Strony

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Animal Planet 2 - 50.00 wejść!

Widzicie to ludzie?! Niedawno miną rok bloga a już jest 50 tysięcy wejść! Nie wierze w to... ja oślepłam... ja was kuźwa kocham najbardziej na świecie! Nie umiem, dosłownie nie umiem wyrazić tego wszystkiego słowami! KOCHAM WAS! Noc spadających gwiazd spełniła moje życzenie ^^
Nie miałam pomysłu co dać, szkoda ze nie ściągnęłam od Sylwii xD Więc napisałam następną część tej oto jednorazówki... mam nadzieje ze się spodoba xD
(PS. tym razem zły charakter jest prawdziwy, Wikipedia się kłania xD)



Uciekałam jak najszybciej mogłam. Za mną rozwalała się ziemia, już nie miałam siły aby biec. Ciągle słyszałam śmiech jakieś kobiety, był coraz głośniejszy i głośniejszy. Byłam na pustkowiu, biegłam tak nie widząc końca. Wtedy coś przykuło moją uwagę, była to klatka gdzie siedzieli wszyscy moi przyjaciele, osoby które tak kocham… strażnicy natury. Próbowałam ich uratować jednak nie zdążyłam, klatka wpadła do lawy… sama się zatrzymałam robiąc największy błąd życia. Ziemia pod moimi łapami się rozwaliła… wtedy wpadłam do lawy słysząc jak jakaś kobieta mówi „Wszystkich was to czeka”.
Podniosłam z krzykiem głowę… próbowałam się uspokoić jednak to nic nie dało. Byłam w swoim pokoju, byłam znowu człowiekiem… był to tylko zły sen. Położyłam głowę znowu na poduszkę wpatrując się w sufit. Nie wierze ze miną już rok od naszej przygody z zwierzętami. Od kiedy się poznaliśmy postanowiliśmy że razem zamieszkamy, tworzymy pary, można by powiedzieć ze idealne pary. Chłopacy zamieszkali razem w Los Angeles a my wróciliśmy do swoich domów aby zając się szkołą, już za kilka dni zaczynają się wakacje i mam przenieść się do chłopaków. Oczywiście przez ten cały czas ćwiczyliśmy nasze moce, u mnie za ciekawie to nie wygląda. Umiem zamienić się w lisa ale na krótko, pełną kontrole mam tylko w czasie pełni. Innym wychodzi idealnie korzystanie z mocy, zmienianie się kiedy tylko chcą… ja jeszcze nie umiem w pełni korzystać z wszystkiego. Od tamtego czasu już się nie widzieliśmy na żywo… każdy był zajęty a nikt podejrzany nie pojawił się. Matka natura kazała nam trenować, trenować i jeszcze raz trenować abyśmy nie przegrali. Co do snu… jest to następna nieprzespana noc od miesiąca. Co chwilę śni mi się to samo, słyszę śmiech kobiety, biegnę bez końca a pode mną łamie się ziemia… nikt o tym nie wie, wole aby tak zostało.
Usłyszałam szelest za oknem, podniosłam się, otworzyłam okno i rozejrzałam po dworze. Zobaczyłam rudego lisa który wpatrywał się we mnie błagająco. Kiwał łebkiem jakby chciał mnie gdzieś zaprowadzić. Wyszłam cicho z domu, dzięki pełni zmieniłam się w lisa i pobiegłam za stworzeniem które prowadziło mnie w głąb lasu. Obraz zaczynał robić się coraz ciemniejszy… aż straciłam przytomność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obudziłam się w tej samej jaskini, zobaczyłam Matkę Naturę oraz inne osoby! Nareszcie znowu ich widzę!
- Dziewczyny! – przytuliłam się do nich mocno – nawet nie wiecie jak tęskniłam… za wami też – przytuliłam się do Logana, Kendalla i Jamsa.
- Za mną nie tęskniłaś? – zapytał Carlos, wszyscy byli ludźmi jak ja.
- Za tobą najbardziej – wtuliłam się w niego i pocałowałam. Tak bardzo brakowało mi tego idioty.
- Dobra znowu tutaj siedzimy… matka co jest? – zapytała Vai zwracając się do Matki Natury.
- Coś niepokojącego dzieje się u nas w podziemiach… zwierzęta znikają, inne zachowują się jakby były w jakimś transie, zaczyna to również przechodzić na ludzi – wytłumaczyła nam kobieta.
- W ogóle wiemy dlaczego tak się dzieje? – James założył rękę na rękę.
- Jest jedna osoba podejrzana… zgadnijcie kto – Matka Natura zmieniła wtedy głos, wszyscy wystraszeni cofnęli się kawałek. Jaskinie ogarną mrok, wszystko zamieniło się w inne miejsce, a sama Matka Natura w jakąś kobietę.
- Kim ty jesteś?! – warkną Kendall.
- Witam moje słodkie stworzonka – uśmiechnęła się bezczelnie – jestem Alp… taka sobie kuzynka waszej kochanej władczyni…
- Nie mam zamiaru tutaj siedzieć – Angel próbowała wyjść jednak każde przejście się zamknęło – wypuść nas!
- Tak bez zabawy? Musicie najpierw wykonać kilka moich wyzwań – zaśmiała się. Poznaje ten śmiech… jest to ten sam śmiech z snu!
- …jakie zadania? – spytała Sylwia.
- Posłuchajcie słodziaki – Alp nagle zniknęła, dosłownie jakby rozpuściła się w powietrzu – nie lubię zdobywać zdobyczy bez zabawy – pojawiła się za nami – jeśli przegracie jesteście cali moi… będę mogła wyssać z was krew
- Wyssać? Jesteś wampirem? – odsunął się od niej Logan robiąc wielkie oczy.
- Damy ci radę! Jesteśmy silniejsi i sprytniejsi! – warknęła dumnie Vai – może inni są sprytniejsi ale wszyscy są silni!
- Violette nie wiesz że wampiry są niepokonane? – znowu zniknęła i pojawiła się kawałek dalej – nie jestem zwykłym wampirem… mogę sprawić że ofiary przed śmiercią będą mieć koszmary, mogę zamieniać się w zwierze… jestem jak jedna z was – wzruszyła ramionami i znowu zniknęła – Pati coś ciekawego ci się śniło ostatnio? – złapała mnie za ramiona pojawiając się ze mną i szepnęła do ucha.
- Co ty jej zrobiłaś? – zapytał wkurzony Carlos.
- Mała zabawa… i tyle – pstryknęła palcami… wszystko zrobiło się ciemne. Nie słyszałam nikogo, nie mogłam się ruszyć…


*Z punktu widzenia Angel*

Obudziłam się jako orzeł na jakieś pustyni, nie było nic widać tylko piasek i piasek… obok mnie leżał jeszcze nieprzytomny Logan. Rozejrzałam się dookoła próbując znaleźć jakąś drogę, jednak wszystko na nic.
- Gdzie my jesteśmy? – jękną cicho Logan powoli się podnosząc.
- Na jakieś pustyni… nie mam pojęcia skąd się tutaj znaleźliśmy – wzruszyłam skrzydłami.
- Moje dzióbki wstały – usłyszeliśmy głos Alp – jesteście gotowi na wyzwanie?
- Nie rozumiesz że nie chcemy bawić się w twoje zabawy?! – warknęłam rozglądając się dookoła.
- Jedna niewinna gra… musicie zebrać 10 złotych kwiatów, inaczej zginiecie… powodzenia kochani – zaśmiała się. Wtedy pustynia zamieniła się w dżunglę, dosłownie nie minęła sekunda a byliśmy w innym miejscu. Musieliśmy znaleźć jakieś głupie kwiatki aby się uratować!
- Wykonajmy to zadanie i koniec, nie chce ryzykować – powiedział Logan rozglądając się.
- Jakby było coś tutaj widać – dodałam smutna. Martwię się również o resztę, nie mamy pojęcia gdzie mogą być, lub co mogło się z nimi stać.
- Mogliśmy chociaż dostać jakąś torbę aby łatwiej nam się zbierało – przewrócił oczami Logan. Nagle przed nami pojawiła się duża, czarna torba. Wystraszeni zabraliśmy ją… to jest okropne jak ona nas obserwuje.
- Jak mamy znaleźć tutaj kwiaty? – westchnęłam.
- Mogą być wszędzie… - jękną Logan – Angel uważaj!
- Na co? – obejrzałam się widząc jakieś pnącza, same się poruszały i zaczęły mnie atakować. Próbowałam odlecieć ale pnącza nadążyły owinąć moją nogę i pociągnąć w dół owijając całe ciało.
- Logan ratuj! – próbowałam się wyrwać. Zaczęłam krzyczeć kiedy zobaczyłam że chcą mnie zaciągnąć do jakieś jaskini.
- Nie działa na nie moja moc! – próbował do skutku jednak nic się nie stało. Pnącze porwało mnie do ciemnej jaskini, jeszcze raz próbowałam się uwolnić co mi nie wychodziło. Zobaczyłam blask na końcu korytarza, był to złoty kwiat! Resztkami sił rozcięłam pnącza pazurami i dziobem, ledwo pofrunęłam w stronę kwiatu. Poczułam okropny ból skrzydła które nie umożliwiało mi latania. Rośliny jednak nie poddając się nadal próbowały mnie złapać. Wyciągnęłam skrzydło w stronę kwiatka, wtedy rozległ się blask po całym pomieszczeniu, rośliny zniknęły zostawiając mnie z jednym złotym kwiatem. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z jaskini napotykając zdenerwowanego Logana.
- Vai… znaczy Angel udało ci się! – na mój widok szybko przybiegł.
- Tak bardzo denerwujesz się o Vai? – poruszałam brwiami.
- W końcu jest moją dziewczyną… musze się martwić – puścił mi oczko i włożył kwiat do torby. Mamy 1 na 10… dużo nie brakuje.
- Czas kochani macie do zachodu słońca… przyjdzie noc i przegracie – zaśmiała się Alp.
- Zachód przecież będzie gdzieś za 3 godziny! – zaskoczona rozejrzałam się dookoła.
- Radzę się pośpieszyć – dodała jeszcze bardziej roześmiana. To niemożliwe do wykonania… dżungla jest ogromna, nie wiadomo gdzie są te kwiaty i mamy tylko kilka godzin aby znaleźć je.
- Angel… - usłyszałam głos Logana.
- Cicho… próbuje wymyślić jak szybko znaleźć te kwiatki – rozmyślałam tak patrząc w niebo.
- Angel posłuchaj… - zaczął ale mu przerwałam.
- Mówiłam ze próbuje się zastanowić – przewróciłam oczami i odwróciłam się do niego – Logan? Gdzie jesteś?
- Topie się! – krzyknął przerażony. Spojrzałam w dół i zobaczyłam wilka w połowie wciągniętego przez ruchome piaski! Szybko poleciałam do góry, chwyciłam go moimi pazurami i próbowałam wyciągnąć. Piaski były niestety silniejsze, wilk wyślizgną mi się zatapiając w pasku. Wystraszona próbowałam go znowu chwycić ale się nie udało! Zabiłam przyjaciela!
- Mam kwiat! – wypłyną ledwo Logan trzymając w pysku złoty kwiat. Dzięki niemu wyszedł na powierzchnie otrzepując się.
- Już myślałam że cie zabiłam… - szepnęłam ledwo oddychając. Przytuliłam go mocno i nie chciałam puścić, boje się że skoro my mamy tak trudno to co dopiero reszta.

*Z punktu widzenia Jamsa*

Nieogarnięty podniosłem głowę, w ogóle nie wiem co się stało. Rozejrzałem się dookoła… byłem na chmurze! Wystraszony cofnąłem się do tyłu prawie spadając w dół… jak to możliwe że jestem nad ziemią!
- Jesteśmy w niebie? – szepnęła Vai leżąc sobie zaspana.
- To nie możliwe… w końcu też tu jesteś – wskazałem na nią.
- To nie ja piszę mojej siostrze zboczone wiadomości – udała focha i spojrzała w dół – chcesz spróbować jak się lata?
- Vai to nie śmieszne, nie wiemy jak stąd zejść – z przymrużonymi oczami i znudzoną miną popatrzałem na nią.
- Dzieci, dzieci – na chmurze obok pojawiła się Alp – jak wy słodko wyglądacie jak się boicie
- Ja się nie boje małych chmurek – powiedziała Vai przez zęby.
- Czy aby na pewno Vai? – kobieta pstryknęła palcami, wtedy chmura pod nami znikła i zaczęliśmy spadać w dół. Zaczęliśmy krzyczeć próbując cokolwiek zrobić, jednak to wszystko było do niczego… nie umiemy latać!
- Pomocy! – krzyknęła Vai zamykając oczy.
- Jednak się boisz? – Alp pojawiła się obok nas, wtedy zaczęliśmy unosić się w powietrzu.
- My latamy! – uśmiechnąłem się szeroko – ale… ale jak?
- Wasze zadanie jest łatwe… w chmurach są ukryte krople wody… musicie zdobyć ich tyle aby napełnić cały ten dzban – podała nam dzbanek – czas macie do zachodu słońca… - pomachała nam i zniknęła. Pojawiliśmy się znowu na samej górze tam gdzie się obudziliśmy. Wszystko było okropnie przerażające.
- Wystarczy pozbierać kropelki? Jasne – zaśmiała się pewnie Vai wchodząc do jednej z chmur, usłyszałem grzmot i wtedy wyleciała jak najszybciej – tam jest burza w środku!
- Myślałaś ze to będzie takie łatwe… Jak mamy wejść do chmur nie zabijając się – zastanowiłem się chwilę.
- To niemożliwe? – spytała sarkastycznie.
- Daj mi się zastanowić – rozejrzałem się dookoła – Vai… za tobą jest tornado!
- Bardzo śmieszne James, jesteś idiotą. Moja biedna siostra – przewrócił oczami lampart.
- Vai.. – podleciałem do niej i obróciłem głowę – wygląda jakbym żartował?!
- Nie gadaj idioto tylko uciekaj! – jak najszybciej pofrunęła uciekając od tornada. Zrobiłem tak samo, jednak za późno… zostałem wciągnięty do środka gdzie wirowało pełno przedmiotów. Widziałem błyskawice, grad, deszcz… wszystkie anomalie pogodowe! Musiałem uważać aby się nie zabić.
- James!? James gdzie jesteś?! – usłyszałem głos Vai.
- Tutaj! – próbowałem ją zauważyć. Zamiast tego zderzyłem się z lampartem głowami.
- Mógłbyś uważać – zaczęła się masować po głowie – jak mamy stąd uciec?!
- Tam jest kropla! – wskazałem na sam dół tornada.
- Powaliło ich? Tam się nie da zejść… - Vai zrobiła wielkie oczy.
- Spróbuj – popchnąłem ją na sam dół. Warknęła na mnie jednak pofrunęła jakoś na sam dół unikając błyskawic. Kiedy tylko włożyła kroplę do dzbanka wszystko zwolniło tępo i znikło. Wylądowaliśmy na jakieś chmurce ledwo oddychając.
- Nigdy więcej… nie wysyłaj mnie… na dnie tornada! – resztkami sił uderzyła mnie w głowę i znowu padła na chmurę.
- Mamy coraz mniej czasu… i strasznie mało tej wody – spojrzałem w dzban.
- Nie mam już siły… - jęknęła zmęczona dziewczyna.
- Musimy inaczej przegramy – wstałem i pomogłem wstać Vai. Czuje ze tornado to był początek… pewnie będzie jeszcze gorzej ale nie wiem jak.

*Z punktu widzenia Sylwii*

Poczułam jak ktoś łapie mnie za nogę, na początku myślałam ze to Vai więc zaczęłam kopać nogą i krzyczeć aby mnie zostawiła, zirytowana jej dalszym zachowaniem otworzyłam oczy… byłam pod wodą!
- Za każdym razem jak się budzę to dostaje zawału! Czemu?! – warknęłam odsuwając się od alg które gilgały moje stopy. Przepłynęłam kawałek do tyłu i uderzyłam w Carlosa.
- Moje… wszystko – szepną ledwo wstając – mam już halucynacje
- Bo co? Bo gadamy pod wodą? – zapytałam podnosząc brew.
- Źle się czuje… - wyglądał okropnie blado – od wody płomieni nie mam – spojrzał na skrzydła. Jest bezsilny, w końcu jest ognistym zwierzęciem.
- W ogóle co tu robimy? – usiadłam na piasku.
- Będziecie bawić się w pewną zabawę – pojawiła się obok nas Alp – podoba się w wodzie?
- Carlos tutaj ledwo żyje! – wskazałam na niego.
- Przykro mi… albo nie – zaśmiała się znikając i pojawiając się za nami – zanim was pogryzę chce abyście wykonali pewne zadanie – przejechała mi palcem po karku.
- Nie dotykaj mnie! – odsunęłam się od niej warcząc na nią.
- Grzeczna kicia – poklepała mnie po głowie co jeszcze bardziej mnie wkurzyło – musicie zebrać 10 pereł które znajdują się w złotych muszlach
- To tyle? – spytał Carlos.
- Zanim zrobi się ciemno chce wszystkie zobaczyć… albo – przejechała palcem po swojej szyi – zginiecie
- Nie uda nam się! Ten ocean nie ma końca! – powiedziałam zła.
- Posłuchaj mnie dziewczynko – zacisnęła ręce co sprawiło że zaczęłam się dusić, wszystko co miałam w środku zostało ściśnięte – nie będziesz ustalać za mnie zasad
- Zostaw ją! – Carlos resztkami sił strzelił w nią ognistą kulą, nie doleciała przez wodę. Alp wybuchła śmiechem puszczając mnie i znikając. Najgorszy ból w życiu… jeszcze nigdy czegoś takiego nie poczułam.
- Szukajmy tych muszli… ał – zwinęłam się z bólu próbując jakoś chwycić oddech.
- Pomogę ci Sylwia – Carlos zabrał mnie na plecy i zaczął płynąc po okolicy szukając jakieś muszli.
- Widzisz cokolwiek? – próbowałam wyszukać oczami coś podobnego do perły.
- Tam coś jest – feniks podpłyną bliżej jakieś jaskini. Widzieliśmy jak coś w oddali się błyszczy, może to wreszcie muszla! Podpłynęliśmy bliżej kiedy wysunęła się macka… i porwała Carlosa!
- Carlos! Co tam jest?! – krzyknęłam przerażona. Z jaskini wyszedł jakiś ogromny potwór… był to Kraken! Trzymał w ucisku Carlosa którym rzucał dosłownie na wszystkie strony. Kiedy tylko mnie zobaczył próbował się rzucić. Szybkim ruchem przepłynęłam koło niego prosto do jaskini, było tam pełno ryb które chciały mnie zaatakować. Wtedy zobaczyłam na samym końcu muszlę… próbując z całych sił przyśpieszyłam, chwyciłam za muszlę i widząc mackę za sobą zamknęłam oczy. Nic się nie stało… otworzyłam jedno oko widząc ze Kraken znikł… Odetchnęłam z ulgą wypływając z jaskini, kiedy tylko zobaczyłam Carlosa przytuliłam się do niego wystraszona.
- Chce do Jamasa… - powiedziałam.
- Jakoś się stąd wydostaniemy… uda nam się – przytulił mnie do siebie i popłynęliśmy dalej. Jeśli nam się nie uda to nigdy już nie zobaczę mojego chłopaka, ani siostry… musimy wziąć się w garść.

*Z punktu widzenia Kendalla*

- Kendall wstawaj! – poczułem szarpanie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem zmartwioną Pati nade mną. Byliśmy na jakimś pustkowi, koło nas były rzeki lawy oraz powierzchnia była z skały, jakby przez to miejsce przeszła dawno temu lawa. W oddali widzieliśmy ogromny wulkan z którego ciągle wylewała się gorąca ciecz.
- Gdzie jest reszta? – spytałem podnosząc się.
- Nie mam pojęcia, ale nie podoba mi się to… - szepnęła dziewczyna – wszystko przypomina mi mój sen
- Jaki sen? – podniosłem zdziwiony brew.
- …że wszyscy zginiemy – kiwnęła głową wystraszona.
- Brawo Pati – usłyszeliśmy klaskanie i zobaczyliśmy Alp – czyli wiesz jak to się skończy… chociaż przyszłość może się zmienić – poruszała cwano brwiami.
- O czym ty mówisz? Zabierz nas stąd! – warknąłem zły.
- Najpierw musicie dotrzeć do wulkanu i zabrać trochę lawy z pewnej komnaty w środku… musicie zdążyć zanim wybuchnie a to miejsce zamieni w totalną masakrę – uśmiechnęła się cwano.
- Chcesz nas zabić? Dobrze wiesz jakie warunki na nas najgorzej wpływają i to wykorzystujesz! – wkurzyła się Pati.
- Przez przypadek lądowe zwierzęta posłałam w powietrze a twojego ognistego przyjaciela do wody… może trochę ochłonie – wzruszyła ramionami i zniknęła.
- Czyli innych też dorwała – przeraziłem się. Jak reszta nie da sobie rady to nie zobaczymy już ich, nie pozwolę na to.
- Kendall ja nie dojdę do wulkany, ja teraz ledwo stoję na łapach… - szepnęła Pati – jestem lisem zimowym, nie powinnam przebywać w takich warunkach
- Dasz radę Pati, w końcu musi się udać… wierze w to – posłałem jej uśmiech który odwzajemniła. Powoli kierowaliśmy się w stronę wulkanu, musieliśmy uważać na gejzery z lawy, na trzęsienia ziemi, kawałki skał wylatujących z środka wulkanu… wszystko wygląda jak ogromny tor przeszkód.
- Coraz cieplej się robi – powiedziałem ledwo nadeptując na grunt.
- Ledwo łapy czuje – pisnęła dziewczyna skacząc już przez poparzone łapki. Poczuliśmy niesamowite trzęsienie ziemi, odwróciłem się do tyłu… ziemia zaczęła się pod nami rozwalać!
- Uciekaj Pati! – zacząłem biec, ze mną również lis.
- To wszystko jest dokładnie jak w moim śnie! Kendall obawiam się najgorszego! – dodała Pati skręcając w prawo aby uniknąć gejzerów.
- Nawet tak nie mów! Damy sobie radę! – próbowałem opanować sytuacje. Wszystko powoli zaczęło się uspokajać, nad nami latały ogromne, ogniste ptaki… musieliśmy zachować szczególną ostrożność aby nas nie zauważyły.
- Czemu akurat nas musiała zabrać ta wiedźma czy co to jest – przewróciła oczami zmęczona Pati.
- Pokonała Matkę Naturę i jesteśmy jedynymi osobami które dzielą ją od władzy absolutnej – wytłumaczyłem dziewczynie.
- Bawi się nami jak lalkami, wysyła na śmierć… musi mieć w tym jeszcze jakiś interes – pomyślała chwilę – poprzez wyssania krwi może też zdobyć nasze moce
- Miałoby to sens – kiwnąłem głową. Przed nami zobaczyliśmy ten okropny wulkan… ciekawe jak mamy się dostać na górę unikając lawy. Mamy może z 15 min przed wybuchem.

*Z punktu widzenia Logana*

- Nie damy rady przejść! – krzyknąłem do Angel stojąc wysoko w górze. Co się wydarzyło przez ten czas? Zebraliśmy tylko 5 kwiatków z czego Alp zaczęła nam utrudniać drogę… Różne punkty ziemi podnosiły się raz w górę raz w dół. Ziemia pękała, znikąd wielkie głazy spadały z nieba i atakowały nas skalne potwory! Było niemożliwe aby uniknąć czegoś… zostałem uderzony przez kamienie kilkanaście razy. Angel chwyciła mnie pazurami i pomogła przedostać się na drugą stronę, było to trudne ponieważ pnącza uszkodziły jej skrzydło. Niebo zrobiło się ciemne, wszędzie mgła i mięsożerne rośliny… gorzej już być nie może.
- Logan… słońce zaraz zajdzie! – wyładowaliśmy na drugiej stronie przepaści.
- Brakuje nam aż 5 kwiatów! Nie damy rady! – wystraszony nie wiedziałem co zrobić. Telepatycznie podniosłem kawałek drzewa który służył jako tarcza na rośliny i kamienie. Dalej szukając kwiatów przechodziliśmy przez najgorsze fragmenty dżungli. Wyczerpany nie miałem siły aby uciekać… tak samo Angel.
- Nie dam już rady… ona wygrała – szepnęła orlica upadając na ziemie.
- Angel gonią nas potwory! Nie możesz się zatrzymać! – próbowałem pomóc jej wstać jednak bez skutku.
- Pożegnaj Kendalla jakbyś dotarł do końca… - kiwnęła głową i zamknęła oczy. Zobaczyłem potwory które ją podniosły. Próbowałem ją uwolnić jednak nie udało się… razem z Angel zapadły się pod ziemie zostawiając mnie zupełnie samego.
- Nie, nie, nie… tylko nie słońce! – zobaczyłem jak ostatnie promienie słońca znikają z nieba. Wszystko nagle ucichło… nie wiedziałem co się dzieje. Dżungla wyglądała tak samo jak na samym początku… zupełnie normalne miejsce.
- Już mam 2 – pojawiła się przede mną Alp – czeka mnie mocny obiad…
- Nie poddam się bez walki! Najpierw powiedz gdzie jest Vai! – powiedziałem wkurzony.
- Chodzi ci o tego słodkiego lamparta – pstryknęła palcami i koło niej pojawiła się plama na której był obraz, dokładnie James i Vai uciekających przed jakimiś ptakami – to naturalne że martwisz się o dziewczynę
- Zostaw ją! – zmartwiony spojrzałem jeszcze raz na obraz. Widziałem jej biedną wystraszoną mordkę…
- Czeka ją to samo co ciebie… - zacisnęła pięść i obraz znikł – miłość nie istnieje… ty też już nie – oblizała się. Poczułem jakby coś we mnie strzeliło. Zakręciło mi się w głowie i upadłem na ziemię.

*Z punktu widzenia Vai*

Obojętnie gdzie się obejrzeliśmy widzieliśmy trąby powietrzne. Nie wiemy co robić! Zostało z 15 minut a mamy tylko połowę dzbanka… wszystko jest takie inne. W ciągu chwili pogoda z łagodnej zmieniła się na burzową. Padało, był grad, pioruny… nawet burza piaskowa!
- Vai jak nie będziemy mieć jakiegoś planu to zginiemy! – usłyszałam głos Jamsa który uciekał jak najszybciej mógł.
- Nie możliwe abyśmy zdążyli – odpowiedziałam lecąc za nim. Nie wiem co ten cały demon czy coś, zrobi ale to zadanie nie było wykonalne! Mam zamiar walczyć o to wszystko… nie dam z siebie wyssać krwi!
- Może, zostało mało czasu – zaczął James oddalając się ode mnie przez błyskawice – ale jakaś szansa jest!
- Wątpię w to! Jak moja siostra z tobą wytrzymuje?! – rozstawiłam łapy patrząc na niego.
- Bo mnie kocha! – wystawił mi język z cwaną miną. Otworzyłam zdziwiona usta kiedy na coś wpadłam… lub na kogoś. Był to ogromny ptak, był cały biały i można by było powiedzieć ze przezroczysty. Miał wielkie szpony i ostry dziób… totalna maszyna do zabijania!
- Uciekamy? – spytał cicho James.
- Głupio się pytasz, no pewnie że uciekamy! – uderzyłam go w głowę i próbowałam jak najszybciej uciec od ptaków. Były niesamowicie szybkie, co chwilę albo ja, albo James obrywaliśmy od nich co sprawiało ze nie mogliśmy tak szybko uciekać. Ciosy były ogromnie silne i bolesne.
- Spróbujmy z nimi walczyć! – powiedziałam do Jamsa.
- Moja siła nic nie zdziała na powietrzne stworzenia, tak samo jak twoje przechodzenie przez ściany – przewrócił oczami.
- Musi być jakiś sposób! Zginiemy zaraz! – wskazałam na bestie które leciały w naszym kierunku. Zamknęłam oczy, ponieważ spodziewałam się ciosu… który nie nastał. Rozejrzałam się dookoła, ptaki zniknęły, już nie lataliśmy… byliśmy na ziemi.
- Już zginęliście – pojawiła się przed nami Alp – czas się skończył kochani
- To zadanie było niewykonalne! – powiedziałam wkurzona.
- Wszystko da się zrobić kruszynko, ale nie martw się… twój chłoptaś już nie żyje – zaśmiała się złowrogo. Kiedy to powiedziała to zamarłam… co ona zrobiła z Loganem?!
- Nie żyje?! Co ty mu zrobiłaś! Gadaj natychmiast! – miałam się już na nią rzucić, kiedy zniknęła i pojawiła się za nami.
- Chwilowo siedzi w lochach razem z waszą Angel, dołączycie do niej… no i później wyssam z was krew – podniosła cwano brew.
- Jeśli coś zrobisz Sylwii i reszcie to pożałujesz! – dodał wkurzony James.
- Daj swojej panterce popływać w wodzie… zasługuje chyba na to – zrobiła sztuczną minę smutnego pieska.
- Jesteś powalona! Bardziej ode mnie co myślałam że jest niemożliwe… a jednak – kiwnęłam głową.
- Dziękuje Vai... więc rozejrzyjcie się bo to ostatnie co zobaczycie – mruknęła spokojnie. Nie wiedziałam już co robić, przecież nie możemy tak się poddać. Jednak ona jest silniejsza od nas co sprawia że jesteśmy bezradni. Boje się o Logana, ona chce go zabić! Nie mogę na to pozwolić!
- Proszę zostaw chociaż Sylwie… - szepną do niej James.
- To co moje aniołki, czas na śmierć – pstryknęła palcami. Poczułam ból w klatce piersiowej… jeszcze nigdy nic nie bolało mnie tak bardzo! Zakręciło mi się w głowie… i prawdopodobnie zemdlałam.

*Z punktu widzenia Carlosa*

Już po nas… nie da się niestety bardziej optymistycznie myśleć kiedy gonią cię rekiny i ośmiornice! Mamy 3 perły… praktycznie niemożliwe jest to aby udało nam się zdobyć wszystkie. Zwłaszcza ze woda w oceanie robi się raz okropnie zimna, raz niesamowicie gorąca i tworzą się wiry wodne.
- Sylwia po prawej! – krzyknąłem do dziewczyny kiedy zauważyłem rekina. Sylwia szybko się odwróciła i popłynęła w dół omijając go.
- Dzięki Carlos! – uśmiechnęła się promiennie – nadal nie mogę się stać niewidzialna!
- Pięknie… - warknąłem zły. Od samego początku Sylwia próbowała skorzystać z swojej mocy, niestety przez wodę efekt trwał zaledwie kilka minut. Przez to że źle się czuje w wodzie trochę nam nie wychodzi zadanie.
- Widzę perłę! – krzyknęła Sylwia płynąc bardziej w dół. Kiedy tylko za nią chwyciła, ogromna macka próbowała ją porwać. Szybko popłynąłem do niej próbując uratować.
- Zaraz spróbuje cię wyciągnąć – jęknąłem gryząc dziobem mackę.
- Wciąga mnie w tą przepaść! – pantera zaczęła się szarpać z strachu – pomóż!
- Staram się Sylwia! Nie denerwuj się!
- Jak mam się nie denerwować?! Zaraz mnie coś porwie i zginiemy! Nie zobaczę nigdy Jamsa! – trochę się uspokoiła. Pewnie jakbyśmy nie byli pod wodą, zaczęłaby płakać. Wtedy do mnie dotarło ze nie ma najmniejszych szans aby wygrać i sam nie zobaczę już Pati.
- Będę walczyć… zobaczysz – kiwnąłem głowa leciutko się uśmiechając.
- Nie wiem ile jeszcze wytrzymam, macka za mocno mnie ściska! – pisnęła z bólu. Próbowałem dalej ją uwolnić ale bez skutku, nagle coś chwyciło mnie za nogę, pociągnęło do tyłu… wtedy zobaczyłem jak macka porywa Sylwie w głębie. Nie miałem już siły walczyć, byłem wykończony…
- Nie smuć się tak, szkoda mi ciebie teraz – powiedziała Alp. Macka zostawiła mnie na dnie oceanu gdzie była też ta wiedźma.
- Jak mam się cieszyć skoro wszystko mi zabierasz? – wzruszyłem skrzydłami wstając.
- Twoja dziewczyna jeszcze żyje… chwilowo próbuje nie utopić się w lawie – uśmiechnęła się cwano.
- W lawie?! Gdzie ty ją wystałaś!? – krzyknąłem przestraszony.
- Co wy tak wszyscy się martwicie… - przewróciła oczami – miłość nie istnieje
- Uwierz mi że istnieje – przymrużyłem oczy.
- To tylko iluzja kochasiu, twoja dziewczyna niedługo i tak by wybrała innego – kiwnęła głowa kiedy koło niej pojawiła się chmurka – zamieszkalibyście razem i zaczęłaby cię zdradzać – był obraz jak Pati odchodzi z jakimś innym kolesiem na moich oczach.
- Wiem ze to nie prawda! Nie wierze ci – warknąłem. Z jednej strony patrząc na tą scenę poczułem jak mi serce pęka, gdyby cos takiego naprawdę się stało… nie wiem co bym zrobił.
- To bez znaczenia, jesteś teraz mój tak samo jak cała reszta – pstryknęła palcami sprawiając że nie byłem już w oceanie. Wszystko zaczęło wirować i robić się czarne. Przegraliśmy to, nie zobaczę się już z moimi przyjaciółmi. Gorzej już być nie mogło.

*Z punktu widzenia Pati*

Byliśmy już na samej górze wulkanu, widziałam tą lawę która w każdej chwili mogła wpłyną i nas zabić. Wzięłam głęboki wdech i razem z Kendallem zaczęliśmy schodzić. Dodatkowym utrudnieniem były płomienne ptaki które co chwilę nas atakowały. Obawiam się najgorszego… nie umiem myśleć optymistycznie w takich warunkach. Zaraz się popłacze z bezradności…
- Nie myśl tyle Pati – Kendall posłał mi uśmiech, od razu lepiej się poczułam.
- Martwię się tym wszystkim – wzruszyłam łapkami.
- Nie ma o co… jesteśmy już blisko – dodał Kendall schodząc w dół. Zobaczyłam nad nami ptaki które pewnie czekały tylko na to aż zaczniemy schodzić. Krążyły nad nami dopóki nie ustawiły się w pozycji bojowej i nie zaczęły na nas lecieć!
- Kendall schyl się! – krzyknęłam do niego. Nie usłyszał mnie, jeden z ptaków przegryzł linę po której schodził Kendall… a on wpadł do lawy. Zaskoczona stałam tak na górze i wpatrywałam się w dół, nie mogłam nic zrobić… byłam sparaliżowana. Mój przyjaciel, jedyna osoba z którą mogłam pogadać wpadła do lawy! Nie żyje! Zaczęło się we mnie gotować, rozejrzałam się i otarłam dłonie o twarz… dłonie? Znowu jestem człowiekiem! Przez to że nie umiem jeszcze całkowicie tego kontrolować to zamieniam się tak w człowieka. Co dziwne wszystko ucichło… lawa przestała płynąć, wszystko stało się jakieś radosne. Teraz już całkiem nie wiem co robić… Jedyne co usłyszałam to jakieś krzyki.
Znowu obudziłam się wystraszona w swoim łóżku, nie mówicie że to kolejny sen bo zaraz mnie coś trafi. Wstałam, ogarnęłam się i spojrzałam na kalendarz… dzisiaj mam wyjechać do chłopaków. Co dziwne nie pamiętam zakończenia roku, ale często tak mam. Szczęśliwa zbiegłam na dół gdzie byli moi rodzice.
- Ktoś zawiezie mnie na lotnisko? – spytałam błagalnie. Nie byli za bardzo szczęśliwi ze mam jechać do LA, jeszcze nie wiadomo czy dostałam się tam na studia.
- Tata cie zawiezie, przyszły wyniki testu do szkoły – powiedziała mama.
- Już? – zachwycona chwyciłam za kopertę i otworzyłam – dostałam się! Napisane na 100%! Udało się! – zaczęłam skakać po całym domu i tulić wszystkich. Nie wierze że się udało! W ogóle nie uczyłam się do tego testu, bałam się ze się nie dostanę… a to najlepsza szkoła prawnicza w stanach!
- Gratuluje ci skarbie, wiedziałam że ci się uda – przytulił mnie tata. Był to mój najlepszy dzień w życiu! Nie wymarzyłabym sobie lepszego, do tego wszystko wydaje się takie radosne i wszyscy są mili.
Kiedy tylko zjadłam śniadanie, tata zabrał mnie na lotnisko gdzie poleciałam prosto do LA. Nie dość że zobaczę mojego chłopaka, zamieszkam z przyjaciółmi w Ameryce to w czasie lotu siedziałam koło dyrektora szkoły do której pójdę! Polubił mnie i stwierdził ze idealnie nadaje się do tej szkoły. Zaraz umrę z szczęścia… Kiedy tylko doleciałam do LA od razu zaatakowała mnie fala ciepła. Było okropnie ciepło, o wiele bardziej niż w Polsce. Rozejrzałam się dookoła ale nigdzie nie widziałam chłopaków, chyba będę musiała sama się dostać do domu. Zabrałam bagaże, zrobiłam jeden krok i nadeptam na coś. Odsunęłam nogę i zobaczyłam portfel… pewnie ktoś go zgubił. Podniosłam go aby sprawdzić do kogo należy, otworzyłam i mnie zamurowało… należy do Jennifer Lopez! To nie możliwe! Znalazłam portfel gwiazdy!
- Przepraszam, widziała Pani może portfel? – spytała jakaś kobieta za mną, odwróciłam się i zobaczyłam właśnie ją… chyba zemdleje – o znalazła go Pani, bardzo dziękuje – uśmiechnęła się na widok portfela który trzymałam.
- Nie ma za co, naprawdę – otrząsnęłam się i oddałam portfel z uśmiechem – mogę dostać autograf?
- Za pomoc w znalezieniu to oczywiście – dała mi swoją płytę i podpisała się na niej – masz tam mój numer telefonu, jakbyś coś chciała to dzwoń… muszę się jakoś odwdzięczyć – wręczyła mi płytę z uśmiechem.
- Naprawdę nie trzeba – kiwnęłam głową zakłopotana.
- Jeśli chcesz w weekend będzie gala rozdania nagród MTV, przyjdź będzie pełno znanych osób – puściła mi oczko, dała wejściówkę VIP na galę, pożegnała się i poszła. Stałam tak dobre 10 min wpatrując się przed siebie. Mam halucynacje… przecież to jak spełnienie wszystkich marzeń! Dzisiaj mam szczęście jak nigdy! Uradowana wezwałam taxi za pierwszym razem i pojechałam prosto do domu. Wyszłam z auta, zapłaciłam i zobaczyłam piękną wille, była niesamowita. Zabrałam walizki, nawet nie zdążyłam zrobić jednego kroku kiedy wszyscy z domu wybiegli i rzucili się na mnie. Były już dziewczyny które nie mogły mnie dosłownie puścić. Sylwia nawet poryczała się z szczęścia.
- Az tak bardzo tęskniliście? – spytałam zaskoczona.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak – znowu mnie przytuliła Sylwia wycierając łzy.
- Przestań płakać, popłacz Jamsowi – zaśmiałam się. Pogadałam z wszystkimi chwilę, zabrali moje bagaże bo stwierdzili że nie będę się przemęczać. Usiedliśmy w salonie, wszyscy wpatrywali się we mnie uśmiechnięci… trochę mnie to przerażało.
- Coś się stało? – spytałam jako pierwsza.
- Nic, po prostu cieszymy się że przyszłaś – uśmiechnęła się Vai.
- Od kiedy ty chodzisz w sukienkach? – zaskoczona spojrzałam na nią.
- Są ładnie i przewiewne – wyszczerzyła się.
- Namówiłem ją do nich – odezwał się Logan.
- To co tam u ciebie Pati? – zapytał Kendall.
- Nie wyspałam się ponieważ miałam dziwny sen… i gdzie mój chłopak? – zaczęłam rozglądać się po pokoju. Nagle zobaczyłam Latynosa który wchodził do salonu. Cały w skowronkach uklękną przede mną, wyciągną pudełko z… z pierścionkiem?!
- Pati znamy się krótko, ale jestem pewny że jesteś tą na wieki… wyjdziesz za mnie? – zapytał radosny. Teraz mnie jeszcze bardziej załkało, nie mogłam nic powiedzieć więc kiwnęłam głową na „tak”. Wsuną mi pierścionek na palec i namiętnie pocałował.
- Za dużo wrażeń mam jak na jeden dzień – szepnęłam zaskoczona.
- Wszystko jest jak z bajki prawda? – kiwną głowa James obejmując Sylwie.
- Nawet lepsze – wtuliłam się w Latynosa. Nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć, reszta dnia też była dla mnie szczęśliwa. Same niespodzianki i niesamowite rzeczy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następnego dnia obudziłam się sama w swoim łóżku. Przetarłam oczy, wstałam, założyłam szlafrok i zeszłam na dół gdzie panowała nie za ciekawa atmosfera.
- Jak spaliście? – zapytałam siadając koło Angel.
- A co cię to obchodzi? – spytała oschło Vai.
- Tylko się pytam… - przewróciłam oczami. Zjedliśmy śniadanie, ledwo mogłam cokolwiek zjeść tak ściskało mnie w środku. Przyniosłam listy w którym było kilka dla mnie. Otworzyłam szybko pierwszy… list z szkoły.
- Nie dostałam się?! Ale jak to możliwe… - powiedziałam zaskoczona.
- Może dlatego ze jesteś głupia? – kiwną głową James z głupim uśmieszkiem.
- Napisali że pomylili skale procentową, nie miałam 100% a 10% - chwyciłam się za głowę zła – nie dostałam się na studia…
- Znajdziesz pracę jako zmywaczka czy coś – kiwnęła głową Sylwia – albo jako dziwka, nadajesz się
- Okropnie wredni dzisiaj jesteście – przymrużyłam oczy i otworzyłam następny list – we..wezwanie do sądu?! – to nie mogło już mi przejść przez gardło, wystraszałam się – Jennifer oskarżyła mnie o kradzież portfela – krzyknęłam przerażona.
- Trzeba było nie kraść – dodała Angel.
- Nie ukradłam go! Podniosłam i oddałam! Leżał na ziemi! – krzyknęłam wkurzona. Usłyszeliśmy trzask drzwi, po chwili w pokoju pojawił się Carlos… z jakąś laską.
- Przedstawiam wam Danielle – przytulił do siebie wysoką brunetkę, szczupłą… było widać że jest tapeciarą i solarą.
- Dlaczego ją tulisz? – założyłam rękę na rękę.
- Pati znudziłaś mi się… teraz z nią chodzę, a pierścionek możesz zatrzymać mam jeszcze kilka – wzruszył ramionami i pocałował brunetkę – myślisz że to było na poważnie? – zaśmiał się. Otworzyłam usta z zdziwienia… nagle wszystkie apokalipsy świata spadły na mnie. Przełknęłam ślinę i popłynęły mi łzy.
- Gratuluje Carlos – wszyscy zaczęli gratulować mu i tulić Danielle.
- Jesteś idiotą! – wstałam wkurzona, przywaliłam mu z liścia i uciekłam do góry z płaczem. Miałam dość tego wszystkiego… wyrzuciłam pierścionek gdzieś w kąt, położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Czułam się potwornie, byłam zraniona, wszyscy byli okropni dla mnie… dlaczego nie może być tak jak wczoraj. Przejechałam ręką po twarzy, nagle poczułam ból. Dotknęłam mojej szyi i poczułam dwie dziurki. Zabrałam lusterko, byłam ugryziona… wyglądało jakby przez wampira… Alp. Zabrałam laptop i wyszukała w Google informacji.
- „Krew wysysa głównie ze śpiących istot, wgryzając się wstrzykuje w ciało ofiary usypiającą substancję, powodującą koszmary” – przeczytałam z Wikipedii. Analizując ciekawostki o niej, moje sny i te dziwne sytuacje domyśliłam się ze to nie dzieje się naprawdę, to jakiś koszmar!
- Alp wiem ze to ty stoisz za tym! – uderzyłam pięścią w łóżko i zaczęłam krzyczeć.
- Pati… obudź się Pati! – usłyszałam głos i jakieś szarpanie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Kendalla nade mną. Był w ludzkiej postaci i próbował mnie obudzić.
- Co się stało? – szepnęłam masując się po głowie.
- Śniło ci się coś pewnie, krzyczałaś przez sen – pomógł mi wstać. Byliśmy w jakiś lochach z lodu. W pomieszczeniach były kraty i ławki.
- Jest tutaj reszta? – zapytałam rozglądając się dookoła.
- Jesteśmy tutaj sami od kilku godzin – wzruszył ramionami smutny.
- Sprytnie Pati, nie wiedziałam ze domyślisz się tego że był to sen – stanęła przy kratach Alp.
- Niestety zostawiłaś po sobie ślad – przymrużyłam oczy zła.
- Ciężko się ciebie pozbyć. Przecież nie będę wysysać krwi z osoby która jeszcze nie umie posługiwać się magią, niepotrzebne mi to – otworzyła kraty, zacisnęła pieści, wtedy ja podniosłam się do góry i przyleciałam do niej – skoro ja cię nie zabije to może ktoś inny?
- Nie boje się ciebie – powiedziałam wkurzona.
- Zostaw ją! Po co ci jej śmierć?! – krzykną Kendall.
- Za dużo wie i widziała… wiec zginie – pstryknęła palcami. Znaleźliśmy się na jakieś arenie, zobaczyłam na widowni moich przyjaciół. Byli trochę zaskoczeni na mój widok, ale wszyscy się cieszyli że chwilowo żyjemy.
- Niby co ja tu robię? – rozstawiłam ręce.
- Cześć Pati – odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Latynosa. Był blady, miał czarne oczy i głupi uśmiech na twarzy.
- Co ty mu zrobiłaś?! – warknęłam wystraszona.
- Nie podoba ci się moja laleczka? – wybuchła śmiechem Alp – Carlos… zabij ją
- Tak jest – podszedł do mnie chłopak, próbowałam uciekać jednak arena nie była taka duża. Uniemożliwił mi ucieczkę przyciskają do ściany ściskając moją szyje. Zaczęłam się szarpać i dusić… bałam się ze naprawdę to zrobi!
- Carlos nie rób tego! – krzyczeli z trybun wystraszeni. Byli uwięzieni i nie mogli nawet go powstrzymać.
- Nie chcesz tego zrobić, nie zabijaj mnie – spojrzałam w jego czarne oczy próbując odciągnąć jego rękę.
- Nie mów mi co mam robić – z jego ręki zaczął uwalniać się ogień.
- Carlos ja cie kocham – popłynęły mi łzy. Zamknęłam oczy w celu zniesienia jakoś ostatecznego ciosu. Nic się nie stało… Otworzyłam leciutko jedno oko aby zbadać sytuacje.
- Kochasz? – spytał zaskoczony.
- Tak – kiwnęłam głową z uśmiechem. Przestał ściskać mnie za szyje, jego oczy zrobiły się normalne tak samo jak cera. Widocznie obudził się z jakiegoś transu.
- Jak ty… Carlos zabij ją! – rozkazała wkurzona Alp.
- Nie będę twoim sługą – rozstawił ręce i mnie przytulił – przepraszam Pati
- Jak ty to zrobiłaś?! – nie wiedziała co powiedzieć, widocznie nie jest taka potężna.
- To się nazywa miłość – wystawiłam jej język z uśmiechem.
- Miłość nie istnieje, to niemożliwe – próbowała nadal swoich zaklęć ale to nie pomagało.
- No to patrz – Carlos podniósł cwano brew i mnie pocałował. Usłyszeliśmy krzyk przerażenia… okazało się że Alp zginęła. Widocznie miłość jest jej słabością… Zostaliśmy przeniesieni przed willę chłopaków, wszystko było tak jak dawniej a ślady po ugryzieniu znikły.
- Czyli pokonaliśmy ją? – spytała Vai trochę nieogarnięta.
- Wychodzi na to że tak… - kiwnęła głową Sylwia.
- Czyli co teraz mamy robić? – zaśmiał się Kendall.
- Imprezaaa! – krzyknęli wszyscy razem z śmiechem. Wszystko było takie jak dawniej. Matka Natura znowu rządziła z podziemi, Alp zginęła, my nadal uczymy się swoich mocy i jesteśmy szczęśliwi mieszkając wszyscy razem. Co ciekawe udało mi się dostać na studia, ale z resztą moich marzeń musi poczekać.

14 komentarzy:

  1. Gratulacje Patii! Obyś miała jeszcze więcej wejść! Np 100 tys ^^ Jednorazówka jest świetna! Czytam czytam... i nagle wszyscy nie żyją.. bum! To tylko sen. Czytamy dalej... wszyscy zamknięci w lochach! A nie to jednak sen. Nic złego się nie stało i Pati jedzie do LA! A następnego dnia wszyscy są źli :( ale to kolejny sen! I nagle Carlos jest zły ale Pati przywróciła mu rozum! I pokonali razem zło! Woo Hoo! Miłość zawsze wygra ^^ to było zajebiste! Czekam nn ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne ! :D
    To jest po prostu boskie !
    Aż zapiera dech w piersiach *___*
    Kocham Cię normalnie :D
    I gratulacje z okazji 50.000 wejść :) Mówiłam Ci przecież, że jesteś najlepsza, kochana ;*
    ~Angel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://wholookslikeanangel.blogspot.com/2013/08/rozdzia-i.html zapraszam :)

      Usuń
  3. Ok gdybym miała komentować wszystko tak szczegółowo, to bym musiała wlasną notkę napisać.
    Świetne!!
    Biadna Pat! Koszmary są yhhh -,- niecierpię ich! -,- chociaż raz mi się śniło, że byłam w hogwarcie, ale to też sie okazał koszmar wiec ten..
    Alp Szralp, co to wogle ma byc!? To jakiś wampir w wersji justin bieber? ta wysysa moc, a tamten jakąkolwiek energie -,-
    co to wogle za zadania?! idiotos everywhere i takei coś naprawdę istnieje?!??? O.O wtf?
    Ale Pati chytra i przechytrzyła te małpe niewyżtą :D a bajeczka skończyła sie ślicznie bo zboczoną imprezą.!! *.* :DD <33
    Zajebista notka.!! ;*** Czekam na następną ;DD

    OdpowiedzUsuń
  4. nawet nie wiesz jak się cieszę,że masz 50 tyś wejść :D sama byłam w szoku (you know what i mean xd) tak więc ta Alp mnie tak wnerwia,że zabiję X_X gorzej niż ta nektarynka co mi spodnie wyfafluniła X_x szczerze to się poryczałam jak Kendall wpadł w lawę,a Pati miała taką porypaną wizjo-sen X_X a no i ryczałam na zmutowanego Carlosa ;(( ale wszystko dobrze się skończyło i dobrze,bo lubię dobre zakończenia :D więc czekam na 55 tyś i 60 tyś i na następny rdz i jednorazówki :D (Przepraszam,że tak krótko,ale nadchodzi tydzień deprechy :'( )

    OdpowiedzUsuń
  5. o jeju jakie to super *O* gratuluję tylu wejść :)

    OdpowiedzUsuń
  6. cieszę się,że dobrze się to dla wszystkich skończyło :*

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mogłem wytrzymać z tą Alp! Zabiłbym ją :D czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. wow <3 świetne :) masz talent :*

    OdpowiedzUsuń
  9. SeptDirectioner8 września 2013 14:45

    Hejt na post, bo chujowy.

    OdpowiedzUsuń
  10. "(...)W chmurach są ukryte krople wody"-Fuck Logic, I'm Pati.
    Tak, to znów Avis.Przybyłam, że tak powiem , z wizytą kontrolną.Niestety, jestem cholernie zawiedziona.
    Czytając ten oto post zdawało mi się że mózg zaraz rozpierdoli mi czaszkę i ucieknie, tak jak to robi w niektórych komiksach, tak bardzo niektóre zdania były nieskładne, pozbawione sensu i jakiejkolwiek poprawności językowej.
    Błagam cię, Pati, wiem, że to jest twoje opowiadanie, i możesz zaginać cokolwiek sobie chcesz, ale nie rób z nas idiotów wmawiając nam, że w twojej opowieści W POWIETRZU, WŚRÓD CHMUR KTÓRE(chyba)NIE BYŁY Z WODY ZROBIŁO SIĘ TORNADO. Mind Blow, tornado z DODATKOWYM gradem w środku. Serio kurwa, serio?
    No ale, nie czepiając się już tych wszystkich zawiłości twojego umysłu,który wymyśla tego typu rzeczy, chciałabym zaznaczyć jeszcze jedną poważną kwestię.
    Z tego co kojarzę, ale popraw mnie, jeśli się mylę, mieszkasz w Polsce, prawda?
    Nie wiem ile masz lat, ale patrząc na twój całkowity brak jakiejkolwiek wiedzy na temat interpunkcji (przed "że" stawia się przecinek, tak na przykład) myślę że masz około 12 lat, bo dzieci w tym wieku (BA, MŁODSZE!) robią tego typu błędy co ty.
    I to nie tylko o interpunkcję chodzi.
    "nadeptam", serio, NADEPTAM? Masz 4 lata, czy coś?
    Oraz, zauważyłam że twoje postacie często zmieniają (nieświadomie, to ty ich tak wkopujesz) płeć. I nie tylko.
    Jamesa to ja znałam, ale Jamsa nie kojarzę, a w tej jednorazówce pojawia się zajebiście często.
    Cieszy mnie to, że ograniczyłaś się z emotikonami, ale reszta to totalna masakra.
    No i muszę jeszcze wspomnieć o tym uwielbianym przeze mnie zakładaniem RĘCE NA RĘCE (miałaś chyba na myśli skrzyżowanie ramion, ale nie jestem pewna) - wiesz z czym mi się to kojarzy? Z teledyskiem Gangnam Style i z tańcem tego Koreańczyka. Takie zakładanie rąk mi przychodzi jedynie na myśl.
    Oraz łamanie się ziemi.
    Proszę, wręcz zaklinam cię, więcej synonimów!Więcej opisów! Nie zatrzymuj się w miejscu, rozwijaj się, inaczej skończysz jako ta ZMYWACZKA, jak twoja główna, Mary Sue'owata (idealna, doskonała i oczywiście - szczęściara) bohaterka- Pati.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem ile mam jeszcze razy ci tłumaczyć, ale tobie coś mówić to jak do ściany... daj już sobie spokój ok?
      Po pierwsze, urodziłam się w Polsce, mam lat 16 jak cię to interesuje, ale nie będziesz wytykać mi błędów. Piszę co chce, jak chce, kiedy chce, po co chce... twój blog? To się nie wtrącaj!
      Po drugie, wiem ze robię błędy, moje zdania nie mają sensu, nie daje przecinków. Często mam literówki których po prostu nie zauważam jak czytam, a później nie chce mi się ich poprawiać.
      Zróbmy tak... załóż bloga z opowiadaniami, staraj się dodawać co tydzień rozdział, na każdą ważną okazje jednorazówkę. Pisz po nocach jak ledwo będziesz widzieć klawiaturę i wtedy możemy rozmawiać.
      Na samym początku nic nie mówiłam, ale teraz mnie wkurzasz. Nie podoba ci się to idź do biblioteki poczytaj jakąś książkę... chyba ze ją też będziesz krytykować. Wkurza mnie zachowanie typu: wymądrzanie się, udajesz osobę która wszystko wie najlepiej i wszyscy powinni się jej słuchać... a uwierz mi że daleko tak nie zajdziesz.
      Więc podsumują:
      Jeśli znowu będziesz mieć jakiś "problem" to proszę go zachować dla siebie.
      Żadnego komentarza z twojej strony nie będę publikować.
      Ogarnij się trochę.
      Jeśli kiedykolwiek jeszcze raz coś głupiego o mnie napiszesz to inaczej pogadamy...
      Oraz mam propozycje... jeśli jesteś tak wybitna to zacznij uczyć Polskiego albo zostań pisarką! Znajdź sobie innego bloga którego będziesz tak oczerniać. Żadnej kontroli, oraz twojego zdania nie potrzebuje.
      Żegnam i pozdrawiam :P

      Usuń
    2. Muszę się wtrynić ze swoimi trzema groszami do tej małej wymiany zdań. Zacznijmy od tego, jak swoją hipokryzją najechałaś na Avis. 'Piszę co chce, jak chce, kiedy chce, po co chce... [...]' tak bardzo podpada pod twoje późniejsze stwierdzenie, że ''Jeśli znowu będziesz mieć jakiś "problem" to proszę go zachować dla siebie. ''. Aż się smutno robi, dlaczego zapytasz pewnie. Otóż to odnosi się nie tylko do postów na blogu, a także komentarzy. Żądasz wolności dla swojej twórczości, a sama zabraniasz wyrażania prostego zdania, do tego traktując je jak prostacki hejt. Nie każdy komentarz musi być błahym panegirykiem o tym jakież to wspaniałe i genialne posty piszesz, zwłaszcza, że to dość spore zakłamanie. TY NAWET NIE PRÓBUJESZ SIĘ POPRAWIĆ! Ba.. Tobie się nawet nie chce ruszyć myszki, żeby poszukać internetowego słownika, ewentualnie strony, która będzie cie automatycznie poprawiała. ''Często mam literówki których po prostu nie zauważam jak czytam, A PÓŹNIEJ NIE CHCE MI SIĘ ICH POPRAWIAĆ'' I w tej właśnie chwili każdy twój czytelnik poczułby się jak niechciany pasożyt jelita cienkiego, którego jesteś zobowiązana dokarmiać. Piszesz na 'odpierdol się' i później masz pretensje, że zwraca się ci uwagę? Dostojnie, w stylu renesansowych dam.
      Idziemy dalej. Fakt, że jesteś z Polski i masz 16 lat to nie powód do dumy w tym wypadku. Mój 14-letni kuzyn składa zdania o stokroć lepiej. Piszesz po nocach to opowiadanie, okay. Może jednak lepiej by było, gdybyś zostawiła pisanie, przespała się i wróciła do tego rano z trzeźwym umysłem i ciekawszymi pomysłami? Taka mała rada na przyszłość, bo nie wydaje mi się, żeby ktoś prawił ci morały, jeśli publikacja posta opóźni się o dzień, czy dwa.
      ''Nie podoba ci się to idź do biblioteki poczytaj jakąś książkę... chyba ze ją też będziesz krytykować.'' Tego zdania się przyznam, że nie rozumiem. Że niby każda książka jest dopracowana od dechy do dechy? [Nie jest]. A może chodziło ci o to, że niby nikt nie krytykuje książek? [Owszem, krytykuje.] Jednak zostawiam ten temat, bo chyba znowu coś przekręciłaś albo ja mam pierwsze stadia psychozy.
      Otóż kroczymy dalej w ten rozgardiasz twojego komentarza. Avis nikogo udawać nie musi. Wcześniej zwracała ci po prostu uwagę, dawała rady, jednak z ignorancją potraktowałaś jej uprzednie postulaty więc jasne, że się zirytowała. Próbowała cie wyciągnąć z tego dołka adoracji, w którym siedzisz po uszy i przez który nic do ciebie nie dociera, rozumiesz do czego podbijam? FAKTEM jest, że tkwisz w tym martwym punkcie i nie dajesz razy z ruszeniem do przodu, a twoje pisanie nic się nie poprawia- i nie masz prawa zaprzeczyć. Avis wcześniej widziała tutaj potencjał, ale ja jednak stoję przy tym, że jest on całkowicie zmarnowany.
      Nie wymagam publikowania tego komentarza. Nie pisałam tego przecież do twoich czytelniczek, a do ciebie, no i jeszcze trzeba dodać, że jedyną osobą, która musi się tutaj ogarniać jesteś TY SAMA.
      PS. Bez pozdrowień.

      Usuń
    3. dajcie jej spokój. jak chce tak pisze. no i sama wiem, z doswiadczenia, że najlepsze pomysły przychodza w nocy. koniec kropka amen.

      Usuń

Everyday i'm Shufflin!!