No heyyyy ^^ Jest to następna część jednorazówki wojennej! Tak wiem, niektórzy się ponoć popłakali na ostatniej... akurat w moim przypadku popłakałam się na końcówce tej części. Na samym końcu wyjaśnię wam jeszcze kilka rzeczy które chce abyście zrobili... Jeśli ktoś nie pamięta co sie stało to klikać na część 1
Bez przeciągania zapraszam na trochę dłuższą, środkową część jednorazówki!
(PS. muzykę możecie włączyć chwilowo jaką chcecie..ale klimat może być)
__________________________________
- Przyjechali! Musicie uciekać! – usłyszałam krzyk nad moim uchem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam kobietę z recepcji, była wystraszona.
- Kto przyjechał? – szepnęłam aby nie obudzić chłopaka.
- Amerykanie! Szukają was! Łapią wszystkich którzy są w tym hotelu! Musicie natychmiast wyjechać… ktoś nas wydał!– dodała i wyszła z pokoju, pewnie ich zatrzymać. Zaczęłam budzić Carlosa, opowiedziałam mu wszystko i wyszliśmy z pomieszczenia. Usłyszeliśmy z dołu strzały, przyśpieszyliśmy kierując się do tylnego wyjścia. Udało nam się niezauważalnie wydostać z hotelu. Czeka nas teraz długa droga do Indii… tylko aby tam nie był stan wojenny, inaczej nie wiem czy ujdziemy z życiem.
- Nie dam już rady – szepnęłam po jakiś 5 km drogi.
- Pati nie poddawaj się teraz – Latynos zatrzymał się i mnie przytulił.
- Po co mam się niby starać?! I tak jestem już sama! Ta wojna odebrała mi już wszystko! Zrozum że mam zniszczoną psychikę, nie daje rady z tym wszystkim! Ścigają nas i chcą zabić – zaczęłam krzyczeć, od tego upału i zmęczenia miałam już serdecznie dość…
- Musimy dać sobie radę jasne?! Myślisz ze ja się nie boje?! – widocznie wkurzyłam i Carlosa…
- Mogłeś mnie zostawić w tym obozie… nie chce się już męczyć… - szepnęłam podciągając nosem.
- Nie Pati… będziemy próbować do samego końca – Latynos trochę się uspokoił.
- …daj mi umrzeć – dodałam patrząc w podłogę. Carlos zdziwiony już nie wiedział co powiedzieć… miałam chwilę słabości, naprawdę nie chciałam już siedzieć na świecie.
- Chodź Pati, nikt cię nie zabije – chwycił mnie delikatnie za rękę i zaczął prowadzić do przodu.
- Zabij mnie chociaż ty… - powiedziałam. Carlos nie odezwał się więc jeszcze kilka razy powiedziałam „zabij mnie”. Od tego momentu nie odezwaliśmy się do siebie słowem, całą drogę przeszliśmy w milczeniu. Muszę poukładać sobie wszystko w głowie.
Bez przeciągania zapraszam na trochę dłuższą, środkową część jednorazówki!
(PS. muzykę możecie włączyć chwilowo jaką chcecie..ale klimat może być)
__________________________________
- Przyjechali! Musicie uciekać! – usłyszałam krzyk nad moim uchem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam kobietę z recepcji, była wystraszona.
- Kto przyjechał? – szepnęłam aby nie obudzić chłopaka.
- Amerykanie! Szukają was! Łapią wszystkich którzy są w tym hotelu! Musicie natychmiast wyjechać… ktoś nas wydał!– dodała i wyszła z pokoju, pewnie ich zatrzymać. Zaczęłam budzić Carlosa, opowiedziałam mu wszystko i wyszliśmy z pomieszczenia. Usłyszeliśmy z dołu strzały, przyśpieszyliśmy kierując się do tylnego wyjścia. Udało nam się niezauważalnie wydostać z hotelu. Czeka nas teraz długa droga do Indii… tylko aby tam nie był stan wojenny, inaczej nie wiem czy ujdziemy z życiem.
- Nie dam już rady – szepnęłam po jakiś 5 km drogi.
- Pati nie poddawaj się teraz – Latynos zatrzymał się i mnie przytulił.
- Po co mam się niby starać?! I tak jestem już sama! Ta wojna odebrała mi już wszystko! Zrozum że mam zniszczoną psychikę, nie daje rady z tym wszystkim! Ścigają nas i chcą zabić – zaczęłam krzyczeć, od tego upału i zmęczenia miałam już serdecznie dość…
- Musimy dać sobie radę jasne?! Myślisz ze ja się nie boje?! – widocznie wkurzyłam i Carlosa…
- Mogłeś mnie zostawić w tym obozie… nie chce się już męczyć… - szepnęłam podciągając nosem.
- Nie Pati… będziemy próbować do samego końca – Latynos trochę się uspokoił.
- …daj mi umrzeć – dodałam patrząc w podłogę. Carlos zdziwiony już nie wiedział co powiedzieć… miałam chwilę słabości, naprawdę nie chciałam już siedzieć na świecie.
- Chodź Pati, nikt cię nie zabije – chwycił mnie delikatnie za rękę i zaczął prowadzić do przodu.
- Zabij mnie chociaż ty… - powiedziałam. Carlos nie odezwał się więc jeszcze kilka razy powiedziałam „zabij mnie”. Od tego momentu nie odezwaliśmy się do siebie słowem, całą drogę przeszliśmy w milczeniu. Muszę poukładać sobie wszystko w głowie.
*Z punktu widzenia
Carlosa*
Wreszcie po kilku dniach dotarliśmy do Indii. Ten kraj jest
po prostu przepiękny. Od razu doszliśmy do pobliskiego, ogromnego miasta. Nikt
na nas nie zwracał uwagi co było chyba najlepsze co do tej pory. Weszliśmy do
jakieś restauracji aby spytać gdzie można tutaj znaleźć nocleg. Pierwsze co
zauważyliśmy to miła atmosfera i dwójka ludzi za ladom.
- Dzień Dobry – Pati jako pierwsza się odezwała – mówicie po angielsku?
- Oczywiście słoneczko – uśmiechnęła się kobieta, mogła mieć z 30 lat. Miała długie, proste brązowe włosy i piwne oczy.
- Nie słoneczkuj mi tu kochanie, wystraszysz ich jeszcze – zaśmiał się jakiś szatyn też w tym samym wieku co ona.
- Gdzie można tutaj znaleźć jakiś hotel? – zapytałem podchodząc do Pati.
- Uuuuuu nawet nie próbujcie, wszystko pozajmowane jest. Jutro wielkie święto i przyjeżdżają z całego świata – wytłumaczył nam mężczyzna.
- Pięknie… musimy znaleźć inne miasto, albo spać na ulicy – Pati chwyciła się za głowę.
- Nie ma mowy, teraz należycie do nas słoneczka – kobieta szybko wyszła za lady – jestem Rita, w znaczeniu droga życia… muszę wam pomóc – kiwnęła głową – mój mąż to Amar, w znaczeniu nieśmiertelny
- Znaczenia imion są takie ważne? – zapytałem podnosząc brew.
- Wtedy łatwiej rozpoznać człowieka… jak się nazywasz kochaniutka – Amar podszedł do Pati.
- Patrycja – powiedziała niepewnie.
- Osoba szlachetnie urodzona, nieźle – zaśmiała się kobieta – a ty? – zwróciła się do mnie.
- Carlos – również odpowiedziałem niepewnie.
- Kochający i opiekuńczy… to jesteście nowożeńcami? – zapytała Rita.
- My… nie nie nie – zaśmialiśmy się niewinnie i odwróciliśmy głowy w inne strony. Normalnie poczułem jak robie się cały czerwony.
- Jesteśmy wrogami – powiedziała Pati wskazując na mnie. Ich mina była bezcenna…
- Że wrogami? – Amar założył rękę na rękę.
- Słyszeliście chyba o wojnie… Pojechałem do jej kraju aby ich zabić… jesteśmy z dwóch innych światów – wytłumaczyłem im.
- Uratował mi życie – dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.
- Teraz musimy uciekać ponieważ nas ścigają i chcą zabić – dodałem.
- Moje biedactwa… nie ma mowy abym was tak zostawiła. Idziecie ze mną do naszego domu i tam zostaniecie tyle ile potrzeba – Rita chwyciła nas za ręce i wyciągnęła z restauracji.
- Proszę panią nie chcemy się narzucać! – krzyknęła Pati próbując się zatrzymać.
- Słodziutka nawet nie próbuj… idziecie i koniec – zaśmiała się kobieta. Miło że są jeszcze tacy ludzie którzy kochają pomagać, to małżeństwo wydaje się takie… aż brak słów aby to opisać. Weszliśmy do pięknego, kolorowego domu.
- Tu jest niesamowicie – pisnęła Pati oglądając wszystko – zawsze marzyłam aby pojechać do Indii… te kolory i stroje to magia – zachwyciła się jeszcze bardziej.
- Spokojnie, macie dużo czasu aby zwiedzić nasz kraj – powiedział Amar.
- Pierwsze co zrobimy to dostaniecie jakieś ubrania, musicie poznać naszą tradycje – rozłożyła ręce Rita.
- Już za dużo dla nas zrobiliście, naprawdę nie trzeba – powiedziałem.
- Muszę was zobaczyć w takich tradycyjnych strojach – zaśmiał się Amar – chodź ze mną młody, ubierzesz coś i przejdziemy się do świątyni abyście mogli wszystko obejrzeć – klepnął mnie w ramię i zaprowadził do innego pokoju. Szybko pomachałem dziewczyną i pobiegłem za nim.
- Mam się bać tego stroju? – zapytałem Amara który szukał czegoś w szafie.
- Dla nas jest normalny, dla was może taki nie być – wyciągnął długą tunikę, szczerze myślałem że to sukienka xD
- Mam w tym wyjść do ludzi? – wskazałem na materiał.
- Nasz tradycyjny strój… normalny jak wiele innych – podał mi wieszak – jak zobaczysz sukienkę mojej żony to padniesz… cudo
- Już się doczekać nie mogę – zaśmiałem się – nie chce tego zakładać
- Nie marudź – wepchnął mnie do przebieralni. Niechętnie się przebrałem w ten strój i wyszedłem z powrotem.
- Wyglądam jak laska – zaśmiałem się rozkładając ręce.
- Chciałbyś, jest super – uniósł kciuk do góry – tooo… ty i Pati – pomajtał brwiami.
- Nawet nie zaczynaj – wskazałem na niego przymrużając oczy – nie ma żadnego ja i ona… jasne?
- Jeśli ci się podoba to powiedz jej to, widać że to odwzajemnione – wzruszył ramionami.
- Wątpię że interesuje ją osoba która miała ją zabić – przewróciłem oczami.
- Ale ją uratowałeś… i jakby się zastanowić to ciągle przy tobie jest, nie zostawiła cię – poklepał mnie w plecy i wyszedł. Może i ma racje… ehhhh szkoda że nie umiem czytać w myślach.
- Dzień Dobry – Pati jako pierwsza się odezwała – mówicie po angielsku?
- Oczywiście słoneczko – uśmiechnęła się kobieta, mogła mieć z 30 lat. Miała długie, proste brązowe włosy i piwne oczy.
- Nie słoneczkuj mi tu kochanie, wystraszysz ich jeszcze – zaśmiał się jakiś szatyn też w tym samym wieku co ona.
- Gdzie można tutaj znaleźć jakiś hotel? – zapytałem podchodząc do Pati.
- Uuuuuu nawet nie próbujcie, wszystko pozajmowane jest. Jutro wielkie święto i przyjeżdżają z całego świata – wytłumaczył nam mężczyzna.
- Pięknie… musimy znaleźć inne miasto, albo spać na ulicy – Pati chwyciła się za głowę.
- Nie ma mowy, teraz należycie do nas słoneczka – kobieta szybko wyszła za lady – jestem Rita, w znaczeniu droga życia… muszę wam pomóc – kiwnęła głową – mój mąż to Amar, w znaczeniu nieśmiertelny
- Znaczenia imion są takie ważne? – zapytałem podnosząc brew.
- Wtedy łatwiej rozpoznać człowieka… jak się nazywasz kochaniutka – Amar podszedł do Pati.
- Patrycja – powiedziała niepewnie.
- Osoba szlachetnie urodzona, nieźle – zaśmiała się kobieta – a ty? – zwróciła się do mnie.
- Carlos – również odpowiedziałem niepewnie.
- Kochający i opiekuńczy… to jesteście nowożeńcami? – zapytała Rita.
- My… nie nie nie – zaśmialiśmy się niewinnie i odwróciliśmy głowy w inne strony. Normalnie poczułem jak robie się cały czerwony.
- Jesteśmy wrogami – powiedziała Pati wskazując na mnie. Ich mina była bezcenna…
- Że wrogami? – Amar założył rękę na rękę.
- Słyszeliście chyba o wojnie… Pojechałem do jej kraju aby ich zabić… jesteśmy z dwóch innych światów – wytłumaczyłem im.
- Uratował mi życie – dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.
- Teraz musimy uciekać ponieważ nas ścigają i chcą zabić – dodałem.
- Moje biedactwa… nie ma mowy abym was tak zostawiła. Idziecie ze mną do naszego domu i tam zostaniecie tyle ile potrzeba – Rita chwyciła nas za ręce i wyciągnęła z restauracji.
- Proszę panią nie chcemy się narzucać! – krzyknęła Pati próbując się zatrzymać.
- Słodziutka nawet nie próbuj… idziecie i koniec – zaśmiała się kobieta. Miło że są jeszcze tacy ludzie którzy kochają pomagać, to małżeństwo wydaje się takie… aż brak słów aby to opisać. Weszliśmy do pięknego, kolorowego domu.
- Tu jest niesamowicie – pisnęła Pati oglądając wszystko – zawsze marzyłam aby pojechać do Indii… te kolory i stroje to magia – zachwyciła się jeszcze bardziej.
- Spokojnie, macie dużo czasu aby zwiedzić nasz kraj – powiedział Amar.
- Pierwsze co zrobimy to dostaniecie jakieś ubrania, musicie poznać naszą tradycje – rozłożyła ręce Rita.
- Już za dużo dla nas zrobiliście, naprawdę nie trzeba – powiedziałem.
- Muszę was zobaczyć w takich tradycyjnych strojach – zaśmiał się Amar – chodź ze mną młody, ubierzesz coś i przejdziemy się do świątyni abyście mogli wszystko obejrzeć – klepnął mnie w ramię i zaprowadził do innego pokoju. Szybko pomachałem dziewczyną i pobiegłem za nim.
- Mam się bać tego stroju? – zapytałem Amara który szukał czegoś w szafie.
- Dla nas jest normalny, dla was może taki nie być – wyciągnął długą tunikę, szczerze myślałem że to sukienka xD
- Mam w tym wyjść do ludzi? – wskazałem na materiał.
- Nasz tradycyjny strój… normalny jak wiele innych – podał mi wieszak – jak zobaczysz sukienkę mojej żony to padniesz… cudo
- Już się doczekać nie mogę – zaśmiałem się – nie chce tego zakładać
- Nie marudź – wepchnął mnie do przebieralni. Niechętnie się przebrałem w ten strój i wyszedłem z powrotem.
- Wyglądam jak laska – zaśmiałem się rozkładając ręce.
- Chciałbyś, jest super – uniósł kciuk do góry – tooo… ty i Pati – pomajtał brwiami.
- Nawet nie zaczynaj – wskazałem na niego przymrużając oczy – nie ma żadnego ja i ona… jasne?
- Jeśli ci się podoba to powiedz jej to, widać że to odwzajemnione – wzruszył ramionami.
- Wątpię że interesuje ją osoba która miała ją zabić – przewróciłem oczami.
- Ale ją uratowałeś… i jakby się zastanowić to ciągle przy tobie jest, nie zostawiła cię – poklepał mnie w plecy i wyszedł. Może i ma racje… ehhhh szkoda że nie umiem czytać w myślach.
*Z punktu widzenia Pati*
Razem z Ritą pognałyśmy do pokoju gdzie pogadał mi niebieską
sukienkę… zawsze marzyłam aby taką założyć!
- Nawet nie wiem co powiedzieć – pisnęłam patrząc na materiał.
- Zakładaj a nie gadasz kochana – wygnała mnie do przebieralni gdzie szybko włożyłam suknie. Wyszłam z pomieszczenia, Rita pomogła mi z kilkoma dodatkami i byłam już gotowa!
- Jest przepiękna – szepnęłam patrząc w lustro.
- Na tobie wygląda jeszcze lepiej – kobieta stanęła za mną – przypominasz mi mnie w twoim wieku… Carlos umrze z zachwytu
- Co on ma do tego? – podniosłam brew.
- Może to że cała jesteś czerwona? – zaśmiała się. Spojrzałam w lustro i rzeczywiście, byłam czerwona jak burak…
- To nie śmieszne… zakocha… znaczy zauroczyłam się trochę, pewnie przez to ze mnie uratował, on jest Amerykaninem, ja jestem Polką… to nie pasuje! Nawet jeśli to co niby z tego będzie? – chodziłam tak w kółko gadając od czapy.
- Miłość – dodała rozbawiona Rita – wiem jak to jest, jestem z Amarem od 10 lat i świata poza nim nie widzę… miałam mieć innego męża… wybranego przez rodziców, ale zbuntowałam się i uciekłam z nim – opowiedziała mi.
- To słodkie, pozazdrościć wam – uśmiechnęłam się leciutko.
- Warto walczyć o swoje – pociągnęła mnie za rękę do salonu. Kiedy zobaczyłam miny chłopaków myślałam że wybuchnę śmiechem… jednak kiedy zobaczyłam strój Carlosa to nie mogłam opanować śmiechu.
- Myślałam ze to ja mam mieć sukienkę – zasłoniłam usta dusząc się z śmiechu.
- Bardzo śmieszne – przymrużył oczy Latynos – to szata, tunika… dobra to okropne
- Mi widać brzuszek – spojrzałam w dół.
- Tobie akurat pięknie w tym stroju – usłyszałam głos Carlosa, momentalnie podniosłam głowę i nasze oczy się zetknęły. Mogłabym tak patrzyć ciągle na niego…
- Słodziaki idziemy do świątyni i pochodzić po mieście – z domu wyciągnęła nas Rita. Niechętnie odrywając od siebie wzrok wyszliśmy. Powoli kierowaliśmy się w stronę świątyni, muszę przyznać że dopiero teraz mogę powiedzieć że Indie są przepiękne.
- Słonik!!! – krzyknęłam po chwili kiedy przechodziliśmy koło ogromnego słonia, są one symbolem szczęścia w Indiach.
- Nigdy słonia nie widziałaś? – zapytała Rita z śmiechem.
- Widziałam ale nie tak blisko – podeszłam do niego – nie ugryzie?
- Jak cię polubił to nie, jeśli zasłużysz to przyniesie ci szczęście – odpowiedział Amar. Delikatnie pogłaskałam słonia po trąbie który przybliżał mnie do siebie coraz bliżej. Słodziutki był x3
- Słonik na ciebie leci – zaśmiał się Carlos. Nagle słoń nabrał wody i wszystko wylał na Carlosa, wyglądało jakby się z niego śmiał. Zasłoniłam usta i zaczęłam się śmiać z tego.
- Gratuluje Carlos, teraz będziesz mieć szczęście – poklepał go po ramieniu Amar.
- Ehhh… - Carlos cały przemoczony zaczął warczeć – mam cię na oku – wskazał na słonia i zły poszedł dalej. Pożegnałam się z zwierzątkiem i pobiegłam za nim próbując go jakoś pocieszyć… biedak za bardzo się wkurzył.
- Jesteśmy na miejscu – powiedziała Rita która otworzyła nam drzwi do wielkiej świątyni (ciekawostka: jest to świątynia w Chennai). To nie jest to samo co u nas, kiedy tylko weszliśmy do środka zauważyliśmy różne osoby siedzące po turecku przy zapalonych świecach, do tego było pełno kwiatów na ziemi i figurka jakieś medytującej osoby.
- Musicie zachować szczególną ciszę – zaprowadzili nas bliżej. Powoli podeszliśmy do figurki aby się jej przyjrzeć, później sami po turecku usiedliśmy na ziemi i zaczęliśmy się modlić. Według mnie trochę było za cicho bo aż śmiać mi się chciało, otworzyłam jedno oko i zobaczyłam nad sobą Ritę.
- Co to jest? – zapytałam wskazując na jakąś miskę z czerwoną farbą.
- Skoro tu jesteś dostaniesz błogosławieństwo, abyś znalazła szczęście i wytrwała dalszą drogę – namoczyła palec w farbie i przyłożyła do czoła.
- Dziękuje – kobieta pomogła mi wstać. U Carlosa zobaczyłam taką samą czerwoną kropkę co u mnie, ta tradycja jest zbyt ciekawa.
- Może jesteście głodni? – podszedł do nas Amar z Carlosem. Kiwnęliśmy głową na tak i cicho wyszliśmy z świątyni. Nie wiadomo czemu wszyscy zaczęli nam bić brawa, nie ogarnęłam trochę o co chodzi.
- Nie przejmujcie się, myślą że jesteście po ślubie – szturchnęła mnie w ramię Rita.
- Takie stroje również noszą w czasie wesela i macie święte znaki na czołach – wskazał na moje czoło Amar.
- Pokręcony kraj – kiwnął głową Carlos – ubraliście nas na ślub
- Przeżywacie – machnęła ręką Rita ciągnąc nas dalej. Widzieliśmy różne niesamowite widoki, zabytki, oraz jak ludzie przygotowywali się do wielkiego święta. Nie wiem o co chodzi ale chętnie się dowiem. Na samym końcu wróciliśmy do ich restauracji gdzie usiedliśmy przy stole.
- Pewnie słoneczka jesteście głodni po tej wycieczce – Rita chwyciła nas za policzki – a jutro wielki dzień więc musicie dużo jeść
- Co za dzień? – pomasowałam się po policzku kiedy nas puściła.
- Zobaczysz skarbie jutro – wskazała na mnie. Amar nalał nam herbaty i po chwili przyniósł Pakore. Na samą nazwę ja i Carlos dziwie spojrzeliśmy się na potrawę.
- Uważajcie bo dodana była kara – powiedział Amar.
- Można wiedzieć co to jest? – zapytał Carlos.
- Jest to taka przystawka, są to kawałki warzyw owinięte w cieście z besanu i smażone w oleju – odpowiedział mężczyzna. Z ciekawości chwyciłam za jeden kawałek i spróbowałam, chwilę poczekałam i wypiłabym prawie całą herbatę! To było okropnie pikantne!
- Jeszcze nigdy… nie jadłam… czegoś tak… ostrego – wachlowałam sobie język ledwo oddychając – a kocham ostrą kuchnie!
- Przesadzasz Pati – machną ręką Carlos, pewny zabrał kawałek Pakory i po chwili była taka sama reakcja jak u mnie.
- Można prosić więcej herbaty? – podniosłam rękę do góry z śmiechem.
- To była dopiero przystawka – zaśmiała się Rita przynosząc nam następną potrawę i herbatę – to jest Phal ka pakora
- Macie dana z normalną nazwą? – powiedziałam patrząc na potrawę – wyjaśnienia proszę co tam jest
- Smażone owoce w cieście, smacznego – odpowiedziała kobieta. Razem z Carlosem zjedliśmy wszystko, na szczęście nie było takie pikantne jak tamto, jednak ta kuchnia jest niesamowita! Po posiłku poszliśmy spać ponieważ jutro czeka nas „wielkie święto”, chciałabym wiedzieć o co chodzi.
- Nawet nie wiem co powiedzieć – pisnęłam patrząc na materiał.
- Zakładaj a nie gadasz kochana – wygnała mnie do przebieralni gdzie szybko włożyłam suknie. Wyszłam z pomieszczenia, Rita pomogła mi z kilkoma dodatkami i byłam już gotowa!
- Jest przepiękna – szepnęłam patrząc w lustro.
- Na tobie wygląda jeszcze lepiej – kobieta stanęła za mną – przypominasz mi mnie w twoim wieku… Carlos umrze z zachwytu
- Co on ma do tego? – podniosłam brew.
- Może to że cała jesteś czerwona? – zaśmiała się. Spojrzałam w lustro i rzeczywiście, byłam czerwona jak burak…
- To nie śmieszne… zakocha… znaczy zauroczyłam się trochę, pewnie przez to ze mnie uratował, on jest Amerykaninem, ja jestem Polką… to nie pasuje! Nawet jeśli to co niby z tego będzie? – chodziłam tak w kółko gadając od czapy.
- Miłość – dodała rozbawiona Rita – wiem jak to jest, jestem z Amarem od 10 lat i świata poza nim nie widzę… miałam mieć innego męża… wybranego przez rodziców, ale zbuntowałam się i uciekłam z nim – opowiedziała mi.
- To słodkie, pozazdrościć wam – uśmiechnęłam się leciutko.
- Warto walczyć o swoje – pociągnęła mnie za rękę do salonu. Kiedy zobaczyłam miny chłopaków myślałam że wybuchnę śmiechem… jednak kiedy zobaczyłam strój Carlosa to nie mogłam opanować śmiechu.
- Myślałam ze to ja mam mieć sukienkę – zasłoniłam usta dusząc się z śmiechu.
- Bardzo śmieszne – przymrużył oczy Latynos – to szata, tunika… dobra to okropne
- Mi widać brzuszek – spojrzałam w dół.
- Tobie akurat pięknie w tym stroju – usłyszałam głos Carlosa, momentalnie podniosłam głowę i nasze oczy się zetknęły. Mogłabym tak patrzyć ciągle na niego…
- Słodziaki idziemy do świątyni i pochodzić po mieście – z domu wyciągnęła nas Rita. Niechętnie odrywając od siebie wzrok wyszliśmy. Powoli kierowaliśmy się w stronę świątyni, muszę przyznać że dopiero teraz mogę powiedzieć że Indie są przepiękne.
- Słonik!!! – krzyknęłam po chwili kiedy przechodziliśmy koło ogromnego słonia, są one symbolem szczęścia w Indiach.
- Nigdy słonia nie widziałaś? – zapytała Rita z śmiechem.
- Widziałam ale nie tak blisko – podeszłam do niego – nie ugryzie?
- Jak cię polubił to nie, jeśli zasłużysz to przyniesie ci szczęście – odpowiedział Amar. Delikatnie pogłaskałam słonia po trąbie który przybliżał mnie do siebie coraz bliżej. Słodziutki był x3
- Słonik na ciebie leci – zaśmiał się Carlos. Nagle słoń nabrał wody i wszystko wylał na Carlosa, wyglądało jakby się z niego śmiał. Zasłoniłam usta i zaczęłam się śmiać z tego.
- Gratuluje Carlos, teraz będziesz mieć szczęście – poklepał go po ramieniu Amar.
- Ehhh… - Carlos cały przemoczony zaczął warczeć – mam cię na oku – wskazał na słonia i zły poszedł dalej. Pożegnałam się z zwierzątkiem i pobiegłam za nim próbując go jakoś pocieszyć… biedak za bardzo się wkurzył.
- Jesteśmy na miejscu – powiedziała Rita która otworzyła nam drzwi do wielkiej świątyni (ciekawostka: jest to świątynia w Chennai). To nie jest to samo co u nas, kiedy tylko weszliśmy do środka zauważyliśmy różne osoby siedzące po turecku przy zapalonych świecach, do tego było pełno kwiatów na ziemi i figurka jakieś medytującej osoby.
- Musicie zachować szczególną ciszę – zaprowadzili nas bliżej. Powoli podeszliśmy do figurki aby się jej przyjrzeć, później sami po turecku usiedliśmy na ziemi i zaczęliśmy się modlić. Według mnie trochę było za cicho bo aż śmiać mi się chciało, otworzyłam jedno oko i zobaczyłam nad sobą Ritę.
- Co to jest? – zapytałam wskazując na jakąś miskę z czerwoną farbą.
- Skoro tu jesteś dostaniesz błogosławieństwo, abyś znalazła szczęście i wytrwała dalszą drogę – namoczyła palec w farbie i przyłożyła do czoła.
- Dziękuje – kobieta pomogła mi wstać. U Carlosa zobaczyłam taką samą czerwoną kropkę co u mnie, ta tradycja jest zbyt ciekawa.
- Może jesteście głodni? – podszedł do nas Amar z Carlosem. Kiwnęliśmy głową na tak i cicho wyszliśmy z świątyni. Nie wiadomo czemu wszyscy zaczęli nam bić brawa, nie ogarnęłam trochę o co chodzi.
- Nie przejmujcie się, myślą że jesteście po ślubie – szturchnęła mnie w ramię Rita.
- Takie stroje również noszą w czasie wesela i macie święte znaki na czołach – wskazał na moje czoło Amar.
- Pokręcony kraj – kiwnął głową Carlos – ubraliście nas na ślub
- Przeżywacie – machnęła ręką Rita ciągnąc nas dalej. Widzieliśmy różne niesamowite widoki, zabytki, oraz jak ludzie przygotowywali się do wielkiego święta. Nie wiem o co chodzi ale chętnie się dowiem. Na samym końcu wróciliśmy do ich restauracji gdzie usiedliśmy przy stole.
- Pewnie słoneczka jesteście głodni po tej wycieczce – Rita chwyciła nas za policzki – a jutro wielki dzień więc musicie dużo jeść
- Co za dzień? – pomasowałam się po policzku kiedy nas puściła.
- Zobaczysz skarbie jutro – wskazała na mnie. Amar nalał nam herbaty i po chwili przyniósł Pakore. Na samą nazwę ja i Carlos dziwie spojrzeliśmy się na potrawę.
- Uważajcie bo dodana była kara – powiedział Amar.
- Można wiedzieć co to jest? – zapytał Carlos.
- Jest to taka przystawka, są to kawałki warzyw owinięte w cieście z besanu i smażone w oleju – odpowiedział mężczyzna. Z ciekawości chwyciłam za jeden kawałek i spróbowałam, chwilę poczekałam i wypiłabym prawie całą herbatę! To było okropnie pikantne!
- Jeszcze nigdy… nie jadłam… czegoś tak… ostrego – wachlowałam sobie język ledwo oddychając – a kocham ostrą kuchnie!
- Przesadzasz Pati – machną ręką Carlos, pewny zabrał kawałek Pakory i po chwili była taka sama reakcja jak u mnie.
- Można prosić więcej herbaty? – podniosłam rękę do góry z śmiechem.
- To była dopiero przystawka – zaśmiała się Rita przynosząc nam następną potrawę i herbatę – to jest Phal ka pakora
- Macie dana z normalną nazwą? – powiedziałam patrząc na potrawę – wyjaśnienia proszę co tam jest
- Smażone owoce w cieście, smacznego – odpowiedziała kobieta. Razem z Carlosem zjedliśmy wszystko, na szczęście nie było takie pikantne jak tamto, jednak ta kuchnia jest niesamowita! Po posiłku poszliśmy spać ponieważ jutro czeka nas „wielkie święto”, chciałabym wiedzieć o co chodzi.
*Z punktu widzenia Carlosa*
Obudził mnie hałas z dworu, niechętnie otworzyłem oczy i
usłyszałem śmiechy oraz nucenie piosenek. Pati w pokoju nie było a na łóżku
miałem zostawione normalne ubrania. Szybko się przebrałem i zeszedłem na dół
gdzie Rita z Pati siedziały w restauracji, śmiały się i podawały gościom jedzenie.
- Powiedz coś po Polsku, słyszałam że to jeden z trudniejszych języków – Rita oparła się o blat, można było się domyśleć że Pati opowiadała o Europie i teraz ona pokazywała jej ich tradycje i kulturę.
- Bardzo dziękuje za pomoc, jesteście wspaniali… ooo i nawet Carlos się obudził – wskazała na mnie i zaczęła się śmiać.
- Obgadujesz mnie? – założyłem rękę na rękę.
- Powiedziałam tylko że wstałeś, to że nie rozumiesz to nie moja wina – zrobiła minę smutnego pieska.
- Młodzi czas się zbierać, zaraz wielka impreza – pognał nas Amar.
- Wytłumaczycie nam teraz o co chodzi? – zapytaliśmy równo.
- Słyszeliście może o Holi? Jest to święto radości i szczęścia… - powiedziała Rita.
- Coś mi to mówi… jest to święto kolorów! To jak wszyscy rzucają się tymi farbami w proszku! – krzyknęła Pati i zaczęła skakać.
- Też o tym słyszałem, kiedyś pokazywali nam filmiki z tego – kiwnąłem głowa.
- To teraz możecie iść na to święto razem, zobaczycie dlaczego jest uważane za takie magiczne… i nie martwcie się, ta farba schodzi z skóry i ubrań – odpowiedziała nam Rita i dosłownie wygnała z domu. Zostałem sam z Pati, czyli teraz możemy się odprężyć i iść bawić.
- Nie mogę już się doczekać, będzie pięknie – pisnęła dziewczyna kiedy szliśmy powoli razem z tłumem.
- Zobaczymy – uderzyłem ją leciutko w ramię. Doszliśmy do wielkiego placu gdzie była scena i niesamowicie dużo ludzi. Każdemu rozdawali farby w proszku, ja dostałem kolor zielony a Pati pomarańczowy. Staliśmy tak z innymi i czekaliśmy tylko na sygnał.
- Powiedz coś po Polsku, słyszałam że to jeden z trudniejszych języków – Rita oparła się o blat, można było się domyśleć że Pati opowiadała o Europie i teraz ona pokazywała jej ich tradycje i kulturę.
- Bardzo dziękuje za pomoc, jesteście wspaniali… ooo i nawet Carlos się obudził – wskazała na mnie i zaczęła się śmiać.
- Obgadujesz mnie? – założyłem rękę na rękę.
- Powiedziałam tylko że wstałeś, to że nie rozumiesz to nie moja wina – zrobiła minę smutnego pieska.
- Młodzi czas się zbierać, zaraz wielka impreza – pognał nas Amar.
- Wytłumaczycie nam teraz o co chodzi? – zapytaliśmy równo.
- Słyszeliście może o Holi? Jest to święto radości i szczęścia… - powiedziała Rita.
- Coś mi to mówi… jest to święto kolorów! To jak wszyscy rzucają się tymi farbami w proszku! – krzyknęła Pati i zaczęła skakać.
- Też o tym słyszałem, kiedyś pokazywali nam filmiki z tego – kiwnąłem głowa.
- To teraz możecie iść na to święto razem, zobaczycie dlaczego jest uważane za takie magiczne… i nie martwcie się, ta farba schodzi z skóry i ubrań – odpowiedziała nam Rita i dosłownie wygnała z domu. Zostałem sam z Pati, czyli teraz możemy się odprężyć i iść bawić.
- Nie mogę już się doczekać, będzie pięknie – pisnęła dziewczyna kiedy szliśmy powoli razem z tłumem.
- Zobaczymy – uderzyłem ją leciutko w ramię. Doszliśmy do wielkiego placu gdzie była scena i niesamowicie dużo ludzi. Każdemu rozdawali farby w proszku, ja dostałem kolor zielony a Pati pomarańczowy. Staliśmy tak z innymi i czekaliśmy tylko na sygnał.
- 5…4…3…2…1… - usłyszeliśmy odliczanie. Kiedy było słychać „start” wszyscy
rzucili farbę do góry uwalniając kolorową chmurę. Nie było możliwości aby nie
być brudnym. Zaczęła grać muzyka, każdy tulił się do innych i po prostu
świetnie się bawił. Zobaczyłem całą kolorową Pati, ja też nic nie lepiej
wyglądałem, zabraliśmy więcej farby i zaczęliśmy rzucać w każdego który był
obok nas… my też obrywaliśmy. Niektóre osoby miały tabliczki z napisem „free
hugs”, inni robili zdjęcia i wstawiali na twittera lub na fejsa.
(macie tu filmik z tego! polecam aby obejrzeć... magia *O*)
- Najlepsza impreza na świecie! – krzyknęła do mnie Pati kiedy wróciła z
pustymi rękami cała kolorowa.
- Jest nieziemsko – zaśmiałem się widzą jej minę kiedy patrzała na swoje dłonie.
- To nie śmieszne… jestem cała kolorowa – uśmiechnęła się niewinnie. Ktoś popchnął mnie na nią tak że stałem twarzą w twarz z dziewczyną. Zabłysnęły jej oczy i spojrzała w podłogę. Szybko schyliłem się do niej i delikatnie musnąłem jej usta. Staliśmy tak całując się kiedy nagle grupka osób zaczęła nas bombardować farbą. Oderwaliśmy się od siebie z śmiechem, byliśmy tak brudni że masakra.
- Wracamy już? – zapytała dziewczyna.
- Jasne – kiwnąłem głową i wyszliśmy z tłumu kierując się do restauracji. Szczerze to nie wiem co mnie napadło, nawet teraz nie mam pojęcia jak się zachować… wygląda jakby Pati nic sobie z tego nie robiła. Jak widzę jej szczęśliwą twarz to sam staje się radosny.
*****************************************
Miną już tydzień od naszego pobytu w Indiach, niestety po festiwalu Holi musieliśmy się pożegnać z Ritą i Amarem, obiecaliśmy im że jeszcze kiedyś do niech wpadniemy. Chwilowo jesteśmy w Tajlandii ale niedługo przekroczymy granicę i będziemy w Indonezji, już nie mogę się doczekać aż dotrzemy do Nowej Zelandii.
- Znowu to samo – Pati chwyciła za kartkę papieru która była przyklejona do budynku – następny list gończy za nami… widocznie są tutaj
- Ani chwili spokoju – warknąłem chwytając za kartkę i rozrywając ją na strzępy.
- Spokojnie, będzie dobrze – chwyciła mnie za rękę i szeroko uśmiechnęła. Za każdym razem próbuje mnie pocieszyć i za każdym razem jej się udaje.
- Dzięki Pati – przytuliłem ją mocno, miałem wrażenie że jak ją puszczę to jej nigdy więcej nie zobaczę.
- Dusisz mnie – zaśmiała się dziewczyna próbując się ode mnie uwolnić. Niechętnie odsunąłem się od niej. Musieliśmy zdobyć jakieś zapasy… Doszliśmy do jakiegoś sklepu, ogólnie w tym mieście gdzie byliśmy nie panowała zbyt miła atmosfera. Kiedy tylko weszliśmy do środka zobaczyliśmy jak każdy przygląda nam się dziwnie.
- Pati… - szepnąłem do niej – …uciekaj
- O co chodzi? – zapytała, wtedy zobaczyłem jak jedna z osób wyciąga nóż z kieszeni. Zacząłem delikatnie cofać się do tyłu ciągnąc za sobą Pati, później stanąłem przed nią kiedy kilka osób niebezpiecznie zaczęła się do nas przybliżać.
- Jak coś to przekrocz granice, jak usłyszysz strzały nie możesz zawrócić – powiedziałem do niej.
- Carlos co ty wygadujesz? – zapytała wystraszona dziewczyna.
- Uciekaj! – popchnąłem ją do wyjścia. Mężczyźni zaczęli się do mnie zbliżać, domyślam się o co chodzi… zobaczyli list gończy i chcą mnie zabić dla kasy. Niestety nie miałem nic do obrony, mam nadzieje że Pati chociaż przeżyje.
- Jest nieziemsko – zaśmiałem się widzą jej minę kiedy patrzała na swoje dłonie.
- To nie śmieszne… jestem cała kolorowa – uśmiechnęła się niewinnie. Ktoś popchnął mnie na nią tak że stałem twarzą w twarz z dziewczyną. Zabłysnęły jej oczy i spojrzała w podłogę. Szybko schyliłem się do niej i delikatnie musnąłem jej usta. Staliśmy tak całując się kiedy nagle grupka osób zaczęła nas bombardować farbą. Oderwaliśmy się od siebie z śmiechem, byliśmy tak brudni że masakra.
- Wracamy już? – zapytała dziewczyna.
- Jasne – kiwnąłem głową i wyszliśmy z tłumu kierując się do restauracji. Szczerze to nie wiem co mnie napadło, nawet teraz nie mam pojęcia jak się zachować… wygląda jakby Pati nic sobie z tego nie robiła. Jak widzę jej szczęśliwą twarz to sam staje się radosny.
*****************************************
Miną już tydzień od naszego pobytu w Indiach, niestety po festiwalu Holi musieliśmy się pożegnać z Ritą i Amarem, obiecaliśmy im że jeszcze kiedyś do niech wpadniemy. Chwilowo jesteśmy w Tajlandii ale niedługo przekroczymy granicę i będziemy w Indonezji, już nie mogę się doczekać aż dotrzemy do Nowej Zelandii.
- Znowu to samo – Pati chwyciła za kartkę papieru która była przyklejona do budynku – następny list gończy za nami… widocznie są tutaj
- Ani chwili spokoju – warknąłem chwytając za kartkę i rozrywając ją na strzępy.
- Spokojnie, będzie dobrze – chwyciła mnie za rękę i szeroko uśmiechnęła. Za każdym razem próbuje mnie pocieszyć i za każdym razem jej się udaje.
- Dzięki Pati – przytuliłem ją mocno, miałem wrażenie że jak ją puszczę to jej nigdy więcej nie zobaczę.
- Dusisz mnie – zaśmiała się dziewczyna próbując się ode mnie uwolnić. Niechętnie odsunąłem się od niej. Musieliśmy zdobyć jakieś zapasy… Doszliśmy do jakiegoś sklepu, ogólnie w tym mieście gdzie byliśmy nie panowała zbyt miła atmosfera. Kiedy tylko weszliśmy do środka zobaczyliśmy jak każdy przygląda nam się dziwnie.
- Pati… - szepnąłem do niej – …uciekaj
- O co chodzi? – zapytała, wtedy zobaczyłem jak jedna z osób wyciąga nóż z kieszeni. Zacząłem delikatnie cofać się do tyłu ciągnąc za sobą Pati, później stanąłem przed nią kiedy kilka osób niebezpiecznie zaczęła się do nas przybliżać.
- Jak coś to przekrocz granice, jak usłyszysz strzały nie możesz zawrócić – powiedziałem do niej.
- Carlos co ty wygadujesz? – zapytała wystraszona dziewczyna.
- Uciekaj! – popchnąłem ją do wyjścia. Mężczyźni zaczęli się do mnie zbliżać, domyślam się o co chodzi… zobaczyli list gończy i chcą mnie zabić dla kasy. Niestety nie miałem nic do obrony, mam nadzieje że Pati chociaż przeżyje.
*Z punktu widzenia Pati*
Wybiegłam z sklepu ledwo oddychając, spojrzałam w szybę i
zobaczyłam jak ci mężczyźni próbują się rzucić na Carlosa, dopiero teraz
zauważyła że mają noże. Kazał mi uciekać… nie mogę tego zrobić! Zaczęłam się
oglądać wystraszona, nie mogę nikogo prosić o pomoc… przypomniałam sobie że mam
pistolet. Trzymaliśmy go w mojej torbie na wszelki wypadek po tym jak
uciekliśmy z obozu. Szybko go wyjęłam i pewnie weszłam do sklepu. Mężczyźni
stali tyłem do mnie, mogłam wtedy bez problemu strzelić w każdego… wtedy nagle
uświadomiłam sobie coś strasznego… zabiłam człowieka.
- Pati kazałem ci uciekać – szepnął Carlos, podniosłam wzrok na niego, widziałam ślady od krwi. Upuściłam pistolet wpatrując się z powrotem w ziemię, czułam się okropnie.
- Przez tą wojnę zniżyłam się do czegoś takiego… - głos zaczął mi się łamać, wtedy po policzkach spłynęły mi łzy.
- Zrobiłaś to aby mnie uratować… Uspokój się, oni chcieli nas zabić – chłopak delikatnie do mnie podszedł.
- Jestem jakimś potworem – patrzałam jak Carlos podnosi pistolet, przytulił mnie i próbował wyprowadzić z sklepu. Ostatni raz spojrzałam na ciała i zamknęłam oczy. Wtedy usłyszeliśmy syreny policyjne… znaleźli nas.
- Musimy uciec za granicę! – chłopak pociągną mnie za rękę i zaczął prowadzić tam gdzie była granica. Ochroniarze chcieli nas zatrzymać ale w czasie biegu Carlos strzelił kilka razy w nich i tak udało nam się przedostać do Indonezji. Nawet jeśli zabójstwo było konieczne to czułam się potwornie, przez jakaś głupią wojnę zrobiłam coś strasznego. Resztę drogi nawet słowem nie odezwałam się do Carlosa, próbował mnie pocieszyć ale ja nie chciałam… wolałam iść w ciszy i przemyśleć to sobie wszystko w duchu. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo… nagle nic nie widziałam. *****************************************
- Otwiera oczy! – usłyszałam Carlosa który siedział koło mnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i byłam w szpitalu…
- Co ja tu robię?... – zapytałam podnosząc delikatnie głowę.
- Ugryzł cię jakiś wąż kiedy szliśmy… prawdopodobnie żmija – odpowiedział Carlos – martwiłem się
- Potwornie się czuje – szepnęłam, wtedy zauważyłam jak wszedł do pomieszczenia lekarz.
- Miała panienka szczęście, ten chłopak niósł Panią z 20 km do naszego szpitala na rękach – opowiedział mi lekarz.
- Naprawdę? – uradowana spojrzałam na Carlosa który niewinnie się uśmiechnął.
- Ogólnie z Panią jest wszystko dobrze, udało nam się usunąć jad zanim dotarł do krwi – lekarz jeszcze raz obejrzał moją nogę.
- Nie mogę dostać czegoś na ból nogi? Musimy zaraz iść dalej – podniosłam znowu leciutko głowę.
- Pani nie może się przemęczać… przynajmniej musisz zostać kilka dni w szpitalu – podszedł do mnie lekarz.
- Ścigają nas… nie możemy zostać to zbyt niebezpieczne – jęknęłam zła.
- Jeśli masz zostać to zostaniemy… Musisz odpocząć – dodał Latynos próbując mnie uspokoić.
- Dostanie pani jakieś środki przeciwbólowe i zobaczy się co jutro – zapisał coś lekarz na kartce i wyszedł. Spojrzałam przez szybę w moim pokoju i zauważyłam pełno ludzi, żołnierzy którzy byli okrutnie potraktowani przez wojnę.
- Lepiej na to nie patrz Pati – Carlos zasłonił mi okna i znowu usiadł koło mnie.
- Przez moją nieuwagę opóźniamy się… zabiją nas – popatrzałam w sufit. Pewnie trochę głupie podejście ale ciężko normalnie myśleć w takiej sytuacji.
Nadeszła noc, Carlos zasnąć przy moim łóżku a ja nadal wpatrywałam się w sufit. Miałam głupie wrażenie że coś się stanie. Leciutko podniosłam się z łóżka, trochę kulejąc podeszłam do okna gdzie je odsłoniłam. Moim oczom ukazały się osoby w mundurach wroga… natychmiast odeszłam od okna, zaczęłam budzić Carlosa że musimy uciekać. Wyszliśmy z pokoju i w ukryciu musieliśmy uciec z szpitala.
- Gadaj gdzie oni są?! – krzyknął jeden z mundurowców.
- Nie wiem o kogo wam chodzi – bronił się ten lekarz który opiekował się mną. Mężczyzna bez większego zastanowienie postrzelił lekarza w głowę.
- Przeszukać cały szpital… i zabić ich – warknął i wszyscy się rozeszli. Wtedy my próbując nie patrzeć na ciało uciekliśmy do wyjścia. Niestety jak zawsze ktoś nas zauważył. Carlos zabrał mnie na ręce i zaczął uciekać, na szczęście wrogowie przelecieli również samolotem… wsiedliśmy do niego, Carlos próbował ogarnąć cały ten sprzęt i unieśliśmy się do góry.
- Umiesz pilotować? – zapytałam wystraszona patrząc w dół.
- Coś tam umiem… z gier ale umiem – Carlos próbował mnie pocieszyć ale mu nie wyszło.
- Dobrze… - oparłam się o siedzenie, zobaczyłam w szybie inny samolot… odwróciłam się i zobaczyłam wrogów! znowu oni! – Carlos gonią nas!
- Ale jak?! – odwrócił się – kurwa jak zawsze… - nacisnął kilka guzików i przyśpieszyliśmy. Jak na osobę która nie umie latać wychodziło mu to niesamowicie.
- Pod nami jest woda… - spojrzałam w dół – leć od razu do Australii
- To zmieniamy kierunek – polecieliśmy do góry i zakręciliśmy na wschód. Widziałam pod nami samoloty wrogów które nas ścigały… muszę przyznać że niesamowicie się bałam. Jak coś się stanie to wpadniemy do oceanu. Nagle poczułam kłucie w klatce piersiowej, zaczęłam kaszleć czując przy tym okropny ból. Spojrzałam na dłoń, była cała w krwi…
- Ca..Carlos… - szepnęłam wystraszona – coś jest ze mną nie tak… - dodałam, chłopak spojrzał na mnie blado, ja przy tym zaczęłam panikować.
- Trzymaj – podał mi chusteczki – jest wysokie ciśnienie, może od tego… tylko musisz się uspokoić – Carlos zleciał trochę niżej. Nie był to najlepszy pomysł ponieważ wtedy jeden z samolotów wroga uderzył w nas, nasze skrzydło zaczęło się palić i zaczęliśmy niebezpiecznie spadać w dół.
- Rozbijemy się! – krzyknęłam chwytając się mocniej fotelu.
- Jeszcze kawałek i będziemy w Australii – Carlos próbował opanować kierownice oraz wariujące alarmy.
- Zrozum że to koniec wreszcie! Nie przeżyjemy tego! – z łzami w oczach podniosłam jeszcze bardziej głos. Byliśmy wtedy kilkanaście metrów nad ziemią, Carlos szybko się odwrócił w moją stronę i wtopił swoje usta w moje. Była to ostatnia rzecz którą pamiętam…
- Pati kazałem ci uciekać – szepnął Carlos, podniosłam wzrok na niego, widziałam ślady od krwi. Upuściłam pistolet wpatrując się z powrotem w ziemię, czułam się okropnie.
- Przez tą wojnę zniżyłam się do czegoś takiego… - głos zaczął mi się łamać, wtedy po policzkach spłynęły mi łzy.
- Zrobiłaś to aby mnie uratować… Uspokój się, oni chcieli nas zabić – chłopak delikatnie do mnie podszedł.
- Jestem jakimś potworem – patrzałam jak Carlos podnosi pistolet, przytulił mnie i próbował wyprowadzić z sklepu. Ostatni raz spojrzałam na ciała i zamknęłam oczy. Wtedy usłyszeliśmy syreny policyjne… znaleźli nas.
- Musimy uciec za granicę! – chłopak pociągną mnie za rękę i zaczął prowadzić tam gdzie była granica. Ochroniarze chcieli nas zatrzymać ale w czasie biegu Carlos strzelił kilka razy w nich i tak udało nam się przedostać do Indonezji. Nawet jeśli zabójstwo było konieczne to czułam się potwornie, przez jakaś głupią wojnę zrobiłam coś strasznego. Resztę drogi nawet słowem nie odezwałam się do Carlosa, próbował mnie pocieszyć ale ja nie chciałam… wolałam iść w ciszy i przemyśleć to sobie wszystko w duchu. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo… nagle nic nie widziałam. *****************************************
- Otwiera oczy! – usłyszałam Carlosa który siedział koło mnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i byłam w szpitalu…
- Co ja tu robię?... – zapytałam podnosząc delikatnie głowę.
- Ugryzł cię jakiś wąż kiedy szliśmy… prawdopodobnie żmija – odpowiedział Carlos – martwiłem się
- Potwornie się czuje – szepnęłam, wtedy zauważyłam jak wszedł do pomieszczenia lekarz.
- Miała panienka szczęście, ten chłopak niósł Panią z 20 km do naszego szpitala na rękach – opowiedział mi lekarz.
- Naprawdę? – uradowana spojrzałam na Carlosa który niewinnie się uśmiechnął.
- Ogólnie z Panią jest wszystko dobrze, udało nam się usunąć jad zanim dotarł do krwi – lekarz jeszcze raz obejrzał moją nogę.
- Nie mogę dostać czegoś na ból nogi? Musimy zaraz iść dalej – podniosłam znowu leciutko głowę.
- Pani nie może się przemęczać… przynajmniej musisz zostać kilka dni w szpitalu – podszedł do mnie lekarz.
- Ścigają nas… nie możemy zostać to zbyt niebezpieczne – jęknęłam zła.
- Jeśli masz zostać to zostaniemy… Musisz odpocząć – dodał Latynos próbując mnie uspokoić.
- Dostanie pani jakieś środki przeciwbólowe i zobaczy się co jutro – zapisał coś lekarz na kartce i wyszedł. Spojrzałam przez szybę w moim pokoju i zauważyłam pełno ludzi, żołnierzy którzy byli okrutnie potraktowani przez wojnę.
- Lepiej na to nie patrz Pati – Carlos zasłonił mi okna i znowu usiadł koło mnie.
- Przez moją nieuwagę opóźniamy się… zabiją nas – popatrzałam w sufit. Pewnie trochę głupie podejście ale ciężko normalnie myśleć w takiej sytuacji.
Nadeszła noc, Carlos zasnąć przy moim łóżku a ja nadal wpatrywałam się w sufit. Miałam głupie wrażenie że coś się stanie. Leciutko podniosłam się z łóżka, trochę kulejąc podeszłam do okna gdzie je odsłoniłam. Moim oczom ukazały się osoby w mundurach wroga… natychmiast odeszłam od okna, zaczęłam budzić Carlosa że musimy uciekać. Wyszliśmy z pokoju i w ukryciu musieliśmy uciec z szpitala.
- Gadaj gdzie oni są?! – krzyknął jeden z mundurowców.
- Nie wiem o kogo wam chodzi – bronił się ten lekarz który opiekował się mną. Mężczyzna bez większego zastanowienie postrzelił lekarza w głowę.
- Przeszukać cały szpital… i zabić ich – warknął i wszyscy się rozeszli. Wtedy my próbując nie patrzeć na ciało uciekliśmy do wyjścia. Niestety jak zawsze ktoś nas zauważył. Carlos zabrał mnie na ręce i zaczął uciekać, na szczęście wrogowie przelecieli również samolotem… wsiedliśmy do niego, Carlos próbował ogarnąć cały ten sprzęt i unieśliśmy się do góry.
- Umiesz pilotować? – zapytałam wystraszona patrząc w dół.
- Coś tam umiem… z gier ale umiem – Carlos próbował mnie pocieszyć ale mu nie wyszło.
- Dobrze… - oparłam się o siedzenie, zobaczyłam w szybie inny samolot… odwróciłam się i zobaczyłam wrogów! znowu oni! – Carlos gonią nas!
- Ale jak?! – odwrócił się – kurwa jak zawsze… - nacisnął kilka guzików i przyśpieszyliśmy. Jak na osobę która nie umie latać wychodziło mu to niesamowicie.
- Pod nami jest woda… - spojrzałam w dół – leć od razu do Australii
- To zmieniamy kierunek – polecieliśmy do góry i zakręciliśmy na wschód. Widziałam pod nami samoloty wrogów które nas ścigały… muszę przyznać że niesamowicie się bałam. Jak coś się stanie to wpadniemy do oceanu. Nagle poczułam kłucie w klatce piersiowej, zaczęłam kaszleć czując przy tym okropny ból. Spojrzałam na dłoń, była cała w krwi…
- Ca..Carlos… - szepnęłam wystraszona – coś jest ze mną nie tak… - dodałam, chłopak spojrzał na mnie blado, ja przy tym zaczęłam panikować.
- Trzymaj – podał mi chusteczki – jest wysokie ciśnienie, może od tego… tylko musisz się uspokoić – Carlos zleciał trochę niżej. Nie był to najlepszy pomysł ponieważ wtedy jeden z samolotów wroga uderzył w nas, nasze skrzydło zaczęło się palić i zaczęliśmy niebezpiecznie spadać w dół.
- Rozbijemy się! – krzyknęłam chwytając się mocniej fotelu.
- Jeszcze kawałek i będziemy w Australii – Carlos próbował opanować kierownice oraz wariujące alarmy.
- Zrozum że to koniec wreszcie! Nie przeżyjemy tego! – z łzami w oczach podniosłam jeszcze bardziej głos. Byliśmy wtedy kilkanaście metrów nad ziemią, Carlos szybko się odwrócił w moją stronę i wtopił swoje usta w moje. Była to ostatnia rzecz którą pamiętam…
*Z punktu widzenia Carlosa*
Otworzyłem ledwo oczy rozglądając się po okolicy. Byłem na
jakimś odludziu, wtedy zobaczyłem kawałki rozwalonego samolotu. Ledwo się
podniosłem i zobaczyłem Pati która siedziała na fotelu śmigłowca. Szybko pobiegłem
tam, powoli wyciąłem ją z środka i sprawdziłem puls… na szczęście żyła.
- Pati nie rób mi tego… obudź się – szepnąłem do niej. Oczy leciutko mi się zaszkliły… bałem się że ją stracę.
- Jesteśmy… w Australii? – dziewczyno ledwo wyduszając jakiekolwiek słowa zapytała. Na twarzy momentalnie pojawił mi się wielki uśmiech, szybko ją przytuliłem.
- Udało nam się… teraz tylko do Nowej Zelandii – pogłaskałem ją po włosach. Pomogłem jej wstać, jeszcze ledwo chodziła na jedną nogę i miała ogromne bóle klatki piersiowej. Ja trochę lepiej wyglądam po tym wypadku… *****************************************
(Dla klimatu proszę włączyć piosenkę Evanescence - My Immortal)
Całą drogę jakoś nie możemy się do siebie odezwać, każdy z nas ma chyba złe przeczucia ale boi się o tym powiedzieć. Wziąłem głęboki wdech i znowu zajrzałem w mapę, zostało nam kilka kilometrów aby dojść do portu.
- Po co mnie uratowałeś? Abym cierpiała teraz? – zapytała dziewczyna.
- Pati nie zaczynaj znowu – jęknąłem odrywając się od mapy.
- Jestem ciekawa tylko. Bóg chyba chciał abym się wymęczyła… i tak nie przeżyjemy – spojrzała w podłogę.
- Myśl sobie jak pesymista, rób co chcesz… tak nie przeżyjemy i będzie fajnie! Wkurza mnie ze ciągle to samo gadasz… co się stało z tą osobą która mówią że będzie wszystko dobrze?! – stanąłem naprzeciwko niej zakładając rękę na rękę.
- Ona nie żyje… - Pati ominęła mnie nie odrywając wzroku od podłogi.
- Przez całą drogę próbuje ci pomóc, ryzykuje życie na każdym kroku, wszystko po to abyśmy uciekli do Nowej Zelandii! – krzyknąłem patrząc na nią.
- No to po co to kurwa robisz?! – rozłożyła ręce.
- Bo cię kocham! – odpowiedziałem jej zły… nagle każdy z nas sparaliżowany nie mógł nic powiedzieć. Staliśmy tak wpatrując się w siebie. Brunetka odwróciła się i zaczęła uciekać w stronę miasta… pięknie, wystraszyłem ją.
- Pati zaczekaj! – zacząłem za nią biec. Zgubiłem ją wzrokowo, zacząłem rozglądać się po całej okolicy, jednak nigdzie jej nie widziałem.
- Mamy cię… - usłyszałem jakiegoś mężczyznę i poczułem pistolet który był przyłożony do mojej głowy. Wystraszony stałem tak, nie odzywając się ani słowem. Zaprowadzili mnie na obrzeża miasta gdzie stało kilka ochroniarzy i trzymali Pati, po mundurach poznałem że to Europejczycy… jej chociaż krzywdy nie zrobią.
- Zostawcie go! On nic nie zrobił! – dziewczyna zaczęła coś do nich krzyczeć i się szarpać. Nie był to polski, był to inny język… przypominał Niemiecki.
- Zamknij się! – ochroniarz zasłonił jej usta – uratujemy cię od wroga…
- Przyprowadzić go do mnie – machną ręką mężczyzna z strzelbą. Powoli przyprowadzili mnie do niego, ustawili plecami do żołnierza i przystawili pistolet do głowy. Ostatni raz spojrzałem na Pati która nadal się szarpała i zaczęła płakać. Próbowała coś powiedzieć jednak nie mogła…
- Kocham cię Pati… - uśmiechnąłem się leciutko do niej i zamknąłem oczy. Teraz tylko czekać na strzał… to koniec.
- Pati nie rób mi tego… obudź się – szepnąłem do niej. Oczy leciutko mi się zaszkliły… bałem się że ją stracę.
- Jesteśmy… w Australii? – dziewczyno ledwo wyduszając jakiekolwiek słowa zapytała. Na twarzy momentalnie pojawił mi się wielki uśmiech, szybko ją przytuliłem.
- Udało nam się… teraz tylko do Nowej Zelandii – pogłaskałem ją po włosach. Pomogłem jej wstać, jeszcze ledwo chodziła na jedną nogę i miała ogromne bóle klatki piersiowej. Ja trochę lepiej wyglądam po tym wypadku… *****************************************
(Dla klimatu proszę włączyć piosenkę Evanescence - My Immortal)
Całą drogę jakoś nie możemy się do siebie odezwać, każdy z nas ma chyba złe przeczucia ale boi się o tym powiedzieć. Wziąłem głęboki wdech i znowu zajrzałem w mapę, zostało nam kilka kilometrów aby dojść do portu.
- Po co mnie uratowałeś? Abym cierpiała teraz? – zapytała dziewczyna.
- Pati nie zaczynaj znowu – jęknąłem odrywając się od mapy.
- Jestem ciekawa tylko. Bóg chyba chciał abym się wymęczyła… i tak nie przeżyjemy – spojrzała w podłogę.
- Myśl sobie jak pesymista, rób co chcesz… tak nie przeżyjemy i będzie fajnie! Wkurza mnie ze ciągle to samo gadasz… co się stało z tą osobą która mówią że będzie wszystko dobrze?! – stanąłem naprzeciwko niej zakładając rękę na rękę.
- Ona nie żyje… - Pati ominęła mnie nie odrywając wzroku od podłogi.
- Przez całą drogę próbuje ci pomóc, ryzykuje życie na każdym kroku, wszystko po to abyśmy uciekli do Nowej Zelandii! – krzyknąłem patrząc na nią.
- No to po co to kurwa robisz?! – rozłożyła ręce.
- Bo cię kocham! – odpowiedziałem jej zły… nagle każdy z nas sparaliżowany nie mógł nic powiedzieć. Staliśmy tak wpatrując się w siebie. Brunetka odwróciła się i zaczęła uciekać w stronę miasta… pięknie, wystraszyłem ją.
- Pati zaczekaj! – zacząłem za nią biec. Zgubiłem ją wzrokowo, zacząłem rozglądać się po całej okolicy, jednak nigdzie jej nie widziałem.
- Mamy cię… - usłyszałem jakiegoś mężczyznę i poczułem pistolet który był przyłożony do mojej głowy. Wystraszony stałem tak, nie odzywając się ani słowem. Zaprowadzili mnie na obrzeża miasta gdzie stało kilka ochroniarzy i trzymali Pati, po mundurach poznałem że to Europejczycy… jej chociaż krzywdy nie zrobią.
- Zostawcie go! On nic nie zrobił! – dziewczyna zaczęła coś do nich krzyczeć i się szarpać. Nie był to polski, był to inny język… przypominał Niemiecki.
- Zamknij się! – ochroniarz zasłonił jej usta – uratujemy cię od wroga…
- Przyprowadzić go do mnie – machną ręką mężczyzna z strzelbą. Powoli przyprowadzili mnie do niego, ustawili plecami do żołnierza i przystawili pistolet do głowy. Ostatni raz spojrzałem na Pati która nadal się szarpała i zaczęła płakać. Próbowała coś powiedzieć jednak nie mogła…
- Kocham cię Pati… - uśmiechnąłem się leciutko do niej i zamknąłem oczy. Teraz tylko czekać na strzał… to koniec.
CDN...
__________________________________
Nie myśleliście chyba ze to koniec... więc ogólnie co ja zrobię zostanie tajemnicą... teraz zadanie dla was.
Napiszcie w komentarzu co powinno się stać... nie musi być to opowiadanie, wystarczy zwykłe, jedno zdanie. Coś jak np. "Moim zdaniem powinno....."
Liczę na waszą kreatywność ^^ Teraz mnie możecie zabić za taki koniec... ale 3 część będzie gorsza >.<
Pozdrawiam i do zobaczenia! :*
Napiszcie w komentarzu co powinno się stać... nie musi być to opowiadanie, wystarczy zwykłe, jedno zdanie. Coś jak np. "Moim zdaniem powinno....."
Liczę na waszą kreatywność ^^ Teraz mnie możecie zabić za taki koniec... ale 3 część będzie gorsza >.<
Pozdrawiam i do zobaczenia! :*
O M G, znowu ryczałam Pati!
OdpowiedzUsuńViVi: Ty zawsze ryczysz -.-
Justa: No nie zawsze... prawie zawsze... ;(
v: Prawie robi wielką różnicę :p
J: Mam ci przypomnieć co powiedziałaś...
V: To nie moja wina! Ej!
J: Jechałyśmy na rowerach wczoraj, ktoś za nami biegł a ty: ,,kurwa, myślałam, że to Amerykanie nas gonią".
V: A to twój brat ^^ pozdro dla niego !
J: Ale oni zabiją Carlosa.!
V:Nie, bo wpadniesz tam ty i rozjebiesz ich xD
J: A to w sumie mogłoby być ^^ Pasuje mi... xD
V: I Wtedy Pati uruchomi super-tryb Batmana i rozmiecie ich swoim pistoletem.. tam ta ta tam!
J: Nie przesadzaj... Pati nie mogła się opanować, bo najpierw zobaczyła Carlosa w sukience a potem musiała ludzia zabić... :(
C: To nie była sukienka! To TUNIKA!
J: A to to samo...
V: Dobra, muszę kończyć, bo jak zaraz zacznie lać do nie come home... !
Moim zdaniem Pati okaże się Batmanem i rozjebie europejczyków *________* Żartuję... ale na serio, to myślę, że albo ktoś z nich się wyzwoli i uratuje tą drugą osobę, albo będzie ktoś trzeci co ich uratuje, albo Europejczycy wysłuchają Pati, i odpuszczą Carlosowi, albo Amerykanie wpadną mu na pomoc ^^
czekam na następną część! <3
weź...tą...piosenke...
OdpowiedzUsuńprzypomniały mi się te śmiertelne wypadki... ;(
to twoja wina małpko :P
Ja tez chcę do Indii..^^ ćpać się farbą ^^
kurde... Niemcy.. ugh... czemu znowu niemcyy.. ? no eej... nie lubię kolesi.. -,-
Nie wolno mi zabijać Carlosa !! Jeszcze nawet nie bzyknął Pati !! no ej !!
hahaha xd
a on pewnie o tym marzy od urodzenia, żeby bzyknąć polkę Pati :3
(facepalm) jak zawsze gadam jak debil...x.x
czekam nn ! :*
"Moim zdaniem powinno....." eh?
OdpowiedzUsuńnie wiem co powinno, a co nie,
ale jaram bardzo się! yeah!
pięknie rymuję... założę zespół pieśni i tańca "mokasyny".
(chyba przestanę brać nurofen)
xoxo M.
Carlos ma żyć, bo Pat jeszcze nei powiedziała, że go kocha -,- i mają się bzyknąć, mieć bachorki i wgl! Ach ci Niemcy, co oni sobie wyobrażają?! Ja prdl -,- Nie zostawiaj mnie w takiej niewiedzy! xD czekam :*
OdpowiedzUsuńOni mają przeżyć ta wojnę bo lubie szczęśliwe zakończenia :-)
OdpowiedzUsuńTy wredoto!!! Jak można tak kończyć?!?!?!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem powinno być.... No, że nagle zjawiają się Logan, James <3 i Kendall oni ratują Carlosa i Pati i wtedy razem idą do Nowej Zelandii :))))
Jednorazówka boska ale weź tak nie kończ bo ci coś zrobie XD
czekam nn;**
Moim zdaniem powinien być..... Happy end!!! Rozdział jest taki fajny że aż mnie zatkało o.O czekam nn ;**
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem...
OdpowiedzUsuńWpadnie jaki ludź z pistoletem i porozpierdziela tych ludzi, co chcieli Carlosa zabić...
I Pati wyjdzie za Carlosa i się bzykną i będzie duuuużo dzieci ^^
Takich malutkich kopii Pati i Carlita xD
To jest zajebiste, a ja czekam na następną część :*
Ale biście ! Znowu sie popłakałam.;( W takim momencie..Przynajmniej Carlos ją pocałował w świetnym momencie ! Gratulejszyn.;)Kolorowo i na tak z otwartością patrz na świat.xD Wi3c moim zdaniem powinna do akcji wejś Vai i James z innymi.:D Carlos ma żyć,jak nie przeżyje to Pati też będzie chciala się zabić. A w tedy będzie strasznie.D: ~~~Olcia=^.^= Pozdro.;*
OdpowiedzUsuńgorsza?! gorsz??????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!1 kurwa no!!!!!!!!!!!!!!11 nie! nie! no chyba sie rozbecze!!!!!!!!!!!!!!!!11 matko jedyna!!!!!!!!!!!!!!!!!!1 jakie to smutne!!!!!!! nie! nie! no nie moge!!!! dawaj następną część bo umre zgine albo nei kogos zabije! nie! siebie bo nie wytzrymam!! daj nn!!!!! matko no nie moge!!
OdpowiedzUsuńwiesz co sie powinno stac?! nikt nie powinien zginąć, wojna sie skonczyc, a oni zyc razem długo i szczęśliwie!!!!! amen!!!!
nie no nie no nie nooooo!!
dawaj szybko nn!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
plose ^^ -.^
NIEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!! NIE ZABIJAJCIE CARLOSA!!!! WEŹCIE KOGOŚ INNEGO!!! MENDY JEBANE NO!!!!
OdpowiedzUsuńBoże.....*O* czemu takiego święta nie ma w Polsce? -,- Dupny kraj to i zabawa dupna xd :D
Ogółem rzecz ujmując niech wkroczą teraz James, Logan and Kendall w wersji ninja rozpierniczą mendy jebane i zabiorą Carlosa and Pati do Nowej Zelandii i wszyscy będą żyć happy and peace :D wiem moja angielskoszczyzna rozwala xdddd
Ogółem wszystko kończyć się ma happy!!!
Buziaki, czekam na nn i zapraszam do mnie :D
Pzdr ;3
Ten festiwal kolorów to jest takie awwww, że szok *,* Jaram się xD
OdpowiedzUsuńAle znów smutne :( tym razem nie wytrzymałam i się poryczałam.. Me gusta.
Jak mi Carlosiątko zabijesz to nie wiem co zrobię -,-
Pat i Carlito muszą być razem ! Pasują do siebie x3333 Takie Love Forever :D Choć.. z Love Forever kojarzy mi się taka bleeee piosenka ( http://www.youtube.com/watch?v=bd2KONUmtVE&noredirect=1 ). Pierwszy raz jak to słucham to zwymiotowałam xD
Ale wracając do jednorazówki to jest świetna *____*
Lecę czytać kolejną część <33
S- wojenna cz 2!!
OdpowiedzUsuńV- napisana z miesiąc temu, skomentowana dopiero teraz xD
S- bądz cicho śmieciu xD ej na serio ta jedn wojenna jest przee słodziachna x3 jakby dawali Oskary to miałabyś ich już z 10! :D
V- i jeszcze oskar za 10 Oskarów xD
S- Oskara to dostaje Tinky Winky za mistrzowski krzyk w SlendyTubbies xD
V- zrób krzyczący blog to dostaniesz kolejnego xD
S- aaaaaaaaaa!!!!
V-aaaaaaaaaaa!!!!
S-aaaaaaaaabrakadabra xD
V- bum headshot i jesteśmy w Indiach!!
S- wiesz, najpierw jakoś mnie nie pociągały Indie. Ale po tej jedn szczerze ci powiem że ciekawi mnie to państwo coraz bardziej ^^
V- jak są tam tacy mili ludzie i tak super święta to tylko wsiadać i jechać tam :D
S- dobra ciii xd teraz ja mówie xd znaczy pisze xD ooo ale to małżeństwo jest kochaneee ^^
V- ta ale Carlos w tym czymś wygląda jak … jak jakiś transwestyta xD
S- tak Vai tak xD zobaczysz jak cie będzie później Pat gonić jak to przeczyta xD
V- ja mówie jak jest xd a to Pati … uuuuu to sam seks wyciekaa ^^
S- już jej mówiłam że chce taką kiecke!
V- ty i kiecka? D:
S- taka to chętnie ^^
V- ja nawet nie wiedziałam ze jest tam takie święto xD ale z tego co widze to jest nawet fajne :D
S- jakie tam fajne, to jest zajebiste !!! :D obrzucają się farbami … FARBAMI!!
V- no noo jeszcze ci grzyweczke pobrudzą i co będzie xD
S- -.-''' dupa z grzywką, ważniejsza zabawa :D
V- … nie poznaje cię Sylwia D:
S- awww całus całuus!!! :D słooodkoo x3 to zdj wtedy mi się do połowy otworzyło xd głupi komp xD
V- i wtedy oczywiście ktoś im przerwał xd
S- dobra co tam jeszcze było …
V- no ze wyjechali i szli … i Pat mówiła że zginie i tak … no i ta bójka co była w tej karcmie czy co tam było xD
S- kurde długie to xd no w końcu 11 stron jak dobrze pamiętam xd a o tej porze szczerze nie chce mi się tego znów czytać xD
V-ale ogólnie tryjont był xD
S- bo Pat się na niego wkurzyła i wybiegła wtedy a on za nią zagalopował no i wtedy ich złapali …
V- tam tam taaam …
S co będzie dalej? Znaczy ja już wiem xD
V- dobrze że zrobiłąś 2 wersje bo ta pierwsza na serio jest taka smutna że się poryczałam wtedy :(
S- doobra ludzie ide spać! Jutro kolejna porcja czytania i komentowania xd narazkaa :*