeczywistości ten dom mnie za bardzo przerażał. Kiedy doszłam na sam dół jedyne co ujrzałam to kartony i różne przedmioty. Niby co można by było zabrać aby udowodnić że było się w piwnicy. Znalazłam skrzynie z narzędziami… równie dobrze można by było to zabrać, i zrobić zdjęcie. Wyciągnęłam komórkę i zrobiłam kilka zdjęć, jedyna niepokojąca rzecz była taka że zobaczyłam w oddali jakiś cień. Trochę wystraszona podeszłam bliżej trzymając w ręku śrubokręt. Wtedy poczułam czyjeś ręce na ustach i oddech na szyi… możliwe że to mój koniec.

wtorek, 16 lipca 2013

Część 79

Wiecie kto ma dzisiaj urodziny?... no pfff chyba każdy wie xD Jestem w szoku że ta osoba jest już taka stara :O Człowieku starzejesz się xD Ale wciąż jest taki piękny co nie? *_* 
Happy Birthday James!
Teraz rozdział z małą dedykacją dla niego xd Wiem że trochę mógł wkurzyć w poprzednim rozdziale... no ale teraz się wyjaśni co się stało xD


Te dwa zadania poszły z górki, boje się jednak o całą resztę… jeśli nie dam rady to James będzie mieć większą satysfakcje. Wkurza już mnie ten idiota ale nie chce się z nim kłócić. Zobaczyłam przed sobą rower górski, zawsze chciałam mieć taki specjalny rower dla zawodowców. Założyłam kas i wsiadłam na niego patrząc w dół… niby ja mam zjechać z górki w lesie?
- Dawaj mała! Dasz radę! – usłyszałam jakiegoś innego mężczyznę który był obok mnie.
- Nigdy w takich warunkach nie jeździłam! Zabije się! – odpowiedziałam wystraszona.
- To jak zwykła jazda na rowerze, dasz radę – podniósł kciuk do góry i sam pojechał. Inni robili takie triki jakich nigdy nie widziałam, chciałabym umieć tak jeździć.
- Dobra Pati – zabrałam głęboki wdech – dasz sobie radę… w końcu to jest powód dla którego nie masz prawda. Kochasz jeździć na rowerze i robisz to od dzieciństwa… pokaż że się nie poddasz – mówiłam do siebie, robię tak często aby się zmotywować i ruszyłam. Na początku jechałam wolno i co chwilę traciłam równowagę, ale po chwili przyzwyczaiłam się do terenu i mogłam spokojnie jechać. Widziałam te piękne widoki na Włochy i Francję… było niesamowicie! Mogłabym przyzwyczaić się do takiej przejażdżek rowerowych. Trochę zwolniłam pod koniec jednak z łatwością dotarłam do rzeki gdzie kończyła się trasa rowerowa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przed sobą zobaczyłam kajak i długą rzekę… szlak pokazywał że trzeba płynąć wzdłuż rzeki i zatrzymać się w pewnym punkcie. Ściągam kas i założyłam kamizelkę… szczerze nigdy sama nie płynęłam kajakiem, a trasa najlepiej nie wyglądała. Miałam wrażenie że przez drogę rozbije się o skałę. Spojrzałam w górę i zobaczyłam ten okropny most… wiedziałam ze to jakoś powiązane jest. Wsiadłam pewnie do kajaku, odwiązałam linę i ruszyłam płynąc z promem. Na początku nie mogłam zapanować nad tym wszystkim… po czasie jakoś się udało. Płynęło się dobrze aż do rozgałęzienia, po prawej był wodospad a po lewej dalsza część trasy. Wiosłem odbiłam się o skałę… i wtedy upuściłam je do wody!
- O nie, nie, nie – wystraszona spojrzałam na wiosło które prąd porwał już daleko ode mnie, udało mi się dostać na lewą stronę jednak uderzyłam w skałę… i zrobiła się dziura! Woda zaczęła wpływać do kajaku a ja kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Postanowiłam wyskoczyć z tonącej łodzi i z prądem popłynęłam dalej obijając się co chwilę o jakieś skały. Kiedy tylko udało mi się dostać na brzeg, może nie na wyznaczony punkt ale chociaż na brzeg… położyłam się na piasku i zaczęłam kaszleć. Prawie bym się utopiła przez to głupie zadanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Błądziłam po lesie od prawie godziny, nie mam pojęcia gdzie jest stok narciarski… w ogóle nie wiem gdzie jestem! Poczułam nagle chłód, spojrzałam przed siebie i zobaczyłam śnieg oraz czerwone kreski na drzewie! Znalazłam moją trasę! Szybko pobiegłam po narty które założyłam z trudem… niestety pierwszy raz będę jeździć na nartach. Do tego jest okropnie zimno, a ja jestem cała mokra… jeśli zachoruje zabije tego idiotę. Zabrałam jakieś dwa kijki i spojrzałam w dół… wszystkim bardzo dobrze szło, wiec chyba to nie jest takie trudne. Odepchnęłam się poprzez kijki, pojechałam kilka metrów i się wywaliłam… to cholernie trudne!
- A ta pani nie umie jeździć! – wskazała na mnie mała dziewczynka która z łatwością zjeżdżała na nartach.
- Chyba nie chce mieć dzieci – warknęłam i jakoś wstałam. Próbowałam znowu złapać równowagę co wychodziło mi z niesamowitą trudnością, dlaczego nie spisałam testamentu zanim się zgodziłam na wyzwania. Wzięłam znowu głęboki wdech i powoli zaczęłam zjeżdżać w dół, jakoś mi to wychodziło pomijając fakt iż co chwilę się wywalałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nareszcie koniec szlaku! Nawet nie wyobrażacie sobie jak cie cieszę że przeżyłam… jednak kiedy na samym dole zobaczyłam uśmiechniętą minę Jamsa miałam ochotę się na niego rzucić. Stali sobie w kurtkach pijąc gorącą czekoladę… bardzo śmieszne. Ja tu marznę, prawie się utopiłam, będę miała na całym ciele siniaki a oni stoją jak gdyby nigdy nic. Niestety moja umiejętność jazdy na nartach jeszcze nie jest taka świetna… nie wyhamowałam i wleciałam na Jamsa.
- Poparzyłeś mnie! – warknęłam próbując wstać, zamiast tego wywaliłam się do tyłu.
- Wylałaś całą moją czekoladę! Patrz jak jeździsz – przewrócił oczami podnosząc się.
- Pierwszy raz jechałam na nartach! Prawie się utopiłam i zamarzłam! Już nóg ani dłoni nie czuje! Dałbyś mi już spokój – odpięłam narty niesamowicie wkurzona. Grzywacz podszedł do mnie i pomógł mi wstać, trochę zdziwiło mnie jego zachowanie.
- Dobrze że żyjesz! – pisnęła Jenny tuląc mnie.
- Aż tak źle było? – Vai podniosła brew z śmiechem.
- Nawet gorzej niż źle.. teraz marzę aby się rozgrzać – zaczęłam ocierać dłonie kiedy Carlos dał mi swoją kurtkę.
- Wracajmy do schroniska, tam jest ciepło – powiedział Logan łapiąc Vai za rękę. Myślałam że chociaż tam będzie spokój i cisza, jednak się myliłam. Co wpadłam na Jamsa zaczęliśmy się kłócić, przez to wszystko Sylwia i Carlos dosłownie zamknęli się w sobie… nie było mowy aby się do nas odezwali. Przecież w takim stanie nie możemy wrócić do Los Angeles, tam na pewno byśmy się pozabijali.
- Może byś posuną swoje wielkie ego abym przeszła – założyłam rękę na rękę czekając aż James posunie się z przejścia w kuchni.
- Za gruba dupa? – podniósł brew z śmiechem.
- Mam was dość! Jesteście już nie do zniesienia! – Vai chwyciła mnie za rękę a Jamsa za ucho i zaciągnęła do jakiegoś pokoju – będziecie tutaj siedzieć aż się nie pogodzicie! – zamknęła nam drzwi i zakluczyła. Nie mam zamiaru siedzieć z nim w jednym pokoju!
- Zanim znowu zaczną się kłótnie powiedz dlaczego mnie tak bardzo nienawidzisz, co ja takiego zrobiłam? – spojrzałam w podłogę siadając na łóżku.
- Chyba czego nie zrobiłaś – wzruszył ramionami siadając koło mnie – jestem po prostu zazdrosny… wydawało mi się że mogę być najlepszym chłopakiem na świecie, jednak jak widzę że ty nawet nie tęsknisz za tym co było kiedyś, o wiele bardziej lepiej czujesz się z Carlosem to jakoś mnie nosi – przejechał dłonią po włosach – boje się że skoro z tobą mi nie wyszło to z Sylwią będzie tak samo…
- Co ja mam powiedzieć? Też jestem zazdrosna… przez ten czas zastanawiam się co ze mną jest nie tak, pokazałeś Sylwii jak ją bardzo kochasz… oświadczyłeś jej się. Widać ze ją kochasz, a mi nawet Carlos nie chce się oświadczyć… może biorę to zbyt poważnie – jęknęłam smutna.
- Pokłóciliśmy się o byle co… teraz reszta cierpi – dodał James.
- Kocham cię, nie jak chłopaka ale jak brata… jestem zazdrosna o wasz związek i tyle – podciągnęłam nos próbując nie płakać.
- Ja zawsze byłem zazdrosny o wasz – wzruszył ramionami. Bez słowa przytuliłam go jak najmocniej mogłam, nie chciałam z nim kłótni… to jest mój przyjaciel, traktuje go jak brata.
- Zgoda? – odsunęłam się od niego z uśmiechem.
- Zgoda siostro – wybuchną śmiechem i jeszcze raz mnie przytulił – wypadałoby pogadać z Sylwią i Carlosem
- Mogę zająć się Sylwią, ty idź do Carlosa – wstałam i również jemu pomogłam wstać – Vai możesz nas wypuścić! – zapukałam kilka razy w drzwi które się otworzyły. Teraz wystarczy pogadać z resztą…
*Z punktu widzenia Jamsa*
Najgorsze co mogliśmy zrobić to pokłócić się, jeszcze przed resztą… W ogóle boje się że Sylwia z Carlosem nie będą chcieli z nami gadać, no i czy nam wybaczą. Zapukałem kilka razy do pokoju Latynosa, nikt nie odpowiedział. Bez wahania otworzyłem drzwi i zobaczyłem siedzącego przy laptopie Carlosa, na mój widok nie był zachwycony.
- Czego chcesz? – warknął nie odrywając wzroku z urządzenia.
- Pogadać – usiadłem na łóżku, chwyciłem za laptop który zamknąłem i tylko czekałem na jego odpowiedz.
- Nie mamy o czym gadać – przewrócił oczami.
- Wyjaśniliśmy z Pati wszystko… już jest jak dawniej – uśmiechnąłem się leciutko.
- Co sobie wyjaśniliście? Że nadal cię kocha a ja byłem tylko zabawką? Myślałem ze jesteśmy kumplami – podniósł głos, musiał się trochę wkurzyć.
- Nie chodzi o to, ona po prostu jest zazdrosna! – rozstawiłem ręce również wkurzony. Już tak mam że kiedy ktoś zaczyna podnosić głos to nie panuje nad słowami i zaczynam kłótnie.
- Ciekawe o co jest zazdrosna?! – zacisną pięści.
- O to że nie umiesz jej się oświadczyć! – krzyknąłem zirytowanym. Nastała cisza… chyba wtedy zrozumiał że już za długo z tym zwlekał.
- Nie potrafię… Boję się następnego odrzucenia – spojrzał w dół.
- Stary przepraszam cię za tą kłótnię, po prostu ona myśli że nie bierzesz tego na poważnie… Ona ma w ciąże zajść abyś zrozumiał że chce tego? – poklepałem go po ramieniu – już wszystko dobrze?
- Przepraszam ze tak na ciebie naskoczyłem, muszę sam się tym wszystkim zająć – podaliśmy sobie ręce i przytuliliśmy. Mam nadzieje ze Pati poszło tak samo dobrze z Sylwią jak mi, zobaczymy dopiero później.

sobota, 13 lipca 2013

Część 78


*Z punktu widzenia Logana*
Jesteśmy właśnie w drodze do Włoch. Nie ma to jak wycieczka do kraju gdzie w końcu mieszkała Sylwia i Vai. Zwiedzimy trochę kraj i co najważniejsze, Pati wykona swoje zadanie.
- Możemy już lądować? – szepnęła Vai z zamkniętymi oczami tuląc się do mojego ramienia.
- Już niedługo kochanie – przytuliłem ją mocno – boisz się latać?
- Boje się siedzenie na dużych wysokościach kiedy się poruszają – szepnęła.
- Jest takie coś? – zapytał James odwracając się do nas.
- Zostaw ją Maslow – przytuliłem mocniej dziewczynę – kochanie jestem z tobą – pogłaskałem ją po włosach i rozejrzałem się po samolocie. Niektóre osoby spały a niektóre coś czytały lub słuchały muzyki. W końcu droga z Los Angeles do Włoch jest bardzo długa, jednak niesamowicie jest znowu polecieć do Europy!
- Prosimy o zapięcie pasów – usłyszałem pilota. Każdy szybko się zapiął i zaczął budzić śpiące osoby. Właśnie w tym czasie Vai najbardziej się wystraszyła, tak mocno się we mnie wtulała… myślałem że zaraz mi rękę urwie.
- Nareszcie w domu! – pisnęła Sylwia kiedy już wyszliśmy z lotniska razem z naszymi walizkami.
- Nasz dom jest pół Włoch dalej, jesteśmy koło granicy z Francją – przewróciła oczami Vai.
- Tyle wygrać! – krzyknęła Pati, nikt nie ogarnął o co jej chodzi – nie wyspałam się
- Spałaś całą drogę! – Kendall rozstawił ręce.
- Większość dnia na spanie to stanowczo za mało – brunetka zadowolona chwyciła za bagaże i pognała w kierunku schroniska w którym mamy się zatrzymać. Niesamowite widoki tutaj są! Alpy są naprawdę okropnie wysokie, jestem ciekawy co ten idiota wymyślił.
- Pierwszy raz jestem w Włoszech, jest genialnie! – Jenny wtuliła się w Kendalla.
- My kiedyś graliśmy tutaj koncert – wzruszył ramionami Carlos.
- Pamiętam go, wtedy co James pomylił się z krokami a wszyscy zaczęli się z niego śmiać – wybuchła śmiechem niebieska.
- Myślałem że to inna piosenka – zaczął bronić się grzywacz.
- James błagam – jęknęła Pati zatrzymując się – powiedz co, jak, kiedy… ja nie wytrzymam tej niepewności! Mam wrażenie że ty chcesz mnie zabić!
- Skąd ten pomysł? – podniósł cwano brew.
- Wiesz jakim ty palantem się zrobiłeś? Kiedy razem byliśmy zachowywałeś się inaczej… czasami jestem ciekawa czy oszukiwałeś mnie wtedy czy teraz oszukujesz Sylwie – założyła ręce.
- Powiedziała to osoba która uważa się za najważniejszą osobę! Oooo jestem Pati chwalcie mnie jestem taka niesamowita i odważna – zaczął ją przedrzeźniać zmieniając głos.
- To ty mnie zdradzałeś! I kto tu uważa się za najważniejszą osobą na świecie?! Zdradziłeś mnie kilka razy a ja głupia ci wybaczyłam!
- Ile razy mam ci mówić że wtedy nad basenem to ona mnie pocałowała… przyjechałem za tobą do Polski! Śpiewałem pod twoim balkonem! Niby to ja jestem wszystkiemu winny?! – no i było tak pięknie… wiedzą kiedy się kłócić. Nie wyjaśnili to sobie więc teraz będą się sprzeczać, szkoda tylko tych ludzi który do końca nie rozumieli co mówiliśmy.
- Będziesz mi mówić że to ja źle zrobiłam? Starałam się o ciebie ponad rok! To ty umawiałeś się z każdą laską! Mnie traktowałeś jak powietrze i teraz wmawiasz mi ze to moja wina – zaskoczona spojrzała na niego.
- To nie ja pieprzyłem się z Carlosem! – wtedy nastała cisza. James i Pati wkurzeni na siebie zabrali walizki i pognali w przeciwnych kierunkach zostawiając nas osłupiałych. Po minie Carlosa i Sylwii można było stwierdzić że trochę ich dobiła ta kłótnia.
- Pięknie to moja wina – uderzyła się w czoło Sylwia – gdyby nie ja… nie rozeszli by się… boże jaka ze mnie dziwka – zaczęły jej się szklić oczy.
- Niby ja lepszy… odbiłem przyjacielowi dziewczynę – wzruszył ramionami Carlos patrząc w podłogę – że takie osoby żyją na świecie
- Wy się dobrze słyszycie? – Vai podniosła zdziwiona brew – obwiniacie się za to ze znaleźli swoje połówki? Za to że James znalazł swoją przyszłą żonę a Pati chłopaka którego naprawdę kocha?
- Niebieska ma racje – wtrącił się Kendall – gdybyście ich słuchali to dobrze byście wiedzieli że wszystko wygasło… Dawno chcieli skończyć ten związek, zanim przyjechałaś ty Sylwia – wskazał na czerwoną.
- Ja się nie wtrącam bo szczerze nawet nie wiedziałam ze James był z Pati – powiedziała Jenny wsłuchując się w naszą dyskusje.
- Po prostu obwiniają siebie nawzajem bo nie chcą przyznać się do błędu. Sylwia, Carlos to nie wasza wina – mruknąłem.
- Odbiłam przyjaciółce chłopaka! Całowałam się z nim na jej oczach! – krzyknęła Sylwia.
- Pieprzyłem się z nią jak była pijana! Zrozum ze to gorsze niż chamskie! Dziwnie się że w ogóle James i Pati mi wybaczyli! – rozstawił ręce Carlos.
- To było kiedy James był z Sylwią, jakby wszystko nie było dobrze to by Pati z tobą nie była. Ty myślisz w ogóle?! – no i następna kłótnia… no pięknie.
- Sylwia gdyby James cię nie kochał to by się tobie oświadczył? – zapytał Kendall.
- Gdybyście ich słuchali to byście wiedzieli że to i tak wcześniej czy później by się skończyło – powiedziałem uspakajając ich.
- Mam już dosyć tego wyjazdu – Sylwia złapała za walizki i również poszła w stronę schroniska… Carlos poszedł w jej ślady. Czują się winni tego wszystkiego, jak im wyjaśnić ze to nie ich wina?
- Mam ich serdecznie dość – warkną Kendall.
- Z tego co mówiliście to nie była nikogo wina… muszą z sobą pogadać – powiedziała Jenny.
- Nie odezwą się, ja to wiem – objąłem Vai i również poszliśmy do budynku.
*Z punktu widzenia Pati*
Nadszedł dzień wyzwania… wczorajszy cały dzień nie wychodziłam z pokoju, spałam na kanapie i nie miałam ochoty się odzywać. Nie dość że pokłóciłam się z tym palantem to jeszcze Carlos i Sylwia są źli… mogłam trochę przyhamować ale… no nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. Mam okropne wybuchy złości jakbym miała dostać okres.
Kiedy tylko się ubrałam i zeszłam na dół, poczułam tą niezręczną atmosferę, nie miałam zamiaru nawet się odzywać bo wiedziałam jak może się to skończyć. W ciszy wyszliśmy z schroniska i udaliśmy się na pewien szlak.
- Powiesz wreszcie o co chodzi? – zapytała Vai przerywając ciszę.
- Masz napisane na kartce, abym czegoś nie powiedział – przewrócił oczami grzywacz podając mi kartkę papieru. Warcząc zabrałam od niego papier i zaczęłam czytać.
- Zadanie polega na tym że na wyznaczonym szlaku musisz pokonać szczyt Mont Blanc. Wyzwania są następujące: wspinaczka po zboczu góry, przejście przez urwisko, szlak rowerowy, spływ kajakiem i jazda na nartach – przeczytałam na głos – dobra jest to wykonalne
- Powodzenia Pati – przytuliła się do mnie Jenny – złagodzimy sytuacje – szepnęła do mnie.
- Sama muszę się tym zając, spokojnie – uśmiechnęłam się leciutko i zaczęłam ubierać odpowiedni strój.
- Pat… możemy chwile pogadać, na osobności – Carlos chwycił mnie za rękę i zaciągnąć gdzieś dalej – chce pogadać o wczorajszym, czuje jakbym cię zmuszał… Mam wrażenie ze nadal kochasz Jamsa a ja jestem jako pocieszenie po tym wszystkim
- Nie chce się z tobą pokłócić przed tym zadaniem… Teraz ci tego nie wyjście, poczekaj aż wrócę – uśmiechnęłam się leciutko.
- Jak wrócisz – szepną chłopak. To właśnie jego różniło od Jamsa, on się o mnie martwił… zależało mu na mnie najbardziej na świecie.
- Nie mów tak… wrócę, zobaczysz – pocałowałam go w policzek i poszłam na szlak. Pomachałam wszystkim po raz ostatni i poszłam w okropną wyprawę przez największy szczyt w Alpach. Nie wiadomo czy szlak sięga do samej góry, ale mam nadzieje że nie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Całą drogę zastanawiam się nad tym wszystkim, dlaczego akurat teraz wszystkie problemy i konflikty wychodzą na jaw. Spojrzałam jeszcze raz w dół spoglądając na skały pode mną… dobrze że mam pas bezpieczeństwa. Ta ścieżka jest okropna! Wzięłam znowu gębki wdech patrząc w niebo i powoli zaczęłam poruszać się do przodu… tylko żebym nie spadła. Gdybym miała lęk wysokości to chybaby się zabiła. Wychyliłam się trochę do przodu sprawdzając czy jeszcze daleko mam do następnego etapu… już widziałam koniec!
- Nareszcie! – krzyknęłam szczęśliwa, niestety źle nadepnęłam i noga mi się ześlizgnęła… gdybym nie trzymała się skały na pewno bym spadła! Przysunęłam się jak najbliżej ściany i znowu zaczęłam kierować się do przodu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Następnym etapem było urwisko. Było niesamowicie szerokie i głębokie… Zobaczyłam tabliczkę z ostrzeżeniem.
„Szlak dla zawodowców, prosimy o nie korzystanie z szlaku osób nie doświadczonych ponieważ może to narazić waszemu życiu lub zdrowiu”.
Nic dziwnego że James mnie tu wysłał… szlak wersji hard. Rozejrzałam się szukając jakiegoś przejścia… nic nie mogłam znaleźć!
- Jeśli Panienka szuka mostu to tutaj jest – powiedział jakiś mężczyzna. Odwróciłam się widząc dwie osoby również próbujących przejść ten szlak.
- Nie jesteś trochę za młoda na przechodzenie przez najniebezpieczniejszą ściszę w Alpach? – zapytał drugi z nich.
- Tak, jestem - kiwnęłam głową z przerażeniem. Kiedy usłyszałam o tym szlaku to zaniemówiłam, ale kiedy zobaczyłam ten most… musiałam się czegoś chwycić aby nie zemdleć.
- To powodzenia – pomachali mi i zaczęli przechodzić przez most. Jedynym plusem było że pod nami była woda… minusem było to iż wystawały z niej skały. Przywaliłam sobie z liścia na dobry początek i weszłam na most który niebezpiecznie zaczął się bujać na prawo i lewo. Trzeba było uważać aby deski na których stałam nie pękły. Nigdy nie byłam dobra w wyzwaniach sportowych… teraz już wiem dlaczego. Jednak po jakimś czasie udało mi się przejść!... teraz czas na jazdę rowerem…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
CDN….