Strony

sobota, 19 kwietnia 2014

Walentynki takie normalne... - 80.000 wejść!

Już dawno, dawno, dawno temu miałam tyle wejść... i zaraz znowu wstawie coś z tej okazji. Jednak nie chce zostawiać tej sumy bez żadnej jednorazówki czy niespodzianki.
W tamtym roku dodałam coś na walentynki, ale było takie... dziwne xD W tym roku, napisałam coś, ale tego nie wstawiłam na bloga... więc... na święta, nacieszcie się walentynkami!
Właśnie!
Wesołych Świąt i mokrego lanego poniedziałku ludzie! ♥



- Odkładamy karteczki, koniec czasu – powiedziała Pani opierając się o swoje biurko. Nasza przecudowna nauczycielka od biologii, na dzień dobry zrobiła nam niezapowiedziany test. Już czuje że te walentynki będą pechowe.
- Sylwia, co jest w 5 zadaniu? – usłyszałam głos Vai. Odwróciłam się i zobaczyłam jak niebieska próbuje cokolwiek spisać od czerwonej. Natomiast Sylwia co chwilę dźgała ją długopisem, aby przestała wpatrywać się jej w kartkę.
- Pani Violette. Myśli Pani że nie widać, ani nie słychać jak próbujesz ściągnąć pracę od Sylwii – nauczycielka nagle pojawiła się koło dziewczyn. Szybko wróciłam do swojej kartki, podpisałam trochę nieczytelnie i odłożyłam na bok.
- Chciałam pożyczyć tylko długopis – broniła się niebieska.
- Dostajesz negatywną ocenę, bez możliwości poprawy – nauczycielka, dosłownie wyrwała jej kartkę z rąk, po czym zaczęła zbierać prace od reszty.
- Dobrze ci tak – Sylwia wystawiła jej język dumna.
- Nie łatwiej było przepisywać z zeszytu, jak ja to robiłam? – odwróciła się do nich Jenny.
- Dlaczego ja o tym nie pomyślałam – wkurzona Vai zaczęła pakować zeszyty do torby jak cała klasa. Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, wszystkie wyszłyśmy z klasy.
- Niedobrze mi przez te walentynki – Vai rozejrzała się po korytarzu. Wszędzie wisiały serca, były dekoracje walentynkowe, oraz chodziły zakochane pary po szkole.
- To będzie mój najgorszy dzień w życiu – szepnęła Sylwia opierając się o ścianę – dostałam 1
- Ciekawe, który pierwszy zaprosi mnie na randkę – zastanowiła się Vai, ignorując załamanie nerwowe czerwonej.
- Właśnie Pati, czemu siedzisz tak cicho? – szturchnęła mnie Jenny.
- Czuje, że przydarzy się coś dzisiaj złego – rozejrzałam się dookoła. Jedyne co zobaczyłam to Karolinę i Lucasa którzy rozmawiali przy oknie, później widziałam inne zakochane pary.
- Nie przejmuj się tak, ktoś cię pokocha – poklepała mnie po głowie dziewczyna.
- Zostaniesz starą panną z kotem – uśmiechnęła się bezczelnie Vai. Wolałam się już nie odzywać, tylko dalej rozglądałam się po korytarzu. Właśnie wtedy moją uwagę przykuł James, kierujący się w moją stronę z bukietem róż.
- Pati… - stanął przede mną – mogłabyś się odsunąć, mam sprawę do Sylwii
- Jesteś taki miły – ukradłam mu jedną róże i odsunęłam się.
- Sylwia! To dla ciebie – chłopak podarował jej bukiet róż – mam nadzieje że dzisiaj wyjdziesz ze mną na walentynkową randkę – uśmiechną się szeroko.
- Dostałam szmatę z biologii – szepnęła nadal załamana, opierając głowę o ścianę.
- Nie lubi cię – Vai uderzyła go w plecy – szukaj innej, tak głupiej i naiwnej
- Właśnie Vai. Noah i Logan cię poszukują – zaśmiał się cwano, widząc zaskoczoną minę niebieskiej.
- Sylwia chyba nie usłyszała – Jenny szybko podeszła do czerwonej – James zaprasza cię na randkę! – krzyknęła jej prosto do ucha.
- Że… James? – szybko się wyprostowała i otworzyła szeroko oczy – mówisz poważnie? Ty… i… ja? – wskazała na niego, potem na siebie i zrobiła się cała czerwona – razem?
- Oczywiście jeśli chcesz iść ze mną – wzruszył ramionami – jeśli tak to napiszę ci w wiadomości o której po ciebie wpadnę – widząc jej szczęśliwą minę, cicho się zaśmiał i nas opuścił. Sylwia długo nie mogła wyjść z szoku.
- Zgadnij kto to – za Jenny pojawił się Kendall, który zasłonił jej oczy dłońmi i cicho szepną do ucha.
- Następna ofiara przyszła – wskazała na niego Vai  – nigdzie moich ofiar nie widzę
- Ja nawet nie mam swoich ofiar – zastanowiłam się – czeka mnie maraton romansów dzisiaj! Raz się żyje!
- To Johnny, Carlos, Logan, Noah, Louis, Adam, Max, Zack? – Jenny zaczęła wymieniać chłopaków z którymi się przyjaźnimy w szkole, jednak ani razu nie trafiła.
- Jaki Zack? Mamy w szkole jakiegoś Zack’a?  – Vai nie mogła wytrzymać z śmiechu.
- Naprawdę nie domyśliłaś się że to ja? – Kendall zabrał swoje dłonie smutny.
- Przepraszam – zaśmiała się niewinnie dziewczyna – zapomniałam że jeszcze ty mi zostałeś
- To chętnie ci o siebie przypomnę, dzisiaj na kolacji – uklękną przed nią, po czym pocałował w dłoń – dzisiaj o 18:00 i nie chce słyszeć odmowy – mrugną do niej i odszedł jakby nic się nie stało. Tym razem zaskoczył nas wszystkie, Jenny musiała oprzeć się o ścianę aby nie zemdleć.
- Pati, chyba przyjdę do ciebie na ten maraton – szepnęła Vai nadal zaskoczona wpatrując się w miejsce gdzie przed chwilą stał Kendall.
- Jasne. Zapraszam – kiwnęłam głową, po czym spojrzałam w prawo. Właśnie w moją stronę kierował się Carlos, po czym odwróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Zayn’a. Ciekawe dlaczego akurat oni, w tym samym momencie, tego dnia, oraz w tą samą stronę idą. Zrobiłam krok do przodu, aby nie było takiej samej akcji jak z Jamesem, jednak oni zatrzymali się przy mnie… źle to widzę.
- Zostań moją walentynką – powiedzieli jednocześnie, kierując słowa do mnie. Otworzyłam szeroko oczy, spoglądając raz na jednego, a raz na drugiego. Chłopacy popatrzeli na siebie wkurzeni.
- Będzie się działo – Vai pociągnęła mnie do siebie – uważaj bo jeszcze ciebie pobiją
- Pobiją? – otworzyłam jeszcze szerzej oczy.
- Ona pójdzie ze mną – powiedział spokojnie Carlos.
- Po moim trupie – założył rękę na rękę Zayn – Pati pójdzie ze mną
- Jesteś za głupi dla niej – cicho się zaśmiał latynos.
- Za to nie jestem ciotą jak ty – wystawił mu język po czym zaczął się śmiać na cały głos.
- Czekajcie – stanęłam pomiędzy ich – jesteście przyjaciółmi z jednej klasy, nie będziecie się kłócić – założyłam rękę na rękę – spędzam walentynki sama, ewentualnie z Vai – wskazałam na niebieską  która nam pomachała – możliwe że pójdę na spacer, ponieważ ma być parada. Ale nie z wami – spojrzałam wrogo na nich, po czym pewna siebie odeszłam koło Sylwii i Jenny.
- To oznacza wojnę – powiedział oschle Carlos.
- Zniszczę cię – dodał Zayn. Wymienili się wrogimi spojrzeniami, po czym każdy z nich odszedł w innym kierunku. Nie chce wybierać między nimi, zwłaszcza że nie umiałabym tego zrobić.
- Spokojnie Pati, nie zostawię cię – poklepała mnie po ramieniu Vai, po czym spojrzała w komórkę odczytując sms którego właśnie dostała – jednak cię zostawię – kiwnęła głową z śmiechem.
- Który do ciebie napisał? – jęknęłam przybita.
- Logan napisał że ma dla mnie niespodziankę – pomachała komórką – tylko Noah jeszcze nie przyszedł z czekoladkami. Myślałam że na historii coś zjem – schowała telefon.
- Coś mi się zdaje że będę mieć męczący dzień – oparłam się o ścianę – ziemia do Sylwii i Jenny – potrzęsłam nimi leciutko – to tylko randki
- Ogarnijcie się! – Vai uderzyła każdą z liścia, po czym wpatrywała się w nie jakby nic się nie stało.
- Idiotka! – krzyknęły jednocześnie do niebieskiej, nagle budząc się z transu.
*Z punktu widzenia Vai*
Nareszcie skończyły się lekcje! Jestem wściekła na Logana, tak samo jak na Noah. Od rana nie widziałam żadnego z nich. Jak tylko spotkam któregoś, to zamorduje.
- Vai nie myśl tyle, bo mózg ci się przegrzeje – zaśmiała się Jenny.
- A ona ma mózg? – spytała Sylwia, kiedy oberwała ode mnie z ręki w głowę.
- Cicho – przymrużyłam oczy, wpatrując się na dziewczyny wściekła – myślę jak zabić pewne osoby
- Właśnie jeden z nich tutaj idzie – Pati wskazała przed siebie. Uśmiechnięty Noah, kierował się w naszą stronę z bukietem róż, oraz bombonierką w kształcie serca. Jestem ciekawa jakie ma wytłumaczenie.
- Dla mojej różyczki – podarował mi prezenty – najlepszego z okazji Walentynek
- Po co mi róże? – podniosłam zdziwiona brew wpatrując się w róże – bombonierkę możesz dać, głodna jestem
- Ja chętnie zabiorę róże! Będę mieć ich więcej – koło nas pojawiła się Sylwia, która z uśmiechem zabrała róże, po czym uciekła.
- Spóźniłeś się Noah – otwarłam pudełko i zaczęłam jeść – Logan napisał do mnie wcześniej – wzruszyłam ramionami.
- Wcześniej? – otworzył szeroko oczy – ale wybierasz mnie… prawda?
- Zastanowię się – ominęłam go razem z dziewczynami, po czym konturowałyśmy drogę do domu.
- Wredna jesteś – powiedziała po chwili Jenny.
- Wiem o tym – uśmiechnęłam się szatańsko.
- Podzieliłabyś się chociaż czekoladkami – pojawiła się przy mnie Pati, która próbowała sięgnąć po czekoladkę. Szybko uderzyłam ją w dłoń i odsunęłam od siebie.
- Sama znajdź chłopaka który kupi ci czekoladki – wystawiłam jej język. Nie spodziewałam się tego, że po moich słowach, pojawią się przed nami Carlos i Zayn z czekoladkami. Cały czas, któryś skorcił wzrokiem drugiego, albo go popchnął.
- Może teraz wybierzesz któregoś? – spytał Carlos.
- Wiadomo że mnie wybierze, po prostu nie chce sprawić abyś płakał – ciemnowłosy poklepał go po głowie z śmiechem.
- Możecie nam wreszcie zejść z oczu? Żadnego z was nie zabierze, jesteście idiotami – założyłam rękę na rękę wkurzona.
- Właśnie Vai, mam list dla ciebie, od Logana – Carlos wyciągnął jakąś kartkę z kieszeni, po czym podszedł do mnie i mi ją podał.
- To Logan umie pisać? I to listy? – zdziwiła się Sylwia.
- Dobra Pati, nic nie widzi więc możesz wybrać mnie – szepną do niej Zayn, jednak na tyle głośno że każdy go usłyszał.
- To się nie liczy! – powiedział Carlos, spoglądając na niego wkurzony.
- Dosyć tego – podeszłam do nich, po czym zabrałam czekoladki – zejdźcie mi z oczu, teraz – przymrużyłam oczy, przez co posłuszna dwójka szybko uciekła.
- Nie wiem co robić! – warknęła Pati, odwracając się w naszą stronę cała czerwona – mam mętlik w głowie przez nich – zabrała ode mnie jakieś czekoladki i zaczęła jeść.
- Ty lepiej opowiadaj co chce Logan! – spojrzała na list zaciekawiona Sylwia.
- Może jakiś wiersz. Chociaż Logan romantyk to jest jak przeciwieństwo – zastanowiła się Jenny.
- To nie wasza sprawa – odsunęłam się od nich – wrócę później do domu – pokręciłam głową po czym skierowałam się w zupełnie inną stronę. Otworzyłam kopertę, po czym zobaczyłam jakąś mapkę, oraz numerki w poszczególnych punktach. Temu idiocie się chyba nudzi… jednak z ciekawości może sprawdzę te miejsca.
*Z punktu widzenia Sylwii*
Tak jak kazał James, tak zrobiłam. Napisałam do niego sms, że chętnie z nim gdzieś pójdę. Zostawiając Pati samą w domu, pokierowałam się z nim prosto do kina. Na szczęście wybrał horror „Krwawe Walentynki”.
- Ten film… wcale nie jest… straszny – szepną do mnie James.
- Ponieważ to są dopiero reklamy – zaśmiałam się. W kinie były same pary, nie można było zobaczyć samotnej osoby. Wszyscy wtuleni w siebie, czekający aż seans filmowy się zacznie.
- Pamiętaj, zawsze w czasie filmu możesz się przytulić. Obronię cię – poruszał znacząco brwiami, przez co aż zrobiło mi się gorąco.
- Dzięki – leciutko się uśmiechnęłam, po czym spojrzałam w ekran. Właśnie zaczyna się horror! Poczułam nagle jak James złapał mnie za rękę. Okropnie się trząsł… czyżby bał się horrorów?
- Nie bój się Sylwia, to tylko film – powiedział nerwowo, próbując zerkać na ekran.
- Ja się nie boje – dodałam spoglądając na niego – na pewno wszystko dobrze?
- Jest świetnie – kiwną głową, właśnie wtedy w filmie rozniósł się krzyk, przez co wystraszony chłopak mocno się do mnie przytulił.
- Nie bój się – poklepałam go po głowie, jednak przy następnym krzyku sama się wystraszyłam i przytuliłam do niego.
- Siema, co robicie? – nagle za nami pojawiła się Vai. Razem z Jamesem zaczęliśmy krzyczeć na całe kino, oraz rozsypaliśmy popcorn na rząd przed nami.
- Vai! Nie strasz nas idiotko! – spojrzałam na nią przerażona.
- Zamknijcie się, niektórzy tu film oglądają – zmierzył mnie wzrokiem jakiś mężczyzna cały od popcornu, po czym wrócił do filmu.
- Czego tu chcesz Vai? – James szybko się ogarnął.
- Więc szukam… klucza – Vai spojrzała na jakąś kartkę, po czym zbliżyła się do mnie, sięgnęła do mojej torebki i wyciągnęła jakiś mały, złoty kluczyk – ciekawe jak Logan go tam ukrył
- Idź stąd – przymrużyłam oczy.
- Całuj ją James, całuj – zaśmiała się – widać że brakuje jej miłości – poklepała go po głowie po czym zniknęła nam z oczu. Westchnęłam głośno, po czym znowu zaczęłam oglądać film razem z Jamesem film.
*Z punktu widzenia Jenny*
Kendall zabrał mnie na romantyczną kolacje do najlepszej restauracji w mieście. Słyszałam że już od miesiąca nie można zarezerwować stolika na ten dzień. Widocznie bardzo mu zależało aby tutaj przyjść.
- Nie musiałeś mnie aż tutaj zabierać – powiedziałam wchodząc do środka.
- Chce abyś zapamiętała ten dzień jak najlepiej – złapał mnie za rękę, po czym zostaliśmy przywitani przez kelnera, który wskazał nam stolik i nas do niego zaprowadził. Kendall odsunął moje krzesło, abym mogła usiąść, i sam usiadł się naprzeciwko mnie.
- Jest tutaj cudnie – oparłam łokciami o stół, po czym zaczęłam wpatrywać się w chłopaka uśmiechnięta.
- Dla ciebie wszystko – odwzajemnił to, po czym zrobiłam się cała czerwona.
- Jenny! Kendall! – usłyszałam swoje imię. Spojrzałam w prawo po czym zobaczyłam Lili i Mike którzy siedzieli kilka centymetrów od naszego stolika. Jak to możliwe że nie widziałam ich wcześniej.
- Lili, dawno cię nie widziałam – pomachałam jej – nie spodziewałam się was, w takim miejscu
- Ty mi nic nie powiedziałaś że kręcisz z Kendallem. Jestem z ciebie taka dumna – myślałam że po jej słowach zapadnę się cała pod ziemię.
- Nie przejmuj się Jenny, ona tylko żartowała – chłopak próbował mnie trochę uspokoić.
- Prawdziwy mężczyzna – usłyszałam głos Josha.  Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam go, kawałek dalej razem z Kingą. Później widziałam Jonnego z Natalią, nawet Lucas i Karolinę.
- Cała szkoła tutaj przyszła? – rozejrzałam się po restauracji. Zamurowało mnie to.
- Chociaż będzie weselej – dodał również zaskoczony Kendall.
- Jasne. Zwłaszcza jak będą wtrącać się w każde zdanie, ponieważ będą wszystko słyszeć – kiwnęłam głową.
- Pomożemy ci w randce tylko – zaśmiała się Lili.
- Nie staraj się nawet mała, jesteś za słaba dla niego – Kinga spojrzała w moją stronę znacząco.
- Zostaw ją, zajmij się lepiej Josh’em – zacisnęła pięści Lili.
- Gdzie jest moje jedzenie?! Umieram z głodu – Lucas położył się na stoliku załamany.
- To nie znaczy że chciałem cię zaprosić, ale skoro nalegałaś – Johnny speszony spojrzał w inną stronę.
- Wcale cię o nic nie prosiłam – Natalia zrobiła dokładnie to samo co on. Wymieniłam się znaczącym spojrzeniem z Kendall’em, po czym oboje spojrzeliśmy na talerz. Coś mi się zdaje że ta randka będzie katastrofą.
*Z punktu widzenia Pati*
Dziewczyny zostawiły mnie samą, świętując Walentynki. Postanowiłam i tak pójść na ten mały festyn z okazji tego dnia. Ma być wesołe miasteczko, fajerwerki, po prostu wielka impreza. Usłyszałam nagle hałas, było już ciemno, a ja szłam sama przez park. Wystraszona spojrzałam w tą stronę, po czym poczułam czyjś oddech na karku.
- Cześć Pati – usłyszałam znajomy głos, odwróciłam się i zobaczyłam latynosa.
- Co tutaj robisz? Wystraszyłeś mnie – odetchnęłam z ulgą.
- Właśnie idę na paradę. Tak samo ja ty, prawda? To świetnie się składa, możemy iść razem – uśmiechną się do mnie promiennie.
- Czy aby na pewno nie idziesz na nią, dlatego że w szkole mówiłam że chce iść? – założyłam rękę na rękę, podnosząc jedną brew do góry.
- Nie wiem o czym mówisz – podrapał się po głowie nerwowo – lepiej chodźmy
- No dobrze – wydało mi się to wszystko podejrzane, jednak poszłam z nim – mam nadzieje że nie jesteś zły za tą akcje w szkole, no i po szkole – spojrzałam w podłogę – po prostu ciężko byłoby mi wybrać któregoś… z was – odwróciłam głowę, i dopiero wtedy zorientowałam się że idę sama. Mam nadzieje że nie mam już halucynacji przez to wszystko.
- Co za zbieg okoliczności, baby – nagle ktoś objął mnie ramieniem. Spojrzałam na tą osobę, i był to Zayn.
- Ty też jesteś halucynacją? – miałam wystraszony wyraz twarzy.
- Ja jestem prawdziwy, księżniczko – wystawił mi język – niebezpiecznie tak samej chodzić po parku – zaczął mnie prowadzić w stronę parady. Byłam tak zaskoczona że nie miałam nawet siły się o nic pytać, ani temu opierać.
- Zayn! – usłyszałam krzyk Carlosa. Przed nami stał latynos, cały poszarpany, w liściach, oraz miał na sobie jeszcze sznurki.
- Co tam robiłeś Carlos? Nie spodziewałem się ciebie tutaj – chłopak skorcił go wzrokiem – możesz nas nie śledzić?
- A ty możesz mnie w krzakach nie związywać!? – Carlos bardzo się wkurzył na niego. Ich kłótnie przerwała Vai, która z drzewa spadła prosto na latynosa.
- Mam ten cholerny klucz! – uśmiechnęła się – dzięki Carlos za lądowanie – podniosła się – powodzenia Pati, spadam stąd – podeszła do mnie, uderzyła w ramie i zniknęła z moich oczu. To była dopiero dziwna akcja.
- Jesteście okropni  - odsunęłam się od Zayn’a – mówiłam że macie się nie kłócić – przewróciłam oczami po czym sama pokierowałam się na paradę, omijając umierającego Carlosa. Wkurzyli mnie.
*Z punktu widzenia Sylwii*
Po filmie, chociaż mało co z niego pamiętam, ponieważ cały czas zasłaniałam oczy, postanowiliśmy udać się na spacer po parku. Co chwile można było minąć jakieś zakochane pary, oraz ozdoby walentynkowe. Było po prostu bardzo romantycznie.
- Wybacz Sylwia – szepną po chwili James. Przybity cały czas wpatrywał się w podłogę.
- Ale o co chodzi? – spojrzałam na niego dziwnie.
- Chciałem zrobić na tobie wrażenie, ale z tym horrorem to był niewypał – chwycił mnie delikatnie za rękę. Zarumieniłam się i cicho zaśmiałam.
- Nic się nie stało… - zaczęłam, kiedy rozdzieliła nas wkurzona Pati – Pati! Co ty robisz?!
- Czuje jakby mi miała głowa zaraz wybuchnąć, przepraszam – nerwowo zaczęła znowu iść w przeciwną stronę.
- Więc wracając do twoich przeprosin, to przecież nic… - próbowałam znowu skończyć to zdanie gdy usłyszałam krzyk. Spojrzałam pod nogi i okazało się że nadepnęłam Carlos’a.
- Jak ty chodzisz? – spojrzał na mnie wkurzony, po czym szybko wstał, ścierając kurz.
- On się dobrze czuje? – James wskazał na latynosa.
- On nigdy dobrze się nie czuje – pojawił się koło nas Zayn – a skoro nie jest zdolny do chodzenia, to na razie! – wystawił nam język po czym uciekł.
- Zostaw Pati w spokoju! – Carlos nagle odzyskał siły, po czym z bólem zaczął gonić Zayna.
- Nie chce wiedzieć co tam się stało – pokręciłam przecząco głową, trochę zmieszana.
- Nigdy się tego nie dowiemy – ruszyliśmy znowu w Jamesem przed siebie, nadal trzymając się za ręce. Może doczekam się aż on wykona jakiś krok. Zawsze można iść do jego domu na chwile.
- Jak było na filmie? – za nami pojawiła się Vai, po czym mocno uderzyła w plecy z śmiechem.
- Ile razy jeszcze nam przeszkodzisz!? Śledzisz nas? – podniosłam zdziwiona brew.
- Nie interesuj się co robie. Potrzebuje kluczyków – niebieska wyciągnęła z kaptura Jamesa następny kluczyk – zamorduje Logana za to
- Więc po co to robisz? – spytał James.
- Chce wiedzieć co dla mnie przygotował – pokręciła głową – jesteście idiotami, idealnie się dobraliście – zaśmiała się, po czym tak szybko zniknęła, jak szybko się pojawiła.
- Ciekawy jestem kto jeszcze nam przeszkodzi – załamał się James – to miał być wieczór tylko we dwoje
- Można było się tego spodziewać - wzruszyłam ramionami – nie przejmuj się tak, jest świetnie – leciutko się do niego przytuliłam.
- Sylwia może… przejdziemy się w stronę mojego domu? – szepną mi do ucha chłopak.
- Czytasz mi w myślach – zaśmiałam się cicho, po czym poszliśmy przed siebie.
*Z punktu widzenia Jenny*
- Zaraz rozwalę tą restaurację! Gdzie moje jedzenie?! – znowu usłyszałam krzyki Lucasa.
- Musisz najpierw coś zamówić – jęknęła Karolina  trochę podenerwowana.
- Tą sukienkę to w jakimś lumpeksie znalazłaś? – zaśmiała się bezczelnie Kinga, kierując te słowa do Lili.
- Twoja wygląda jakbyś wyciągnęła ją z śmietnika – odpowiedziała jej, po czym znowu zaczęła słodko wpatrywać się w Mike.
- Bo miłość to prawdziwy mężczyzna – krzykną Josh.
- Jest ciekawie, prawda Jenny? – Kendall spojrzał na mnie załamany.
- Oczywiście. To najlepsza kolacja w życiu – uśmiechnęłam się sztucznie po czym wróciłam do jedzenia spaghetti, tak samo jak chłopak.
- Mogłabyś mnie nie kopać? – po chwili przestał jeść.
- Przecież cię nie kopie – po czym poczułam ból w nodze. Spojrzałam pod stolik, gdzie siedziała Vai próbująca coś odklęć spod stołu.
- Macie coś do jedzenia? – spytała niebieska.
- Co tutaj robisz? – powiedzieliśmy jednocześnie.
- Nie widać? Śledzę was – wystawiła nam język, po czym udało jej się odkleić tą rzecz – nareszcie!
- Następna co przyszła zniszczyć nam randkę – załamałam się.
- I tak jest zniszczona – wyszła spod stołu, zabrała ode mnie łyka szampana i kawałek pieczywa.
- Twoja jest niby lepsza? – podniósł cwano brew Kendall.
- Nie widać? – zaśmiała się po czym opuściła szybko restauracje. Naprawdę byłam zaskoczona tym wszystkim, na szczęście chłopak to wyczuł i chwycił mnie za rękę.
- Gdzie jest moje jedzenie?! – znowu krzykną Lucas na całą restauracje.
- Musisz najpierw coś zamówić idioto! – uderzyła go w głowę Karolina. Wtedy romantyczny, oraz magiczny nastrój prysną… i znowu się załamałam.
*Z punktu widzenia Pati*
Udało mi się dostać do wesołego miasteczka. Może i wszystko było związane z parami, ale nie przejmowałam się tym. Od razu miałam zamiar wejść na wszystkie kolejki, po czym później iść na długo wyczekiwaną paradę. Naprawdę było bardzo dużo ludzi, aż los chciał abym na kogoś wpadła.
- Księżniczka! Może chcesz waty cukrowej? – już domyśliłam się o kogo chodzi. Spojrzałam na niego na początku przepraszająco, później jednak trochę zła.
- Dziękuje – zabrałam watę i zaczęłam ją jeść – znowu macie zamiar się bić?
- Spróbujemy się opanować – koło niego pojawił się Carlos z colą, którą mi podał – przepraszamy za wcześniejsze zachowanie
- Skoro już cię spotkaliśmy, to może przejedziesz się ze mną tunelem miłości? – Zayn przybliżył się do mnie.
- Za blisko stoisz – Carlos odsuną go ode mnie – pojedzie ze mną – złapał mnie za jedną rękę, a Zayn za drugą. Właśnie tak siłą zaciągnęli mnie w kierunku tunelu.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł – szepnęłam cały czas czerwona. W łódce, zmusili mnie do siedzenia na środku, a sami cały czas się szarpali. Poczułam się jak poszkodowana!
- Jesteście gotowi? – operator dźwigni spojrzał na nas dziwnie, widząc parę 3-osobową.
- Ja chyba mam chorobę morską, wybaczcie – udało mi się wyjść z łódki w ostatniej chwili. Zanim chłopacy ogarnęli że mnie nie ma, łódka dawno ruszyła. Zaczęłam się śmiać na cały głos, już widzę ich miny jak będzie po wszystkim.
Czekałam na nich chwilę, po czym łódka się zatrzymała, a z niej wyszli chłopacy, mieli zmieszane miny, byli wkurzeni, rozczarowani, oraz zaskoczeni. Nic tylko płakać z śmiechu.
- Jak było? – wytarła łzę, próbując trochę powstrzymać się od śmiechu.
- Nikomu o tym nie mów – wskazał na mnie Carlos.
- Nigdy o tym nie wspominaj – dodał Zayn. Widać że aż dreszcze im przeszły po ciele, cieszę się że ja nie musiałam płynąc tą łódką.
- Ile misiów! – zachwycona spojrzałam na nagrody, w tych grach w wesołych miasteczkach.
- Wygram ci takiego – objął mnie ciemnowłosy.
- Prędzej mi się uda – przymrużył oczy Carlos, wykupił kilka rzutów i razem z Zayn’em zrobili „wojnę” kto więcej razy wygra.
- Dawaj ten kluczyk! – usłyszałam krzyk Vai, która próbowała od właściciela jednej z budek wymusić nagrodę.
- Musisz najpierw zbić wszystkie puszki – powiedział trochę wystraszony.
- Vai, nudzi ci się znowu? – stanęłam przy niej.
- Gram w to już piąty raz a ten idiota nie chce dać mi nagrody! Tylko jedna puszka mi została! – warknęła wkurzona.
- Musisz zbić… wszystkie – właściciel prawie dostał zawału, kiedy niebieska uderzyła z całej siły w blat – proszę – podał jej kluczyk, po czym się schował.
- Nareszcie mam wszystkie! – podniosła rękę do góry szczęśliwa i uciekła.
- Zignorowała mnie… - szepnęłam do siebie smutna. Kiedy tylko się odwróciłam zobaczyłam chłopaków. Każdy z nich mógł mieć po 10 maskotek, które mi podarowali. Jednak pod wpływem ciężaru, upadłam na ziemię.
- I co zrobiłeś?! – jednocześnie krzyknęli na siebie i zaczęli się szarpać.
- Wiecie co? – podniosłam się, jakoś udało mi się zabrać te zabawki zła, po czym przybliżyłam się do nich – wkurzyliście mnie już. Idę do domu – przymrużyłam oczy po czym odeszłam pewna siebie.
*Z punktu widzenia Vai*
Logan kazał szukać mi z 10 małych kluczyków. Cały dzień męczyłam się aby je znaleźć, jednak nareszcie mi się udało! Mapka pokierowała mnie do jakiegoś sklepu, gdzie właściciel wymienił te kluczyki, na jeden duży, oraz dał następną mapę. Znudzona już tym wszystkim, zabrałam klucz, otworzyłam następną mapę i próbowałam znaleźć miejsce do którego mnie prowadziła. Jednak… był to dom chłopaków.  Nie pukając do drzwi, weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać. Żadnego z nich nie widziałam, jedyne co mnie zaskoczyło, to zapalone światła oraz strzałki na ziemi. Zamknęłam drzwi, po czym poszłam za kreskami które prowadziły mnie do pokoju Logana. Próbowałam otworzyć drzwi, jednak były zamknięte. Wtedy zabrałam klucz, po czym weszłam do środka i… kompletnie mnie zamurowało. Logan leżał na łóżku, przywiązany był do niego linami. Do tego był nagi, jedynie przykryty kocem, wokół niego leżały płatki róż, oraz zapalone świece na szafce. Momentalnie wszystko zaczęło zamazywać mi się w oczach, prawie bym zemdlała!
- Jestem cały twój – uśmiechną się do mnie znacząco, po czym cicho zamruczał.
- Dobrze się czujesz? – otworzyłam szeroko oczy i głośno przełknęłam ślinę.
- Chodź do mnie, zabawimy się – przygryzł dolną wargę, przez co jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie.
- Skoro dajesz takie propozycje – usiadłam na łóżku, zniżyłam się nad jego twarzą, prawie go całując… jednak po chwili się wyprostowałam trzymając jego portfel w rękach, który leżał na szafce obok – kazałeś mi cały dzień biegać za kluczykami, przez co jestem głodna – kiwnęłam głową i wstałam – pójdę coś zjeść, skoro jesteś cały mój, to zaczekasz
- Nie chodziło mi o to… No proszę, Vai – spojrzał na mnie błagalnie, po czym zaczął się szarpać – zostaw mój portfel
- Nie. Nie słucham się zboczeńców – założyłam rękę na rękę.
- Ani trochę nie chcesz spędzić ze mną nocy? – zdziwił się.
- Może trochę… ale jestem za bardzo głodna – chwile się zastanowiłam.
- Co do cholery… się tu dzieje? – za mną stała cała czerwona Sylwia i James, który widząc Logana, szybko zasłonił czerwonej oczy.
- Masz widownie – zaśmiałam się złowrogo.
- Vai nie zostawiaj mnie! – krzykną załamany Logan.
- Ja… ja już może pójdę… gdzieś – szepnęła Sylwia, po czym chwiejnym krokiem pokierowała się do wyjścia.
- Udanych walentynek mistrzu – pokiwałam Loganowi, po czym zrobiłam to samo co Sylwia, zostawiając go z Jamesem.
Razem z kuzynką doszłyśmy do domu… który cały był zapełniony misiami. Na kanapie siedziała wkurzona Pati, oraz załamana Jenny.
- Udane walentynki były? – spytała brunetka, widząc nas w drzwiach.
- Chyba mam zawał – szepnęła Sylwia – na pewno mam zawał – oparła się o ścianę czerwona – on był… i zostawiłam… z Jamesem – otworzyła szeroko oczy, po czym zjechała na ziemię.
- Możemy zamówić sobie kurczaki, Logan płaci – pomachałam portfelem.
- Już nigdy nie pójdę do restauracji, ani nie pokaże się w szkole – rozłożyła się na kanapie Jenny. Dowiedziałam się jak każda z nas spędziła walentynki, po czym mogę spokojnie powiedzieć że faceci nie powinni wymyślać randek. Na szczęście dzięki Loganowi, zamówiłyśmy kurczaki, kupiłyśmy piwo, i bawiłyśmy się jak na normalne walentynki przystało.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Część 100!

Więc... już 100 rozdziałów! To tak szybko minęło... a ja dopiero tutaj w akcji jestem! Może do 200 dobijemy... kto wie... no jak nie będziecie mnie mieć dosyć!
Zanim przejdziemy do rozdziału na tą piękną okazje... z którego jestem dumna *.* To zróbmy sobie statystyki!
Ehemmm... a skoro to chodzi o rozdziały, to omówimy statystyki rozdziałów. Są to 3 najbardziej popularne i najczęściej wychodzone! 

Dziękuje wam za te wejścia, których niedługo będzie 90tyś. Oraz za komentarze których niedługo będzie 2tyś ♥ Kocham was, i mam nadzieje że będę częściej pisać.
Bez przedłużania... rozdział dedykowany współzałożycielce, która też powinna w jakiś sposób świętować ten dzień!

22 sierpnia...

Moje serce jeszcze bardziej przyśpieszyło. Mam wrażenie że zaraz zemdleje, od nadmiaru emocji. Jeszcze 30 min… jestem tak blisko aby zmienić swoje życie na zawsze… jeszcze trochę, muszę wstrzymać. W myślach mam wszystkie te niesamowite chwile, związane tylko z NIM. Radość, szczęście, smutek, kłótnie… tym razem nawet złe wspomnienia sprawiają na mojej twarzy uśmiech. Chce już go ujrzeć, przytulić i nigdy więcej nie puścić. Zastanawiam się, czy to cokolwiek zmieni w naszych relacjach. Pewnie potraktujemy naszą przyszłość poważniej. Na początku trzeba przestać się kłócić o głupoty i przestać sobie dogryzać… cały czas zachowujemy się jak dzieci.
Wyszłam z auta, podnosząc delikatnie moją suknie do góry, aby jej nie pobrudzić. Wiatr od razu zaczął torturować moją ułożoną fryzurę, a moim oczom ukazała się przepiękna złota plaża i błękitny ocean. Słońce powoli znikało z nieba, tworząc przepiękny zachód słońca. Właśnie w tym momencie poczułam, że jestem w stanie zrobić wszystko. Że jestem w stanie pójść tam, i zacząć nowy rozdział w moim życiu z moim ukochanym.
- Kochanie, jestem z ciebie dumny – pojawił się przy mnie mój tata.
- Denerwuje się – wzrok skierowałam w stronę czerwonego dywanu, oraz całej ceremonii.
- Dasz radę. Idź tam, i bądź szczęśliwa – na twarzy mojego taty zauważyłam delikatny uśmiech, spojrzałam w jego zaszklone oczy i zrozumiałam, że dla nich też ten dzień jest wyjątkowy. Właśnie dzisiaj, są światkami jak ich młodsza córka, zakłada swoją rodzinę.
- Tato… ty płaczesz? – spytałam łamiącym głosem. Sama na ten widok poczułam, jakbym miała się rozpłakać jak małe dziecko.
- Kocham cię Sylwuś – objął moją twarz dłońmi, i delikatnie przyłożył swoje usta na moje czoło. Zaczęłam się jeszcze bardziej denerwować gdy usłyszałam marsz weselny… już czas. Razem z tatą, przez czerwony dywan, szliśmy prosto w stronę gości, księdza, świadków… i pana młodego. Gdy tylko zobaczyłam Jamsa, poczułam jak serce mi przyśpiesza, jak nogi robią mi się jak z waty. Na mój widok najwidoczniej się zdziwił, ponieważ pożerał mnie wzrokiem i delikatnie otworzył usta. Widziałam wszystkich… rodzinę moją i Jamsa, przyjaciół, druhny… no prawie wszystkich. Gdy tylko dotarłam do niego, od razu spletliśmy swoje dłonie, wpatrzeni w siebie.
- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem małżeńskim, tych dwoje młodych ludzi – zaczął ksiądz. Podczas przemowy nie wiedziałam co robić. Czy patrzeć na zdenerwowanego Jamsa, czy na wzruszonych gości, czy na przysypiającą Vai za mną, oraz Jenny która ją podtrzymywała aby nie zasnęła. Chociaż Carlos, Logan i Kendall też nie byli nic lepsi. Jeden wzruszony, drugi zamyślony, a ostatni cieszył się jak głupi.
- Chcecie coś powiedzieć przed przysięgą? – spytał nas ksiądz, wyrywają mnie z zamyślenia.
- Ja mogę – James odebrał od księdza mikrofon – chce powiedzieć ci, oraz wszystkim zgromadzonym, co naprawdę dla mnie znaczysz. Kocham cię najbardziej na świecie i nie chce tego zmieniać. Jesteś moją jedyną i bez ciebie nie mógłbym istnieć.

Jedna łza… potem druga i trzecia… aż po policzkach spłynęły mi strumienie. Jego słowa tak trafiły w moje serce… że… nie umiem nawet wyrazić jak bardzo mnie zaskoczył. Tak bardzo mnie kocha, tak bardzo się postarał. Grzywacz widząc moje łzy szczęścia, z uśmiechem położył dłonie na moich policzkach, i otarł delikatnie łzy kciukami.
- Czas na obrączki – powiedział ksiądz spoglądając na Vai… która spała.
- Vai! Obrączki – szepnęła Jenny szturchając ją.
- Co? – przebudziła się niebieska – cholera… na ślubie jestem – zaśmiała się – gdzie ja mam obrączki – zaczęła szukać – patrzcie, mam nawet sukienkę i kwiaty
- I zepsuła tak romantyczną chwilę – załamałam się.
- Mogło być zawsze gorzej – James próbował mnie pocieszyć.
- Ludzie… ja mam obrączki – pojawił się przy nas Logan, trzymając poduszkę z złotymi obrączkami. Goście się załamali psychicznie widząc to, co właśnie odwalaliśmy. Kątem oka, przed przysięgą rzuciła mi się w oczy pewna osoba która siedziała w końcowym rzędzie. Pati wróciła!
- Ja, James Maslow, biorę sobie Ciebie… Sylwietto Goldie za żonę, i ślubuje Ci miłość, wierność, i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci – zaczął James – Sylwia przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – powiedział brunet do mikrofonu, wsuwając pierścionek na mój palec.
-
Ja, Sylwietta Goldie, biorę sobie Ciebie… James’a Maslow’a za męża, i ślubuje Ci miłość, wierność, i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci – chwyciłam za pierścionek - James przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – zrobiłam dokładnie to samo co wcześniej grzywacz. Właśnie wtedy, usłyszałam płacz mojej mamy, Kendalla i wielu innych osób, które były cały czas ze mną w tej ważniej chwili.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować Pannę Młodą – ksiądz zwrócił się do Jamsa, który słysząc te słowa, bez namysłu przybliżył się do mnie, i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Usłyszałam brawa, krzyki, radość, wiwaty… jakby był jakiś mecz piłki nożnej. Paparazzi, które dostało się na plaże, od razu robiło zdjęcia… po prostu chaos!
- Teraz zapraszamy wszystkich na imprezę w namiocie! – James krzykną do mikrofonu, po czym zwinnie zabrał mnie na ręce i zaprowadził w stronę namiotu.
- Umiem chodzić – powiedziałam oburzona.
- Jako że jesteś teraz moją żoną, nie dam ci się przemęczać – pocałował mnie krótko, pokazując wszystkie ząbki.
- Gratuluje! Rzucajmy ryżem! – za nami biegła Vai, rzucając w nas ryżem z śmiechem… po chwili dołączyła do niej reszta.
- Tylko nie w włosy! – krzyknęliśmy razem, po chwili zaczęliśmy się śmiać jak idioci. Teraz tylko impreza, noc poślubna… i reszta życia z moim mężem.