Hahahahhaha nie mogę przestać się dzisiaj śmiać xD Dzień jest niesamowity! A to dopiero początek... czyżby zbliżały się super słodkie urodzinki? xD
Pamiętacie dzień kiedy robiłam casting? Tak dzisiaj dodaję tą jednorazówkę! Właśnie w moje urodziny! xD Dokładnie o 14:15 pojawiła się mała istotka która miała mieć na imię Daria... ale wyszła Pati xD
Ostrzegam że jednorazówka wyszła... jak wyszła xd Ale bardzo ciężko jest przepisywać słowo w słowo z gry, ponieważ wszystko będzie mieć znaczenie w przyszłości... to jak czytanie książki od końca.
Każdy się domyśli kto jest kim, ale osoby które nie pojawiły się jeszcze niech sie nie martwią... to jest dopiero 1 część i jeszcze będziecie tutaj! Oczywiście przepraszam osoby które pojawią się raz, czy dwa razy.
Zauważyłam że ostatnia jednorazówka była wielką klapą... z strachem że ta też się nie spodoba, męczyłam się z nią przez 2 dni, więc efekt może być nie najlepszy. Jednak za wszelką cenę chciałam to dodać w moje urodziny abym nie tylko ja świętowała, ale i też osoby które czytają mojego bloga.
Ta jednorazówka jest dla was ludzie! Następna część pojawi się oczywiście jak zobaczę u was chęć aby ją wstawić... wiec komentować! Uwieście że warto znać zakończenie bo historia jest przepiękna!
No to tum tum tum... zapraszam! :D
PS. przepraszam że rozdzielam to na części, ale inaczej byłoby to za długie xd
PS2. dzisiaj o 19:00 mam zamiar zrobić TinyChat! Więc zapraszam was wszystkich na konferencje!
Pamiętacie dzień kiedy robiłam casting? Tak dzisiaj dodaję tą jednorazówkę! Właśnie w moje urodziny! xD Dokładnie o 14:15 pojawiła się mała istotka która miała mieć na imię Daria... ale wyszła Pati xD
Ostrzegam że jednorazówka wyszła... jak wyszła xd Ale bardzo ciężko jest przepisywać słowo w słowo z gry, ponieważ wszystko będzie mieć znaczenie w przyszłości... to jak czytanie książki od końca.
Każdy się domyśli kto jest kim, ale osoby które nie pojawiły się jeszcze niech sie nie martwią... to jest dopiero 1 część i jeszcze będziecie tutaj! Oczywiście przepraszam osoby które pojawią się raz, czy dwa razy.
Zauważyłam że ostatnia jednorazówka była wielką klapą... z strachem że ta też się nie spodoba, męczyłam się z nią przez 2 dni, więc efekt może być nie najlepszy. Jednak za wszelką cenę chciałam to dodać w moje urodziny abym nie tylko ja świętowała, ale i też osoby które czytają mojego bloga.
Ta jednorazówka jest dla was ludzie! Następna część pojawi się oczywiście jak zobaczę u was chęć aby ją wstawić... wiec komentować! Uwieście że warto znać zakończenie bo historia jest przepiękna!
No to tum tum tum... zapraszam! :D
PS. przepraszam że rozdzielam to na części, ale inaczej byłoby to za długie xd
PS2. dzisiaj o 19:00 mam zamiar zrobić TinyChat! Więc zapraszam was wszystkich na konferencje!
Dwójka znanych lekarzy, Dr. Pati Ramos – średniego wzrostu
dziewczyna o długich, kręconych, brązowych włosach i piwnych oczach, oraz Dr. Carlos
Pena – również średniego wzrostu, Latynos, o czekoladowych oczach i krótkich
ciemnych włosach, dostali wezwanie aby znaleźć się u umierającego mężczyzny.
Zawsze udawało im się spełniać swoją pracę. Pewnego dnia dostali zlecenie które
nie tylko odmieniło ich życie, ale również następne marzenie pacjenta.
Byli właśnie w drodze do klienta… kiedy uderzyli w drzewo. Doktorzy wyszli z samochodu wystraszeni.
- Carlos co ty narobiłeś?! – krzyknęła brunetka wpatrując się w dymiący samochód.
- Chciałem zrobić bohaterski unik omijając tą wiewiórkę… trochę to nie wyszło – skrzywił się niewinnie.
- …wiewiórkę też rozjechałeś – szepnęła załamana dziewczyna.
- Może ona chciała umrzeć? – podniósł cwano brew.
- Bierz sprzęt i idziemy, spiszemy rozbicie samochodu do twojego raportu – zabrała z samochodu małą walizkę.
- Powiemy szefowi że chciałem ominąć szczeniaczka! On kocha szczeniaczki! – uśmiechną się szeroko zabierając wielką skrzynie.
- On woli koty – wystawiła mu język dziewczyna i pokierowała go w stronę znaków, które prowadziły do domu. Przez wielki las, później park i przepiękny ogród dostali się do ogromnej posiadłości. Zapukali kilka razy do drzwi. W tym samym czasie, w środku ogromnego domu, dwójka dzieci grała przepiękną piosenkę na pianinie. Ich mama słysząc pukanie do drzwi, podeszła do nich i otworzyła gościom.
Byli właśnie w drodze do klienta… kiedy uderzyli w drzewo. Doktorzy wyszli z samochodu wystraszeni.
- Carlos co ty narobiłeś?! – krzyknęła brunetka wpatrując się w dymiący samochód.
- Chciałem zrobić bohaterski unik omijając tą wiewiórkę… trochę to nie wyszło – skrzywił się niewinnie.
- …wiewiórkę też rozjechałeś – szepnęła załamana dziewczyna.
- Może ona chciała umrzeć? – podniósł cwano brew.
- Bierz sprzęt i idziemy, spiszemy rozbicie samochodu do twojego raportu – zabrała z samochodu małą walizkę.
- Powiemy szefowi że chciałem ominąć szczeniaczka! On kocha szczeniaczki! – uśmiechną się szeroko zabierając wielką skrzynie.
- On woli koty – wystawiła mu język dziewczyna i pokierowała go w stronę znaków, które prowadziły do domu. Przez wielki las, później park i przepiękny ogród dostali się do ogromnej posiadłości. Zapukali kilka razy do drzwi. W tym samym czasie, w środku ogromnego domu, dwójka dzieci grała przepiękną piosenkę na pianinie. Ich mama słysząc pukanie do drzwi, podeszła do nich i otworzyła gościom.
Akt 1
„Nigdy tego nikomu nie mówiłam… ale zawsze myślałam, że są latarniami morskimi”
Kobieta otworzyła lekarzom drzwi. Była to niska dziewczyna o
długich czekoladowych włosach związanych w kucyk, oraz pięknych błękitnych
oczach. Z uśmiechem na twarzy wpatrywała się w trochę zaskoczoną dwójkę. Nie
było by to nic podejrzanego… myśleli tylko że pacjent nie ma córki.
- Cieszę się ze państwo przybyli – ucieszyła się kobieta – jestem Mei AnnieValentine
- Dzień Dobry, jest pani córką pacjenta? – spytał Carlos odstawiając skrzynie.
- Nie, nie… jestem opiekunką Jamsa. Mieszkam tutaj z moimi dziećmi, Faith i Alexandrą – wytłumaczyła Mei kiedy koło nich przebiegły dwie małe dziewczynki – jest to długotrwała praca, dlatego James pozwolił nam tutaj mieszkać – uśmiechnęła się szeroko. Faith to dziewczynka o jasnobrązowych długich włosach i niebieskich oczach jak jej mama, natomiast Alexandra (Alex) ma piwne oczy, ciemne, długie włosy które są ozdobione zielonymi, sztucznymi pasemkami.
- Jeśli mamy się zajmować małym dzieckiem to chyba nie jesteśmy do tego odpowiedni – oburzył się Carlos.
- Uspokój się, bierz skrzynie i idziemy do niego – warknęła Pati.
- James chce abyśmy tak na niego mówili… zaprowadzę was do pokoju gdzie jest z nim lekarz – Mei kiwnęła ręką i po schodach zaprowadziła lekarzy prosto do wielkiego pokoju gdzie znajdował się mężczyzna w łóżku oraz lekarka koło niego. Staruszek to James Evans, w młodości był wysokim mężczyzną o brązowych włosach i oczach. Zawsze miał grzywkę która dodawała mu uroku. Natomiast lekarka to Dorcas White, drobna kobieta z pięknymi niebieskimi oczami, oraz blond włosami ściętymi prosto do ramion.
- Jesteście gotowi do instalacji swojego urządzenia – spytała Mei spoglądając smutna na Jamsa.
- Wreszcie – jękną Carlos odstawiając ciężką skrzynie – myślałem że plecy mi wysiądą…
- Zaraz wszystkim się zajmiemy – uśmiechnęła się brunetka zaczynając instalować maszynę.
Razem szybko dali radę podłączyć wszystko do pacjenta, tak aby mogli zacząć swoją pracę.
- Jak się trzyma? – spytała Pati podchodząc do lekarki. W tym samym czasie Carlos był zajęty dalszą instalacja maszyny.
- Nie najlepiej, został mu dzień… może kilka godzin życia – odpowiedziała Dr. White.
- To bardzo dużo czasu… - kiwnęła głową.
- Możecie spełnić każde jego życzenie? – zapytała Mei nerwowo spoglądając na nich.
- Spełnimy każde życzenie! Jesteśmy zawodowcami – zaśmiał się Carlos nie odrywając wzroku od monitora.
- Chce tylko wiedzieć jakie jest jego ostatnie życzenie… - spojrzała na Mei, Pati.
- Księżyc… chce polecieć na księżyc – odpowiedziała Mei.
- Bardzo szalone życzenie – zaśmiała się blondynka.
- Mogłabyś coś o nim opowiedzieć? – brunetka chodziła po pokoju rozglądając się po różnych półkach.
- Nie wiem za dużo o nim, był przedsiębiorcą, jego żona zmarła 2 lata temu… od kiedy tutaj pracuje nic więcej nie powiedział – szepnęła smutna – jeśli chcesz możesz poszukać czegoś w domu. Skoro James was tutaj wezwał to nie będzie mieć nic przeciwko… Faith i Alex chętnie was oprowadzą – opowiedziała Mei.
- Siedź tutaj Carlos, ja poszukam czegoś ciekawego – kiwnęła głową Pati i wyszła z pokoju. Dr. Ramos poprzez pokoje gościnne, bibliotekę, pracownie, łazienkę dotarła do głównego holu. Napotkała tam dzieci, których miała poprosić o pomoc.
- Faith i Alex tak? Potrzebuje od was pomocy – przerwała im Pati grę na pianinie.
- Czego chcesz? – powiedziała Faith.
- Wasza mama kazała się zapytać czy oprowadziłyście mnie po domu – uśmiechnęła się szeroko brunetka.
- Może… musisz nas zmobilizować, prawda Alex? – zaśmiała się niewinnie Faith.
- Taaaak! – krzyknęła mała ciemnowłosa.
- Więc czego chcecie? – przymrużyła oczy wściekła Pati.
- Miliard dolarów! – podniosła rękę do góry Alex.
- Albo żebyś przyniosła nam lizaki które mamusia nam schowała. Są one na najwyższej półce w kuchni – dodała szybko Faith.
- Niech wam będzie… czekajcie tutaj – wskazała na nie Dr. Ramos i udała się do kuchni. Od razu widząc lizaka na półce próbowała go ścignąć… jednak bez skutku. Postanowiła zabrać mniejszą komodę, która była koło szafy i udało jej się! Szybko wróciła do dzieci które znowu grały na pianinie.
- Jeśli odprowadzicie mnie po domu to lizak jest wasz… więc od czego zaczynamy? – Pati skrzyżowała cwano ręce.
- Możemy od pokoju zabaw w piwnicy! – krzyknęła szczęśliwa Alex.
- Nie lubię tego miejsca… jest dziwne – szepnęła przerażona Faith.
- Pokój zabaw w piwnicy? No dobrze – wzruszyła ramionami Pati.
- Najpierw trzeba znaleźć klucze które staruszek ukrył w książce w bibliotece – kiwnęła głową Faith. Dziewczyna od razu udała się do biblioteki w poszukiwaniu klucza, przeszukiwała każdą książkę, każdą półkę jednak klucza nigdzie nie było. Natrafiła na książkę pt: „Opowieść o dziewczynie, która zakochuje się w zombie pachnącym stokrotkami, narażonym na łagodne światło słoneczne”. Książka od razu wydała się podejrzana, ale i trafiona… w środku był klucz! Pati szybko wybiegła z biblioteki i razem z dziewczynkami od razu po schodach udały się do piwnicy. Zanim znalazła się w pokoju zabaw przeszukała dokładnie piwnicę, jednak oprócz książek niczego tam nie było. Niepewnie przechodząc przez drzwi ujrzała pomieszczenie które całe było wypełnione królikami z papieru. Dziewczyna na początku się przestraszyła, w małym pokoiku znajdowało się z 100 królików które były zrobione z różnych kolorowych kartek. Jedyne co przykuło jej uwagę to zabawka dziobaka która leżała w kartonie, bez zastanowienia zabrała zabawkę i wyszła z pokoju.
- I jak? Fajne te króliki – zaśmiała się Faith.
- Wiecie coś więcej na ich temat? – spytała Pati próbują się otrząsnąć od tego widoku.
- Nic! Ale wiemy gdzie jest ich więcej! – krzyknęła Alex.
- W starej opuszczonej latarni stojącej na klifie! Możemy tam pójść bo mam klucze – dodała rozbawiona Faith machając kluczami.
- Staruszek nigdy nam nie pozwolił tutaj wchodzić, tak samo jak do latarni więc nie pytaliśmy się o te króliki – wytłumaczyła jej Alex.
- Więc ukradliście kluczę? – podniosła zdziwiona brew Pati.
- Ma się te zdolności – zaśmiała się złowrogo Faith – więc idziemy?
- Jest trochę zimno i ciemno na dworze… ale chce wiedzieć o co chodzi – kiwnęła głową Pati wychodząc z piwnicy. Od razu dzieci poprowadziły ją przez ogród aż do lasu, dotarli do miejsca gdzie stał rozbity samochód naszej dwójki.
- Pali się! – krzyknęła Alex.
- Co za bałwan rozbił samochód… - pokręciła głową jej siostra.
- Nie ja… emmm dzieci nie boicie się chodzić w nocy po dworze? – spytała Pati podnosząc zdziwiona brew.
- Nigdy, ponieważ ja jestem potężnym rycerzem! – zaśmiała się Alex.
- Za to ja niesamowitym magiem! Pobawisz się z nami? – spytały słodko dziewczynki.
- Ja… emmm nie – dodała szybko Pati.
- Nie jest wystarczająco wyluzowana – szepnęła Faith do Alex.
- Jakbym chciała to mogłabym!... tylko patrzcie! – oburzona Pati, skierowała się dalej idąc drogą do latarni. Zauważyła na pniu śpiącą wiewiórkę do której podeszła i obudziła.
- Oooo wiewiórka! – pisnęły dziewczynki z zachwytem.
- Odsuńcie się dzieci, to krwiożercza wiewiórka która chce nas zabić! Obronie was – Pati ustawiła się w pozycji bojowej – twój czas dobiegł końca krwiożercza wiewiórko… atak ognistej pięści! Hyaaa yaa! – Pati właśnie miała rzucić się na wiewiórkę kiedy dziewczynki ją zatrzymały.
- Przestań bo powiem mamie że znęcasz się nad zwierzętami… - jęknęła Faith.
- I zadzwoni po policje – dodała Alex.
- Ja tylko żartowałam… chcieliście abym pobawiła się z wami, no i udawałam… - zaczęła wymigiwać się Pati – zapomnijmy o tym co się tutaj stało – szybko dodała i znowu zaczęła kierować się w stronę latarni. Widząc wielką latarnie morską Dr. Ramos zauważyła kamienną tabliczkę, podeszła bliżej odczytując na niej napis „Ku pamięci Rachel”. Domyślając się że to grób byłej żony Jamsa dziewczyna szybko weszła do latarni zastanawiając się czy czasami jego żona nie popełniła samobójstwo spadając z tego klifu. Dostając się na samą górę, Pati zobaczyła znowu króliki z papieru, jednak jeden przykuł jej uwagę. Był to wielokolorowy królik, jedyny zrobiony z kilku kolorów w tym pomieszczeniu.
- Czekajcie, telefon dzwoni – powiedziała Pati wyjmując z kieszeni urządzenie i odbierając – wszystko gotowe? Ok. już idziemy – kiwnęła głową brunetka rozłączając się.
Dziewczyna razem z dziećmi szybko dotarła do pokoju gdzie czekał na nią wkurzony Carlos, było widać po jego minie że trochę się spóźniła.
- Zakładaj kask i jazda, jazda! – popędził ją chłopak – pacjent nam umiera a ty się spóźniasz!
- Nic się nie stało, nie denerwuj się – przewróciła oczami brunetka zakładając kask – jestem gotowa
- No to do dzieła! – krzykną Carlos zakładając swój kask.
- Cieszę się ze państwo przybyli – ucieszyła się kobieta – jestem Mei AnnieValentine
- Dzień Dobry, jest pani córką pacjenta? – spytał Carlos odstawiając skrzynie.
- Nie, nie… jestem opiekunką Jamsa. Mieszkam tutaj z moimi dziećmi, Faith i Alexandrą – wytłumaczyła Mei kiedy koło nich przebiegły dwie małe dziewczynki – jest to długotrwała praca, dlatego James pozwolił nam tutaj mieszkać – uśmiechnęła się szeroko. Faith to dziewczynka o jasnobrązowych długich włosach i niebieskich oczach jak jej mama, natomiast Alexandra (Alex) ma piwne oczy, ciemne, długie włosy które są ozdobione zielonymi, sztucznymi pasemkami.
- Jeśli mamy się zajmować małym dzieckiem to chyba nie jesteśmy do tego odpowiedni – oburzył się Carlos.
- Uspokój się, bierz skrzynie i idziemy do niego – warknęła Pati.
- James chce abyśmy tak na niego mówili… zaprowadzę was do pokoju gdzie jest z nim lekarz – Mei kiwnęła ręką i po schodach zaprowadziła lekarzy prosto do wielkiego pokoju gdzie znajdował się mężczyzna w łóżku oraz lekarka koło niego. Staruszek to James Evans, w młodości był wysokim mężczyzną o brązowych włosach i oczach. Zawsze miał grzywkę która dodawała mu uroku. Natomiast lekarka to Dorcas White, drobna kobieta z pięknymi niebieskimi oczami, oraz blond włosami ściętymi prosto do ramion.
- Jesteście gotowi do instalacji swojego urządzenia – spytała Mei spoglądając smutna na Jamsa.
- Wreszcie – jękną Carlos odstawiając ciężką skrzynie – myślałem że plecy mi wysiądą…
- Zaraz wszystkim się zajmiemy – uśmiechnęła się brunetka zaczynając instalować maszynę.
Razem szybko dali radę podłączyć wszystko do pacjenta, tak aby mogli zacząć swoją pracę.
- Jak się trzyma? – spytała Pati podchodząc do lekarki. W tym samym czasie Carlos był zajęty dalszą instalacja maszyny.
- Nie najlepiej, został mu dzień… może kilka godzin życia – odpowiedziała Dr. White.
- To bardzo dużo czasu… - kiwnęła głową.
- Możecie spełnić każde jego życzenie? – zapytała Mei nerwowo spoglądając na nich.
- Spełnimy każde życzenie! Jesteśmy zawodowcami – zaśmiał się Carlos nie odrywając wzroku od monitora.
- Chce tylko wiedzieć jakie jest jego ostatnie życzenie… - spojrzała na Mei, Pati.
- Księżyc… chce polecieć na księżyc – odpowiedziała Mei.
- Bardzo szalone życzenie – zaśmiała się blondynka.
- Mogłabyś coś o nim opowiedzieć? – brunetka chodziła po pokoju rozglądając się po różnych półkach.
- Nie wiem za dużo o nim, był przedsiębiorcą, jego żona zmarła 2 lata temu… od kiedy tutaj pracuje nic więcej nie powiedział – szepnęła smutna – jeśli chcesz możesz poszukać czegoś w domu. Skoro James was tutaj wezwał to nie będzie mieć nic przeciwko… Faith i Alex chętnie was oprowadzą – opowiedziała Mei.
- Siedź tutaj Carlos, ja poszukam czegoś ciekawego – kiwnęła głową Pati i wyszła z pokoju. Dr. Ramos poprzez pokoje gościnne, bibliotekę, pracownie, łazienkę dotarła do głównego holu. Napotkała tam dzieci, których miała poprosić o pomoc.
- Faith i Alex tak? Potrzebuje od was pomocy – przerwała im Pati grę na pianinie.
- Czego chcesz? – powiedziała Faith.
- Wasza mama kazała się zapytać czy oprowadziłyście mnie po domu – uśmiechnęła się szeroko brunetka.
- Może… musisz nas zmobilizować, prawda Alex? – zaśmiała się niewinnie Faith.
- Taaaak! – krzyknęła mała ciemnowłosa.
- Więc czego chcecie? – przymrużyła oczy wściekła Pati.
- Miliard dolarów! – podniosła rękę do góry Alex.
- Albo żebyś przyniosła nam lizaki które mamusia nam schowała. Są one na najwyższej półce w kuchni – dodała szybko Faith.
- Niech wam będzie… czekajcie tutaj – wskazała na nie Dr. Ramos i udała się do kuchni. Od razu widząc lizaka na półce próbowała go ścignąć… jednak bez skutku. Postanowiła zabrać mniejszą komodę, która była koło szafy i udało jej się! Szybko wróciła do dzieci które znowu grały na pianinie.
- Jeśli odprowadzicie mnie po domu to lizak jest wasz… więc od czego zaczynamy? – Pati skrzyżowała cwano ręce.
- Możemy od pokoju zabaw w piwnicy! – krzyknęła szczęśliwa Alex.
- Nie lubię tego miejsca… jest dziwne – szepnęła przerażona Faith.
- Pokój zabaw w piwnicy? No dobrze – wzruszyła ramionami Pati.
- Najpierw trzeba znaleźć klucze które staruszek ukrył w książce w bibliotece – kiwnęła głową Faith. Dziewczyna od razu udała się do biblioteki w poszukiwaniu klucza, przeszukiwała każdą książkę, każdą półkę jednak klucza nigdzie nie było. Natrafiła na książkę pt: „Opowieść o dziewczynie, która zakochuje się w zombie pachnącym stokrotkami, narażonym na łagodne światło słoneczne”. Książka od razu wydała się podejrzana, ale i trafiona… w środku był klucz! Pati szybko wybiegła z biblioteki i razem z dziewczynkami od razu po schodach udały się do piwnicy. Zanim znalazła się w pokoju zabaw przeszukała dokładnie piwnicę, jednak oprócz książek niczego tam nie było. Niepewnie przechodząc przez drzwi ujrzała pomieszczenie które całe było wypełnione królikami z papieru. Dziewczyna na początku się przestraszyła, w małym pokoiku znajdowało się z 100 królików które były zrobione z różnych kolorowych kartek. Jedyne co przykuło jej uwagę to zabawka dziobaka która leżała w kartonie, bez zastanowienia zabrała zabawkę i wyszła z pokoju.
- I jak? Fajne te króliki – zaśmiała się Faith.
- Wiecie coś więcej na ich temat? – spytała Pati próbują się otrząsnąć od tego widoku.
- Nic! Ale wiemy gdzie jest ich więcej! – krzyknęła Alex.
- W starej opuszczonej latarni stojącej na klifie! Możemy tam pójść bo mam klucze – dodała rozbawiona Faith machając kluczami.
- Staruszek nigdy nam nie pozwolił tutaj wchodzić, tak samo jak do latarni więc nie pytaliśmy się o te króliki – wytłumaczyła jej Alex.
- Więc ukradliście kluczę? – podniosła zdziwiona brew Pati.
- Ma się te zdolności – zaśmiała się złowrogo Faith – więc idziemy?
- Jest trochę zimno i ciemno na dworze… ale chce wiedzieć o co chodzi – kiwnęła głową Pati wychodząc z piwnicy. Od razu dzieci poprowadziły ją przez ogród aż do lasu, dotarli do miejsca gdzie stał rozbity samochód naszej dwójki.
- Pali się! – krzyknęła Alex.
- Co za bałwan rozbił samochód… - pokręciła głową jej siostra.
- Nie ja… emmm dzieci nie boicie się chodzić w nocy po dworze? – spytała Pati podnosząc zdziwiona brew.
- Nigdy, ponieważ ja jestem potężnym rycerzem! – zaśmiała się Alex.
- Za to ja niesamowitym magiem! Pobawisz się z nami? – spytały słodko dziewczynki.
- Ja… emmm nie – dodała szybko Pati.
- Nie jest wystarczająco wyluzowana – szepnęła Faith do Alex.
- Jakbym chciała to mogłabym!... tylko patrzcie! – oburzona Pati, skierowała się dalej idąc drogą do latarni. Zauważyła na pniu śpiącą wiewiórkę do której podeszła i obudziła.
- Oooo wiewiórka! – pisnęły dziewczynki z zachwytem.
- Odsuńcie się dzieci, to krwiożercza wiewiórka która chce nas zabić! Obronie was – Pati ustawiła się w pozycji bojowej – twój czas dobiegł końca krwiożercza wiewiórko… atak ognistej pięści! Hyaaa yaa! – Pati właśnie miała rzucić się na wiewiórkę kiedy dziewczynki ją zatrzymały.
- Przestań bo powiem mamie że znęcasz się nad zwierzętami… - jęknęła Faith.
- I zadzwoni po policje – dodała Alex.
- Ja tylko żartowałam… chcieliście abym pobawiła się z wami, no i udawałam… - zaczęła wymigiwać się Pati – zapomnijmy o tym co się tutaj stało – szybko dodała i znowu zaczęła kierować się w stronę latarni. Widząc wielką latarnie morską Dr. Ramos zauważyła kamienną tabliczkę, podeszła bliżej odczytując na niej napis „Ku pamięci Rachel”. Domyślając się że to grób byłej żony Jamsa dziewczyna szybko weszła do latarni zastanawiając się czy czasami jego żona nie popełniła samobójstwo spadając z tego klifu. Dostając się na samą górę, Pati zobaczyła znowu króliki z papieru, jednak jeden przykuł jej uwagę. Był to wielokolorowy królik, jedyny zrobiony z kilku kolorów w tym pomieszczeniu.
- Czekajcie, telefon dzwoni – powiedziała Pati wyjmując z kieszeni urządzenie i odbierając – wszystko gotowe? Ok. już idziemy – kiwnęła głową brunetka rozłączając się.
Dziewczyna razem z dziećmi szybko dotarła do pokoju gdzie czekał na nią wkurzony Carlos, było widać po jego minie że trochę się spóźniła.
- Zakładaj kask i jazda, jazda! – popędził ją chłopak – pacjent nam umiera a ty się spóźniasz!
- Nic się nie stało, nie denerwuj się – przewróciła oczami brunetka zakładając kask – jestem gotowa
- No to do dzieła! – krzykną Carlos zakładając swój kask.
~*~
Doktorzy znaleźli się znowu w tym samym pokoju, jednak że
nikogo tutaj nie było. Rozejrzeli się dookoła sprawdzając w jakiej są sytuacji.
- Dobra, to ostatnie wspomnienie Jamsa, czas go znaleźć – kiwnęła głową Pati.
- Wszystko jest ustalone aby tylko nas James widział i słyszał – dodał Carlos prowadząc ją na dół. Udali się do punktu widokowego skąd można podziwiać piękną latarnie, jest tam ławeczka. Nie mylili się ponieważ James tam był razem z Mei.
- Dzień Dobry – przywitała się Pati.
- Witam, nie często mamy tutaj gości… co za miła niespodzianka – zaśmiał się James widząc doktorów.
- Jestem Dr. Pati Ramos a to Dr. Carlos Pena… - zaczęła Pati.
- Jesteście z agencji? Właśnie zastanawiałem się czy was wezwać… Mei zrób im herbatę – zwrócił się do kobiety James, jednak ona nawet się nie ruszyła – Mei?
- Wezwał już nas Pan, jesteśmy z przyszłości… i staramy się Panu pomóc – kiwnęła głową Pati widząc jak przerażony James odsuwa się do tyłu.
- Proszę uważać bo jak Pan spadnie z klifu będziemy musieli znowu odtworzyć to wspomnienie – krzykną Carlos.
- Mniej trochę szacunku, nie mamy na to czasu a musimy z nim współpracować aby wszystko się udało – warknęła Pati.
- Jesteście tutaj aby zabrać mnie na księżyc? – spytał James przybliżając się do nich.
- Tak – odpowiedzieli równo.
- Myślę że miałem wystarczająco dobre życie… Uda wam się to zrobić? – upewnił się mężczyzna.
- Musimy znać powód dla którego chcesz lecieć na księżyc – powiedziała brunetka.
- Nie wiem… - szepną James patrząc w niebo.
- Na pewno miałeś jakąś motywacje. Pieniądze, sława? – zaczął wymieniać Carlos.
- Nie wiem czemu chce lecieć na księżyc… ale jestem pewny że muszę to zrobić – kiwną głową.
- Będziemy przemieszczać się po twoich wspomnieniach małymi kroczkami aż dojdziemy do dzieciństwa. Wymusimy na tobie pragnienie abyś został astronautą – wyjaśniła mu Pati.
- Abo abyś dostał się na ogromną katapultę – dodał Carlos.
- Musisz z nami współpracować i opowiedzieć o sobie coś więcej niż tylko „nie wiem” – założyła rękę na rękę Pati.
- Jeśli jesteście w stanie to zrobić to oczywiście że wam pomogę – odpowiedział James.
- Jest jakiś przedmiot od którego możemy zacząć podróż w wspomnieniach? Coś co ma dużą wartość – spytała Dr. Ramos. James bez zastanowienia podał im tego królika z papieru o kilku kolorach. Położył go na ziemi, właśnie w tym momencie wokół niego pojawiła się oślepiająca bariera.
- Gotowa Pati? – zapytał Carlos zbliżając się do królika.
- Jasne – kiwnęła głową dotykając go jednocześnie z Latynosem. W mgnieniu oka zniknęli przenosząc się do następnego wspomnienia.
- Dobra, to ostatnie wspomnienie Jamsa, czas go znaleźć – kiwnęła głową Pati.
- Wszystko jest ustalone aby tylko nas James widział i słyszał – dodał Carlos prowadząc ją na dół. Udali się do punktu widokowego skąd można podziwiać piękną latarnie, jest tam ławeczka. Nie mylili się ponieważ James tam był razem z Mei.
- Dzień Dobry – przywitała się Pati.
- Witam, nie często mamy tutaj gości… co za miła niespodzianka – zaśmiał się James widząc doktorów.
- Jestem Dr. Pati Ramos a to Dr. Carlos Pena… - zaczęła Pati.
- Jesteście z agencji? Właśnie zastanawiałem się czy was wezwać… Mei zrób im herbatę – zwrócił się do kobiety James, jednak ona nawet się nie ruszyła – Mei?
- Wezwał już nas Pan, jesteśmy z przyszłości… i staramy się Panu pomóc – kiwnęła głową Pati widząc jak przerażony James odsuwa się do tyłu.
- Proszę uważać bo jak Pan spadnie z klifu będziemy musieli znowu odtworzyć to wspomnienie – krzykną Carlos.
- Mniej trochę szacunku, nie mamy na to czasu a musimy z nim współpracować aby wszystko się udało – warknęła Pati.
- Jesteście tutaj aby zabrać mnie na księżyc? – spytał James przybliżając się do nich.
- Tak – odpowiedzieli równo.
- Myślę że miałem wystarczająco dobre życie… Uda wam się to zrobić? – upewnił się mężczyzna.
- Musimy znać powód dla którego chcesz lecieć na księżyc – powiedziała brunetka.
- Nie wiem… - szepną James patrząc w niebo.
- Na pewno miałeś jakąś motywacje. Pieniądze, sława? – zaczął wymieniać Carlos.
- Nie wiem czemu chce lecieć na księżyc… ale jestem pewny że muszę to zrobić – kiwną głową.
- Będziemy przemieszczać się po twoich wspomnieniach małymi kroczkami aż dojdziemy do dzieciństwa. Wymusimy na tobie pragnienie abyś został astronautą – wyjaśniła mu Pati.
- Abo abyś dostał się na ogromną katapultę – dodał Carlos.
- Musisz z nami współpracować i opowiedzieć o sobie coś więcej niż tylko „nie wiem” – założyła rękę na rękę Pati.
- Jeśli jesteście w stanie to zrobić to oczywiście że wam pomogę – odpowiedział James.
- Jest jakiś przedmiot od którego możemy zacząć podróż w wspomnieniach? Coś co ma dużą wartość – spytała Dr. Ramos. James bez zastanowienia podał im tego królika z papieru o kilku kolorach. Położył go na ziemi, właśnie w tym momencie wokół niego pojawiła się oślepiająca bariera.
- Gotowa Pati? – zapytał Carlos zbliżając się do królika.
- Jasne – kiwnęła głową dotykając go jednocześnie z Latynosem. W mgnieniu oka zniknęli przenosząc się do następnego wspomnienia.
~*~
Znaleźli się w holu głównym gdzie James grał na pianinie, na
którym stała zabawka dziobaka. Cały hol wypełniony był królikami z papieru.
- O co chodzi z tymi… królikami? – rozejrzał się po pomieszczeniu Carlos. Tym razem nikt nie mógł ich zobaczyć ani usłyszeć.
- Mogliśmy sprawdzić najpierw czy on jest zdrowy psychicznie – skrzywiła się Pati. W pewnym momencie James przestał grać i uderzył w klawisze od pianina.
- Usłyszał nas? – przestraszył się Dr. Pena.
- To niemożliwe, przestań gadać i rozejrzyjmy się w poszukiwaniu za przedmiotem dzięki któremu uda nam się dostać do dalszego wspomnienia – przewróciła oczami Pati rozglądając się po holu. Wszystko co zauważyli to że każdy zegar w domu poruszał się bezdźwięcznie. Dotarli na drugie piętro gdzie na biurku zobaczyli słoik oliwek.
- Jak ja nie cierpię marynowanych oliwek… są okropne! – skrzywił się Carlos na sam ich widok.
- Przesadzasz, to tylko oliwki – zaśmiała się Pati.
- No właśnie, to oliwki! – krzykną Carlos – patrz jakiś stary plecak – wskazał na ciemno zielony stary plecak koło biurka – ma chyba z milion lat!
- Niedługo się dowiemy o co z tym chodzi – dodała Pati nadal się rozglądając. Dwójka znowu zeszła na dół zauważając parasol w kącie, było to rzecz której poszukują ponieważ otaczał ją dziwny blask.
- HADOOUUUKEN! – krzykną na cały głos Carlos wskazując na parasol.
- Co to %&#$ było?! – wystraszyła się Pati – musze zrobić sobie od ciebie przerwę… - chwyciła się za głowę załamana. Razem dotknęli przedmiot który przeniósł ich w następne wspomnienie.
- O co chodzi z tymi… królikami? – rozejrzał się po pomieszczeniu Carlos. Tym razem nikt nie mógł ich zobaczyć ani usłyszeć.
- Mogliśmy sprawdzić najpierw czy on jest zdrowy psychicznie – skrzywiła się Pati. W pewnym momencie James przestał grać i uderzył w klawisze od pianina.
- Usłyszał nas? – przestraszył się Dr. Pena.
- To niemożliwe, przestań gadać i rozejrzyjmy się w poszukiwaniu za przedmiotem dzięki któremu uda nam się dostać do dalszego wspomnienia – przewróciła oczami Pati rozglądając się po holu. Wszystko co zauważyli to że każdy zegar w domu poruszał się bezdźwięcznie. Dotarli na drugie piętro gdzie na biurku zobaczyli słoik oliwek.
- Jak ja nie cierpię marynowanych oliwek… są okropne! – skrzywił się Carlos na sam ich widok.
- Przesadzasz, to tylko oliwki – zaśmiała się Pati.
- No właśnie, to oliwki! – krzykną Carlos – patrz jakiś stary plecak – wskazał na ciemno zielony stary plecak koło biurka – ma chyba z milion lat!
- Niedługo się dowiemy o co z tym chodzi – dodała Pati nadal się rozglądając. Dwójka znowu zeszła na dół zauważając parasol w kącie, było to rzecz której poszukują ponieważ otaczał ją dziwny blask.
- HADOOUUUKEN! – krzykną na cały głos Carlos wskazując na parasol.
- Co to %&#$ było?! – wystraszyła się Pati – musze zrobić sobie od ciebie przerwę… - chwyciła się za głowę załamana. Razem dotknęli przedmiot który przeniósł ich w następne wspomnienie.
~*~
Tym razem znaleźli się przy latarni morskiej na klifie gdzie
James trzymając parasolkę stał razem z zabawką dziobaka przy grobie swojej
żony. Na dworze była okropna pogoda, padało, wiało.
- Przeskakujemy przez bardzo krótkie wspomnienia, musimy szukać ważniejszych przedmiotów inaczej zajmie nam to wieki! – powiedziała Pati.
- Podziwiaj krajobraz dziewczyno… - zaśmiał się Carlos. Razem rozejrzeli się jeszcze chwilę po polanie kiedy postanowili wejść do latarni.
- Czy to koniec… Rachel? – szepną James – tak jak ty obserwuje ją każdego dnia, już nigdy nie będzie samotna… Nie wiem dlaczego nadal wypełniam twoje życzenie… jestem pewny że Anya będzie ci wdzięczna – po policzku spłynęła mu pojedyncza łza – lecz… co się stanie kiedy odejdę? Kto będzie jej strzegł? – w tym samym momencie Pati wyłączyła aplikacje aby James jej nie widział i podeszła do niego bliżej – kim jesteś?
- Mam na imię Pati, przechodziłam w pobliżu. Ona była Pana żoną? – spytała spoglądając na grób.
- Tak, miała na imię Rachel. Ale… ale to wszystko nie musiało się stać – szepną staruszek – ona nie musiała tego robić… nie zrozumiesz tego, nawet ja tego nie rozumiem – dodał. Rachel (Marrin) Evans, w młodości piękna, wysoka, szczupła, czerwono włosa, chociaż czasami bardziej przypominał to rudy kolor, zielonooka dziewczyna, była żona Jamsa która zmarła 2 lata temu. Po tych słowach Pati znowu zniknęła z jego oczu i skierowała się prosto do latarni. Na samej górze czekał na nią Carlos.
- Gdzie ty byłaś? – spytał wystraszony chłopak – myślałem że spadłaś z klifu
- Podziwiałam tylko krajobraz… masz jakieś wieści? – zmieniła szybko temat.
- Świetne! Niesamowite! Nadzwyczajne! – uśmiechną się szeroko – znalazłem przedmiot przez który dostaniemy się dalej – wskazał na zabawkę dziobaka – widzimy się po drugiej stronie – puścił jej oczko, chwycił za zabawkę i znikną. Rozglądając się jeszcze chwilę po pomieszczeniu w kącie zobaczyła niewyraźną postać Jamesa która siedziała skulona i wpatrywała się przed siebie. Dziewczyna wystraszona wzięła głęboki wdech, chwyciła za dziobaka i przeniosła się dalej.
- Przeskakujemy przez bardzo krótkie wspomnienia, musimy szukać ważniejszych przedmiotów inaczej zajmie nam to wieki! – powiedziała Pati.
- Podziwiaj krajobraz dziewczyno… - zaśmiał się Carlos. Razem rozejrzeli się jeszcze chwilę po polanie kiedy postanowili wejść do latarni.
- Czy to koniec… Rachel? – szepną James – tak jak ty obserwuje ją każdego dnia, już nigdy nie będzie samotna… Nie wiem dlaczego nadal wypełniam twoje życzenie… jestem pewny że Anya będzie ci wdzięczna – po policzku spłynęła mu pojedyncza łza – lecz… co się stanie kiedy odejdę? Kto będzie jej strzegł? – w tym samym momencie Pati wyłączyła aplikacje aby James jej nie widział i podeszła do niego bliżej – kim jesteś?
- Mam na imię Pati, przechodziłam w pobliżu. Ona była Pana żoną? – spytała spoglądając na grób.
- Tak, miała na imię Rachel. Ale… ale to wszystko nie musiało się stać – szepną staruszek – ona nie musiała tego robić… nie zrozumiesz tego, nawet ja tego nie rozumiem – dodał. Rachel (Marrin) Evans, w młodości piękna, wysoka, szczupła, czerwono włosa, chociaż czasami bardziej przypominał to rudy kolor, zielonooka dziewczyna, była żona Jamsa która zmarła 2 lata temu. Po tych słowach Pati znowu zniknęła z jego oczu i skierowała się prosto do latarni. Na samej górze czekał na nią Carlos.
- Gdzie ty byłaś? – spytał wystraszony chłopak – myślałem że spadłaś z klifu
- Podziwiałam tylko krajobraz… masz jakieś wieści? – zmieniła szybko temat.
- Świetne! Niesamowite! Nadzwyczajne! – uśmiechną się szeroko – znalazłem przedmiot przez który dostaniemy się dalej – wskazał na zabawkę dziobaka – widzimy się po drugiej stronie – puścił jej oczko, chwycił za zabawkę i znikną. Rozglądając się jeszcze chwilę po pomieszczeniu w kącie zobaczyła niewyraźną postać Jamesa która siedziała skulona i wpatrywała się przed siebie. Dziewczyna wystraszona wzięła głęboki wdech, chwyciła za dziobaka i przeniosła się dalej.
~*~
Znalazła się w pokoju gdzie czekał już na nią Carlos,
sypialnia była również wypełniona królikami jednak w łóżku leżała kobieta przy
której stał James.
- Zostało nam trochę pieniędzy z operacji, nie musisz się martwić – James próbował uspokoić kobietę.
- Niewinne kłamstwo – szepnęła prawdopodobnie Rachel – nie lubię jak kłamiesz, widziałam nasze finanse i wiem jak to wygląda, więc dlaczego mnie okłamujesz? – spytała.
- Rachel potrzebujemy pieniędzy na twoje leczenie! Wiem że Anya wiele dla ciebie znaczy… ale to jest za dużo! – krzykną James.
- Wiesz co mnie uszczęśliwi? Jeśli będziesz mnie wspierać… mam taką nadzieje. Jeśli przyjdą papiery z mojego leczenia, nie podpiszę ich… zrobisz z pieniędzmi co będziesz chciał. Ale moje jedyne marzenie jest takie abyś ukończył budowę domu, a jak będziesz już tu mieszkać chce abyś nią się opiekował, ponieważ nie chce aby była samotna – dodała Rachel.
- A co z tobą? – spytał smutny James.
- Będę… szczęśliwa – uśmiechnęła się kobieta – mam coś dla ciebie – podarowała mu kilku kolorowego królika z papieru – powiedz mi co to jest
- To królik… wygląda jak pozostałe które zrobiłaś – przyjrzał mu się mężczyzna.
- Co jeszcze? – spytała Rachel.
- Jest zrobiony z papieru, jest żółto-niebieski – zaczął wymieniać.
- Co jeszcze? – zapytała ponownie kobieta.
- Rachel… napisałem dla ciebie piosenkę, chcesz posłuchać? – James zmienił szybko temat podchodząc do pianina.
- Tak, ale nie musiałeś wnosić na górę tego fortepianu, przez otwarte drzwi doskonale cię słyszałam – szepnęła Rachel. Mężczyzna nic już nie powiedział tylko usiadł przy fortepianie grając przepiękną piosenkę którą nazwał „Dla Rachel”.
- Ciekawe kim jest ta Anya – podszedł do dziewczyny Carlos.
- Nie wiem, ale pewnie się dowiemy – powiedziała wsłuchując się w melodie – to nie jest ta sama piosenka co grały te dziewczynki?
- Pewnie on je tego nauczył – kiwną głową Carlos – jestem zbyt męski aby tego słuchać, znalazłem już przedmiot, dołącz jak będziesz chciała – powiedział Carlos wychodząc z pokoju. Pati zostając sama zeszła na dół gdzie zobaczyła dwójkę mężczyzn z fortepianem, jednym z nich był właśnie James.
- Nie ma szans aby się udało – jękną inny mężczyzna.
- Kendall, nawet jeśli byśmy przenieśli to bokiem? – spytał James. Kendall Schmidt, to najlepszy przyjaciel Jamsa, od zawsze mu pomagał i go wspierał. W młodości był wysokim blondynem o zielonych oczach.
- Jesteśmy już za starzy na noszenie fortepianów, niech to zrobią profesjonaliści – dodał Kendall. Dziewczyna przyjrzała się jeszcze im chwilę, wróciła na górę dotykając przedmiotu który przeniósł ją w dalsze wspomnienie.
- Zostało nam trochę pieniędzy z operacji, nie musisz się martwić – James próbował uspokoić kobietę.
- Niewinne kłamstwo – szepnęła prawdopodobnie Rachel – nie lubię jak kłamiesz, widziałam nasze finanse i wiem jak to wygląda, więc dlaczego mnie okłamujesz? – spytała.
- Rachel potrzebujemy pieniędzy na twoje leczenie! Wiem że Anya wiele dla ciebie znaczy… ale to jest za dużo! – krzykną James.
- Wiesz co mnie uszczęśliwi? Jeśli będziesz mnie wspierać… mam taką nadzieje. Jeśli przyjdą papiery z mojego leczenia, nie podpiszę ich… zrobisz z pieniędzmi co będziesz chciał. Ale moje jedyne marzenie jest takie abyś ukończył budowę domu, a jak będziesz już tu mieszkać chce abyś nią się opiekował, ponieważ nie chce aby była samotna – dodała Rachel.
- A co z tobą? – spytał smutny James.
- Będę… szczęśliwa – uśmiechnęła się kobieta – mam coś dla ciebie – podarowała mu kilku kolorowego królika z papieru – powiedz mi co to jest
- To królik… wygląda jak pozostałe które zrobiłaś – przyjrzał mu się mężczyzna.
- Co jeszcze? – spytała Rachel.
- Jest zrobiony z papieru, jest żółto-niebieski – zaczął wymieniać.
- Co jeszcze? – zapytała ponownie kobieta.
- Rachel… napisałem dla ciebie piosenkę, chcesz posłuchać? – James zmienił szybko temat podchodząc do pianina.
- Tak, ale nie musiałeś wnosić na górę tego fortepianu, przez otwarte drzwi doskonale cię słyszałam – szepnęła Rachel. Mężczyzna nic już nie powiedział tylko usiadł przy fortepianie grając przepiękną piosenkę którą nazwał „Dla Rachel”.
- Ciekawe kim jest ta Anya – podszedł do dziewczyny Carlos.
- Nie wiem, ale pewnie się dowiemy – powiedziała wsłuchując się w melodie – to nie jest ta sama piosenka co grały te dziewczynki?
- Pewnie on je tego nauczył – kiwną głową Carlos – jestem zbyt męski aby tego słuchać, znalazłem już przedmiot, dołącz jak będziesz chciała – powiedział Carlos wychodząc z pokoju. Pati zostając sama zeszła na dół gdzie zobaczyła dwójkę mężczyzn z fortepianem, jednym z nich był właśnie James.
- Nie ma szans aby się udało – jękną inny mężczyzna.
- Kendall, nawet jeśli byśmy przenieśli to bokiem? – spytał James. Kendall Schmidt, to najlepszy przyjaciel Jamsa, od zawsze mu pomagał i go wspierał. W młodości był wysokim blondynem o zielonych oczach.
- Jesteśmy już za starzy na noszenie fortepianów, niech to zrobią profesjonaliści – dodał Kendall. Dziewczyna przyjrzała się jeszcze im chwilę, wróciła na górę dotykając przedmiotu który przeniósł ją w dalsze wspomnienie.
~*~
Brunetka znalazła się koło domu który był w czasie budowy,
zaskoczył ją trochę ten fakt ponieważ nie spodziewała się czegoś takiego. Przed
wejściem do domu siedział załamany James który raz po raz wycierał łzy. Po krótkim
czasie zbliżyła się do niego pewna kobieta.
- Kendall zadzwonił i powiedział żebym przyszła – usiadła się koło niego – mam dla ciebie marynowane oliwki… emmm słyszałam już o Rachel. Będzie wszystko dobrze? – zapytała kobieta.
- Gabriella… - zaczął James – jej choroba została zdiagnozowana w zbyt późnym stadium, na szczęście jest uleczalna… ale te rachunki za leczenie, nie skończymy tego domu – szepną załamany – to miejsce wiele dla niej znaczy, dla mnie najważniejsze jest jej zdrowie, a ledwo starcza na lekarstwa – dodał. Gabriella (Collins) Schmidt to przemiła dziewczyna, żona Kendalla oraz najlepsza przyjaciółka Rachel. W młodości miała długie brązowo-rude włosy z prostą grzywką zakrywającą czoło, oraz piękne piwne oczy.
- Pomogłabym ale my też łączymy ledwo koniec z końcem – powiedziała Gabi.
- Pójdę jej powiedzieć ze wszystko jest dobrze, jeśli dowiedziałaby się jaka jest prawda… nie wiem co by zrobiła – podniósł się James.
- Nie powinieneś jej oszukiwać! – założyła rękę na rękę Gabi.
- Jak się dowie prawdy może zrobić coś głupiego – mężczyzna spuścił głowę.
- Jeśli chce stracić życie dla tego miejsca niech tak będzie… Nie lubię kiedy myślisz co jest najlepsze dla innych – przewróciła oczami kobieta.
- Nie chodzi tylko o nią… a co ze mną? Po tych wszystkich latach nie mogę być chociaż raz samolubny? Nie chce być sam, nie pozwolę jej umrzeć! – powiedział pewnie – idę na klif przynieś Rachel małą niespodziankę – zaczął kierować się w stronę klifu.
- Pamiętaj że wszystko będzie dobrze – powiedziała Gabriella.
- Nie będzie… - szepną James znikając z jej oczu. Lekarze bez żadnego słowa którego nie byli w stanie powiedzieć słysząc tą rozmowę, udali się prosto do słoika z marynowanymi oliwkami który był następnym przedmiotem do dalszych wspomnień.
- Kendall zadzwonił i powiedział żebym przyszła – usiadła się koło niego – mam dla ciebie marynowane oliwki… emmm słyszałam już o Rachel. Będzie wszystko dobrze? – zapytała kobieta.
- Gabriella… - zaczął James – jej choroba została zdiagnozowana w zbyt późnym stadium, na szczęście jest uleczalna… ale te rachunki za leczenie, nie skończymy tego domu – szepną załamany – to miejsce wiele dla niej znaczy, dla mnie najważniejsze jest jej zdrowie, a ledwo starcza na lekarstwa – dodał. Gabriella (Collins) Schmidt to przemiła dziewczyna, żona Kendalla oraz najlepsza przyjaciółka Rachel. W młodości miała długie brązowo-rude włosy z prostą grzywką zakrywającą czoło, oraz piękne piwne oczy.
- Pomogłabym ale my też łączymy ledwo koniec z końcem – powiedziała Gabi.
- Pójdę jej powiedzieć ze wszystko jest dobrze, jeśli dowiedziałaby się jaka jest prawda… nie wiem co by zrobiła – podniósł się James.
- Nie powinieneś jej oszukiwać! – założyła rękę na rękę Gabi.
- Jak się dowie prawdy może zrobić coś głupiego – mężczyzna spuścił głowę.
- Jeśli chce stracić życie dla tego miejsca niech tak będzie… Nie lubię kiedy myślisz co jest najlepsze dla innych – przewróciła oczami kobieta.
- Nie chodzi tylko o nią… a co ze mną? Po tych wszystkich latach nie mogę być chociaż raz samolubny? Nie chce być sam, nie pozwolę jej umrzeć! – powiedział pewnie – idę na klif przynieś Rachel małą niespodziankę – zaczął kierować się w stronę klifu.
- Pamiętaj że wszystko będzie dobrze – powiedziała Gabriella.
- Nie będzie… - szepną James znikając z jej oczu. Lekarze bez żadnego słowa którego nie byli w stanie powiedzieć słysząc tą rozmowę, udali się prosto do słoika z marynowanymi oliwkami który był następnym przedmiotem do dalszych wspomnień.
~*~
Następne wspomnienie było z pobliskiego baru. Był tam James
razem z Rachel oraz Kendall z Gabriellą. Wszyscy przy jednym stole rozmawiali o
przyszłości naszej pary.
- Więc zdecydowaliście się tak? – spytał Kendall.
- Dom wybudujemy jeszcze w tym roku, ale trzeba ostro wziąć się do roboty – wyjaśnił im James.
- Wspaniałe miejsce na wybudowanie domu – zaśmiała się Gabriella.
- Kilka lat temu przecież mieliście ślub obok tej latarni morskiej – dodał Kendall.
- To nie jedyna rzecz sprawiająca że to miejsce jest dla nas ważne – powiedział James spoglądając na Rachel.
- Wasze zdrowie przyjaciele! – krzykną Kendall podnosząc do góry kieliszek z resztą.
- Zaraz wrócę muszę zaczerpnąć świeżego powietrza… chodź ze mną Rachel – powiedziała Gabi wychodząc z baru razem z dziewczyną.
- Rachel zawsze jest taka wyciszona? – spytał Kendall.
- Właściwie rozgaduje się dopiero gdy jest sama z Gabi, może nie jest do ciebie przyzwyczajona – wyjaśnił mu James.
- Taki ze mnie straszny gość – zaśmiał się chłopak.
- Od jakiegoś czasu cały czas robi króliki z orgiami… to mnie nie pokoi – szepną James.
- Ja z córką cały czas robimy orgiami! To nic złego – zaśmiał się Kendall.
- Całymi dniami nie robi nic innego, w całym domu walają się te króliki – dodał mężczyzna.
- Gabi nie wspominała że to normalne zachowanie w przypadku jej choroby? – spytał Kendall przyglądając się uważnie swojemu przyjacielowi.
- Tym razem coś jest nie tak, nigdy nie odpowiada jak pytam ją o to, za to czuje jakby oczekiwała czegoś ode mnie… i jakby była na mnie zła – szepną James.
- Znamy się od szkoły średniej więc posłuchaj, pewnie sobie to wszystko ubzdurałeś – pocieszył go przyjaciel.
- Więc nawet on nie wie o co chodzi z królikami… - zastanowił się Carlos.
- Zostaw króliki. Nie mamy żadnych wspomnień i nie wiemy jak dalej się przedostać – przewróciła oczami brunetka.
- Zostaw to mi, wymuszę te wspomnienia… tylko muszę zamienić kilka słów z barmanką – puścił jej oczko Carlos udając się do lady.
- Siema! Może ci coś podać? – zaśmiała się barmanka. Była to Justine Ravenwood – niska, piękna, zwariowana dziewczyna o rudych, prostych włosach i zielonych oczach. Zawsze uśmiechnięta i radosna.
- Poproszę słoik marynowanych oliwek – na samą myśl Carlos się skrzywił.
- Płacisz gotówką czy kartą? – zapytała podając mu słoik.
- Mogę tylko czekiem… albo na krechę – zaśmiał się niewinnie.
- To znaczy że nie masz pieniędzy? – podniosła zdziwiona brew Justine.
- Sama się o to prosiłaś, zresetuje cię – Carlos chwycił za pilot i nacisną pewien guzik sprawiając że dziewczyna zniknęła i po chwili się znowu pojawiła.
- Siema! Może ci coś podać? – zaśmiała się znowu Justine.
- Poproszę słoik marynowanych ogórków, ale na krechę bo zamierzam tu spędzić całą noc! – krzykną szczęśliwy Carlos.
- Świetnie! Proszę twoje oliwki – ruda podała mu słoik.
- Dostaniesz dzisiaj ogromną ilość napiwków – puścił jej oczko chłopak.
- Ślicznie dziękuje – zarumieniła się Justine.
- Idiota z ciebie Carlos – szepnęła Pati opierając się o stół. Latynos chwycił za słoik i udał się prosto koło Jamsa i jego przyjaciela.
- Też jesteś fanem marynowanych oliwek? Nie miałbyś nic przeciwko jakbym się przysiadł? Właśnie dostałem świeżutką partie – pomachał słoikiem Carlos.
- Opróżnijmy ten słoik wspólnie! – krzykną szczęśliwy James.
- Ohhhh… brzmi świetnie – jękną Carlos z obrzydzeniem. Po zjedzeniu przez nich z 3 słoików oliwek, Carlos zdobył jakieś bardzo ważne dokumenty oraz wymuszone wspomnienia. Szybko zamroził czas i udał się z papierami do Pati.
- Carlos jak smakowały oliwki? – zaśmiała się niewinnie dziewczyna.
- Zamknij się! – warkną chłopak wycierając buzie. Okazało się że dokument jest przepustką do następnego wspomnienia Jamsa. Bez przedłużenia, oboje chwycili za kartkę i zniknęli.
- Więc zdecydowaliście się tak? – spytał Kendall.
- Dom wybudujemy jeszcze w tym roku, ale trzeba ostro wziąć się do roboty – wyjaśnił im James.
- Wspaniałe miejsce na wybudowanie domu – zaśmiała się Gabriella.
- Kilka lat temu przecież mieliście ślub obok tej latarni morskiej – dodał Kendall.
- To nie jedyna rzecz sprawiająca że to miejsce jest dla nas ważne – powiedział James spoglądając na Rachel.
- Wasze zdrowie przyjaciele! – krzykną Kendall podnosząc do góry kieliszek z resztą.
- Zaraz wrócę muszę zaczerpnąć świeżego powietrza… chodź ze mną Rachel – powiedziała Gabi wychodząc z baru razem z dziewczyną.
- Rachel zawsze jest taka wyciszona? – spytał Kendall.
- Właściwie rozgaduje się dopiero gdy jest sama z Gabi, może nie jest do ciebie przyzwyczajona – wyjaśnił mu James.
- Taki ze mnie straszny gość – zaśmiał się chłopak.
- Od jakiegoś czasu cały czas robi króliki z orgiami… to mnie nie pokoi – szepną James.
- Ja z córką cały czas robimy orgiami! To nic złego – zaśmiał się Kendall.
- Całymi dniami nie robi nic innego, w całym domu walają się te króliki – dodał mężczyzna.
- Gabi nie wspominała że to normalne zachowanie w przypadku jej choroby? – spytał Kendall przyglądając się uważnie swojemu przyjacielowi.
- Tym razem coś jest nie tak, nigdy nie odpowiada jak pytam ją o to, za to czuje jakby oczekiwała czegoś ode mnie… i jakby była na mnie zła – szepną James.
- Znamy się od szkoły średniej więc posłuchaj, pewnie sobie to wszystko ubzdurałeś – pocieszył go przyjaciel.
- Więc nawet on nie wie o co chodzi z królikami… - zastanowił się Carlos.
- Zostaw króliki. Nie mamy żadnych wspomnień i nie wiemy jak dalej się przedostać – przewróciła oczami brunetka.
- Zostaw to mi, wymuszę te wspomnienia… tylko muszę zamienić kilka słów z barmanką – puścił jej oczko Carlos udając się do lady.
- Siema! Może ci coś podać? – zaśmiała się barmanka. Była to Justine Ravenwood – niska, piękna, zwariowana dziewczyna o rudych, prostych włosach i zielonych oczach. Zawsze uśmiechnięta i radosna.
- Poproszę słoik marynowanych oliwek – na samą myśl Carlos się skrzywił.
- Płacisz gotówką czy kartą? – zapytała podając mu słoik.
- Mogę tylko czekiem… albo na krechę – zaśmiał się niewinnie.
- To znaczy że nie masz pieniędzy? – podniosła zdziwiona brew Justine.
- Sama się o to prosiłaś, zresetuje cię – Carlos chwycił za pilot i nacisną pewien guzik sprawiając że dziewczyna zniknęła i po chwili się znowu pojawiła.
- Siema! Może ci coś podać? – zaśmiała się znowu Justine.
- Poproszę słoik marynowanych ogórków, ale na krechę bo zamierzam tu spędzić całą noc! – krzykną szczęśliwy Carlos.
- Świetnie! Proszę twoje oliwki – ruda podała mu słoik.
- Dostaniesz dzisiaj ogromną ilość napiwków – puścił jej oczko chłopak.
- Ślicznie dziękuje – zarumieniła się Justine.
- Idiota z ciebie Carlos – szepnęła Pati opierając się o stół. Latynos chwycił za słoik i udał się prosto koło Jamsa i jego przyjaciela.
- Też jesteś fanem marynowanych oliwek? Nie miałbyś nic przeciwko jakbym się przysiadł? Właśnie dostałem świeżutką partie – pomachał słoikiem Carlos.
- Opróżnijmy ten słoik wspólnie! – krzykną szczęśliwy James.
- Ohhhh… brzmi świetnie – jękną Carlos z obrzydzeniem. Po zjedzeniu przez nich z 3 słoików oliwek, Carlos zdobył jakieś bardzo ważne dokumenty oraz wymuszone wspomnienia. Szybko zamroził czas i udał się z papierami do Pati.
- Carlos jak smakowały oliwki? – zaśmiała się niewinnie dziewczyna.
- Zamknij się! – warkną chłopak wycierając buzie. Okazało się że dokument jest przepustką do następnego wspomnienia Jamsa. Bez przedłużenia, oboje chwycili za kartkę i zniknęli.
~*~
Tym razem Pati i Carlos pojawili się w wspomnieniach kiedy Rachel
i James mogli mieć po 40 lat. Ta dwójka właśnie wchodziła do latarni kiedy nasi
doktorzy pojawili się… na jej dachu.
- Jestem kangurem! – krzykną na cały głos Carlos.
- Nie jesteśmy w Australii – wystawiła mu język brunetka.
- Kogo to obchodzi?! Jesteśmy 20 bilionów nanometrów nad ziemią, i stoimy w cholernym miejscu przeznaczonym na flagę! Nie można ani zostać ani spaść! Nienawidzę takich sytuacji! – zaczął panikować Carlos kiedy Pati bez zastanowienia zepchnęła go z latarni – Pati co do %&#$!? – dodał kiedy spadł na sam dół.
- …mięczak – zaśmiała się dziewczyna spadając dokładnie tak samo jak Latynos przed chwilą.
- Dlaczego on ją tak zostawił? – spytała Rachel wpatrując się na kartkę która została przybita do drzwi latarni.
- Już nie jest potrzebna statkom, teraz wszyscy korzystają z GPS – wyjaśnił jej James, widząc że ona nadal wpatruje się smutna w latarnie – wiele o tym myślałem… mamy idealną sytuacje finansową, za kilka lat będziemy mogli wybudować tutaj dom – zaczął.
- Mogłabym patrzeć na nią z okna! Rano… wieczorem… zawsze bylibyśmy obok! Przychodzić do niej w każdej wolnej chwili! Ona już nigdy nie będzie samotna! – pisnęła zachwycona dziewczyna tuląc męża – zawsze będziemy mogli jej strzec!
- Ale im dobrze – szepnęła Pati przyglądając się przesłodkiej scenie.
- Wcale że nie! To jak patrzeć na pociąg który zaraz się wykolei… chyba wiesz co się stanie – oburzył się Carlos.
- Najważniejsze jest ich szczęście – dodała Pati oddalając się od niego. Powędrowali na północ od latarni w poszukiwaniu jakiś wskazówek i wspomnień.
- Czekaj… - zatrzymał ją Carlos – kiedy mówili Anya mieli na myśli latarnie morską…
- Tak mi się zdaje – potwierdziła jego słowa brunetka.
- Więc Rachel nie chciała podjąć się leczenia z powodu jakieś głupiej latarni?! Nie uważasz to za dziwne? – założył rękę na rękę.
- W tej pracy widziałam wiele dziwniejszych rzeczy. To nie nasza sprawa a ona nie jest naszym klientem – odpowiedziała mu kierując się dalej przed siebie. Dotarli do miejsca gdzie będzie w przyszłości dom, zamiast niego stał jedynie papierowy króliczek który okazał się przedmiotem do dalszych wspomnień.
- Jestem kangurem! – krzykną na cały głos Carlos.
- Nie jesteśmy w Australii – wystawiła mu język brunetka.
- Kogo to obchodzi?! Jesteśmy 20 bilionów nanometrów nad ziemią, i stoimy w cholernym miejscu przeznaczonym na flagę! Nie można ani zostać ani spaść! Nienawidzę takich sytuacji! – zaczął panikować Carlos kiedy Pati bez zastanowienia zepchnęła go z latarni – Pati co do %&#$!? – dodał kiedy spadł na sam dół.
- …mięczak – zaśmiała się dziewczyna spadając dokładnie tak samo jak Latynos przed chwilą.
- Dlaczego on ją tak zostawił? – spytała Rachel wpatrując się na kartkę która została przybita do drzwi latarni.
- Już nie jest potrzebna statkom, teraz wszyscy korzystają z GPS – wyjaśnił jej James, widząc że ona nadal wpatruje się smutna w latarnie – wiele o tym myślałem… mamy idealną sytuacje finansową, za kilka lat będziemy mogli wybudować tutaj dom – zaczął.
- Mogłabym patrzeć na nią z okna! Rano… wieczorem… zawsze bylibyśmy obok! Przychodzić do niej w każdej wolnej chwili! Ona już nigdy nie będzie samotna! – pisnęła zachwycona dziewczyna tuląc męża – zawsze będziemy mogli jej strzec!
- Ale im dobrze – szepnęła Pati przyglądając się przesłodkiej scenie.
- Wcale że nie! To jak patrzeć na pociąg który zaraz się wykolei… chyba wiesz co się stanie – oburzył się Carlos.
- Najważniejsze jest ich szczęście – dodała Pati oddalając się od niego. Powędrowali na północ od latarni w poszukiwaniu jakiś wskazówek i wspomnień.
- Czekaj… - zatrzymał ją Carlos – kiedy mówili Anya mieli na myśli latarnie morską…
- Tak mi się zdaje – potwierdziła jego słowa brunetka.
- Więc Rachel nie chciała podjąć się leczenia z powodu jakieś głupiej latarni?! Nie uważasz to za dziwne? – założył rękę na rękę.
- W tej pracy widziałam wiele dziwniejszych rzeczy. To nie nasza sprawa a ona nie jest naszym klientem – odpowiedziała mu kierując się dalej przed siebie. Dotarli do miejsca gdzie będzie w przyszłości dom, zamiast niego stał jedynie papierowy króliczek który okazał się przedmiotem do dalszych wspomnień.
~*~
Stara sypialna Jamsa. Mężczyzna znalazł na podłodze królika
z papieru, domyślając się że jest to sprawka żony, udał się na sam dół w jej
poszukiwaniu. Nasza dwójka również poszła za nim zatrzymując się na chwilę przy
fortepianie, który był na samym dole w holu.
- Jak do cholery oni wnoszą go po schodach? – zastanawiała się Pati.
- Nikt tego nie wie, ale dla naszego wehikułu czasu byłaby to bułka z masłem – zaśmiał się Carlos.
- Nie dałby rady – westchnęła dziewczyna.
- Racja… więc podsumujmy, wnoszenie fortepianów to cholernie upierdliwe zajęcie – założył rękę na rękę Dr. Pena.
- Chciałabym zobaczyć to na własne oczy – zaśmiała się brunetka.
- Ja też! Musi to wyglądać naprawdę epicko! – potwierdził jej słowa Carlos. Doktorzy od razu udali się do następnego pomieszczenia gdzie zauważyli Rachel robiącą króliki z papieru, oraz zamartwionego Jamsa.
- Byłaś u fryzjera tak wcześnie rano? – zapytał mężczyzna, jednak jego żona nic mu nie odpowiedziała – co ty tam robisz? – spytał ponownie oczekując na jakąkolwiek odpowiedz.
- …króliki – odpowiedziała po dłuższej chwili – widziałeś tego którego zrobiłam dla ciebie? Powiedz coś o nim
- Emmm… jest żółty, trochę duży… - zaczął wymieniać widząc w oczach żony że oczekuje na dalsze odpowiedzi – to papierowy królik, nie wiem jak mogę go jeszcze opisać – powiedział kiedy ona wróciła dalej do robienia królików – Rachel dziwnie się zachowujesz… coś się dzieje? – spytał zdenerwowany – Rachel?
- Chyba gdzieś to już widziałem… ta sytuacja jest dziwna. Myślisz że ona jest…? – zaczął Carlos.
- A ty? – spojrzała na niego smutna brunetka.
- Może… kto to wie. Zajmijmy się tym za co nam płacą, ona nie jest naszą klientką – dodał Carlos rozglądając się po biurze. Znalazł w koszu na śmieci rude kosmyki włosów, można było się domyślić że sama je ścięła zamiast iść do fryzjera.
- Czyli to jest dzień w którym się to wszystko zaczęło – Pati chwyciła za rude kosmyki włosów.
- Nie zamartwiaj się tym i chodźmy dalej – Carlos podszedł do niej z zabawką dziobaka – czas na nas – dziewczyna dotknęła zabawki i razem zniknęli.
- Jak do cholery oni wnoszą go po schodach? – zastanawiała się Pati.
- Nikt tego nie wie, ale dla naszego wehikułu czasu byłaby to bułka z masłem – zaśmiał się Carlos.
- Nie dałby rady – westchnęła dziewczyna.
- Racja… więc podsumujmy, wnoszenie fortepianów to cholernie upierdliwe zajęcie – założył rękę na rękę Dr. Pena.
- Chciałabym zobaczyć to na własne oczy – zaśmiała się brunetka.
- Ja też! Musi to wyglądać naprawdę epicko! – potwierdził jej słowa Carlos. Doktorzy od razu udali się do następnego pomieszczenia gdzie zauważyli Rachel robiącą króliki z papieru, oraz zamartwionego Jamsa.
- Byłaś u fryzjera tak wcześnie rano? – zapytał mężczyzna, jednak jego żona nic mu nie odpowiedziała – co ty tam robisz? – spytał ponownie oczekując na jakąkolwiek odpowiedz.
- …króliki – odpowiedziała po dłuższej chwili – widziałeś tego którego zrobiłam dla ciebie? Powiedz coś o nim
- Emmm… jest żółty, trochę duży… - zaczął wymieniać widząc w oczach żony że oczekuje na dalsze odpowiedzi – to papierowy królik, nie wiem jak mogę go jeszcze opisać – powiedział kiedy ona wróciła dalej do robienia królików – Rachel dziwnie się zachowujesz… coś się dzieje? – spytał zdenerwowany – Rachel?
- Chyba gdzieś to już widziałem… ta sytuacja jest dziwna. Myślisz że ona jest…? – zaczął Carlos.
- A ty? – spojrzała na niego smutna brunetka.
- Może… kto to wie. Zajmijmy się tym za co nam płacą, ona nie jest naszą klientką – dodał Carlos rozglądając się po biurze. Znalazł w koszu na śmieci rude kosmyki włosów, można było się domyślić że sama je ścięła zamiast iść do fryzjera.
- Czyli to jest dzień w którym się to wszystko zaczęło – Pati chwyciła za rude kosmyki włosów.
- Nie zamartwiaj się tym i chodźmy dalej – Carlos podszedł do niej z zabawką dziobaka – czas na nas – dziewczyna dotknęła zabawki i razem zniknęli.
~*~
Bohaterowie znaleźli się na ulicy przed przyszłą
posiadłością Jamsa i Rachel. Miejsce wyglądało całkowicie inaczej niż
wcześniej. Poprzez las udali się do działki gdzie wcześniej stał dom.
- To miejsce gdzie będzie stać dom co nie? – rozejrzała się po okolicy Pati.
- Dom który nigdy nie powinien powstać – warkną Carlos – ciekawe co jest wyjątkowego aby mieszkać w miejscu gdzie jest tak niebezpiecznie – dodał udając się dalej w stronę latarni. Znaleźli tam Rachel i Jamsa siedzących na pniu. Za nimi było widać jeszcze działającą latarnie morską.
- Więc dlatego podszedłeś do mnie wtedy w szkole? – spytała rozbawiona Rachel.
- Tak, ale teraz to mało istotne, Gabi powiedziała że powinienem wyznać ci prawdę. Nie chciałem czymś takim psuć naszego pierwszego spotkania – chłopak zaczął bawić się dłońmi. Dziewczyna zeszła z pnia i rzuciła pod nogi chłopaka pewien przedmiot.
- To zośka, dorzucisz ją tak daleko gdzie stoi Anya? – spytała patrząc na niego pełna nadziei.
- Nie mam pojęcia, ale mogę spróbować – James chwycił za zośkę i rzucił jak najdalej mógł. Rachel pełna podziwu podbiegła do krawędzi klifu wpatrując się jak daleko przedmiot doleci.
- Rachel zwariowałaś?! Odejdź stamtąd ! – krzykną James ciągnąc do siebie dziewczynę. Wystraszona Rachel z powrotem usiadła na pniu wpatrując się w podłogę.
- To zdarzenie jest bardzo bliskie poprzedniego. Chyba są ze sobą połączone – podeszła do Rachel, Pati.
- Tak myślisz? – Carlos dostrzegł stary zielony plecak który był potrzebnym wspomnieniem – możemy dalej ruszać – zwrócił się do dziewczyny która cały czas wpatrywała się w rudą.
- Ciekawe dlaczego skróciła włosy… lepiej jej było w długich – szepnęła Dr. Ramos chwytając za plecak.
- To miejsce gdzie będzie stać dom co nie? – rozejrzała się po okolicy Pati.
- Dom który nigdy nie powinien powstać – warkną Carlos – ciekawe co jest wyjątkowego aby mieszkać w miejscu gdzie jest tak niebezpiecznie – dodał udając się dalej w stronę latarni. Znaleźli tam Rachel i Jamsa siedzących na pniu. Za nimi było widać jeszcze działającą latarnie morską.
- Więc dlatego podszedłeś do mnie wtedy w szkole? – spytała rozbawiona Rachel.
- Tak, ale teraz to mało istotne, Gabi powiedziała że powinienem wyznać ci prawdę. Nie chciałem czymś takim psuć naszego pierwszego spotkania – chłopak zaczął bawić się dłońmi. Dziewczyna zeszła z pnia i rzuciła pod nogi chłopaka pewien przedmiot.
- To zośka, dorzucisz ją tak daleko gdzie stoi Anya? – spytała patrząc na niego pełna nadziei.
- Nie mam pojęcia, ale mogę spróbować – James chwycił za zośkę i rzucił jak najdalej mógł. Rachel pełna podziwu podbiegła do krawędzi klifu wpatrując się jak daleko przedmiot doleci.
- Rachel zwariowałaś?! Odejdź stamtąd ! – krzykną James ciągnąc do siebie dziewczynę. Wystraszona Rachel z powrotem usiadła na pniu wpatrując się w podłogę.
- To zdarzenie jest bardzo bliskie poprzedniego. Chyba są ze sobą połączone – podeszła do Rachel, Pati.
- Tak myślisz? – Carlos dostrzegł stary zielony plecak który był potrzebnym wspomnieniem – możemy dalej ruszać – zwrócił się do dziewczyny która cały czas wpatrywała się w rudą.
- Ciekawe dlaczego skróciła włosy… lepiej jej było w długich – szepnęła Dr. Ramos chwytając za plecak.
~*~
Mała kawiarnia połączona z biblioteką. Przy stole siedzą James,
Kendall i Gabriella. Kawałek dalej jest Rachel która całkowicie jest
pochłonięta przeglądaniem półek z książkami.
- Każdy kto na to choruje jest inny – powiedziała Gabriella – to że obie mamy ten syndrom nie znaczy że jesteśmy tymi samymi osobami
- Musisz mi pomóc. Wcześniej było dobrze… teraz stała się taka niedostępna. Nawet jak jesteśmy w tym samym pokoju jest… nieobecna. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam – szepną James.
- Nie mogę za nią mówić, ale wiele z nas pragnie aby mieć normalne relacje z ludźmi. To że ma problem z wyrażaniem uczyć nie znaczy że ich nie ma… Ona wciąż tam jest, prawda? – wyjaśniła mu Gabriella – musisz wierzyć że jej zależy
- To najtrudniejsza rzecz – westchnął głośno.
- Zaraz… to dlaczego ty jesteś taka normalna Gabi? – wtrącił się Kendall – znaczy… czemu nie masz tych samych objawów?
- Po pierwsze, została zdiagnozowana, kiedy byłam jeszcze mała. Bez wysiłku i ćwiczeń nie jest możliwe uzyskanie choćby pozorów norm społecznych – wyjaśniła mu kobieta – ale wiesz co? Ja tak samo zazdroszczę jak i współczuje Rachel. Ja jestem aktorką, muszę grać całe życie… tak jak na scenie, tak i w prawdziwym życiu – dodała – stałam się dobra w tej roli bo nie miałam wyboru, to jedyna droga do normalności. Ale Rachel nie chciała się zmieniać… nie wiem czy to brak silnej woli, czy odwaga lub tchórzostwo – chwyciła smutna za szklankę – są dni kiedy nie mam już siły udawać, ale zdaje sobie sprawę że jest już za późno. Gabriella którą znają ludzie jest tylko aktorką, prawdziwej mnie nie zna nikt… i tego właśnie zazdroszczę Rachel – przechyliła szklankę pijąc sok malinowy.
- Nigdy nie spotkałem kobiety z takimi problemami – zastanowił się Carlos.
- Technicznie rzecz biorąc, nigdy takiej nie spotkasz – wystawiła mu język brunetka – chodź, to nie nasza sprawa – dziewczyna podniosła się z krzesła. Udali się do biblioteki gdzie Rachel czytała jedną z książek. Nie minęła chwila a podszedł do niej James.
- Czytasz dzisiaj coś nowego? – spytał zerkając na okładkę książki.
- Nie – szepnęła dziewczyna nie odrywając wzroku od lektury.
- Czyli „Nowe Szaty Cesarza”? – zaśmiał się mężczyzna.
- Uwielbiałam tą książkę, kiedy byłam mała i nadal ją uwielbiam – ruda położyła książkę na półkę.
- Ja jak byłem mały kochałem serie „Animorphs” – dodał James.
- Wiem, twoja mama dała ci ją jako prezent ślubny. Był to jeden z dziwniejszych prezentów – uśmiechnęła się szeroko – dlaczego już ich nie czytasz? Widziałam je w garażu, zbierają kurz
- Dlatego że to książki dla dzieci – podrapał się po karku nerwowo brunet.
- A co złego jest w czytaniu książek dla dzieci? – spytała Rachel – są pocieszne – zabrała wcześniejszą książkę i poszła w kierunku kasy.
- James znikną – szturchnęła Carlosa, Pati widząc że nie ma nigdzie mężczyzny. Stał on kawałek dalej i rozmawiał z jakąś niewyraźną postacią. Doktorzy podeszli do nich aby przysłuchać się rozmowie.
- O czym rozmawiacie? – spytał Carlos zwracając się do James.
- O serii Animorphs! Czytaliście ją? – wskazał na książkę szczęśliwy.
- Jasne że tak, ale tylko trochę – zaśmiał się niewinnie Latynos.
- Serio? – Pati założyła rękę na rękę podnosząc zdziwiona brew.
- O to wiesz w jakie zwierze przemienia się David na okładce? – spytał James.
- W cobre? – zastanowił się chwilę Carlos.
- Tak! Dziękuje – James chwycił za książkę i udał się koło Rachel.
- Nie rozumiem co się właśnie tutaj stało – pokręciła głową Pati. Poszła za Jamsem razem z Carlosem, chwycili za książkę i zniknęli.
- Każdy kto na to choruje jest inny – powiedziała Gabriella – to że obie mamy ten syndrom nie znaczy że jesteśmy tymi samymi osobami
- Musisz mi pomóc. Wcześniej było dobrze… teraz stała się taka niedostępna. Nawet jak jesteśmy w tym samym pokoju jest… nieobecna. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam – szepną James.
- Nie mogę za nią mówić, ale wiele z nas pragnie aby mieć normalne relacje z ludźmi. To że ma problem z wyrażaniem uczyć nie znaczy że ich nie ma… Ona wciąż tam jest, prawda? – wyjaśniła mu Gabriella – musisz wierzyć że jej zależy
- To najtrudniejsza rzecz – westchnął głośno.
- Zaraz… to dlaczego ty jesteś taka normalna Gabi? – wtrącił się Kendall – znaczy… czemu nie masz tych samych objawów?
- Po pierwsze, została zdiagnozowana, kiedy byłam jeszcze mała. Bez wysiłku i ćwiczeń nie jest możliwe uzyskanie choćby pozorów norm społecznych – wyjaśniła mu kobieta – ale wiesz co? Ja tak samo zazdroszczę jak i współczuje Rachel. Ja jestem aktorką, muszę grać całe życie… tak jak na scenie, tak i w prawdziwym życiu – dodała – stałam się dobra w tej roli bo nie miałam wyboru, to jedyna droga do normalności. Ale Rachel nie chciała się zmieniać… nie wiem czy to brak silnej woli, czy odwaga lub tchórzostwo – chwyciła smutna za szklankę – są dni kiedy nie mam już siły udawać, ale zdaje sobie sprawę że jest już za późno. Gabriella którą znają ludzie jest tylko aktorką, prawdziwej mnie nie zna nikt… i tego właśnie zazdroszczę Rachel – przechyliła szklankę pijąc sok malinowy.
- Nigdy nie spotkałem kobiety z takimi problemami – zastanowił się Carlos.
- Technicznie rzecz biorąc, nigdy takiej nie spotkasz – wystawiła mu język brunetka – chodź, to nie nasza sprawa – dziewczyna podniosła się z krzesła. Udali się do biblioteki gdzie Rachel czytała jedną z książek. Nie minęła chwila a podszedł do niej James.
- Czytasz dzisiaj coś nowego? – spytał zerkając na okładkę książki.
- Nie – szepnęła dziewczyna nie odrywając wzroku od lektury.
- Czyli „Nowe Szaty Cesarza”? – zaśmiał się mężczyzna.
- Uwielbiałam tą książkę, kiedy byłam mała i nadal ją uwielbiam – ruda położyła książkę na półkę.
- Ja jak byłem mały kochałem serie „Animorphs” – dodał James.
- Wiem, twoja mama dała ci ją jako prezent ślubny. Był to jeden z dziwniejszych prezentów – uśmiechnęła się szeroko – dlaczego już ich nie czytasz? Widziałam je w garażu, zbierają kurz
- Dlatego że to książki dla dzieci – podrapał się po karku nerwowo brunet.
- A co złego jest w czytaniu książek dla dzieci? – spytała Rachel – są pocieszne – zabrała wcześniejszą książkę i poszła w kierunku kasy.
- James znikną – szturchnęła Carlosa, Pati widząc że nie ma nigdzie mężczyzny. Stał on kawałek dalej i rozmawiał z jakąś niewyraźną postacią. Doktorzy podeszli do nich aby przysłuchać się rozmowie.
- O czym rozmawiacie? – spytał Carlos zwracając się do James.
- O serii Animorphs! Czytaliście ją? – wskazał na książkę szczęśliwy.
- Jasne że tak, ale tylko trochę – zaśmiał się niewinnie Latynos.
- Serio? – Pati założyła rękę na rękę podnosząc zdziwiona brew.
- O to wiesz w jakie zwierze przemienia się David na okładce? – spytał James.
- W cobre? – zastanowił się chwilę Carlos.
- Tak! Dziękuje – James chwycił za książkę i udał się koło Rachel.
- Nie rozumiem co się właśnie tutaj stało – pokręciła głową Pati. Poszła za Jamsem razem z Carlosem, chwycili za książkę i zniknęli.
~*~
Miejsce gdzie w przyszłości będzie postawiony dom. Teraz
znajduje się pełno ławek, gości i prezentów… można się domyśleć że to ślub. Tak
jak w większości wspomnień można znaleźć marynowane oliwki czy ulubioną książkę
z dzieciństwa Jamsa którą dostał w prezencie ślubnym od swojej matki.
- Goście idą a ja dopiero przyszedłem… - zaczął marudzić Carlos.
- Na większości przyjęć zdarza ci się to – wystawiła mu język brunetka – oooo! Słoik z marynowanymi oliwkami!
- Jest ser, a gdzie mysz? – zaśmiał się Latynos.
- Suchar wieczoru… - przewróciła oczami dziewczyna.
- Swoje żarty zostaw na imprezę dla dzieci – szturchną ją chłopak rozglądając się dalej po przyjęciu. W poszukiwaniu pary młodej, doktorzy udali się w stronę latarni. Nie mylili się… siedzieli oni opierając się o budowlę i rozmyślając nad wszystkim. James był ubrany w czarny garnitur, a Rachel w piękną niebiesko-żółtą suknie.
- Czujesz że coś się zmieniło? Wiesz… mamy teraz na palcach obrączki – zaczął rozmowę pan młody.
- Nie… A ty? – spytała Rachel.
- Trochę. Jest tak jakby… inaczej. Bardziej odpowiedzialnie, tak przypuszczam – kiwną głową.
- Podoba ci się imię Anya? – zmieniła temat rudowłosa – czy chcesz… chcesz nazwać ją Anya?
- Tak… Anya to dla niej dobre imię – potwierdził James – hej! Chodź ze mną! – krzykną po chwili chwytając swoją żonę za rękę i prowadząc do środka latarni. Zaczęli tańczyć na samej górze latarni, przy przepięknej melodii.
- Ał mój tyłek! – zaśmiała się po chwili Rachel upadając na podłogę.
- Nadepnęłaś mi na palce – pomógł jej wstać brunet.
- Przepraszam – szepnęła niewinnie robiąc maślane oczy.
- Spróbujmy jeszcze raz – objął ją mężczyzna znowu zaczynając z nią tańczyć w rytm melodii. Czas cofną się do zachodu słońca kiedy to przy latarni odbyła się ceremonia.
- …I ślubujesz jej miłość, wierność, i uczciwość małżeńską, oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci? – zaczął przysięgę ksiądz.
- Tak – kiwną głową potwierdzająco James.
- A ty? Czy bierzesz sobie tego mężczyznę za męża… I ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że go nie opuścisz, aż do śmierci? – spytał ksiądz.
- Tak – szepnęła cicho Rachel.
- Dzięki nadanej mi mocy, ogłaszam was mężem i żoną. Panie i Panowie, przedstawiam wam nowożeńców – ogłosił do uroczyście ksiądz.
- Oh, to ślub – powiedział zaskoczony Carlos.
- A ty myślałeś że co? – spojrzała na niego Pati z śmiechem.
- Nie znam się na tym i tyle… emmm chyba jakieś płyny zbierają się w moich oczach – zaniepokojony zaczął wycierać łzy.
- Nie wiedziałam że jesteś taki wrażliwy – uśmiechnęła się szeroko Pati na ten widok.
- Powiedziałem „w moich oczach”? Miałem na myśli „w moich ustach” – zaczął się bronić Dr. Pena – i nie tylko płyny ale też coś bardziej gęstego
- Dobrze to opisałeś, chodźmy i wydostańmy się stąd – założyła rękę na rękę dziewczyna.
- Widzę że to całe szczęście nawet ciebie zniesmaczyło – zaśmiał się Carlos.
- Nie, po prostu nie lubię patrzeć jak ludzie popełniają błędy – zaczęła nerwowo kierować wzrok w inną stronę.
- Cholera, czy to nie ty czasami mówiłaś mi aby „brać rzeczy takimi, jakimi są”?... Chyba że jesteś zazdrosna – zanucił rozbawiony chłopak. Bez żadnej odpowiedzi Pati pokierowała się tam gdzie była wcześniej impreza z okazji ślubu. Tym razem było tam więcej osób oraz para młoda.
- Pójdę do cioci spytać jak się czuje – pewna staruszka skierowała swoje słowa do Jamsa. Ta staruszka to Julia Evans – matka Jamsa, która samotnie go wychowała. Za młodu zgrabna blondynka o długich kręconych włosach oraz błękitnych oczach.
- Dobrze mamo, podziękuj jej za przybycie – uśmiechną się pan młody.
- Oczywiście że jej podziękuje Logan – odwzajemniła promienny uśmiech syna i odeszła w kierunku innej kobiety.
- Logan? – spytał zaskoczony Kendall który siedział przy stole razem z młodą parą.
- To imię mojego dziadka. Umarł zanim się urodziłem, dlatego mama czasami tak do mnie mówi – kiwną głową James.
- Fuj! Następne sentymentalne wspomnienie z dziadkami – przewrócił oczami Carlos.
- Nawet ty o swoich dużo mówisz – dodała Pati.
- Co?! Wcale że nie! – oburzył się Latynos. Razem w poszukiwaniu wspomnienia udali się ścieżką do drogi gdzie znowu zobaczyli Jamsa i Rachel… oraz przejechanego królika.
- Rachel nie możemy nic z tym zrobić… nikt tego nie zrobił specjalnie – James próbował ją pocieszyć – chodź, spóźnimy się jeszcze
- Czy to jest rozjechany królik? – zdziwił się Carlos – myślisz że przez to ma taką obsesje na punkcie robienia królików? – zastanowił się chwilę.
- Niby dlaczego miałaby mieć obsesje na punkcje padliny? – podniosła zdziwiona brew Pati.
- Nie pytaj mnie o to, ty jesteś kobietą! – wystawił jej język Latynos.
- Udowodnisz mi ze jestem tą jedyną kiedy skoczysz na bungie bez liny – uśmiechnęła się cwano.
- Ehhh ze wspomnieniem rozjechanego królika wiąże się fantastyczny ślub – zaśmiał się Carlos – może to metafora do tragicznego małżeństwa – zastanowił się chwilę. Bez dalszego zastanowienia razem podeszli do zwłok królika i przeszli dalej.
- Goście idą a ja dopiero przyszedłem… - zaczął marudzić Carlos.
- Na większości przyjęć zdarza ci się to – wystawiła mu język brunetka – oooo! Słoik z marynowanymi oliwkami!
- Jest ser, a gdzie mysz? – zaśmiał się Latynos.
- Suchar wieczoru… - przewróciła oczami dziewczyna.
- Swoje żarty zostaw na imprezę dla dzieci – szturchną ją chłopak rozglądając się dalej po przyjęciu. W poszukiwaniu pary młodej, doktorzy udali się w stronę latarni. Nie mylili się… siedzieli oni opierając się o budowlę i rozmyślając nad wszystkim. James był ubrany w czarny garnitur, a Rachel w piękną niebiesko-żółtą suknie.
- Czujesz że coś się zmieniło? Wiesz… mamy teraz na palcach obrączki – zaczął rozmowę pan młody.
- Nie… A ty? – spytała Rachel.
- Trochę. Jest tak jakby… inaczej. Bardziej odpowiedzialnie, tak przypuszczam – kiwną głową.
- Podoba ci się imię Anya? – zmieniła temat rudowłosa – czy chcesz… chcesz nazwać ją Anya?
- Tak… Anya to dla niej dobre imię – potwierdził James – hej! Chodź ze mną! – krzykną po chwili chwytając swoją żonę za rękę i prowadząc do środka latarni. Zaczęli tańczyć na samej górze latarni, przy przepięknej melodii.
- Ał mój tyłek! – zaśmiała się po chwili Rachel upadając na podłogę.
- Nadepnęłaś mi na palce – pomógł jej wstać brunet.
- Przepraszam – szepnęła niewinnie robiąc maślane oczy.
- Spróbujmy jeszcze raz – objął ją mężczyzna znowu zaczynając z nią tańczyć w rytm melodii. Czas cofną się do zachodu słońca kiedy to przy latarni odbyła się ceremonia.
- …I ślubujesz jej miłość, wierność, i uczciwość małżeńską, oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci? – zaczął przysięgę ksiądz.
- Tak – kiwną głową potwierdzająco James.
- A ty? Czy bierzesz sobie tego mężczyznę za męża… I ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że go nie opuścisz, aż do śmierci? – spytał ksiądz.
- Tak – szepnęła cicho Rachel.
- Dzięki nadanej mi mocy, ogłaszam was mężem i żoną. Panie i Panowie, przedstawiam wam nowożeńców – ogłosił do uroczyście ksiądz.
- Oh, to ślub – powiedział zaskoczony Carlos.
- A ty myślałeś że co? – spojrzała na niego Pati z śmiechem.
- Nie znam się na tym i tyle… emmm chyba jakieś płyny zbierają się w moich oczach – zaniepokojony zaczął wycierać łzy.
- Nie wiedziałam że jesteś taki wrażliwy – uśmiechnęła się szeroko Pati na ten widok.
- Powiedziałem „w moich oczach”? Miałem na myśli „w moich ustach” – zaczął się bronić Dr. Pena – i nie tylko płyny ale też coś bardziej gęstego
- Dobrze to opisałeś, chodźmy i wydostańmy się stąd – założyła rękę na rękę dziewczyna.
- Widzę że to całe szczęście nawet ciebie zniesmaczyło – zaśmiał się Carlos.
- Nie, po prostu nie lubię patrzeć jak ludzie popełniają błędy – zaczęła nerwowo kierować wzrok w inną stronę.
- Cholera, czy to nie ty czasami mówiłaś mi aby „brać rzeczy takimi, jakimi są”?... Chyba że jesteś zazdrosna – zanucił rozbawiony chłopak. Bez żadnej odpowiedzi Pati pokierowała się tam gdzie była wcześniej impreza z okazji ślubu. Tym razem było tam więcej osób oraz para młoda.
- Pójdę do cioci spytać jak się czuje – pewna staruszka skierowała swoje słowa do Jamsa. Ta staruszka to Julia Evans – matka Jamsa, która samotnie go wychowała. Za młodu zgrabna blondynka o długich kręconych włosach oraz błękitnych oczach.
- Dobrze mamo, podziękuj jej za przybycie – uśmiechną się pan młody.
- Oczywiście że jej podziękuje Logan – odwzajemniła promienny uśmiech syna i odeszła w kierunku innej kobiety.
- Logan? – spytał zaskoczony Kendall który siedział przy stole razem z młodą parą.
- To imię mojego dziadka. Umarł zanim się urodziłem, dlatego mama czasami tak do mnie mówi – kiwną głową James.
- Fuj! Następne sentymentalne wspomnienie z dziadkami – przewrócił oczami Carlos.
- Nawet ty o swoich dużo mówisz – dodała Pati.
- Co?! Wcale że nie! – oburzył się Latynos. Razem w poszukiwaniu wspomnienia udali się ścieżką do drogi gdzie znowu zobaczyli Jamsa i Rachel… oraz przejechanego królika.
- Rachel nie możemy nic z tym zrobić… nikt tego nie zrobił specjalnie – James próbował ją pocieszyć – chodź, spóźnimy się jeszcze
- Czy to jest rozjechany królik? – zdziwił się Carlos – myślisz że przez to ma taką obsesje na punkcie robienia królików? – zastanowił się chwilę.
- Niby dlaczego miałaby mieć obsesje na punkcje padliny? – podniosła zdziwiona brew Pati.
- Nie pytaj mnie o to, ty jesteś kobietą! – wystawił jej język Latynos.
- Udowodnisz mi ze jestem tą jedyną kiedy skoczysz na bungie bez liny – uśmiechnęła się cwano.
- Ehhh ze wspomnieniem rozjechanego królika wiąże się fantastyczny ślub – zaśmiał się Carlos – może to metafora do tragicznego małżeństwa – zastanowił się chwilę. Bez dalszego zastanowienia razem podeszli do zwłok królika i przeszli dalej.
~*~
Tym razem znaleźli się na pewnej farmie gdzie były konie
oraz inne zwierzęta. Carlos od razu podbiegł do jednego z nich.
- …nie rób tego – ostrzegła go Pati.
- Czego mam nie robić? – udawał zaskoczonego.
- Dobrze wiesz co mam namyśli – założyła rękę na rękę wkurzona.
- Mam nie jeździć konno? – spytał smutny – no dobra… - kiedy tylko Pati się odwróciła od razu wskoczył na konia – HYAAAA! – krzykną oddalając się od dziewczyny.
- Nie marnujmy czasu Carlos! – warknęła brunetka.
- O cholera! – było słychać w oddali następny krzyk Latynosa – ratuuunkuu! – zaczął wymachiwać rękami kiedy przejechał koło Pati siedząc odwrotnie na koniu.
- Nie wygląda to dobrze – szepnęła załamana dziewczyna.
- Nie stój tak!!! Pomóż mi!!! – zaczął się rzucać ze strachu.
- …cholera tego nie było w umowie o pracę – tym bardziej załamała się Dr. Ramos. Dziewczyna sama udała się dalej gdzie spotkała Rachel oraz Jamsa którzy siedzieli na innych koniach razem z instruktorem. Instruktorką była Lena Clark, niska brunetka o ślicznych zielonych oczach.
- Myślisz że to dobry pomysł? – upewnił się jeszcze raz James.
- Spokojnie, ona nie robi tego pierwszy raz – uspokoiła go Lena.
- Tak… tylko że nigdy tego nie robiła sama – przymrużył oczy zdenerwowany.
- Dam sobie radę, nie jestem dzieckiem – Rachel ruszyła – ups… - pisnęła prawie spadając z konia.
- Rachel uważaj! – krzykną James ruszając za nią.
- Spokojnie, nic jej nie będzie – Lena również ruszyła za nimi.
- Ciekawe czy ten idiota już spadł z tego konia – zastanowiła się brunetka patrząc na parę jeżdżącą po polanie.
- Paaaaaatiiii…! – koło niej przejechał Carlos – to o dziewiętnaście procent więcej niż mogę wytrzymać!
- Co za debil – szepnęła załamana Dr. Ramos, szybko wskoczyła na innego konia i zaczęła go gonić. Po dłuższej chwili udało jej się zatrzymać chłopaka i razem zeszli z na ziemię. Długo nie trwało jak znaleźli pewną torebkę i użyli jej do dalszych wspomnień.
- …nie rób tego – ostrzegła go Pati.
- Czego mam nie robić? – udawał zaskoczonego.
- Dobrze wiesz co mam namyśli – założyła rękę na rękę wkurzona.
- Mam nie jeździć konno? – spytał smutny – no dobra… - kiedy tylko Pati się odwróciła od razu wskoczył na konia – HYAAAA! – krzykną oddalając się od dziewczyny.
- Nie marnujmy czasu Carlos! – warknęła brunetka.
- O cholera! – było słychać w oddali następny krzyk Latynosa – ratuuunkuu! – zaczął wymachiwać rękami kiedy przejechał koło Pati siedząc odwrotnie na koniu.
- Nie wygląda to dobrze – szepnęła załamana dziewczyna.
- Nie stój tak!!! Pomóż mi!!! – zaczął się rzucać ze strachu.
- …cholera tego nie było w umowie o pracę – tym bardziej załamała się Dr. Ramos. Dziewczyna sama udała się dalej gdzie spotkała Rachel oraz Jamsa którzy siedzieli na innych koniach razem z instruktorem. Instruktorką była Lena Clark, niska brunetka o ślicznych zielonych oczach.
- Myślisz że to dobry pomysł? – upewnił się jeszcze raz James.
- Spokojnie, ona nie robi tego pierwszy raz – uspokoiła go Lena.
- Tak… tylko że nigdy tego nie robiła sama – przymrużył oczy zdenerwowany.
- Dam sobie radę, nie jestem dzieckiem – Rachel ruszyła – ups… - pisnęła prawie spadając z konia.
- Rachel uważaj! – krzykną James ruszając za nią.
- Spokojnie, nic jej nie będzie – Lena również ruszyła za nimi.
- Ciekawe czy ten idiota już spadł z tego konia – zastanowiła się brunetka patrząc na parę jeżdżącą po polanie.
- Paaaaaatiiii…! – koło niej przejechał Carlos – to o dziewiętnaście procent więcej niż mogę wytrzymać!
- Co za debil – szepnęła załamana Dr. Ramos, szybko wskoczyła na innego konia i zaczęła go gonić. Po dłuższej chwili udało jej się zatrzymać chłopaka i razem zeszli z na ziemię. Długo nie trwało jak znaleźli pewną torebkę i użyli jej do dalszych wspomnień.
Jezuuuuuu, ile ja się nazytałam *.* ja tu jestę i żyję, istnieję ludzie! xD Niestety nie mam zbytnio czasu, wię komcio krótki, ale zytało się genialnie :* czekam <3
OdpowiedzUsuńUuu dziwne, ale w dobrym sensie. Jestem jakaś szalona. Czemu robię króliki z origami? W każdym razie super część i czekam nn
OdpowiedzUsuńsuper .Ale na co ona jest chora bo nie ogarniam :/ no dobra bardzo mi się spodobała i czekam na nn
OdpowiedzUsuńsuper czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńNo dobra, tego się nie spodziewałam... Jak dla mnie wyszło super.
OdpowiedzUsuńO jprdl! Kobieto, to jest ZAJEBISTE!!!! Ale kurcze, czemu ona robi kroliki z origami?? I na co ona jest chora bo cos nie ogarniam! O.o Ale no... No nie wiem jak to skomentowac xD To po prostu bylo ZAJEBISTEEEE!!!! Wolala zeby jakas latarnia nie byla samotna niz zeby przezyc i wyzdrowiec?!?! Nie rozumiem jej... W kazdym badz razie, z ogromna niecierpliwoscia czekam na kolejna czesc! I proosze poinformuj mnie o niej u mnie! ;*
OdpowiedzUsuńA tak wfk, to wszystkiego najlepszego!! :D
Ooooo.....jakie to zajebiste *.* Emmmm...co za chorba do cholery?! Króliki z origami są słodziutkie ^^ ale co za dużo to nie zdrowo :/ a tak btw to przyjmij spóźnione (4 dni xd), ale szczere życzenia prosto z mojego serduszka i aby wena ci zawsze dopisywała, żebyś się nie zmieniała i zawsze była tym kim jesteś no i abyś spełniła marzenia <3
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na nn i pozdrawiam :*
Super jednorazówka. Będzie dalsza część?
OdpowiedzUsuńJejciuuu *.* Jakie to boskie ! :D Mam nadzieje, że będzie kolejna część bo to jest boskie *.*
OdpowiedzUsuńelo elo trzy dwa zero
OdpowiedzUsuńnie mam kompletnie pojęcia co ciekawego i interesującego napisać pod tą jednorazówką, więc napiszę że czekam na następną część, bo zapowiada się znakomicie :3
xoxo megs
Jestem spóźniona jakieś 2 tygodnie (ah, mój refleks) i dopiero teraz to komentuję.. życzenia ci złożyłam, to najważniejsze xD
OdpowiedzUsuńJednrazówka jest bos-ka! I ja tam jestem ^_^ Po jaką cholerę ona robi te króliki? (Na pewno są słodkie ale po jaką cholerę? xD) I czemu latarnia ma nie być samotna? Tam są jakieś prochy czy coś? xd Rachel, plis, zmień dilera xD
czekam na następną część! ;*
Patuś wybacz że dopiero teraz komentuje ale nie widziałam że dodałaś tą jednorazówkę. Ale jest zajebista *-* czytam, czytam i tu nagle koniec! Dodawaj szybko następną część bo nie mogę się doczekać. Jestem nardzo ciekawa co stanie się dalej ;**
OdpowiedzUsuń